Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pozdrowienia z (neo)kolonii

Dariusz Szreter
I stał się cud. Nagle okazało się, że największym problemem Kościoła katolickiego nie jest sprawa zniesienia celibatu, kapłaństwo kobiet czy akceptacja dla związków homoseksualnych i przerywania ciąży, ale bogactwo, wyniosłość i niedostępność hierarchów. Nowy papież Franciszek kilkoma prostymi gestami przestawił optykę postrzegania katolicyzmu, a przede wszystkim drogi rozwiązania kryzysu, jaki go niewątpliwie trawi.

Papież spoza Europy, a konkretnie z Ameryki Południowej, siłą rzeczy większe zagrożenie widzi nie w rozszerzaniu się religijnego indyferentyzmu, ale w konkurencji ze strony religii protestanckich, które wypierają katolicyzm z tamtego regionu. Siłą protestantyzmu jest proponowana przezeń bezpośredniość relacji z Bogiem, a co za tym idzie - mniejsza rola nauczycielska kapłanów, którzy pełnią bardziej rolę przewodników niż mentorów.

Na zasadzie efektu motyla trzepot skrzydeł owada w Watykanie wywołał burzę piaskową na Pomorzu. Już wydawało się, że gdański ZTM będzie musiał uruchomić specjalne połączenie między Oliwą a Orunią, żeby gdański metropolita Sławoj Leszek Głódź mógł, wzorem kardynała Bergogliego, przesiąść się z limuzyny na komunikację miejską. W tym samym czasie nastąpił jednak niespodziewany zwrot akcji i w efekcie arcybiskup, zamiast wyjść do ludu, musiał wyłączyć telefon, nie mogąc się odczepić od natarczywców, domagających się komentarza do medialnych przecieków o jego rzekomej słabości porannego spożywania jogurtu. Można powiedzieć, że nabrał w tej sprawie aktimelku w usta.

Papież z Trzeciego Świata (nie wiem, czy to określenie nie jest już niepoprawne politycznie, ale niech tam) oznacza także zwrócenie większej uwagi na kwestie nierówności i neokolonialnego traktowania uboższych krajów przez zamożny Zachód. Nie on jeden zresztą ma z tym problem.

O neokolonializacji Polski pisał niedawno Rafał Ziemkiewicz, ilustrując tę tezę zgrabnym, żeby nie powiedzieć - wysportowanym, przykładem telewizyjnej reklamy, w której niemiecki trener wysyła trzech znanych polskich piłkarzy z Bundesligi w podróż niemieckim samochodem, montowanym zresztą w fabryce na terenie Polski.

Gdzie tu sprawiedliwość? Niemcy wydają polecenia i zarabiają, a Polacy harują - konkluduje Ziemkiewicz. Spójność tego obrazka zakłóciła nieco informacja, że jednym ze sponsorów Borussi Dortmund jest polska firma OT Logistics, która wcześniej wykupiła największego przewoźnika żeglugi śródlądowej we wschodnich Niemczech. Wywołało to ponoć pewną konsternację kanclerz Angeli Merkel.

Czytaj więcej felietonów Dariusza Szretera

Przykładem walki z podejściem neokolonialnym do krajów Europy Środkowej jest dla wielu prawicowych komentatorów węgierski premier Orban, który gra na nosie Unii Europejskiej, ograniczając w swoim kraju kompetencje Trybunału Konstytucyjnego oraz wprowadzając nakazy pracy dla studentów i konstytucyjny zakaz włóczęgostwa. Nic nie szkodzi, że pachnie to mocno rozwiązaniami czasów realnego socjalizmu. Ważne, że sprawa jest słuszna.

Dziwne, że fani Orbana nie powołują się też na innego przywódcę, który odniósł jeszcze większy sukces na polu uniezależnienia się od obcych, imperialnych wpływów. Mam na myśli zmarłego niedawno prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza, którego osiągnięcia w polityce godnościowej wobec światowych mocarstw, głównie USA, są trudne do przecenienia.

Nie dziwi zatem specjalnie, że najnowsze badania CBOS pokazują, że połowa Polaków uważa, że ustrój panujący w Polsce przed 1989 rokiem miał co najmniej tyle samo wad i zalet co kapitalizm. Zresztą różnice między nimi zacierają się coraz bardziej. Kiedyś pracownicy socjalistycznych zakładów pracy w razie potrzeby "spontanicznie" manifestowali jedność z ideologiczną linią partii rządzącej. Dziś pewien znany gdański piekarz wyraża poparcie dla homofobicznej wypowiedzi Lecha Wałęsy "w imieniu swoim oraz 200 pracowników swojej firmy". Czy aby na pewno to z nimi skonsultował? A po co? Nie po to daje im pracę, żeby teraz mieli inne zdanie niż on w kwestiach światopoglądowych.

Ostatni z Jagiellonów, król Zygmunt August, którego figura spogląda dziś na Gdańsk z wieży Ratusza Głównomiejskiego, deklarował, że nie jest królem sumień swoich poddanych. Paradoksalnie wychodzi na to, że w kwestiach wolności przekonań, w sporze kapitalizm kontra socjalizm, najbezpieczniej wybrać feudalizm.

[email protected]

CZYTAJ INNE FELIETONY/ BLOGI:

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki