Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rząd gospodarczy, gospodarki rządów

Piotr Dominiak
Archwium
Są dwie szkoły. Jedna stoi na stanowisku, że trzeba zmniejszyć ingerencję rządów w procesy ekonomiczne; druga - przeciwnie, opowiada się za większą kontrolą rynków. Przedstawiciele obu nurtów zgodni są jedynie co do tego, że dotychczasowy system gospodarczy zawiódł. Kto ma rację, czas pokaże. Na razie toczą się dyskusje ideologiczne i nerwowe poszukiwania praktycznych rozwiązań.

Angela Merkel i Nicolas Sarkozy rzucili pomysł powołania wspólnego rządu krajów strefy euro. Nie chodzi im jednak o integrację polityczną, ale o koordynację polityki ekonomicznej. Miałby to być więc raczej "rząd" niż rząd. Określenie jest mocno mylące, ale chyba celowo, bo obojgu politykom chodziło o szybkie i skuteczne przebicie się tej idei na czołówki mediów masowych.

"Rząd" to zatem marketingowa etykietka ciała, które miałoby koordynować tylko i aż politykę fiskalną strefy. I tu dochodzimy do sedna sprawy.

Konstruując strefę wspólnego europejskiego pieniądza, jej twórcy zakładali, że tylko polityka monetarna będzie scentralizowana i prowadzona na szczeblu ponadpaństwowym przez Europejski Bank Centralny. To i tak budziło spore opory. Politykę fiskalną (budżetową) pozostawiono w gestii rządów poszczególnych krajów. Wielu ekonomistów od początku wyrażało sceptyczne opinie wobec takiego rozwiązania, twierdząc, że na dłuższą metę brak koordynacji polityk fiskalnych grozi poważnymi tarciami. I tak się stało.

Czy jednak mimo tych doświadczeń istnieje wśród państw strefy euro i szerzej w całej UE wola oddania decyzji fiskalnych w ręce kolejnego ponadnarodowego tworu? Wątpię. Co prawda, pomysł pary Merkel-Sarkozy zakłada dość ograniczony zakres kompetencji eurorządu, mimo to z pewnością wzbudzi kontrowersje. Głosy o kolejnym pozbawianiu się narodowej suwerenności pojawią się z nową siłą i wielu polityków będzie się bało je zlekceważyć w obliczu kolejnych wyborów i napięć społecznych ujawniających się w Europie w ostatnich miesiącach.

Jeżeli koordynacja polityk sprowadzi się tylko do wyznaczania limitów kilku wskaźników fiskalnych (granicy długu publicznego i deficytu) to opory nie muszą być duże. Pytanie tylko, co to zmieni. Traktat z Maastricht określił przecież te dwa limity, ale okazały się one nie do wyegzekwowania. Czy eurorząd będzie miał większą skuteczność?

Pomysł, by te limity zapisać w konstytucjach poszczególnych krajów, może nieco zwiększyć dyscyplinę finansową rządów, ale czy do tego trzeba powoływać nową europejską instytucję? Ja zresztą nie bardzo wierzę w sensowność takich zapisów. Wystarczy przypomnieć niedawne kłótnie polityczne w USA związane z zapisaną w tamtejszym prawie maksymalną kwotą deficytu federalnego.

Wreszcie trzeba pamiętać, że tegoroczny kryzys na świecie ma podłoże w zbyt beztroskiej polityce finansowej wielu krajów. Jakie są gwarancje, że eurorząd będzie bardziej odporny na naciski z zewnątrz?

Mimo wielu zastrzeżeń uważam, że dobrze się stało, iż taka propozycja się pojawiła. Otwiera ona nowe pola dyskusji - o zakres i skalę międzynarodowej współpracy, sposób dyscyplinowania polityk ekonomicznych itd.

Nie należy jednak zapominać, że po kryzysie 2008 roku ochota do koordynacji działań regulacyjnych wobec rynków finansowych nie była wielka. Każdy kraj ratował własną skórę. No i efekt jest, jaki jest. Skala spekulacji nie osłabła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki