Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Profesor Wiesław Godzic o aktorach

Redakcja
Prof. Wiesław Godzic
Prof. Wiesław Godzic Grzegorz Mehring
O mizdrzeniu się Grażyny Szapołowskiej, o aktorach do wynajęcia i o tym, że gwiazda też człowiek z prof. Wiesławem Godzicem, filmoznawcą i medioznawcą, rozmawia Ryszarda Wojciechowska

Kiedyś mówiono, że aktor jest od grania, a d... wiadomo od czego. Ale po zachowaniu Grażyny Szapołowskiej już nie mam takiej pewności. Aktorka nie przyszła na spektakl do teatru, ponieważ wybrała udział w telewizyjnym show. Wystawiła tym samym publiczność do wiatru i spektakl został odwołany.
Z panią Szapołowską sprawa nie jest tak prosta, jak się wydaje. Gdyby to była zwyczajna niesubordynacja... Ale z tego, jak się aktorka tłumaczy, wynika, że ze strony dyrekcji teatru była prowadzona wobec niej jakaś gra, coś w rodzaju testowania, czy sama zrezygnuje z teatralnego etatu. Ale to, jak rzeczywiście było, prawdopodobnie ustali sąd. I tak zostawmy.

Englert wyrzuca Szapołowską z Teatru Narodowego

Jest w tej historii coś, co Pana zaciekawia?
Od pewnego czasu intryguje mnie pytanie - jaka jest rola aktora w dzisiejszym społeczeństwie?

I...?
Powiem paradoksalnie, że my potrzebujemy coraz więcej aktorów. Potrzebujemy ich, ponieważ sami gramy różne role w życiu. Taki mamy współczesny świat. Ważne jest, na przykład, jak się zaprezentujesz przed przyszłym pracodawcą. Więc grasz tak, żeby zdobyć pracę. Gramy coraz częściej w różnych okolicznościach. I przez to mamy kłopoty z własną tożsamością. Aktorzy mogą być przewodnikami po pewnym obszarze życia...

Śmiała teza, aktor jako przewodnik po życiu...
Dlaczego nie? Stare role w aktorskim świecie już się zacierają.

Ale nadal są aktorzy kochający teatr tak, że nie porzucą spektaklu dla występu w telewizyjnym show.
Jeszcze jakiś czas temu wielu aktorów mówiło, jak bardzo wstrętni są ci, którzy występują w reklamie. Teraz ten podział stał się już mniej ostry. Skoro nawet Krzysztof Majchrzak, największy do niedawna wróg aktorów w reklamie, sam w niej wystąpił... To bardzo banalne, co powiem, ale jedyny żywy podział, z jakim nadal mamy do czynienia w tym świecie, to podział na aktorów dobrych i złych.

Ci źli to celebryci, znani z tego, że występują w jednym serialu?
To dość uproszczone, ale bliskie temu ogólnemu myśleniu. Ale wracając do pani Szapołowskiej... ona talent ma. Jest tylko w pewien sposób niespełniona finansowo, jak się domyślam. Słuchałem jej opowieści, że w teatrze zarabia się skandalicznie mało.

Jakoś nie potrafię ubolewać nad jej biedą. Wolę już Joannę Szczepkowską i jej gołe pośladki pokazane widowni z tłumaczeniem, że chce w ten sposób zwrócić uwagę na pewien problem w teatrze. I nie chodziło jej o pieniądze. Szczepkowska ten lament niektórych aktorów zgrabnie podsumowała, że są tacy, którzy najpierw chcą mieć ogród, potem ogrodnika do tego ogrodu i tak dalej...
Jak pani to łatwo podzieliła. A to nie tak się dzieli.
A jak?
W jednym i drugim przypadku są widzowie, którzy oczekują czegoś od aktora. Albo tych widzów jest 150, jak w teatrze, albo kilka milionów, jak w telewizji. Pani Szapołowska wybrała kilka milionów. Chociaż, moim zdaniem, ona w roli jurorki jest źle obsadzona. Mam wrażenie, że czegoś innego od niej oczekiwano. Ale ma tę swoją wielką widownię. A o tym chyba wielu aktorów marzy.

Nie mówimy o jej roli w teatrze telewizji, tylko o udziale w show "Bitwa na głosy".
To prawda. Ale tu też ma coś do zagrania. Od niej się oczekuje, że jako jurorka będzie wyrazista. A tymczasem jest przeraźliwie... miła.

Moim zdaniem, raczej mdła, no i drażni to jej mizdrzenie się do występujących.

Nic ciekawego od niej jako od jurorki nie słyszymy. Zakochuje się w różnych chłopcach, a w każdym razie tak mówi. Gra cały czas tego demona seksu, wampa, którym jest już od lat.

Englert wyrzuca Szapołowską z Teatru Narodowego

Ale dla mnie to nadal nienaturalne zjawisko, że aktor nie przychodzi do pracy, bo ma lepiej płatną fuchę. Może przydałby się jakiś zestaw reguł...
Oj, byłbym ostrożny. Niektórzy mówią tak - stwórzmy jakiś kodeks aktora. A moim zdaniem, kodeksy w dzisiejszym świecie powinny zawierać właściwie jeden punkt - bądź uczciwy, postępuj tak, żeby innym nie szkodzić, bądź życzliwy dla ludzi. Nie chciałbym też, żeby jakieś kodeksy dzieliły aktorów na tych, którzy występują w teatrze, i na tych telewizyjnych, na przykład. Na pewno czymś niezmiernie ważnym jest dialog. Konieczność rozmawiania szefa teatru ze swoimi aktorami, pójście im na rękę. Ale też chciałbym, żeby powstała grupa freelancerów aktorskich, którzy nie są związani z teatrem na stałe. Sami opłacają sobie ubezpieczenie i myślą o własnej emeryturze. I nie ma wtedy problemu.

Michał Żebrowski nie widzi nic niestosownego w zachowaniu Grażyny Szapołowskiej. Sam ma teatr, tyle że bez etatów. U niego aktor jest tylko do wynajęcia.
Podobnie jest z Krystyną Jandą, która wszystko robi na własny rachunek.

Ale która na pytanie - dlaczego publiczność ją kocha, odpowiada: - może dlatego że nie położyłam nigdy spektaklu? Potrafiła grać nawet tuż po śmierci męża. Nie zerwała przedstawień, bo każda publiczność jest dla niej święta.
Ale zastanawiam się, czy "freelancerstwo", jeśli się rozpowszechni, nie będzie oznaczać, że w tych wielkich, państwowych teatrach nie zostaną sami nieudacznicy?

A ja myślę, że zostaną aktorzy kochający teatr. Andrzej Seweryn to jeden z takich przykładów...
Ma pani rację. Tylko ja bym chciał, żeby takie decyzje, czy zostać na etacie w teatrze, były podejmowane świadomie, z wiedzą, że to decyzja na parę lat. A nie na chwilę.

Przy okazji tego konfliktu z Grażyną Szapołowską zapominamy jeszcze o tym, że tam był zespół. Pozostali aktorzy, którzy przyszli do teatru, żeby grać. I nie mogli...
Pani próbuje mnie wbić w kostium kogoś, kto popiera ten krok pani Szapołowskiej. A ja tylko próbuję zrozumieć. I widzę, że mamy tu do czynienia z kolejnym podziałem na aktora samotnego i aktora zespołowego. Do niedawna jeszcze prawie każdy aktor był członkiem jakiejś teatralnej rodziny. Mógł słabiej grać, być mniej zdolny od innych, ale był z Teatru Starego czy Narodowego. I to się liczyło. To pracowało na jego wizerunek. Teraz wielu aktorów pracuje samotnie na swój rachunek. To też nie jest dobre do końca. Bo ten zawód wymaga czasami jakiegoś koleżeńskiego wsparcia, czasami przyjacielskiej krytyki. Zauważmy to przejście, które się ostatnio dokonało, od aktora kolektywnego do aktora, który sam musi się ze wszystkim uporać. Może i ma jakiegoś menedżera, ale tak naprawdę jest sam wśród wilków. Bo każdy kolega jest dla niego konkurentem w zdobywaniu nie tylko ról, ale też tak zwanych fuch. Zanadto tkwimy w takim XIX-wiecznym modelu aktora, który lepiej od nas potrafi wyrazić pewne stany, który jest czasem nawet idolem. Ale czemu komediant, przepraszam za to stare określenie, ma nam więcej powiedzieć o moralności niż ten, kto nigdy nie był na scenie? To archaiczny model. Piękny, ale nierealny.

Englert wyrzuca Szapołowską z Teatru Narodowego

Na początku rozmowy mówił Pan, że aktorzy mogą nas uczyć, jak grać w życiu.
Mówiłem, że oni nam mogą pomóc w zdobywaniu prostych umiejętności, niezbędnych w dzisiejszym świecie. Telewizja jest na razie tym głównym medium. A ja czekam, aż aktorzy wejdą do internetu i będą nam tam robić kursy, nawet płatne, na temat, w jaki sposób w życiu grać.

To ja wolę ten model aktora, który mi ze sceny tłumaczy, co miał do powiedzenia Szekspir czy Gogol.
A ja wybiegam w przyszłość. Proszę zwrócić uwagę na to, jak są dzisiaj wielkie dramaty, i te mniejsze także, realizowane. Teatr stał się rodzajem reality show, przepraszam za to słowo. Patrzymy głównie na to, jak się aktorzy na scenie zachowują, jak mówią, i to jest ta wiedza namacalna, którą czerpiemy z ich grania. A to, o czym pani mówi, czyli natychmiastowe przejście do treści i przekazu, jest, moim zdaniem, w dzisiejszym świecie utrudnione. My dzisiaj wolimy naskórkowość. Zapytałem niedawno młodych ludzi, skąd wiedzą, jak się wyraża miłość, jak stanąć i powiedzieć - kocham cię. No i zaczęliśmy dyskutować o tym, że dawniej to się znało z literatury, potem tę wiedzę czerpało się z teatru i filmu. A dzisiaj są programy telewizyjne w stylu "wybacz mi" czy "kocham cię", w których tak zwani normalsi grają wyreżyserowane sytuacje.
Ale czy to w dobrą stronę zmierza?
Powiem tak - w złą, ale w jedyną, jaka istnieje. Uważam, że my teraz jesteśmy coraz mniej refleksyjni. Nie oczekujmy więc, że aktor nam sprzeda czy zagra refleksyjność według starego stylu, tylko zrobi to nowocześnie. Stąd spektakle, które szokują.

Gwieździe wolno mniej?
Tak, bo jest na cenzurowanym.

To czego jej nie wolno?

Dzisiaj mamy obsesję na punkcie prawdy. No więc gwiazda przyłapana na kłamstwie traci swoją wiarygodność. Gwiazda jest także człowiekiem, może się upić, ale nie w miejscach publicznych. Nie powinna mieć tajemnic, za to powinna mieć to coś, co jest jeszcze nierozpoznane, a co czyni ją gwiazdą. To coś, za co ją lubimy. Od niej musi bić ciepło. Ale jest jeszcze jedna rola dla gwiazd w dzisiejszym świecie. Wszyscy tak naprawdę jesteśmy singlami. I czujemy się zagubieni. Potrzebujemy pomocnej dłoni. Od rodziny często jej nie dostajemy.

Nie da ci rodzina tego, co da ci gwiazda?
Nie na darmo mówi się teraz o wspólnocie, która się tworzy dzięki serialom. Taka szkoła bycia razem. Posiadanie tej iluzorycznej rodziny dla wielu ma terapeutyczne znaczenie. Jeśli więc mówimy o renesansie aktorstwa, to nie tego XIX--wiecznego, ale takiego właśnie trochę terapeutycznego, gdzie aktor nie tyle, że nam powie, jak żyć. Ale jak i komu zadać to pytanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki