Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stoimy po tej samej stronie. Wszyscy

Małgorzata Gradkowska
Poniedziałek, kilka dni po rozpoczęciu roku szkolnego, szkoła w Gdańsku. Żeby do niej wejść, trzeba mieć identyfikator (tak jest już od kilku lat), ale żeby przejść z jednego skrzydła - dla licealistów - do drugiego, gimnazjalnego - też trzeba mieć identyfikator i to jest nowość tego roku.

- Względy bezpieczeństwa - mówi krótko dyrektor. Można by pomyśleć - przesada, w końcu nie jesteśmy w amerykańskim filmie, tylko w niezłej wielkomiejskiej szkole! Tymczasem dyrektor wie, co robi. Przez ubiegły rok nauczyciele kilkakrotnie zapobiegali międzyszkolnym walkom. Ilu nie udało się zapobiec, bo doszło do nich poza szkołą - nawet nie wiadomo.

Dla wielu dzieciaków kradzieże, pobicia, szykanowanie i lekceważenie to szkolna rzeczywistość. Czasami wkracza do szkoły niepostrzeżenie - wyśmiewaniem, podstawieniem nogi, popchnięciem, zniszczeniem zeszytu. Wtedy jeszcze wiele osób nie uświadamia sobie problemu - bo w końcu czym różni się popchnięcie na szkolnym korytarzu od popchnięcia w kolejce do autobusu? Czym różni się stek wyzwisk, rzucony przez jednego kolegę w kierunku drugiego, od takiej samej wiązanki, którą ojciec obdarzy syna? Potem zmienia się w bicie, wyzywanie, wymuszanie, w międzyklasowe czy międzyszkolne ustawki.

Wychowawca, szkolny pedagog czy psycholog rzadko się o tym dowiedzą - bo przecież nikt nie będzie kapował. Niebieskie skrzynki, przed kilku laty montowane w szkołach, do których można było wrzucać sygnały o przemocy, nie sprawdziły się. To jak niebieska linia, za bardzo kojarzyły się z byciem ofiarą - mówią nauczyciele. Bezbronna ofiara przemocy szkolnej nie mówi dorosłym o swoich problemach. Wagaruje, czasem prosi o przeniesienie do innej szkoły, a czasem sama staje się agresorem. Badania, wykonane kilka lat temu, podczas pierwszej edycji naszej akcji "Szkoła bez przemocy", wykazały, że prawie połowa dzieciaków czuje się w szkole zagrożona. Obawiam się, że jeśli statystyka się zmieniła, to raczej na gorsze.

Od kilku lat prowadzimy naszą akcję. W tym roku pod hasłem współpracy między szkołą i rodzicami. Niegdyś szkoły, z pomocą rodziców, zajęły się problemem tzw. fali. W większości zjawisko zniknęło, ale najpierw dorośli musieli poważnie je potraktować i dogadać się - nauczyciele z rodzicami. Teraz znowu przerzucamy się odpowiedzialnością - nauczyciele mówią, że to rodzina wychowuje takiego ucznia, jaki do nich trafia, rodzice - że to, co się dzieje, jest winą szkoły.

Zapomnijmy o pokazywaniu palcami winnych tego, że nasze dziecko - grzeczne w domu - w szkole skopało kolegę. W końcu warto pomyśleć, że stoimy po tej samej stronie. Rodzice i nauczyciele. I dzieciaki, które przecież chcą być bezpieczne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki