MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z gwiazdą: Rubik robi swoje

Marcin Mindykowski
M. Trzuskowski
Wywiad z Piotrem Rubikiem o jego nowym oratorium o Janie Pawle II, niekompetencji krytyków muzycznych i o tym, czemu na swój ślub lepiej zaprosić dwóch, a nie stu fotografów

Najlepiej jest Pan znany ze swoich dużych form wokalno-orkiestrowych. W ten nurt wpisuje się też Pana ostatni, napisany wspólnie z Jackiem Cyganem utwór "Santo Subito". Wymyślił Pan dla niego nawet nowy gatunek - cantobiografię.
Nie chodziło o stworzenie nowego gatunku. Szukaliśmy po prostu takiego słowa, które najlepiej odda charakter tego utworu, a chcieliśmy uniknąć oklepanego już terminu "oratorium". I Jacek wymyślił nazwę "cantobiografia", czyli biografia opowiedziana piosenkami - muzyką i śpiewem. Miałem taki plan, żeby "Santo Subito" napisać już trzy-cztery lata temu, zaraz po śmierci Papieża, ale czekałem na dobry tekst. I taki dobry tekst pojawił się właśnie za sprawą Jacka Cygana, który napisał piękne libretto. Bardzo radosne libretto, które przekazuje dobrą energię i mówi przede wszystkim o tym, że człowiek żyje przez miłość.

Ale "Santo Subito" nie jest zwartą historią. Jacek Cygan mówi, że to raczej zbiór impresji z życia Jana Pawła II.
To nie jest biografia, jaką możemy znaleźć w encyklopedii. Oczywiście są tam wszystkie ważne momenty z życia Papieża - od urodzenia, przez wojnę, posługę w Krakowie, wybór na papieża i w końcu Watykan - ale pokazane w formie anegdot, ciekawostek z Jego życia. Są piosenki o tym, że Jan Paweł II urodził się na ul. Kościelnej, o Jego karierze teatralnej, o Jego wielkiej miłości, jaką były Tatry. Jest też utwór o tym, jak trudno być papieżem, kiedy nagle chce się wyjechać na narty. A dzięki temu, że prezentujemy tę biografię w formie piosenek, przemawia ona do ludzi. To niesamowite, że na każdym koncercie w ciągu kilkunastu sekund po zakończeniu utworu wszyscy wstają!

Przy pisaniu muzyki bazował Pan na tekście Jacka Cygana czy sięgał też do innych źródeł?

W strofach Jacka jest bardzo dużo szczegółów, o których nie wiedziałem. Pisanie muzyki do jego tekstu było wielką przygodą duchową. Bardzo lubię od czasu do czasu napisać coś, co zahacza o tematykę religijną. To taka moja forma modlitwy. I spłata długu za talent, który dostałem.

Obawiam się jednak, że najnowszy projekt niewiele zmieni w odbiorze Pana muzyki - dotychczasowi zwolennicy pewnie przyjmą Pana utwory z entuzjazmem, ale nie uniknie Pan zarzutów, że znów żeruje Pan na polskim katolicyzmie i płytkiej religijności.

Skoro odniosłem jakiś tam sukces, stać mnie na to, żeby zaryzykować i napisać to, co czuję. W tej chwili nie muszę robić niczego pod publiczkę. Zresztą, niezależnie od tego, co bym zrobił, zawsze znajdą się ludzie zawistni, którzy będą mówić cokolwiek - byleby zaszkodzić. W związku z tym najlepiej robić swoje. I "Santo Subito" jest właśnie robieniem swojego.
Zarzuty, że chłodno wykalkulował Pan swoją sakralną twórczość, ciągną się za Panem od festiwalu w Sopocie, który wygrał Pan w 2005 roku piosenką "Niech mówią, że to nie jest miłość" z oratorium "Tu Es Petrus" - także poświęconym Papieżowi.

Proszę pamiętać, że "Tu Es Petrus" było przygotowywane na urodziny Jana Pawła II, a nie na Jego śmierć. Zresztą niewiele osób, które na nas wtedy głosowały, wiedziały, że ten utwór wiąże się z Papieżem. Ludziom spodobała się po prostu piosenka. Piosenka o miłości, bo to główne przesłanie moich dzieł.

Ale przyznawał Pan, że tamto oratorium trafiło w swój czas. Po śmierci Papieża okazało się dobrą odpowiedzią na potrzeby Polaków.
Możliwe, że tak było. Ale nikt z nas nie mógł tego przewidzieć. I w związku z tym nie ma sensu mówić, czy cokolwiek było wykalkulowane - bo nie było. Czasami tak się zdarza i widocznie wtedy tak miało być. Tak jak wówczas, kiedy po śmierci Papieża zostałem poproszony o szybką zmianę sygnału do "Wiadomości". Powstał wtedy utwór pt. "Pożegnanie", który też zapadł bardzo głęboko w serca Polaków. Myślę, że ta sytuacja obudziła we mnie dodatkowe pokłady wrażliwości.

Przyczyną, która legła u podstaw Pana artystycznej ekspansji, była niezgoda na taki stan rzeczy, w którym kompozytor pozostaje w cieniu wykonawcy. Żeby wyjść przed szereg, zmienił Pan nawet swój wizerunek.
To stało się przypadkiem, bo zmiana wizerunku nie była w ogóle związana z moją karierą muzyczną. Zrobiłem to wyłącznie dla siebie, dla lepszego samopoczucia w życiu prywatnym. Ale cieszę się, że pomogło to też trochę w życiu zawodowym. Tu nawet nie chodzi o to, żeby nie być w cieniu, ale o to, że to jest po prostu mój projekt jako kompozytora. I tak jak malarz bierze do ręki pędzel i różne farby, tak ja biorę do współpracy wykonawców i głosy, którymi maluję całą płytę. Podobnie jest w muzyce klasycznej - dyrygent zawsze jest czołową postacią wszelkich przedsięwzięć.

Zaczynał Pan od układania melodii do reklam, w swojej karierze często pisał Pan też utwory na zamówienie. Niektórzy chętnie nazywają to chałturą.
Zawsze było tak, że kompozytorzy pisali na zamówienie, bo zawsze istnieli mecenasi sztuki. Kompozytor, który zaczyna, często nie ma szans na zakup drogich instrumentów czy sprzętu komputerowego. Muzyka jest bardzo drogim hobby, dlatego robi się ją głównie dlatego, że się ją kocha. Czasem są z tego godziwe profity, czasem nie - to już sinusoida.
Skoro jesteśmy przy sinusoidzie - wyniki sprzedaży oratorium "Habitat" nie powtórzyły sukcesu "Tryptyku Świętokrzyskiego". Płyta "RubikOne" też nie radzi sobie tak dobrze, jak Pana pierwszy solowy album "Rubikon". Dla niektórych to wystarczające argumenty, żeby stwierdzić, że "Rubik się skończył".
Takie "rewelacje" słyszę średnio raz na miesiąc, więc nie robią na mnie wrażenia. Nigdy nie przewidzimy, ile się czego sprzeda - to zależy od roku, sytuacji w kraju itd. Zresztą, proszę zobaczyć, kto plasuje się za mną w tych rankingach sprzedaży. To są tak wspaniali artyści, że zaszczytem jest być choćby na tym ósmym miejscu.

Nie mogę uwierzyć, że spadek zainteresowania Pana twórczością nie ma dla Pana żadnego znaczenia. Lubi Pan przecież szukać potwierdzenia, że wiele osób odczuwa podobną wrażliwość.
Proszę pamiętać, że ten rzekomy spadek zainteresowania to propaganda osób nieżyczliwych, ja tego nie odczuwam. Cały czas dostaję maile i listy od ludzi, którzy są wzruszeni moją muzyką - nową płytą również. I to jest właśnie wspaniałe, że mam swoją grupę słuchaczy, która ceni to, co robię. Dla mnie bardziej liczy się jakość tych przeżyć i wzruszeń, a nie ich ilość. Proszę też pamiętać, że "Tryptyk Świętokrzyski" był jednym z moich pierwszych projektów. Ten jest szósty. Czasem bardzo łatwo wejść na szczyt, ale potem można w ogóle zniknąć. Sztuką jest więc utrzymać się w tej pierwszej dziesiątce. Mnie udaje się od 20 lat robić to, co robię.

Niektórzy twierdzą, że ubiera Pan zwykłe piosenki w garnitur muzyki poważnej i dowartościowuje słuchacza, dając mu poczucie obcowania z wyższą sztuką.

Generalnie jest to muzyka pop pisana na instrumenty klasyczne, na orkiestrę. Muzyka, która ma sprawiać radość i której nie ma sensu klasyfikować. Natomiast jeśli ktoś wziąłby do rzetelnej analizy moje partytury, to zobaczyłby, że są one napisane bardzo profesjonalnie. I wszyscy zawodowi muzycy, nie tylko w Polsce, to potwierdzą. Tylko że niestety u nas krytycy nie znają się na muzyce.

Ale takich pojęć jak patos czy pompatyczność - których też często używa się na określenie Pańskiej twórczości - nie odbiera Pan jako pejoratywnych?
To tak, jakby zarzucać malarzowi, że np. namalował obraz czerwoną farbą albo takim pędzlem, a nie innym. To jest po prostu mój rodzaj wyrazu artystycznego.

Czy sukces zawsze musi dzielić jego beneficjentów? W pewnym momencie wymienił Pan nie tylko autora tekstów, ale też wszystkich solistów. Oni także przez jakiś czas koncertowali bez Pana, z innym dyrygentem.
Wszyscy, którzy nam wtedy źle życzyli, starali się nas ze sobą skłócić. A ludzi, którzy są niedoświadczeni w takich medialnych akcjach, łatwo jest omamić. To doświadczenie dla wszystkich, że warto jednak kierować się własnym sumieniem, a nie słuchać podszeptów nieżyczliwych osób. Ale w tej chwili nie ma to żadnego znaczenia, ta sprawa jest już dawno zamknięta.
Wolałby Pan pewnie, żeby więcej mówiono o Pańskiej muzyce niż o zawirowaniach personalnych w zespole czy życiu prywatnym.
Oczywiście, że tak. Ale nie unikniemy tego, że mówi się o życiu prywatnym. Tabloidy niezależnie od tego, czego bym nie zrobił, i tak będą pisać. To się odbywa w ten sposób, że danego dnia jest ustalone, że piszemy o Rubiku. I nawet gdyby nic się wtedy nie działo, to i tak coś wymyślą.

Ale podejmuje Pan tę grę z mediami - choćby sprzedając wyłączność na fotografowanie Pańskiego ślubu tylko jednej z gazet.
W Polsce nie sprzedaje się takich rzeczy, dlatego że nie dostaje się za to żadnych pieniędzy.

W internecie krążyły nawet konkretne kwoty.
To wszystko kłamstwa. Ale jeśli chce się mieć piękne zdjęcia, to lepiej zaprosić dwóch fotografów na ślub, a nie stu. Dlatego, żeby mieć spokój, umówiliśmy się, że jedno pismo zrobi nam ładne zdjęcia ze ślubu. Nawet nie ze ślubu, bo to była sesja stylizowana na ślub.

A tak osobisty utwór jak "Kiedy mężczyzna płacze", jedyny w całości zaśpiewany przez Pana na ostatniej płycie "RubikOne", nie jest też odsłanianiem prywatności?
Nie, to jest odsłonięcie duszy, a kompozytor zawsze odsłania duszę. Ten utwór opowiada o tym, co czuje mężczyzna, kiedy ma zostać ojcem. Dostałem ten tekst dużo wcześniej, zanim dowiedziałem się o szczęśliwych zmianach w moim życiu. Bardzo mi się spodobał i napisałem do niego muzykę. I kiedy rzeczywiście się okazało, że mam zostać ojcem, stwierdziłem, że muszę umieścić go na płycie i sam go zaśpiewać. To ważny utwór nie tylko dla mnie - bardzo go lubią wszyscy świeżo upieczeni i przyszli rodzice.

Fakt, że jest Pan tak szczęśliwy, dobrze działa na Pana sztukę? Mówi się, że tylko głodny i nieszczęśliwy artysta tworzy rzeczy wielkie.
To są slogany - każdy tworzy inaczej i nie ma na to żadnych reguł. Nie ma znaczenia, czy artysta jest szczęśliwy czy nieszczęśliwy. Ważne, żeby żył pełnią życia i pełnią emocji.

Piotr Rubik

Ukończył warszawską Akademię Muzyczną w klasie wiolonczeli. Na studiach przez dwa lata był koncertmistrzem elitarnej Światowej Orkiestry Jeunesses Musicales. Uczęszczał także na kursy kompozycji muzyki filmowej prowadzone przez Ennio Morricone.

Jego pierwszym wielkim przebojem pop była piosenka "Dotyk", napisana dla Edyty Górniak. Komponował też m.in. dla Małgorzaty Walewskiej, Katarzyny Skrzyneckiej i Michała Bajora.

W latach 2004-2006 napisał "Tryptyk Świętokrzyski" - zbiór trzech oratoriów, które rozeszły się w półmilionowym nakładzie. Skomponował też m.in. kantatę na 750-lecie nadania praw miejskich Krakowowi.

Santo Subito

Cantobiografia Jana Pawła II to nowe oratorium Piotra Rubika, z librettem Jacka Cygana. Utwór jest biografią Papieża Polaka i apelem o jak najszybsze wyniesienie go na ołtarze.

Do tej pory oratorium zostało wykonane na żywo trzykrotnie - w Bydgoszczy, Warszawie i Łodzi. 29 sierpnia będzie miała miejsce czwarta publiczna prezentacja utworu, w Operze Leśnej w Sopocie. To ostatni zaplanowany koncert przed zamknięciem obiektu na czas dwuletniego remontu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki