Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Syn Stalina: Katyń to nasi

Dorota Abramowicz
Ppor. Jerzy Lewszecki w 1945 r. , zameldował się w  2 Korpusie  WP
Ppor. Jerzy Lewszecki w 1945 r. , zameldował się w 2 Korpusie WP Fot. archiwum rodzinne
Gdyby żył w XVII-wiecznej Polsce, mógłby stanowić pierwowzór jednej z barwnych postaci sienkiewiczowskiej Trylogii. Człowieka o niepokornym charakterze, uwikłanego w historię. O Jerzym Lewszeckim - pisze Dorota Abramowicz

Był ambitnym i bitnym chłopakiem z Torunia, rodzonym na ziemi nowogródzkiej, żołnierzem Września, kolegą z oflagu syna Stalina - Jakowa. Był też ważnym świadkiem, którego nazwisko pojawia się w pierwszym międzynarodowym raporcie Specjalnej Komisji Śledczej Kongresu Stanów Zjednoczonych do Zbadania Zbrodni Katyńskiej z 1952 roku. Stanisław Rajkowski, z którym Lewszecki wrócił przez zieloną granicę w 1953 r. do Polski, mówi o nim: Wielki patriota, całujący polską ziemię.

Za to według Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie Lewszecki był zwykłym szpiegiem i zdrajcą ojczyzny, za co został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 2 sierpnia 1955 r. w Warszawie.
- Jest bardzo prawdopodobne, że śmierć wuja związana była z pojawieniem się jego nazwiska w raporcie katyńskim - mówi dr Kamil Zeidler z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, współautor, z ojcem Mirosławem Zeidlerem, artykułu "Jerzy Lewszecki - przyczynek do biografii" w ubiegłorocznym "Przeglądzie Historyczno - Wojskowym". - Raport był oficjalnie opublikowany, władze sowieckie dobrze go znały. A to, co powiedział, musiało ich mocno poruszyć.

Jerzego Lewszeckiego w raporcie trudno przeoczyć. Pojawia się na tej samej, 39 stronie, na której wymieniony jest syn Stalina, Jakow.

Jakow zwierza się polskiemu oficerowi

Pięć lat po zakończeniu wojny Amerykanie zaniepokojeni losem swoich żołnierzy, wziętych do niewoli w Korei, postanawiają ujawnić zeznania byłego jeńca wojennego, płk. Johna Van Vlieta, przywiezionego przez hitlerowców w 1943 r. do Katynia. Same słowa Van Vlieta to za mało - specjalna komisja z przewodniczącym Ray'em Johnem Maddenem postanawia przesłuchać innych świadków. W grudniu 1952 r. zostaje opublikowany liczący 2360 stron raport, bezspornie uznający winę ZSRR, jako państwa, które dopuściło się ludobójstwa. Amerykanie wzywają społeczność międzynarodową do powołania międzynarodowego trybunału dla osądzenia zbrodni. Rosjanie odpowiadają notą protestacyjną i rozpętują akcję propagandową na wielką skalę. "Dowodem" mają być ustalenia komisji Nikołaja Burdenki, fałszującej wyniki śledztwa i podrzucającej do masowego grobu spreparowane, dowody.
Wśród świadków Amerykanów jest polski oficer, Jerzy Lewszecki, który od czerwca 1941 r. do stycznia 1944 r. był jeńcem oflagu X pod Lubeką. Tego samego, do którego w 1942 r. przywieziono Jakowa Josifo-wicza Dżugaszwili, najstarszego syna Stalina.

Jakow 16 lipca 1941 dostał się do niewoli niemieckiej. Tam spotkał się z polskimi oficerami, którzy, jak podają źródła, potraktowali go bardzo życzliwie, dzieląc się z nim paczkami żywnościowymi i przydzielając do pomocy polskiego ordynansa.

W pamiątkach rodzinnych znajduje się karykatura Jerzego Lewszeckiego, wykonana w oflagu Lubece. Według niepotwierdzonych przekazów wyszła ona spod ręki Jakowa. Jakow miał wiele razy rozmawiać z Jerzym. Podczas jednej z "zaciętych dyskusji" syn Stalina otwarcie przyznał, że Polacy zostali zgładzeni przez Sowietów. Niedługo po tej rozmowie, w 1943 r. Dżugaszwili został przeniesiony do obozu w Sachsenhausen. Ojciec nie zgodził się na jego wymianę na feldmarszałka Paulusa. W kwietniu 1943 Dżugaszwili rzucił się na druty. Zginął.

Zeznając w Londynie na początku lat 50. Lewszecki powtórzył słowa Jakowa Josifowicza Dżugaszwili: przyczyną mordu był fakt, iż ofiary "stanowiły inteligencję, element najbardziej dla nas niebezpieczny i musieli zostać wyeliminowani".

Elew, syn lekarza wojewódzkiego Pomorza

Niewykluczone, że spotkanie z synem Stalina i potwierdzenie przezeń traumatycznej informacji o sprawcach zbrodni katyńskiej zdeterminowało dalsze losy Jerzego i doprowadziło do podjęcia działalności wywiadowczej na terenie PRL.

Mirosław Zeidler, którego babcia ze strony matki,, Amelia Ostoja Owsianowa z domu Lewszecka, była rodzoną siostrą Zygmunta, ojca Jerzego, uważa, że u podstaw czynów wuja leżał jego andrusowski charakter. Pochodzący z Kresów Zygmunt Lewszecki, ojciec pięciorga dzieci, pełnił poważną funkcję lekarza województwa pomorskiego. Syn zadziora raczej nie zrobiłby kariery urzędniczej. Nadawał się do wojska. W 14 roku życia Jerzy był już elewem szkoły kadetów w Modlinie. We wrześniu 1939 r. walczył w obronie twierdzy Modlin, za co został odznaczony Krzyżem Walecznych.

W niewoli też nie okazywał pokory. W 1944 r. spoliczkował i zerwał dystynkcje kilku "zdrajcom i szpiclom", za co sąd w Hamburgu skazał go na dwa lata więzienia. Z więzienia chciał uciekać, więc karnie przeniesiono go do obozu w Buchenwaldzie. Tam dostał czerwony trójkąt z literą ""P" (polityczny) oraz klasyfikację jako "specjalnego więźnia Wehrmachtu" . Życie uratowało mu wyzwolenie obozu przez amerykańską 3 Armię.
Po wojnie w Londynie Lewszecki podjął współpracę z płk. Wincentym Bąkiewiczem, działał w tzw. wywiadzie ofensywnym na Polskę. Amerykanie nadal nie odtajniają swoich dokumentów, więc nie wiadomo, czy przeszedł u nich szkolenie wywiadowcze. Wiadomo za to, jak dostał się do Polski.
Wpław przez Nysę

Stanisław Rajkowski ma dziś 84 lata. Mieszka w Siedlcach. Mimo ciężkiej choroby godzi się na rozmowę o Jerzym Lewszeckim.
- W czasie wojny walczyłem w Armii Krajowej, działałem w WiN, ujawniłem się w 1947 roku, a potem... uciekłem za granicę - mówi cicho pan Stanisław. - Na początku lat 50. byłem wartownikiem w amerykańskiej bazie wojskowej w Niemczech. Tam poproszono mnie, bym pomógł pewnemu oficerowi, który chce dostać się nielegalnie do kraju. On ostatni raz widział Polskę w 1939 roku, nie znał sytuacji po objęciu władzy przez komunistów. Byłby tam zupełnie bezradny.

Wyruszyli w listopadzie 1953 roku. Nielegalnie przekroczyli granicę, pokonując wpław Nysę Łużycką.
- Było strasznie zimno - wspomina pan Stanisław. - Jerzy przypłacił to odmrożeniami palców u nóg. Trzeba było je mu potem amputować w Podkowie Leśnej. Ale najważniejsze dla niego było, że znalazł się w Polsce. Po wyjściu z rzeki przebiegliśmy przez pas zaoranej ziemi, pokonaliśmy zasieki. Wtedy ukląkł i zaczął całować ziemię...

Stanisław Rajkowski po doprowadzeniu Jerzego do punktu kontaktowego rozstał się z nim. Były akowiec też zapłacił za kontakt ze świadkiem w sprawie Katynia. Zatrzymano go w NRD podczas próby nielegalnego powrotu do Niemiec Zachodnich. Najpierw przeszedł półtoraroczne śledztwo. Między innymi także w gdańskim areszcie. Potem został skazany na długoletnie więzienie. Na wolność wyszedł w 1961 r.
- Z rodziny została mi tylko siostra - wspomina. - Wszystko musiałem zaczynać od nowa. Ale i tak miałem więcej szczęścia niż Jerzy.

Prokurator adwokatem z urzędu

Ktoś zdradził. Kto? Dopiero niedawno do Mirosława Zeidlera trafiło kilka tomów akt z IPN. Trzeba je wszystkie spokojnie przeczytać, opracować.

Wiadomo, że na skutek donosu Jerzy Lewszecki został zdekonspirowany. Zatrzymano go 17 marca 1954 roku. Po prawie rocznym śledztwie na ławie oskarżonych prócz Lewszeckiego zasiadło jeszcze pięciu oskarżonych, w tym także Stanisław Rajkowski.
Lewszecki dostał obrońcę z urzędu - adwokata wojskowego Czesława Łapińskiego. Do niedawna... prokuratora, tego samego, który skutecznie oskarżał w 1948 roku skazanego na śmierć rotmistrza Witolda Pileckiego. Tym razem oskarżycielem był ppłk Kazimierz Golczewski. W składzie sędziowskim znaleźli się: mjr Piotr Adamski, kpt. Stanisław Gutaker i por. Tadeusz Grelka.

Z tej czwórki do dziś żyje Stanisław Gutaker. Mieszka w Warszawie. Dzwonię. Odbiera kobieta. Pytam, czy tu mieszka sędzia, który badał sprawę porucznika Lewszeckiego.
- Pomyłka - mówi kobieta. Szybko odkłada słuchawkę.

19 marca 1955 r. sąd wydał wyrok. Pozostali oskarżeni zostali skazani na długoletnie więzienie, Lewszecki na karę śmierci. W uzasadnieniu stwierdzono, że oskarżony "od grudnia 1952 r. do marca 1954 r. działał na szkodę PRL na terenie Anglii, Niemiec i Polski. Wstąpił na służbę II Oddziału przy tzw. rządzie emigracyjnym w Londynie i współpracując z ośrodkiem wywiadu amerykańskiego Camp King w Oberursel w Niemczech, przesłuchiwał zbiegów z kraju i uzyskane od nich wiadomości przekazywał na rzecz wywiadu amerykańskiego". Ponadto przybył do Polski w celach szpiegowskich.

Nie zastosowano wobec niego prawa łaski. Wyrok wykonano 2 sierpnia 1955 r. w więzieniu mokotowskim. Piętnaście lat i niespełna cztery miesiące po hekatombie katyńskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki