Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmieszne nazwy firm i zakładów pogrzebowych. Czy taka reklama gwarantuje sukces?

Dorota Abramowicz, Marek Adamkowicz
Rys. Bartłomiej Brosz
Wymyślanie nazw firm nie jest mocną stroną rodaków. Nierzadko sięgają oni po słowa obce i nie do końca zrozumiałe. Przeczytajcie o twórczości nazewniczej polskich przedsiębiorców, która wywołuje szok językoznawców, czasem zachwyt, a czasem salwy śmiechu klientów!

Co ma ze sobą wspólnego amnezja, czyli utrata pamięci i orzeł biały, symbol polskiego państwa? Szczerze mówiąc, niewiele, poza tym, że obie nazwy zostały wykorzystane przez polskich przedsiębiorców. Trudno zapomnieć widok ciężarówki tarnowskiej firmy transportowej, opatrzonej nazwą Amnezja, tak samo jak reklamę zajmującej się recyklingiem zużytych akumulatorów śląskiej firmy Orzeł Biały SA.

Jeśli do tego dołożymy zakłady pogrzebowe Larwa i Apokalipsa, działającą w branży wywozu nieczystości Lidera Pijawkę i robiący swego czasu językową furorę w podwarszawskiej Zielonce Dom Weselny Mezalians (co oznacza nieodpowiednie, niestosowne małżeństwo) oraz setki innych, zaskakujących nazw, to pojawi się nam nieskalany wyobraźnią obraz radosnej twórczości rodaków.
- Coś się złego z Polakami stało - mówi z rezygnacją dr Piotr Doroszewski z Katedry Polonistyki Stosowanej Uniwersytetu Gdańskiego. - Wyraźnie widać, że obniżył się poziom wykształcenia. W razie jakichkolwiek wątpliwości językowych przy wybieraniu nazwy firmy można przecież zadzwonić do jednej z wielu poradni języka polskiego. Niestety, takie telefony się nie zdarzają. Co gorsza, nikt się tym zbytnio nie przejmuje.

W dodatku prawo nie stawia zbyt wielu ograniczeń. Nazwa nie może być ośmieszająca lub wulgarna. Na pozostałe sądy rejestrujące nowy podmiot gospodarczy z reguły się zgadzają.
Inna sprawa, że wpływ na niektóre nazwy ma historia. Czasem zwykła, rodzinna, czasem pisana przez duże H. Ale o tym później...

Od kremu do kremacji

Zacznijmy od spraw ostatecznych. W obliczu śmierci winniśmy zachować powagę - żal, smutek jest w takich momentach czymś naturalnym. No chyba że zobaczy się nazwę zakładu pogrzebowego. W Legionowie jest Apokalipsa, Larwa w Biłgoraju, ale można też mieć ostatnie pożegnanie z firmą Adieu. Swego czasu pogrzeby organizowała Sandomierska Fundacja... Zdrowia, jednak, jak doniosły media, sama zeszła była z tego świata.

To, co jednych dziwi, dla innych jest czymś normalnym, Właściciel Zakładu Pogrzebowego Jan Szatan w Bytomiu i w Radzionkowie (ul. Męczenników Oświęcimia) zapewnia, że w okolicy firmę znają wszyscy. Diabelskie nazwisko nie ma żadnego znaczenia, w końcu to zakład z tradycją, istnieje od trzech pokoleń. Jeśli jest zdziwienie, to raczej u zamiejscowych.
Miejscowi dziwią się natomiast w Gdańsku. Przy ul. Kartuskiej pojawił się bowiem zakład pogrzebowy Kremo. Nazwa przywołuje wprawdzie skojarzenia z kremacją - spopieleniem - tyle że wcześniej w tym samym lokalu znajdował się sklep kosmetyczny.
- To był szok, kiedy któregoś dnia poszłam kupić sobie krem - mówi Kalina Kłosińska z gdańskich Siedlec. - Patrzę, jest nowy szyld, z napisem "Kremo", więc byłam pewna, że nadal sprzedaje się tutaj kosmetyki. Gdy się zorientowałam, o jaką firmę chodzi naprawdę, mało nie padłam trupem!

Pojawienie się osobliwych nazw wynika niekiedy ze zbiegu okoliczności, jednak zazwyczaj w grę wchodzi chęć wyróżnienia się.
- W branży pogrzebowej nazwy często się powtarzają - mówi Dariusz Dutkiewicz, dyrektor biura Polskiej Izby Pogrzebowej. - Nawiązują do mitologii greckiej, rzymskiej czy egipskiej, stąd mamy na przykład wiele Charonów czy też Hadesów.
Dariusz Dutkiewicz przyznaje, że dobrze jest być zauważalnym na rynku, ale najważniejsze, żeby nie przekraczać granic dobrego smaku. Jego zdaniem, przykładem trafnej nazwy firmy w branży pogrzebowej jest Cierń. Słowo kojarzy się z bólem, który przecież jest nieodłącznym elementem śmierci, a jednocześnie zwraca uwagę.

Tu wstawimy "-ex", a tam "-pol"

Lata 80. i początek lat 90. XX wieku to czas powstawania wielu nowych przedsiębiorstw. Ich właściciele zapatrzyli się na legendarny w czasach PRL Pewex (skrót od Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego), gdzie za waluty wymienialne można było kupić niedostępne na socjalistycznym rynku produkty. W ten oto sposób zaroiło się od spółek, sklepików i firm transportowych z "-ex" w końcówce. Jeśli właściciel miał na imię Marek, to jego firma zwała się Marex, jeśli Czarek to Czarex, a Jan kierował przedsiębiorstwem Janex. Jeszcze gorzej wyglądało to, gdy próbowano połączyć z "-ex" polską nazwę produktu. I tak na ulicach pojawiły się szyldy Koszuleksów i Buteksów.

Doktor Piotr Doroszewski tłumaczy, że są to językowe konstrukcje hybrydowe, czyli takie, w których cząstki pochodzą z różnych języków.
- Tego typu hybrydy są potępiane przez językoznawców -wyjaśnia. - Pojawiły się nawet sugestie, by w trosce o czystość języka polskiego karać za takie dziwolągi. Jednak Rada Języka Polskiego odrzuciła ten pomysł.

Dziś na szczęście końcówka "-ex" wychodzi z mody. Pozostała tylko w określeniu sklepów z używaną odzieżą (lumpeks) i w niektórych firmach (chociażby bytowski Drutex, który zaczynał od wyrobów z drutu, a zakończył na produkcji okien).
Kończy się także popularność cząstki "-pol", która miała podkreślać krajowe korzenie produktu. Czasami, jak w przypadku zlokalizowanego na Opolszczyźnie producenta przyczep samochodowych Gniotpol, takie połączenie wywołuje co najmniej uśmiech.

Inne skróty także bywają niezbyt fortunne i mogą wprowadzać w błąd. Krakowska firma Krakżal nie ma nic wspólnego z branżą pogrzebową. "Żal" to skrót od żaluzji.

Z kolei pan Wiesław Ciałkowski, zakładając firmę specjalizującą się w konserwacji i restauracji obiektów zabytkowych, postanowił wykorzystać w nazwie fragment swojego nazwiska. I tak powstał Ciałbud, który ani z ciałem, ani z budową, ani z zabytkami się nie kojarzy.

Na nazwiska w ogóle bardzo trzeba uważać. Właścicielka wrocławskiej wytwórni garmażeryjnej wykorzystała w reklamie swoje dane osobowe. I tak pojawiły się tablice z napisem: "Kupska. Wytwórnia Wyrobów Gastronomicznych".
Lekki niepokój budzi Kebab Pod Psem z Kazimierza Dolnego. Właściciele jednak wyjaśniają, że nazwa nie ma nic wspólnego z ofertą, a jedynie z niedalekim Pomnikiem Kundla rzeźbiarza Bogdana Markowskiego.

Czasem lepiej się nie śmiać

Bywa, że za niektórymi dziwnymi nazwami kryje się długa historia. Przykładem może być spółka Orzeł Biały, która w Polsce jest liderem... recyklingu zużytych akumulatorów i innych materiałów ołowionośnych. To firma, której początki sięgają połowy XIX w., choć początkowo funkcjonowała pod nazwą Szarlej Biały. Obecną nazwę otrzymała w 1934 r. W czasach narastającego konfliktu polsko-niemieckiego, i to jeszcze na Śląsku, trudno było nie dostrzec wydźwięku propagandowego.
Ciekawa jest również geneza nazwy Szambelan, wybranej przez pabianicki zakład wywozu nieczystości, opróżniający szamba.
- To bardzo skomplikowana sprawa - tłumaczy z uśmiechem Jarosław Skiba, właściciel firmy. - Początkowo reklamowaliśmy się jako Usługi Asenizacyjne. Mieliśmy kilka samochodów, a ponieważ komórek jeszcze nie było, nasi pracownicy porozumiewali się przez CB-radio, gdzie trzeba było mieć swoją ksywkę. Ktoś kiedyś rzucił "szambelan" i tak już zostało.

Kiedy osiem lat temu pan Jarosław sprzedawał wóz przedsiębiorcy spod Wrocławia, ten spytał, czy może zostawić na nim napis "Szambelan". Skiba się zgodził. Dzisiaj więc działają w kraju już dwie firmy opróżniające szamba, które odwołują się do tytułu, przyznawanego na monarszych dworach w Europie.
- Dobra nazwa to połowa sukcesu - twierdzi właściciel Szambelana. - Ludziom się podoba, brzmi to ładnie, choć raz spotkałem się z pretensjami, że jest to uwłaczające dla arystokracji.

Mimo prób nie udało nam się za to zdobyć informacji o źródłach pochodzenia nazwy innej firmy, działającej w branży asenizacyjnej. Chodzi o Lidera Pijawkę. Wywóz nieczystości płynnych i stałych z podwarszawskiego Piaseczna. Jak stwierdziła pracownica, przedsiębiorstwo nazywa się tak od niepamiętnych dla niej czasów.
- Klienci bardzo dobrze reagują na Pijawkę - usłyszeliśmy.

Wesoły borsuk... i jusz

Trzeba mieć dużą wyobraźnię, by połączyć sprzedaż kredy pastewnej, dodawanej do paszy dla zwierząt domowych, z borsukiem. W dodatku wesołym. A jednak działająca od 13 lat w branży dostarczającej produkty dla zwierząt gospodarskich, trzody chlewnej, drobiu, bydła, królików oraz koni nazywa się Wesoły Borsuk.
- Szef prowadził wcześniej bacówkę o tej samej nazwie w Górach Opawskich - wyjaśnia pracownica Wesołego Borsuka. - Postanowił z sentymentu przenieść borsuka do kolejnej firmy.

Wyobraźnię, powiedzmy ortograficzną, miał za to pewien ślusarz z Nowego Smolna w województwie kujawsko-pomorskim, który zarejestrował podmiot gospodarczy o nazwie Firma i Jusz.
- Jusz to nazwisko wspólnika? - zapytaliśmy ostrożnie Romana Kaczarewskiego.
- Skądże! - odparł ślusarz. - Zdenerwowały mnie pytania o nazwę, więc powiedziałem, że będzie to firma i już. A że nikt w "już" tego "ż" nie mówi, tylko "sz" słychać, to postanowiłem zapisać nazwę tak, jak wszyscy słyszą.

I jusz! Chciałoby się skomentować to dosadnie, ale nie wypada. Zostańmy więc przy pewnym producencie stolarki budowlanej z Białegostoku. Nazywa się Awruk, ale nie próbujcie czytać tego od końca.

[email protected]
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki