MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Śladami naszych żalów

Renata Moroz
Najwięcej ksiąg kondolencyjnych do wpisania się pojawiło się w kwietniu 2004 roku, po śmierci papieża
Najwięcej ksiąg kondolencyjnych do wpisania się pojawiło się w kwietniu 2004 roku, po śmierci papieża Andrzej Szozda
Co się dzieje z wystawianymi publicznie księgami kondolencyjnymi, gdy już minie żałoba - badała Renat Moroz.

Początek kwietnia 2005 roku. Właśnie zmarł Papież Jan Paweł II. Jak Polska długa i szeroka, ludzie stanęli w kolejkach przed urzędami i kościołami, by wpisać się do ksiąg kondolencyjnych. Nikt wtedy nie narzekał, że musi czekać, nikt się nie awanturował, nie miał pretensji. Były cisza, refleksja, wzajemna życzliwość, czasem łzy. A księgi nasycały się ludzkimi emocjami.

Olka, 36 lat, socjolog: - Czułam potrzebę, że muszę coś komuś powiedzieć. Głupio było przecież stanąć na ulicy i wykrzyczeć, że mi smutno, że mam żal, że to niesprawiedliwe. Więc napisałam z nadzieją, że ta księga i te moje słowa trafią tam, gdzie ich miejsce. Do muzeum watykańskiego.

Magda, 31 lat, pegadog: - Pięć dni nosiłam to w sobie: wściekłość i smutek. Potworne emocje. Gdybym nie wyrzuciła z siebie tych słów, nie przelała na papier, pewnie byłoby jeszcze gorzej.

Jan, 43 lata, inżynier: - Skreśliłem tylko kilka słów "to nie tak miało być". Nawet się nie podpisałem, ale ulżyło.

Gdy umarła Franciszka Cegielska, w holu gdyńskiego magistratu też pojawiła się księga kondolencyjna. Jedna zresztą nie wystarczyła. Trzeba było dołożyć drugą, trzecią czwartą, piątą...
Gdy kilka lat temu zawaliła się hala targowa w Katowicach, grzebiąc dziesiątki gołębiarzy, gdy zginął tragicznie Bronisław Geremek, gdy odszedł legendarny trener Kazimierz Górski, wreszcie gdy wybuch metanu w kopalni "Wujek- Śląsk" zabił 15 górników - za każdym razem w gdańskim ratuszu wykładano księgi.

Trudny temat

Czym są? Jaki jest ich późniejszy los i jak kończą swój żywot. Godnie czy gdzieś na śmietniku niepamięci? Dariusz Wołodźko z biura prasowego Urzędu Miejskiego w Gdańsku przyznaje, że na temat ksiąg nie wie nic. Prosi o pomoc Antoniego Pawlaka, starszego wiekiem i doświadczeniem gwardzistę Pawła Adamowicza.

- Księgi przechowujemy w archiwum magistratu - odpowiada. - A po iluś tam latach powinny trafić do archiwum akt nowych.
- A może do muzeum?
- Może i tak. Nikt się nad tym nie zastanawiał. A może te księgi potrzebne są tylko w tej jednej chwili, tej osobie, która dokonuje wpisu. Po to, by wylać emocje, wyżalić się. Nie wiem, to trudny temat.

Oczywiście biuro prasowe zadbało, by księgi z archiwum dostarczono. Nie szkodzi, że w skrzynce po owocach. Wciśnięte pośród kalendarzy. Przeglądamy. Najpierw te papieskie. - Patrz na to - Antoni Pawlak pokazuje wpis pięcioletniego Tadzia, który niezdarnie, koślawo skreślił: "Ojcze Święty! Pamiętaj też i o nas w niebie. Merci! Będę czytać Pismo!". Domalował też serce - wielkie, czerwone, gorejące. I krzyż tak samo koślawy jak i słowa, i serduszko.

Jeden tom z ratusza, kolejny z kościoła św. Brygidy, bazyliki Mariackiej, pozostałych gdańskich parafii. Każdy opatrzony protokołem przekazania i pieczęciami. Jedne zdobne w skórę, inne zwykłe zeszytowe formatu A3, kolejne jak pamiętniki, z rysunkami, wycinkami gazet. Ileż w nich miłości, sympatii, emocji. Aż grzeją w dłonie. Wpisy od dzieci, młodych, starszych, zdrowych, chorych, VIP-ów i szarych ludzi. Niektóre pisane wierszem, inne pojedynczymi słowami.
- Pamiętam, jak umarł Jacek Kaczmarski - wspomina Antoni Pawlak. - Spotkaliśmy się w gronie tych, którzy dobrze go znali. Była i księga. Niesamowite, jakie uczucia nam towarzyszyły, gdy się wpisywaliśmy. Były nawet łzy. To było naprawdę cholernie emocjonujące.

Otwieramy kolejną księgę, poświęconą Kazimierzowi Górskiemu. "Kaziu, Kaziu, prosimy Ciebie - stwórz ekipę w niebie". I podpis - "Ochrona Rady Miasta". "Piłka nożna straciła Wielkiego Niezapomnianego Szkoleniowca piłkarzy z całej Polski" - Kibol Lechii Gdańsk.

Robi wrażenie. Tak jak strony poświęcone Bronisławowi Geremkowi. Są wpisy po angielsku, rosyjsku, hebrajsku, polsku. Jak ten: "Dziękujemy Mistrzu Wszystkiego". I ostatnia poświęcona tragicznej śmierci górników. Przez okres żałoby narodowej spoczywała na ogólnodostępnym stoliku w Nowym Ratuszu.

Kto decyduje o tym, kiedy i gdzie powinna być wyłożona księga?
- Prezydent, a gdy go nie ma, przewodniczący Rady Miasta - wyjaśnia Pawlak. - Ale bywa i tak, że ktoś z nas sugeruje, że powinniśmy. I czynimy tak zawsze, gdy Polską wstrząsa jakaś tragedia, gdy odchodzi ktoś ważny dla Polaków. Zawsze jako pierwszy wpisuje się prezydent, po nim inni ważni ludzie miasta. I goście, jeśli akurat są w Gdańsku. A fotoreporterzy czy kamerzyści zawsze przy tym są, by utrwalić ten smutny, ale jednocześnie godny moment.

Dokumenty historyczne

Czas na Gdynię. Biuro rzecznika miasta. Joanna Grajter podchodzi do szafy. Są w niej dokumenty, miejskie foldery, książki, pluszaki, gadżety, długopisy, chusteczki higieniczne. - O, jest i Papież! - woła triumfalnie, wyjmując księgę oprawioną w czarny aksamit.

Mijają minuty. Pani rzecznik odnajduje kolejny tom, i kolejny. Tysiące wpisów, różne charaktery pisma, różne słowa, różna stylistyka, ale przesłanie to samo. Pośród stosu papierzysk pani rzecznik odnajduje jeszcze księgę poświęconą Janowi Nowakowi-Jeziorańskiemu, który był honorowym obywatelem Gdyni.

Joanna Grajter czuje dyskomfort sytuacji. - Powinny być przechowywane w godniejszym miejscu. To moja wina, powinnam je była już dawno przekazać do muzeum. Ale człowiek jest taki zabiegany...

Do rozmowy włącza się Anna Białek, naczelnik biura prezydenta Gdyni, która przytargała ze sobą karton owinięty folią i opatrzony napisem: "Kopie ksiąg kondolencyjnych. Prezydent Gdyni Franciszka Cegielska".
- A oryginały? - pytam.
- Są w Muzeum Miasta Gdyni.
Rzeczywiście są, spoczywają w archiwum. Wykłada się je tylko przy okazji rocznicy śmierci pani prezydent, czyli 25 października, gdy miasto ma takie życzenie.

- Traktujemy je jak dokumenty historyczne, zapis dziejów osoby silnie związanej z miastem - wyjaśnia dyrektor Dagmara Płaza-Opacka. - Do ksiąg dołączone są także wycinki z prasy, nekrologi, kondolencje, zdjęcia, nagrania, wszystko, co było z Franciszką Cegielską związane. Jako dokumenty mogą zostać wypożyczone do wglądu, gdyby były eksponatami, podlegałyby bardziej skomplikowanej procedurze.
Otwieramy pierwszą z brzegu. Są słowa od prezydenta miasta, ministrów, parlamentarzystów, radnych, dyrektorów firm, naczelników wydziałów - niektóre bardzo osobiste, mieszkańców . Choćby te: "Byłaś nasza, gdyńska, kochana. Mądra i dzielna. Albo: "Pani Franciszko, będzie mi Pani brakować tu w Gdyni i na naszej Ziemi".

Delikatna materia
- Nie jestem w stanie jednoznacznie określić, skąd wywodzi się tradycja wykładania ksiąg. Choć prawdopodobnie, ale głowy za to nie dam - z dyplomacji - mówi Dagmara Płaza-Opacka.
Prof. Andrzej Januszajtis, fizyk z wykształcenia, ale historyk z zamiłowania, dodaje: - Prawdopodobnie to XIX-wieczna tradycja.

Gdynia nie wyłożyła zbyt wielu ksiąg kondolencyjnych. - To delikatna materia. Gdy zmarł nasz Papież, wiedzieliśmy podskórnie, że trzeba, jak zmarła Franciszka podobnie. Zresztą te tysiące wpisów o tym świadczą. Ale w innych przypadkach... - Joanna Grajter zawiesza głos. - Sytuacja, gdyby w księdze pojawił się jeden czy dwa wpisy, byłaby niezręczna. W takich sytuacjach pozostaje internet. Tam także zakładamy księgi kondolencyjne. I chyba tak jest lepiej, bo piszący czuje intymność tej sytuacji. Nikt za plecami mu nie stoi, może spokojnie wyrzucić z siebie ból.

W internecie na hasło "księgi kondolencyjne" wyświetlają się dziesiątki stron. Wpisy - różne. Od obelg związanych z pochodzeniem zmarłej osoby, poglądami czy kolorem skóry, po rzeczywisty smutek wyzierający z każdego słowa. Jak te po śmierci Marka Edelmana. Internautka Nadia wpisała: "Byłeś człowiekiem przez duże C. Bohaterem, który jak sądzę walczyłby o dobro w każdej sytuacji, czy byłoby to getto, czy wojna na Bałkanach czy rzeź w Somalii".

Justyna Zalewska-Klóska, psycholog i psychoterapeuta, uważa, że przyczyna, dla której ludzie wpisują się w księgach kondolencyjnych, niekoniecznie musi być związana z żałobą po osobie, która właśnie odeszła i dla której księgę wyłożono.

- Nadajemy wyraz różnym własnym przeżyciom. Być może jest tak, że śmierć idoli jest pretekstem do wyzwolenia głosu i uczuć po stracie ważnych dla nas osób. Pretensji za śmierć matki, dziecka, męża, żony - tłumaczy. Jak się dowiem - dam znać.

Pora na Sopot. Wojciech Fułek, wiceprezydent, historyk i fanatyk tego miasta, czeka w swoim gabinecie strojnym w antyki. Jest i księga. Jedna. Poświęcona prof. Bronisławowi Geremkowi.
- Pozostałych nie mogliśmy znaleźć - mówi.

Telefon do biblioteki miejskiej niczego nie wyjaśnia, podobnie jak rozmowa z dyrektorem urzędu. Wedle słów Wojciecha Zemły księgi poświęcone Janowi Pawłowi II powinny być w pomieszczeniu gospodarczym (zwanym w urzędzie kuchnią). Ale tam ich też nie ma. Przemiłe panie sekretarki przekopały szafy w tę i we w tę. Jak kamień w wodę.

Wiceprezydent Fułek robi, co może, by pokryć niezręczność tej sytuacji. - Jak tylko się dowiem, gdzie je umieszczono, dam znać - obiecuje.

Rozmawiamy jeszcze o księdze kondolencyjnej poświęconej Johannesowi Kolathowi, przedwojennemu burmistrzowi Sopotu, którą ktoś odnalazł na strychu jednej z sopockich kamienic. Ona spoczęła w Muzeum Miasta.

Co sopocianie chcieli przekazać Ojcu Świętemu i o czym obiecali pamiętać - już się tego nie dowiemy. No, chyba że księgi cudem się odnajdą. Tylko, czy ktokolwiek będzie ich szukał?

PS. W ub. wtorek odszedł wybitny gdański scenograf, autor papieskiego ołtarza na Zaspie, Marian Kołodziej. Urząd Miejski w Gdańsku zapowiedział wyłożenie księgi kondolencyjnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki