Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przeminęło z dymem

Dariusz Szreter
Dariusz Szreter
Dariusz Szreter
Piątek, 19 lutego 2010

1. Pamiętacie tę scenę w "Rewersie? Sabina i jej absztyfikant w kinie. Ona przejęta, nie wiadomo czy bardziej filmem, czy tym, że wreszcie ma chłopa u boku. On znudzony - ziewa i zapala papierosa. Na ten widok - wracamy już do naszych czasów i multipleksu - część młodszych widzów zareagowała z wyraźnym ożywieniem. Kolega mówił nawet, że u niego na seansie były oklaski. Że ten Bronek-ubek to taki spoko ziom, niczym się nie przejmuje i pali sobie w kinie. A potem następuje odjazd kamery i w szerszym planie widać, że nie on jeden się zaciąga. Bo w tamtych czasach - co dziś nie mieści się w głowie - palenie w kinie było czymś jak najbardziej oczywistym.

2. Wspominałem ostatnio w tym miejscu moje zawodowe początki 20 lat temu. Wtedy też było najzupełniej normalne, że kolega z sąsiedniego biurka odpalał jednego papierosa od drugiego, bo wiadomo jaki to nerwowy zawód. Było nas w pomieszczeniu sekretariatu redakcji palących i niepalących mniej więcej pół na pół i w końcu udało się jakoś - zdecydowanie bardziej prośbami niż groźbami - przekonać kolegów-nałogowców by wychodzili do sąsiedniego pokoiku, gdzie przygarniała ich maszynistka (dziś zawód w redakcji zupełnie zapomniany, jak goniec), pani Halina, sama kopcąca jak smok. Ten stan względnej równowagi trwał dopóki nie zatrudniono nowego sekretarza redakcji, Ryszarda Jaworskiego, dziennikarza obdarzonego równie wybitnym talentem, co trudnym charakterem.

Ten z miejsca oświadczył, że musi palić przy pracy i koniec. Jakoś nikomu nie przyszło do głowy, żeby biec z tym do naczelnego. Do dziś zresztą mam wrażenie, że mimo wszystko z tamtej współpracy wyniosłem więcej fachowej wiedzy, niż smolistych osadów w płucach. Ale wracać do tych zadymionych wieczorów nad makietami bym nie chciał. Zresztą w dzisiejszych redakcjach, to już nie do powtórzenia. Dyrektor administracyjny zaraz by wywąchał.
3. Nie dalej niż tydzień temu wracałem z córką pociągiem z koncertu Depeche Mode. Tłumek na dworcu był spory, pociąg bez miejscówek, ale - zaprawiony w peronowo-wagonowych bojach jeszcze za komuny - jako pierwszy przedarłem się do jednego z nielicznych wolnych przedziałów. Kolejny pasażer zajrzał z pytaniem: czy to dla palących? Struchlałem. Przez myśl mi nie przeszło, że w pociągach można jeszcze palić. A w naszym przedziale były popielniczki więc wyobraziłem sobie zaraz siedem i pół godziny (właśnie tyle jedzie w 2010 r. pociąg z Łodzi do Gdańska) wędzenia się w nikotynowym dymie. Tymczasem wszyscy nasi towarzysze podróży okazali się niepalący. Zresztą niedawno czytałem, że w zatłoczonych pociągach należy wybierać przedziały dla palących bo tam jest luz - nikt nie chce w nich siadać.

Do czego zmierzam? Otóż myślę sobie, że ma sporo racji dr Łukasz Balwicki, który na łamach "Dziennika Bałtyckiego" przepowiada, że nie trzeba wiele by przyzwyczaić się do ewentualnego zakazu palenia w lokalach gastronomicznych i niebawem przez myśl nam nie przejdzie, że kiedyś mogło być inaczej. Owszem, trochę współczuję palaczom, którzy na upragnionego dymka będą musieli (a w niektórych sytuacjach już muszą) wychodzić na zewnątrz, nierzadko na mróz lub deszcz. Po pierwsze jednak, myślę, że to dobry sposób by uświadomili sobie, że robią coś niewłaściwego. Po drugie zaś, jeśli już zaczynają gardłować o naruszaniu wolności i praw człowieka, proponuję, żeby postawili się na miejscu tych, którzy zamiast tytoniu, preferują suszone konopie, i którzy, żeby legalnie zapalić, muszą jeździć aż do Czech. Piękny kraj, ale jednak daleko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki