18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomorze: Turyści narzekają na jedzenie w barach - kiepskie i drogie

Sławomir Bednarczyk
Archiwum DB
Bar z desek, obiad na papierowych tackach, a w menu odmrażany fast food - tak się je w miejscowościach turystycznych Pomorza

Zawyżone rachunki, zmieniona w stosunku do oferty waga dań, serwowanie przeterminowanych produktów - o takich niedociągnięciach w punktach gastronomicznych w miejscowościach turystycznych informują inspektorzy sanepidu w Nowym Dworze Gdańskim, którzy kontrolują miejscowe bary i restauracje. Turyści dodają - przy plaży można kupić najczęściej jedzenie typu fast food, odgrzewane z mrożonek.

Wniosek jest następujący: standard w wielu punktach gastronomicznych nad morzem nie jest zbyt wysoki.
- Sprawdzamy obiekty prowadzące działalność gastronomiczną na Mierzei Wiślanej - mówi Henryk Pszczoliński, szef nowodworskiego sanepidu. - Z przykrością stwierdzam, że tylko niewielka część miejscowych barów i restauracji prezentuje dobry poziom. Standard jest słaby. Wprawdzie nie zamknęliśmy żadnego punktu gastronomicznego, ale tylko dlatego, że nasi inspektorzy po prostu zalecali poprawienie niektórych niedociągnięć. Gdybyśmy mieli brać pod uwagę wszystkie nieprawidłowości, turyści nie mieliby gdzie zjeść obiadu.

PRZECZYTAJ TEŻ: Trwa sezon, a na Pomorzu o połowę mniej turystów

Zdaniem sanepidu, główne grzechy właścicieli nadmorskich barów to m.in. zły podział ról w kuchni, brudny sprzęt do przygotowywania posiłków, brak separatorów na tłuszcze i wreszcie - przeterminowane jedzenie. Kontrolerzy zwracają też uwagę na niewłaściwe przechowywanie czy segregowanie żywności. Czasem w jednej lodówce leżą obok siebie ryby, owoce, mięso i ser. Sytuacja w większych miejscowościach Wybrzeża jest lepsza, choć jeszcze kilka lat temu bywało źle.
- Właściciele barów już wiedzą, że w skrajnym wypadku możemy nakazać zamknięcie lokalu - twierdzi Aleksandra Lange, zastępca powiatowego inspektora sanitarnego w Pucku. - A to oznacza utratę zarobków. W tym roku nie musieliśmy podejmować takiej decyzji.

- Dopiero co mieliśmy w Trójmieście rozgrywki Euro 2012, punkty gastronomiczne i lokale były bardzo często kontrolowane - zauważa Marian Piaskowski z gdyńskiego sanepidu. - To wystarczająco zmobilizowało właścicieli tych punktów do dbania o właściwe standardy.
Menu w większości nadmorskich barów wygląda podobnie. To typowy fast food. Są frytki, kebaby, zapiekanki, hamburgery. Większość z potraw to gotowe mrożonki przygotowywane w kuchence mikrofalowej. Niektóre obiekty gastronomiczne mają w ofercie zupy, naleśniki czy ziemniaki ze schabowym. Tych jest jednak niewiele. Nic więc dziwnego, że turyści skarżą się, że jedzenie jest po prostu... niesmaczne.

- Mieliśmy sporo zgłoszeń od niezadowolonych turystów - przyznaje Henryk Pszczoliński. - Były skargi i podejrzenia, że zapiekanka była nieświeża czy miała za mało sosu, gdzie indziej zupa była pozbawiona smaku. Nie jest to problem typowo sanitarny, ale ludzie chcą być dobrze obsłużeni. Właściciele barów powinni o tym pamiętać.

- W większości barów i restauracji jedzenie podaje się na plastikowych, jednorazowych talerzykach. Kawę natomiast, zazwyczaj rozpuszczalną lurę, trzeba pić z papierowego kubka - żali się jeden z turystów. - Ceny też są wysokie, dużo za wysokie. W Warszawie czy Lublinie zjadłem taniej i do tego miałem obiad podany na talerzu. Jadłem go prawdziwymi sztućcami, a nie plastikowymi, jak na Mierzei Wiślanej.

Gastronomicy tłumaczą, że to kwestia ekonomii - nadmorskie bary i restauracje tętnią życiem tylko przez 2-3 miesiące w roku. Później turystów nie ma. Dzierżawa miejsca nad morzem kosztuje kilkadziesiąt tys. zł za miesiąc, podobnie jak wynajęcie dobrego kucharza. Nie opłaca się inwestować w talerze czy szklane kufle, przygotowywać posiłki ze świeżych ryb.

- Plażowicze przychodzą do nas tylko na chwilę. Chcą szybko zjeść i iść dalej na plażę - mówi nam jeden z właścicieli barów na Mierzei Wiślanej, który prosił o zachowanie anonimowości. - W słoneczne dni mamy naprawdę duży ruch. Oczywiście, wolelibyśmy podawać dania na talerzach z porcelany. Problemem są jednak czas i możliwości naszego baru. My nawet nie dalibyśmy rady zmyć tak wielkiej liczby naczyń w godzinach obiadowych, kiedy przychodzi naraz kilkadziesiąt osób. Najłatwiej jest więc podać jedzenie na talerzykach jednorazowych.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki