Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Czauderna: Gdańsk trzeba zaplanować od nowa

Łukasz Kłos
Karolina Misztal
O deszczu, który mści się za deweloperskie rozpasanie i potrzebie przecięcia patologicznych powiązań - mówi prof. Piotr Czauderna, chirurg, wiceprzewodniczący Rady Miasta Gdańsk z klubu PiS.

Od dwóch lat organizuje Pan charytatywne koncerty operowe, z których dochód idzie na sprzęt medyczny. Operowy repertuar to tak z miłości do tej muzyki?
Zawsze chciałem połączyć piękno muzyki operowej z dobrym celem. Operę lubię. Jest dla mnie odtrutką na całe zło i nędzę tego świata. Kiedy przychodzę do domu zmęczony po trudnym, wielogodzinnym zabiegu, albo też zdołowany różnymi sprawami po niektórych sesjach Rady Miasta Gdańska, lubię zanurzyć się w operowych ariach. Odzyskuję wtedy równowagę.

Po ostatniej, nadzwyczajnej sesji rady też była taka potrzeba?
Tak. Była to dla mnie bardzo ciężka sesja.

Co Pana najbardziej zdołowało?
Zarzucono mi kłamstwa, gdy stanąłem w obronie interesów mieszkańców. Wmawiano mi, że wymyślam bzdury, twierdząc że nie było dostatecznej liczby kontenerów na odpady popowodziowe. A tymczasem nie są to moje własne obserwacje. Rada dzielnicy z Wrzeszcza Górnego publicznie skarżyła się, że ludzie musieli po tydzień czekać na pojemniki, bo z początku na 500 lokali i piwnic zgłoszonych jako zalane, przydzielono ich ledwie 14. A ile osób w ogóle nie zgłosiło takiej potrzeby? Wrzeszczańscy radni wydali nawet oficjalne stanowisko w sprawie trudności z uzyskaniem niezbędnej informacji i pomocy w potrzebie. To pismo trafiło przecież do prezydenta. I to ja wymyślam?

Ale z zarzutem, że służby zostały skierowane najpierw do Galerii Bałtyckiej, zamiast do mieszkań we Wrzeszczu, to już chyba Pan „przelicytował”.

Powtórzyłem zdanie, które usłyszałem od mieszkańców. Wiem też, że temat w tym kształcie był także poruszany na zebraniu mieszkańców zorganizowanym przez radę dzielnicy Górny Wrzeszcz. Ale sam to jeszcze potwierdzam.

A skąd pomysł na wręczenie miotły Pawłowi Adamowiczowi?

Pan prezydent pewnie myśli, że specjalnie poszedłem do sklepu po miotłę, by przy wszystkich mu ją wręczyć. Tak nie było. Naprawdę nie ciekawią mnie takie happeningi. Miotłę, z prośbą aby przekazać ją prezydentowi, wręczyli mi przed sesją oburzeni mieszkańcy z „wysepki” we Wrzeszczu, których nie wpuszczono na sesję Rady Miasta. „Wysepka” to było bodajże najbardziej zalane miejsce w Gdańsku, tam tragicznie zmarły dwie osoby.

Nawałnica czy powódź to żywioł. Słyszymy od władz Gdańska, że nie da się być w stu procentach przygotowanym, że i tak nie było źle.
A to ciekawe. Chętnie o tym porozmawiam. Ale musielibyśmy się cofnąć sporo w czasie.

Spróbujmy.

To wątek, o którym dziś wielu nie pamięta bądź nie chce pamiętać. Poprzednik Pawła Adamowicza, prezydent Tomasz Posadzki, w 1997 roku zlecił tzw. studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego dla Gdańska. Wykonanie studium zostało powierzone zespołowi czołowych urbanistów warszawskich i gdańskich. Całością prac kierował prof. Maciej Nowakowski, wybitny ekspert z Instytutu Gospodarki Przestrzennej i Mieszkalnictwa w Warszawie. Dokument wskazywał jednoznacznie, że dalszy rozwój Gdańska musi odbywać się poprzez zagospodarowanie niewykorzystanych przestrzeni w obrębie samego miasta. Innymi słowy Gdańsk musi rozwijać się „do wewnątrz”.

Jaki ma to związek z ostatnim zalaniem miasta?
W tym samym dokumencie wyraźnie wskazano, że nie należy zabudowywać wysoczyzny, a już w szczególności jej terenów krawędziowych. Studium wprost wykluczało zabudowę wielorodzinną w okolicy Łostowic czy Zakoniczyna. W dokumencie przeczytamy, że na terenach morenowych Gdańska należy zostawić tyle zieleni, ile się tylko da i bezwzględnie zachować ją wzdłuż cieków wodnych. Inaczej dolnemu Gdańskowi grozić będą obfite podtopienia. Już wtedy, blisko dwadzieścia lat temu, ci czołowi - przypomnę - eksperci przewidzieli zgubne skutki deszczów nawalnych, jeśli rozbudowa Gdańska będzie postępować w kierunku wysoczyzny. Dwa tygodnie temu przekonaliśmy się o tym na własnej skórze.

Przecież pół Gdańska dziś położone jest na górnym tarasie.
Tak, i to nie jest przypadek. Takie są skutki polityki przestrzennej prowadzonej przez administrację Pawła Adamowicza. Konsultacje wspomnianego studium trwały bity rok. Ale krótko po tym, gdy w 1998 roku prezydentem został Adamowicz, Komisja Rozwoju Przestrzennego Gdańska odrzuciła je. Rozumie pan? Kompleksowe studium, wielki dokument przygotowany przez czołowych ekspertów na zlecenie miasta został jednym ruchem wyrzucony do śmieci. A wraz z nim pieniądze, jakie wydano na jego stworzenie. Kolejne studium dopuszczało już gęstą zabudowę górnego tarasu, a jeden z jego autorów, Marek Piskorski, został dyrektorem nowo stworzonego Biura Rozwoju Gdańska. Rządy Pawła Adamowicza przyniosły złoty czas dla gdańskiej deweloperki. Nie mam żalu do przedsiębiorców, że chcą się bogacić. Przecież taki jest cel ich działalności. Ale kompletnie nie mogę się zgodzić na nadmiernie spolegliwą wobec nich politykę władz miasta.

W czym ta spolegliwość władz Gdańska wobec deweloperów ma się przejawiać?
Gdańsk stał się maszynką do zarabiania pieniędzy. Szkoda tylko, że tak szeroki ich strumień płynie do prywatnych kieszeni. Niejednokrotnie plany zagospodarowania przestrzennego tworzone są dopiero wówczas, gdy ten czy inny deweloper kupi działkę. Często dopiero później są one odpowiednio modyfikowane. Bywa również, że plany w ogóle nie powstają, a wydaje się tylko prostą decyzję o warunkach zabudowy. Firmom to na rękę, bo koszt zakupu gruntu nieobjętego planem jest niższy. A później i tak władze miasta, przy pomocy usłużnej rady miejskiej, „przepchną” formalności. Mało tego, od lat administracja Pawła Adamowicza pozwala, by powstawały nowe osiedla, ale nie dba o to, by deweloper uczynił je zdatnymi do życia.

Osiedla powstają więc w szczerym polu, a wiele z nich do dziś nie ma należytej infrastruktury komunikacyjnej. Działo się tak szczególnie na górnym tarasie, gdzie brakuje podstawowej miejskiej infrastruktury. Deweloper, skoro nie musi, to nie jest zainteresowany jej tworzeniem - przecież miasto od lat ochoczo bierze na siebie koszty budowy dróg i stworzenia coraz rozleglejszej siatki komunikacji zbiorowej. O ile w ogóle je tworzy. Skutek polityki władz miasta jest taki, że każdy gdańszczanin w pewnym stopniu dorzuca się do zysku prywatnych firm deweloperskich.

A nie chodzi po prostu o to, by mieszkania były tańsze?
Nie do końca. To jest efekt oddania sterów w mieście deweloperskim przedsiębiorcom. Pamiętam jak jeden z wiceprezydentów oficjalnie, na forum rady stwierdził, że „to deweloperzy budują Gdańsk”. To nie tak! Deweloperzy nie są jakimiś dobroczyńcami. To przede wszystkim biznesmeni nastawieni na maksymalizację zysku. Owszem, ich rola jest bardzo ważna, ale miasto nie może układać polityki podług ich interesów.

Ostatnio dziennik „Rzeczpospolita” po raz kolejny wskazał Gdańsk jako najlepiej zarządzane miasto w kraju. Może rzeczywiście mieszkamy w mieście sukcesu?
Absolutnie nie zgadzam się z tą diagnozą. Co nie znaczy, że neguję, że Gdańsk się zmienił. Zmienił się, ale możliwości rozwojowe można było wykorzystać znacznie lepiej. Błędy Gdańska wynikają w dużej mierze z wielokadencyjności w samorządach. Liczę, że PiS będzie tą partią, która nareszcie ją zniesie. Prezydent kraju, rektor uczelni mają limit kadencji. Prezydent miasta może sprawować swój urząd dożywotnio. Mam olbrzymie zastrzeżenia do obecnego prezydenta Gdańska, ale nawet pod wieloletnimi rządami, choćby najuczciwszego polityka, powstają z czasem kliki, żyjące własnym życiem.

Chciałby Pan rozbić układ w Gdańsku?
Nie chcę używać słowa „układ”, bo się źle kojarzy, ale uważam że w Gdańsku jest mnóstwo patologicznie splecionych ze sobą interesów.

Podjąłby się Pan ich chirurgicznego przecięcia?
Nie mam takiej możliwości.

Za dwa lata może Pan wystartować w wyborach na prezydenta Gdańska.
To nie jest marzeniem mojego życia.

Jak nie dla marzeń, to może z poczucia misji?

Z poczucia misji wystartowałem w wyborach do Rady Miasta. I o ile działalność w radzie można pogodzić z pracą zawodową, to już funkcji prezydenta miasta nie. Nie da się być chirurgiem i prezydentem.

Dopytuję, bo niejeden działacz PiS widziałby w Panu kandydata w następnych wyborach na prezydenta.
Przyznam, że takie głosy słyszę. Dziś nie chciałbym jednak na ten temat się wypowiadać. Prezydent Adamowicz w ostatnim wywiadzie uchylił się przed odpowiedzią. Proszę pozwolić mi na to samo.

Dwa lata do wyborów to znowuż nie tak dużo. Szczególnie dla nowego nazwiska na liście kandydatów.
To prawda i całkowicie zgodzę się z panem, że jeżeli PiS zamierza wystawić swojego kandydata na prezydenta Gdańska, to najwyższa pora przedstawić go wyborcom i zacząć wdrażać w tematy miejskie.

Możemy spodziewać się takiej prezentacji w najbliższym czasie?
To już pytanie nie do mnie. Nie jestem we władzach PiS ani nawet jego członkiem. Choć program tej partii jest mi bliższy, niż jakiejkolwiek innej.

I nie czuje się Pan częścią tej nagonki na Pawła Adamowicza, jaką on sam dostrzega w PiS?
Po pierwsze nie nazwałbym tego nagonką. Proszę pamiętać, że zawiadomienie do prokuratury ws. oświadczeń majątkowych prezydenta złożyło CBA pod kierownictwem Pawła Wojtunika, i to za poprzedniej ekipy PO-PSL. Więc jaka to nagonka PiS? Nie potrafię osądzić, co Paweł Adamowicz ma na sumieniu, ale uważam, że każdy prezydent miasta powinien być, jak żona Cezara, poza jakimkolwiek podejrzeniem.

Mówi Pan, że program PiS jest mu bliski. A z praktyką obecnych władz też się Pan w pełni zgadza? Na przykład w kwestii Trybunału Konstytucyjnego?

Wymienił pan akurat wyjątkowo zagmatwaną sprawę, wokół której narosło mnóstwo przekłamań. Warto sobie uświadomić, że w tej chwili nie toczy się żadna walka o podstawy demokracji - jak to niektórzy chcieliby pokazywać - tylko wybitnie polityczny spór.

Myślę, że tysiące ludzi mają odmienne zdanie.
Niestety opinia publiczna jest niedoinformowana. Zapomina się, że trybunał jest zobowiązany do działania nie tylko w myśl konstytucji, ale też ustaw, które precyzują, w jaki sposób TK ma działać. Zapomina się też, że nie jest sądem nad wykonywaniem prawa, ale nad jego stanowieniem. I w cały ten prawniczo-polityczny kocioł chcą wciskać się gdańscy radni Platformy. Dla mnie w swoich bojach byliby wiarygodni, gdyby zadziałali również w czerwcu ubiegłego roku, gdy Sejm poprzedniej kadencji pozwolił na wybór dwóch sędziów TK na zapas. Tyle że to wszystko nie są kwestie do rozstrzygania na formalnym posiedzeniu rady miasta.

Trybunał to nie temat dla miejskich radnych?
Oczywiście, że nie. A już szczególnie w obliczu nawałnicy, która zalała Gdańsk. Zamiast zająć się prawdziwymi problemami mieszkańców, radni Platformy po raz kolejny weszli w rolę maszynki do bezrefleksyjnego głosowania. Zresztą od dłuższego czasu dręczy mnie głębsze przekonanie o fasadowej roli rady. Szczególnie daje się to we znaki z perspektywy ław opozycyjnych.

Takie życie opozycji - głośno mówić o problemach i punktować władzę.
I tylko tyle. Możliwość realnego działania na rzecz mieszkańców sprowadza się wyłącznie do najprostszych spraw. Zamiast tego przepycha się kolanem kwestie, którymi rada w ogóle nie powinna się zajmować.

Jaki Gdańsk marzy się Panu za kilka, kilkanaście lat?
Chciałbym zobaczyć w Gdańsku dobrą urbanistykę i piękną architekturę, najlepiej publiczną. Tego mi bardzo brakuje. Nie można przy tym zapominać o przyzwoitej lokalnej infrastrukturze służącej na co dzień bieżącym potrzebom mieszkańców poszczególnych dzielnic Gdańska.

Jeśli chodzi o perły architektury, to kilka ciekawych obiektów już mamy.
Pewien potencjał widzę w Europejskim Centrum Solidarności, ale już posadowienie jego uważam za nieszczęśliwe. Nazbyt zdominowało ono pomnik Poległych Stoczniowców.

A Muzeum II Wojny Światowej?
Trudno oceniać mi projekt, który nie został ukończony. Mnie marzy się inwestycja na miarę Opery w Sydney czy Muzeum Guggenheima w Bilbao - obiektów, które samym swoim wyglądem przyciągają gości do miasta, stając się jego ikoną. Tymczasem w Gdańsku mamy zalew inwestycji o tandetnej architekturze, często źle zaplanowanych w przestrzeni miejskiej, upchanych przypadkowo. Władze miasta pozwalają na budowanie koszmarków, które przyszłe pokolenia z zażenowaniem będą wyburzać. Gdańsk trzeba zaplanować na nowo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki