MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Seks pod chmurką

Tomasz Słomczyński
Seks na plaży - to już nie tylko nazwa popularnego drinka. Jak się okazuje, ponad połowa z nas chciałaby kochać się w miejscu publicznym - tak wynika z badań. Jednak od chęci do czynów jest droga daleka - przekonuje prof. Lew Starowicz. Chociaż... Jak przyznają stróże prawa, przypadki zbliżeń w miejscach - wydawałoby się - do tego nieprzeznaczonych, wcale nie są rzadkie.

Plaża zdaje się być najczęściej wykorzystywanym miejscem publicznym do uciech cielesnych. A jeśli z rozwiązłością w tej materii powiązać wakacje, alkohol i dobrą zabawę, wówczas trop poprowadzi wprost do sopockiego kurortu.

- Wtedy jeszcze funkcjonowała Copacabana - wspominają imprezowicze, którzy byli świadkami niecodziennej sceny małżeńskiej. - Z ubikacji, która znajdowała się poza lokalem, wyskoczyła nagle naga kobieta. W tym czasie jej kochanek - również nagusieńki jak stworzyła go natura - chował się za ubikacją. Nawinęła się policja, zaczęła sprawdzać, co się dzieje. Okazało się, że na pobliskim parkiecie akurat bawił się mąż tej pani. Nie wiedział, co jego małżonka robiła w ubikacji, niestety dowiedział się o tym na skutek interwencji stróżów prawa.

Wakacyjna przygoda, gwiazdy, upalna noc i plaża... Mogłoby się wydawać, że po takie właśnie romantyczne uniesienia przyjeżdża się do Perły Bałtyku.

- Nie przesadzałbym z tym romantyzmem - mówi Piotr z Warszawy, stały wakacyjny bywalec trójmiejskiej stolicy rozrywki. - Najczęściej chodzi o to, żeby było szybko, żeby zaraz wracać na imprezę. Plaża jest oczywiście wygodniejsza niż krzaki, jednak trzeba uważać na wszędobylski piasek.

Na temat wykroczenia, jakim jest "nieobyczajny wybryk", sporo mają do powiedzenia sopoccy stróże prawa. Rozbawieni pytaniem, mówią: "Wolimy, żeby się kochali, niż okładali pięściami".
- W praktyce "sprawcy" zazwyczaj dostają naganę ustną od policjantów - mówi st. sierż. Karina Kamińska. - Kiedyś patrol zauważył w środku nocy na końcu ul. Powstańców Warszawy "kołyszące się" auto. Sprawa wydawała się oczywista. Policjanci poczekali, aż kochankowie skończą, a potem ich wylegitymowali.

Jak przyznają funkcjonariusze, wypisywanie mandatów w takim momencie nie ma żadnego uzasadnienia, jeżeli zachowanie kochających się nikogo nie gorszyło. Jednak sprawdzenie, kim są "randkowicze", było jak najbardziej uzasadnione.

- Mogło być tak, że pani do samochodu została wciągnięta siłą - mówi sierż. Kamińska i podaje kilka przykładów interwencji policyjnych wobec kochających się par: W wakacje policjanci przyjęli zgłoszenie o parze kochającej się na terenie należącym do jednego z sopockich… kościołów. Zgłoszenie pochodziło od księdza. "Czemu nam ksiądz przerywa? Ksiądz Boga w sercu nie ma?" - krzyczał rozgniewany mężczyzna. Natomiast podczas patrolowania okolic stawu w pobliżu sopockiej opery funkcjonariusze ukarali parę, która w samo południe, nie zważając na spacerujących rodziców z dziećmi, uprawiała seks na ławce. Mniej zdziwiłaby policjantów beztroska młodych ludzi… Jednak w tym wypadku kochankowie mieli po 60 lat.
Kilka lat temu w Słupsku postrachem kierowców autobusów i pasażerów nocnych linii była para młodych ludzi, którzy upodobali je sobie na miejsce bardzo zaawansowanych pieszczot.

Seks w miejscu publicznym można kategoryzować według miejsca występowania. Oprócz "plażowego" mielibyśmy wówczas "samochodowy", "parkowy" i "ubikacyjny". Z tym ostatnim związana jest historia, która miała miejsce w Gdyni. Pewnego razu do dworcowej toalety został wysłany fotoreporter. Miał sfotografować stan sanitarny przybytku.

- Wrócił blady, powiedział, że tam na ścianach są ogłoszenia panów, skierowane do innych panów, z telefonami, wymiarami, godzinami, w których przyjmują, cennikami, a wszystko opatrzone odpowiednimi rysunkami promocyjnymi - wspomina dziennikarka, która poleciła wówczas fotoreporterowi zrobić kilka zdjęć do swojego artykułu. - Najpierw w ogóle nie zrobił tych zdjęć. Wysłałam go jeszcze raz. Mówił, że jak wszedł do środka, to ktoś się schował w kabinie i śledził go spod drzwi lusterkiem.

Sprawa zakończyła się tak, że na dziennikarkę najpierw obrazili się technicy kryminalistyczni, bo ówczesny komendant wysłał ich na miejsce o 7 rano, jak się tylko gazeta ukazała, żeby sfotografowali wszystkie napisy. Potem przez miesiąc pani redaktor nie podpisywała się swoim nazwiskiem pod tekstami o dworcu, bo do redakcji trafił list z pogróżkami od tych, dla których dworcowa ubikacja była miejscem pracy.

Jeśli zaś chodzi o seks "samochodowy", to - jak przyznają gdańscy strażnicy miejscy - często odwiedzane są parkingi na Westerplatte. I zapewne parkującym parom nie zależy specjalnie na poznawaniu historii tego miejsca, choć walory "klimatu" otoczenia też mogą tu mieć znaczenie.
Miłosz Jurgielewicz z gdańskiej Straży Miejskiej przyznaje, że zaledwie kilka razy w roku dochodzi do karania kochających się par.

- Kiedy zapytałem o to zjawisko pracowników Wydziału Monitoringu, sam się zdziwiłem - mówi Jurgielewicz. - Wychodzi na to, że kochankowie potrafią ukryć się przed strażnikiem, nie widzą natomiast oka kamery.

Jak się okazuje, erotyczne nagrania w miejskim monitoringu wcale nie są rzadkością.
- Most Krowi, antresola na dworcu PKP, perony, miejsca pod wiaduktami kolejowymi - strażnik wymienia miejsca, w których na monitoringu uwieczniono seks. - Ale nie oszukujmy się. Ten seks często nie jest bezinteresowny. To często jest zwykłe prostytuowanie się.

Sopoccy policjanci przypominają jedną szczególną interwencję. Choć para, która była w nią zaangażowana, kochała się w mieszkaniu, to i tak mogła zgorszyć znajdujących się wokół ludzi.
- Dostaliśmy wezwanie, bo ktoś przeraźliwie krzyczał. Przyjeżdżamy na miejsce - rzeczywiście ktoś krzyczy w jednym z mieszkań. Słychać w całym budynku. Pukanie i walenie w drzwi nie przynosi efektów. Co robić? Razem ze strażą pożarną wyważyliśmy drzwi. Kochająca się para nic nie słyszała. Przerwali, jak zobaczyli strażaków i policjantów w sypialni - mówią sopoccy funkcjonariusze.
Seks w miejscu publicznym nie musi być koniecznością wynikającą z trudności lokalowych lub potrzeby natychmiastowego zaspokojenia. Może też być swego rodzaju hobby. Tak jest w przypadku tzw. doggersów.

Na stronie internetowej "Pierwszego Polskiego Klubu Fanów Doggingu" czytamy: "Dogging jest bardzo nową i świerzą [pisownia oryginalna] formą spędzania czasu wolnego. Celem Klubu jest informowanie o zjawisku Doggingu oraz zrzeszenie ludzi chętnych do aktywnego udziału i spotkań. Klub organizuje spotkania dla swoich członków w realnym świecie". Nie każdy może zostać członkiem takiego klubu. Trzeba charakteryzować się wysoką kulturą osobistą, odpowiednią aparycją, statusem społecznym...

Na forach internetowych jeden z członków takiego klubu przyznaje, że w 99,9 proc. doggersami są mężczyźni.

Zwyczajna ochota czy zaburzenie?
O zjawisko doggingu zapytaliśmy seksuologa.
- Człowiek posiada szerokie spektrum zachowań seksualnych. W nim mogą się mieścić również stosunki seksualne w miejscach publicznych - tłumaczy Izabela Żubrys, seksuolog, psycholog i psychoterapeutka. - W Polsce tzw. dogging występuje, ale jest zjawiskiem niszowym, nie jest popularny.
- Czy taki seks zbiorowy w miejscu publicznym jest zaburzeniem?
- Nie można jednoznacznie stwierdzić, że tzw. dogging jest zaburzeniem. To zależy od tego, czy dominuje wśród innych zachowań seksualnych u danej osoby, czy nie. Nie widzę nic złego w tym, że ktoś od czasu do czasu odczuwa ochotę na zbliżenie w plenerze. Problem może nastąpić, jeśli towarzyszy temu wewnętrzny przymus.
- Kto jest zainteresowany takim spędzaniem czasu wolnego?
-Dogging jest to zachowanie występujące raczej u ludzi młodych. Związane z fazą doświadczania seksualnego, szukania własnej tożsamości seksualnej, co wiąże się z niekiedy z eksperymentowaniem.

Jak czytamy na stronie internetowej: "Doggers Meeting to spotkanie organizowane dla członków klubu, poinformowanych i mających zaproszenie na zaplanowane spotkanie. Na Meeting zapraszane są wyłącznie członkowie klubu - osoby zweryfikowane i zainteresowane seksem w większym gronie, zróżnicowane wiekowo, zarówno doświadczone, jak i dopiero zaczynające swoją przygodę z Doggingiem".
Dla polskich doggersów wzorem są spotkania ich brytyjskich kolegów - na wyznaczonych parkingach samochodowych. Są to spotkania otwarte dla przypadkowych przechodniów, którzy - jeśli obie strony wyrażą zgodę - mogą się przyłączyć...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki