MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Raport z galerii - Memling w paski

Henryk Tronowicz
Henryk Tronowicz
Henryk Tronowicz
Sto lat temu z hakiem, młodopolski autorytet Stach Przybyszewski opowiadał się za sztuką dla sztuki. Sztuka nie ma żadnego celu, głosił. Po stu latach wiemy ponad wszelką wątpliwość, że panowie artyści jakimś celom było nie było hołdują.

Gdyby nie hołdowali, po paluchach by nie obrywali, a wszelaka cenzura na kpy by się zdała. I co zabawne - nawet sztuka owa, która "nie ma żadnego celu", nie skłaniałaby oponentów do targania się z adoratorami za łby. Ale co mógł o tym wiedzieć on, genialny Stachu, o którym krakowska legenda mówi, że gdyby po jednej stronie ulicy szedł Chrystus, a po drugiej on, Przybyszewski, wszyscy pobiegliby właśnie za nim...

Ja w minioną sobotę pobiegłem do Gdańskiej Galerii Miejskiej na zagadkowo zatytułowany wykład "Memling w paski". Wchodziłem z ulicy Chlebnickiej w Piwną, gdy - tuż przy Bazylice Mariackiej - z jasnego nieba rąbnęła seria potężnych grzmotów. Mrówki przeszły mi po plecach, więc czym prędzej dałem nura do galerii. Rozpoczynał się wykład. Prelegnetka, p. Małgorzata Herzog, wyświetliła z rzutnika obraz Hansa Memlinga "Sąd Ostateczny".

Do Gdańska dzieło to niegdyś trafiło przypadkiem. W roku 1473 korsarz Paul Benecke zrabował obraz z galeonu płynącego do Florencji, po czym - w akcie skruchy - uczynił zeń dar dla kościoła mariackiego. Po latach, w okresie kampanii napoleońskiej "Sąd" Memlinga trafił do Luwru (ale został zwrócony). Po roku 1939 zabrali go Niemcy (lecz nie został zwrócony). Po roku 1945 przechwycili go Sowieci, a po roku 1956 Polsce oddali i od lat znajduje się on w zbiorach oddziału gdańskiego Muzeum Narodowego.

Małgorzata Herzog specjalizuje się w sztuce interpretowania symboli w dziełach malarskich. Pilnie jej wywodu słuchałem, ale z oka nie spuszczałem prawego skrzydła tryptyku, czyli tego, na którym Memling przedstawił los potępionych na Sądzie Ostatecznym. Kto ma nadzieję, że do Królestwa Niebieskiego wnijdzie krokiem paradnym, wzruszy ramionami. Wszelako biada tym nieborakom, którzy szpetnie nagrzeszyli. Drżyjcie nędzni!

Prelegentce zabrakło czasu na wzmiankę o - wcześniejszym - poliptyku "Sąd Ostateczny" Rogiera van der Weydena. Nie będę się sadził, wypowiadam się jako dyletant. Gołym okiem widać jednak, że Memling z van der Weydena natchnienie czerpał.

Tymczasem prelegentka zajęła się innym obrazem, zawieszonym obok ekranu. Jego autorem jest Nicholas Bodde. Artysta początkowo dzieło swoje - wypełnione wyłącznie poziomymi kolorowymi pasmami - nazwał "Tryptyk konstruktywistyczny". Później nazwę ową cofnął i teraz jego tryptyk pozostaje bez nazwy. W mojej recepcji obraz Bodde 'go (z nazwą, czy bez nazwy) emocji nie budzi. Ani drgnie! Nie mam śmiałości, by dociekać, z jakich pobudek abstrakt ten powstał. I dla jakiego celu. Sztuce do istnienia wystarcza, że istnieje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki