Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Puck: Władze miasta mają zapłacić za skutki sztormu

Piotr Niemkiewicz
Armatorzy łodzi cumujących w Pucku żądają odszkodowań
.
Armatorzy łodzi cumujących w Pucku żądają odszkodowań
. Fot. Piotr Niemkiewicz
Sztorm potopił jachty, ale kasę chcą od miasta. Wodniacy żądają setek tysięcy złotych.

Właściciele i armatorzy łodzi poniszczonych przez październikowy sztorm żądają teraz od miasta odszkodowań za swoje straty. Koszty idą w setki tysięcy złotych. Widok, jaki można było zobaczyć w puckim porcie po wichurze, mógł przyprawić każdego żeglarza i motorowodniaka o zawał serca. W portowym basenie leżały zatopione motorówki, połamane i powywracane dnem do góry jachty, na dnie silniki, elementy wyposażenia, połamane pomosty... Straty oszacowano na około miliona złotych.

- Natura zgotowała nam istne szaleństwo - kręci głową z niedowierzaniem wiceburmistrz Zdzisław Jaroni.

Dziś właściciele jednostek ślą do miasta żądania, by Puck pokrył im koszty szkód. I to słono. - Mamy np. wpłacić na konto 75 tysięcy złotych - mówi z niedowierzaniem wiceburmistrz.

Armatorzy z całej Polski przekonują, że nie po to stawiali swoje jednostki w porcie i płacili miastu za postój, by potem ich jachty i motorówki niszczały targane przez jesienną aurę.
Jan Matzken, dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury, Sportu i Rekreacji, zarządzający portem, przywołuje przepisy portowe.

- Porty są jak niestrzeżone parkingi - tłumaczy. - Płacisz za postój, ale to wciąż ty odpowiadasz za bezpieczeństwo swojego auta.

Koszty za postój nie są wygórowane, bo za dzień postoju 12-metrowej jednostki trzeba zapłacić 24 zł. Poza sezonem połowę mniej. Do tego doliczyć trzeba koszty ubezpieczenia łodzi: zwykle od kilkuset do ponad tysiąca zł. W Pucku mówią, że nie wszyscy wykupili polisy.

- Dlatego od nas chcą teraz rekompensaty za szkody, bo do kogo innego mają się zwrócić? - wyjaśnia Jaroni.

Wśród żądań właścicieli łodzi jest pismo jednego z poszkodowanych, który do dziś zalega... z portowymi opłatami.

Armatorzy mają jednak szanse na wypłaty odszkodowań. O ile udowodnią, że szkody powstały w wyniku zaniedbań pracowników MOKSiR.

- O to będzie ciężko - ostrzega dyr. Matzken. - Mamy ważne przeglądy techniczne, jesteśmy ubezpieczeni.

Te wykonano w 2006 r. i obowiązywać będą przez kolejnych pięć lat. MOKSiR w maju tego roku zaprosił też firmę nurkową, która obejrzała podwodne mocowania pływających pomostów i założyła mocne łańcuchy.

- Na co mamy atesty - zapewnia dyrektor i przypomina, że przed sztormem jego pracownicy obdzwaniali właścicieli z informacją o nadciągającym szkwale. Nie każdy wziął sobie uwagi do serca. Niektórzy podali też nieaktualne numery kontaktowe.

Dyr. Matzken przypomina, że nie byłoby spustoszenia w porcie, gdyby przed nim stał północny falochron. Ten uspokoiłby rozkołysane wody zatoki, które dały się we znaki marinie.

- Nie trzeba chyba już dobitniej nikogo przekonywać, że falochron to dla nas konieczność - mówi szef MOKSiR. - Co zresztą przyznał nam marszałek Mieczysław Struk, z którym ostatnio spotkaliśmy się na żeglarskim sejmiku w Pucku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki