Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prokuratura przeprosi właściciela kantoru Conti za 157 dni więzienia?

Tomasz Słomczyński
Sąd oczyścił Piotra Zaleskiego ze wszystkich zarzutów. Skarb Państwa wypłacił mu zasądzone odszkodowanie. Zaleski czeka jeszcze tylko na słowo "przepraszam" od prokuratury
Sąd oczyścił Piotra Zaleskiego ze wszystkich zarzutów. Skarb Państwa wypłacił mu zasądzone odszkodowanie. Zaleski czeka jeszcze tylko na słowo "przepraszam" od prokuratury Grzegorz Mehring
W najbliższą środę zapadnie wyrok rozstrzygający, czy gdańscy prokuratorzy będą musieli przeprosić mężczyznę, którego przed piętnastu laty wsadzili za kratki.

Paweł Zaleski, właściciel kantoru Conti, został zatrzymany 15 września 1995 roku. Spędził w więzieniu 157 dni. Po kilkunastu latach od tamtego zdarzenia żąda przeprosin od prokuratury. Ma do tego podstawy - sąd pierwszej i drugiej instancji, potem Sąd Najwyższy - wszystkie oczyszczały go z zarzutów. Zaleski uzyskał od Skarbu Państwa odszkodowanie w wysokości 75 tys. zł.

Czy prokuratura przeprosi niewinnie zatrzymanego i osadzonego w braniewskim więzieniu?
- Nie mamy za co przepraszać - twierdzi Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. - Wszczęcie i prowadzenie śledztwa odbywało się zgodnie z obowiązującymi wówczas przepisami.

Dlaczego więc Zaleski został oczyszczony z zarzutów, dlaczego otrzymał odszkodowanie?
Zdaniem prokuratorów winne są przepisy, które w trakcie trwania śledztwa, a potem procesu, się zmieniały. Czyli - ich zdaniem - coś, co było przestępstwem w roku 1995, potem już przestało nim być.
Piotr Zaleski, który przed piętnastu laty był właścicielem kantoru Conti, został zatrzymany przed swoim kantorem przez brygadę antyterrorystów. Od pierwszych chwil zatrzymania był traktowany jak najgroźniejszy bandyta, choć nigdy nie miał nic wspólnego ze światem przestępczym.

Dlaczego użyto tak surowych środków do spacyfikowania jego firmy, a potem - jak twierdzi - próbowano go zastraszyć w więzieniu?

Piotr Zaleski uważa, że może to mieć związek z połączeniem BIG-u z Bankiem Gdańskim, z emisją akcji. - Ktoś chciał mnie wyeliminować z biznesowej gry i nie przebierał w środkach, żeby to uczynić - twierdzi.

***
Piotra Zaleskiego pierwszy raz zobaczyłem w sądzie. Wysoki, sportowa sylwetka, jak przystało na aktualnego wicemistrza Polski w rajdach samochodowych. Pewny siebie i swoich racji. Nie przebiera w słowach. Mówi wprost, co myśli.

- Od początku im tłumaczyłem. I co? I nic. Zamknęli mnie w Braniewie na pół roku i tyle. Odszkodowanie już mi wypłacili, niestety, ze Skarbu Państwa. Wszyscy zapłaciliśmy za błędy prokuratorów Ryszarda Paszkiewicza i Jacka Spyta. Teraz żądam przeprosin.

Zaczęło się od Majami
Piotr Zaleski: Pół roku przed moim zatrzymaniem próbowano dokonać napadu na mój kantor, dokładnie na transport. Powiadomiłem policję. Sprawców złapali, ale nic nie udowodniono. Funkcjonariusz, który miał ksywę Majami brał udział w tej akcji, zabłysnął w niej. Zatrudniłem go. Chodziło o to, żeby w świat poszła informacja, do potencjalnych bandziorów, że w środku jest policjant. Oczywiście, mogłem podejrzewać, że był "kretem", ale uważałem, że nie mam nic do ukrycia. Teraz wiem, że donosił na mnie na policję. Przeczytałem w książce Latkowskiego.
"W 1996 uczestniczyłem w akcji operacyjnej - pranie brudnych pieniędzy w pewnym kantorze. Zahaczyłem się tam do ochrony jako dorabiający na boku policjant. A potem wyszło tak, że wszystkie zasługi za tę akcję przypadły mojemu szefowi, a ja zostałem czarną owcą".

("Agent Tomasz i inni. Przykrywkowcy" - Sylwester Latkowski, Piotr Pytlakowski).
Piotr Zaleski: Majami pomylił daty w książce Latkowskiego. To nie był 1996. Zatrzymali mnie 15 września 1995.
Myślałem, że to dla żartu
Piotr Zaleski: Jest 15 września 1995 roku, o ósmej zaczynam dzień pracy. Tu, czyli przy al. Grunwaldzkiej 83 we Wrzeszczu, znajduje się pracownik ochrony, dwie pracownice są w środku. Widzę pędzący samochód brygady antyterrorystycznej, wiszących na nim antyterrorystów. Dobrze się znamy - oni pomagali również w szkoleniu moich pracowników ochrony. Byłem przekonany, że wracają, że dla żartu podjechali do mnie. Po chwili widzę jednak, że to nie żart, powalili mnie, powalili ochroniarza... Pada deszcz, ja w garniturze leżę na chodniku, jestem skuty kajdankami, wchodzimy do środka, do kantoru, odmawiam jakiejkolwiek współpracy.

Do tego żeby pokazać, jakie środki wobec mnie zastosowano, opowiem, jak mnie wozili do szpitala z Zakładu Karnego w Braniewie, gdzie wylądowałem. Przewozili mnie, żeby mi zrobić rutynowe badanie. Przeszukali, jak zwykle, skuli mnie z tyłu. Podjechał opancerzony range rover, wsadzili do niego. Nie rozkuwali z kajdanek. Proszę sobie wyobrazić: przede mną jedzie jeden samochód, za mną jeszcze jeden, przed szpitalem szerokie schody, na nich szpaler funkcjonariuszy Służby Więziennej. Długa broń, kamizelki kuloodporne. Ja środkiem tego szpaleru, wprowadzają mnie skutego do środka... Strasznie mnie to wtedy stresowało - nie wiedziałem, co jest powodem, co się stało, dlaczego takie środki zostały przedsięwzięte. Potem się okazało, dzisiaj już wiem - cała ta demonstracja siły była tylko po to, żeby mnie złamać. Jakiś doktor wtedy spytał funkcjonariusza: "Kogo przywieźliście?". Ten mu odpowiedział: "Ekstradycję kręcimy".

Skąd te miliony?
"Właściciel Conti nadal w areszcie. Czy 2,5 biliona to dużo? W ubiegłym tygodniu na konferencji prasowej zastępca prokuratora wojewódzkiego Jacek Spyt ujawnił, że obroty kantoru w pierwszych 9 miesiącach ubiegłego roku wyniosły 2,4 biliona zł, co jak powiedział, jest kwotą dość niezwykłą jak na kantor średniej wielkości" ("Głos Wybrzeża", 10 stycznia 1996 r.).

Piotr Zaleski: Moim zadaniem było kupić jak najtaniej i jak najwięcej. Potem jak najwięcej sprzedać. Skupowaliśmy pieniądze z kantorów z całego Pomorza. Banki chciały współpracować z tymi, którzy mieli co najmniej 100 tysięcy. Właściciele innych kantorów zbierali po kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy jednostek - dolarów, marek, i przywozili do mnie, żeby szybko sprzedać, bo musieli mieć złotówki, by dalej kupować od klientów. Oni dla tych 30, 40 tysięcy, które mi przywozili, dostawali cenę lepszą niż w banku, potem ja sprzedawałem w banku na przykład 500 tysięcy jednostek od razu i ja w banku dostawałem cenę lepszą niż oni mogliby dostać za te 30, 40 tysięcy. I załatwialiśmy sprawę natychmiast, na miejscu, kasjerka przeliczała, mieliśmy do siebie zaufanie. Właściciele kantorów nie musieli jeździć do banku, stać w kolejkach.
Pomyłka?
Piotr Zaleski: Specjalnie w tym momencie tak bardzo mnie to nie dotknęło, ja wierzyłem, że to jest pomyłka i że się bardzo szybko wyjaśni.
Od początku sprawa wyglądała tak - prokurator Ryszard Paszkiewicz to prowadzi, prokurator Jacek Spyt tym kieruje z tylnego siedzenia, to wszystko jest jego robota, koordynuje wszystkie działania. Kiedy sobie uświadomiłem, że to nie jest pomyłka? Mniej więcej po dwóch dniach. Po złożeniu wyjaśnień, po nocy spędzonej na dołku byłem przewieziony do Aresztu Śledczego w Gdańsku na ul. Kurkową. Tam, po jednej czy dwóch dobach, zostaję zabrany do Braniewa. W Braniewie są cele, w których jest areszt śledczy, ale generalnie jest to zakład karny.

Za niewinność
Piotr Zaleski: To niezwykle istotna sprawa. Może nawet najistotniejsza w tej tragedii, jaka się wydarzyła. Widzi pan, jeśli pan kradnie, to pan wie, że może być złapany. To trzeba wkalkulować. W tej sytuacji ktoś, kto tego nie robi, jest idiotą. Zupełnie inna sytuacja jest, gdy pan nic nie podejrzewa. Wstaje o siódmej rano, jak co dzień, od ósmej dzwoni, stara się coś kupić, sprzedać, ceny - góra, dół, normalnie - praca. Walczy się o przetrwanie. Nagle - trafia pan do więzienia.
I to jest sytuacja dramatyczna. Na dobrą sprawę przez pół roku nie wiedziałem, czemu tam jestem, nie wiedziałem, co się stało. Nie dopuszczają do mnie adwokata. Adwokat przychodzi do mnie w towarzystwie dwóch pracowników Wydziału do Walki z Przestępczością Zorganizowaną i funkcjonariusza Służby Więziennej. Rozmawiam z nim na odległość. Nic nie możemy sobie powiedzieć. Mówi: "Pozdrawia cię... spotkałem wczoraj... właściwie wszyscy cię pozdrawiają". Coś się dzieje strasznego, o czym ja nie wiem.

I jest tak, że nagle spadam... może nie ze szczytu jakiejś wielkiej góry, ale nie ukrywam, dobrze mi się wiodło, ale w jednym momencie spadam na kompletne dno. Siedzę w Braniewie z bandziorami, w celi z chłopakiem, który w Pruszkowie podkładał bomby pod samochody - na ludzi biznesu, takich jak ja.

Jestem tam gorzej traktowany niż pies. Mam status więźnia niebezpiecznego. Okazuje się, że to też było ustawione przez prokuratora. Formalnie "enki" nie miałem, ale tam byłem traktowany jak więzień niebezpieczny. Przez 15 lat myślałem, że miałem "enkę", ale okazało się, że nie.

O więzieniu

Nie wypuszczali mnie na świetlicę. Nie mogłem wychodzić na mszę. Nie miałem telewizora. Nie mogłem chodzić z innymi na spacery. Potem dopiero zaczęli mi pozwalać. Jeżeli to trwa wiele miesięcy, to jest coraz trudniej. Jedynym sposobem na odreagowanie jest sport. Dlatego nie było dnia, żebym nie miał treningu. "Podtargiwałem" - czyli podciągałem się na kracie. Nie miałem momentu załamania, ale miałem momenty trudne. Ogólne samopoczucie jest bardzo złe. Nie wiadomo tam, czy to jest kwestia psychiki, czy też np. infekcji. Po prostu człowiek czuje się coraz gorzej. Na to jest tylko jedna rada - skatować się treningiem.
Codziennie o godz. 13-14 otwiera się klapa, czyli drzwi do celi, i funkcjonariusz krzyczy: "Poczta!". I odbieram jakieś kwity z prokuratury... Czytam, że zabezpieczono to, zabezpieczono tamto... A ja ciągle nie wiem, o co chodzi. No i nie wiedziałem, kiedy wyjdę. No bo jeśli takie środki zastosowano, myślałem, to sprawa musi być poważna. Tylko o co chodzi? - myślałem. Nie wiedziałem nic. Gdybym wiedział, że mi grożą np. dwa lata więzienia, to mógłbym coś zaplanować. Ja nie wiedziałem nic. To było bardzo trudne...

Przesłuchania
Miałem dwa przesłuchania tuż po zatrzymaniu. Na samym początku zjawił się ktoś z PZ, z taką ofertą: pokazano mi kilka zdjęć ludzi. Poznaję na zdjęciach parę osób, które do dzisiaj są w kręgach biznesu. Normalni biznesmeni. Nie powiem jednak, kto to był. Mogę powiedzieć, że tam był Nikoś, Nikodem Skotarczak.

Mówią: Panie Piotrze, w przypadku ujawnienia ważnych okoliczności zarzuty będą umorzone. Jeśli pan nam coś da, to my... Odpowiadam mu: "Na co pan liczy? Czy ja mam panu powtarzać jakieś pogłoski? Wiem tyle o Nikosiu, co ulica mówi". Chcieli, żebym kogoś obciążył.

13 grudnia dostałem przedłużenie aresztu o kolejne trzy miesiące. 23 grudnia przyjeżdża do mnie prokurator Paszkiewicz. No i co, będzie pan zeznawał? Ja nigdy nie odmawiałem zeznań - mówię. Proszę pana, niech nam pan powie taką rzecz. Bo my wiemy, skąd pan wziął 10 tysięcy dolarów, 20 tysięcy... Ale skąd pan wziął osiemset, milion - skąd pan to wziął? Ja mówię: "Panie prokuratorze, mógł mnie pan zapytać o to przy kawie, na wolności...".

Paszkiewicz musiał wiedzieć, skąd brałem pieniądze, przed zatrzymaniem miałem założone podsłuchy, poza tym przecież mieli całą dokumentację. Z samych rozmów telefonicznych z jednego dnia wynikało, że właściciele kantorów przywożą mi pieniądze, które ja potem sprzedaję w banku.
Mówię: "Skoro mnie pan pyta o to, mając całą wiedzę, kiedy ja siedzę... To pan sobie kpi". On mówi: "To co? Nie chce pan wyjść na święta do domu? To ja tu jadę do pana tyle kilometrów, po śniegu, po lodzie..."

I tak się wówczas skończyła moja rozmowa z prokuratorem Paszkiewiczem.

Rodzina
Było dramatycznie. Żona, wtedy syn miał cztery lata...
Na nagraniu rozmowy długa cisza. Nie słychać, że Piotr Zaleski jest bliski płaczu, ma łzy w oczach. Tylko po chwili mówi cicho, łamiącym się głosem.

- Niech pan wytłumaczy czteroletniemu dziecku, że ojciec wychodzi i wróci za cztery lata.
***
Piotr Zaleski wyszedł z aresztu po 157 dniach. W lutym 2001 roku (ponad pięć lat po zatrzymaniu właściciela Conti) rozpoczął się proces w gdańskim sądzie. We wrześniu 2002 roku Sąd Rejonowy oczyścił Zaleskiego z zarzutu prania brudnych pieniędzy, utrzymując jednocześnie zarzuty dotyczące oszustw podatkowych. We wrześniu 2003 roku Sąd Okręgowy uchylił wyrok uznający Zaleskiego winnym przestępstw podatkowych. We wrześniu 2004 roku przedawniły się zarzuty dotyczące nieprawidłowości w płaceniu podatków. Prokurator wniósł do Sądu Najwyższego kasację od wyroku Sądu Okręgowego, która została oddalona. Zaleski jest całkowicie oczyszczony z jakichkolwiek zarzutów. W kolejnych uzasadnieniach wyroków korzystnych dla Zaleskiego czytamy:
"Fakt posiadania dużej ilości dewiz sam przez się nie może prowadzić do uznania, że ich dysponent uzyskał je w wyniku przestępstwa. Nie daje się zaakceptować twierdzenie, że osoba, która posiada znaczną ilość dewiz, z pewnością uzyskała je w wyniku przestępstwa" (uzasadnienie z września 2003 roku).

"Działanie oskarżonych nie było sprzeczne z przepisami, których naruszenie uzasadnia odpowiedzialność karną. Nie zostało spełnione znamię przestępstwa" (uzasadnienie wyroku Sądu Najwyższego z 10 sierpnia 2006 roku).

Piotr Zaleski otrzymał od Skarbu Państwa odszkodowanie w wysokości 75 tys. zł. Teraz domaga się opublikowania przeprosin od prokuratury. Jak mówi, podczas kolejnych procesów prokuratorzy nigdy się nie przyznali do błędu, uważają, że wszystko jest w porządku.

W sprawie, która niegdyś nosiła miano "afery Conti", na moją prośbę wypowiedziała się rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, Grażyna Wawryniuk.

- Nie było błędu prokuratury. Śledztwo było wszczęte i prowadzone na podstawie przepisów ustawy, które potem uległy zmianie. A skoro nie było błędów prokuratury, to nie wszczynano postępowania dyscyplinarnego w sprawie błędów. Nie ma za co przepraszać.

Czy tak jest faktycznie, rozstrzygnie sąd. Wyrok w tej sprawie zapadnie w najbliższą środę.
Jacek Spyt od dawna nie pracuje już w prokuraturze. Ryszard Paszkiewicz awansował - obecnie jest zastępcą prokuratora okręgowego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki