18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomorze: In vitro dofinansowane przez lokalne samorządy?

Dorota Abramowicz
Ponad połowa Polaków (58 proc.) uważa, że zabiegi zapłodnienia pozaustrojowego in vitro powinny być częściowo dofinansowane ze środków NFZ
Ponad połowa Polaków (58 proc.) uważa, że zabiegi zapłodnienia pozaustrojowego in vitro powinny być częściowo dofinansowane ze środków NFZ Archiwum
Prezydent Częstochowy Krzysztof Matyjaszczyk wywołał burzę medialną, oświadczając, że do projektu przyszłorocznego budżetu miasta wpisał częściowy zwrot wydatków na zabiegi in vitro. Pomysł podchwycili już łódzcy radni SLD, którzy uznali, że należy z budżetu miasta przekazać na ten cel ok. 150 tys. zł. Takie rozwiązanie podoba się m.in. gdańskiej radnej lewicy, Jolancie Banach. Władze miasta patrzą jednak na to sceptycznie.

- W sytuacji, w której nie każdego stać na zabieg, jest to genialne rozwiązanie - mówi Beata Mozer, która przez lata walczyła o dziecko i dziś jest adopcyjną mamą.

W Polsce co szóste małżeństwo nie może mieć dzieci i wizyta w specjalistycznej klinice jest dla wielu z nich jedyną szansą na zostanie rodzicami. Szansą nie dla każdego: koszt zabiegów in vitro waha się od 8 do 12 tysięcy złotych. Na dodatek nie ma gwarancji, że zapłodnienie uda się za pierwszym razem - takie zabiegi trzeba powtarzać.

Na Pomorzu są pary, które wydały na in vitro nawet 50 tys. złotych. Wiele osób zaciąga na ten cel kredyty bankowe. Dla nich pomoc samorządu byłaby nieoceniona.

Tyle tylko że inicjatywa Matyjaszczyka wzbudziła natychmiast kontrowersje. Zaprotestował Kościół, argumentując, że metoda in vitro łączy się z masowym uśmiercaniem embrionów. Jednak coraz częściej podnoszą się także głosy, iż bezpłodność należy traktować jak chorobę, której leczenie powinno być dofinansowywane.

- Samorząd może dofinansowywać programy zdrowotne, więc jeśli ma na to środki, powinien pomóc także bezpłodnym małżeństwom - uważa Jolanta Banach, gdańska radna SLD. - Problem jest bardzo ważny i nie należy zasłaniać się potrzebą innych wydatków. Zresztą już dawno temu zauważyłam, że pieniądze wydajemy na głupoty. Należy zastanowić się nad tym, czy nie lepiej pomóc w leczeniu bezpłodności, zamiast wydawać je na budowę molocha dla ECS, Teatru Szekspirowskiego, Ergo Areny czy Muzeum II Wojny Światowej?

Premier: Dostęp do in vitro powinni mieć i bogaci, i biedni

Jednak dla przedstawicieli władz samorządowych Gdańska, Sopotu i Gdyni sprawa legalności wydatków budżetowych na zabiegi in vitro nie jest już tak oczywista. - Trzeba zastanowić się, w jakiej formie mielibyśmy przekazywać te pieniądze? - mówi Ewa Łowkiel, wiceprezydent Gdyni. - Ustawowo możemy dofinansowywać programy profilaktyczne, co też zresztą czynimy. Mogę się mylić, ale nie jestem przekonana, że zabieg in vitro należy do programów profilaktycznych. Uważam, że tego typu działania należą do zadań państwa.

- Samorząd nie może dofinansowywać zabiegów medycznych, są to zadania przypisane jedynie NFZ - wtóruje jej prezydent Sopotu Jacek Karnowski. - Możemy jedynie opłacać profilaktykę i to w ramach możliwości finansowych robimy.

Podobną argumentacją posługują się gdańscy urzędnicy. Potwierdzają, że samorządy nie mają uprawnień do finansowania czy dofinansowywania świadczeń zdrowotnych. Mogą one jedynie wspierać działalność profilaktyczną i zdrowotną - np. udostępniając pomieszczenia czy np. dorzucając się do zakupu sprzętu. Natomiast wspieranie in vitro wychodzi poza zakres działań samorządów.
- Rozumiem problemy bezpłodnych par - twierdzi prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. - I rozumiem też, że in vitro jest dla wielu z nich wybawieniem. Nie widzę problemu, aby, na pewnych zasadach, mogło być stosowane. Ale nie można jego kosztów zrzucać na budżety samorządów! Wydajemy naprawdę duże pieniądze na programy zdrowotne, profilaktyczne, na pomoc społeczną i edukację. Kolejnych podobnych kosztów nie wytrzyma żaden budżet samorządowy.

Przychylnie na ewentualne współfinansowanie metody in vitro patrzy prezydent Słupska Maciej Kobyliński. Jednak zastrzega, że musiałaby być zgoda radnych. Według profesora dr. n. med. Krzysztofa Łukaszuka, kierownika Klinik Leczenia Niepłodności INVICTA, każda rozmowa na temat refundacji kosztów in vitro jest krokiem w dobrym kierunku. Trzeba jednak precyzyjnie określić, co dokładnie miałoby być objęte refundacją - badania diagnostyczne, wizyty lekarskie, leki czy sama procedura?

Naprotechnologia - rywalka in vitro?

- Pojawia się też kwestia wyboru pacjentów, którzy mogliby skorzystać z takiej możliwości - wyjaśnia profesor. - Czy byłyby to wszystkie pary, czy tylko te zakwalifikowane? Jak wyglądałby proces kwalifikacji i kto miałby go przeprowadzić? Na jakiej podstawie wybierane byłyby kliniki realizujące leczenie?

Według niego, refundacja kosztów in vitro przez samorządy jest z pewnością rozwiązaniem korzystnym dla mieszkańców. Jednak niesie też zagrożenia związane z brakiem spójności i nierównym dostępem do świadczeń medycznych w skali kraju.

- Sądzę, że ta kwestia wymaga gruntownego przemyślenia i mądrze poprowadzonych konsultacji społecznych z różnymi środowiskami. Jedno jest pewne - w sprawie in vitro państwo nie może już dłużej chować głowy w piasek - stwierdza Łukaszuk.

Jednak na razie to chowanie głowy w piasek jest normą. Co prawda pojawiły się projekty ustaw dotyczące in vitro, była dyskusja, ale nic z niej nie wynikło. W czerwcu br. ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz podkreślała, że państwa nie stać na pokrywanie kosztów in vitro. W dobie kryzysu wszystko wskazuje, że to stanowisko rządu się nie zmieni.
Ponad połowa Polaków (58 proc.) uważa, że zabiegi zapłodnienia pozaustrojowego in vitro powinny być częściowo dofinansowane ze środków NFZ - wykazało pierwsze w Polsce kompleksowe badanie opinii Polaków na temat niepłodności oraz procedury in vitro, przeprowadzone przez Instytut Badania Opinii Homo Homini.

Według listopadowych badań, 28 proc. ankietowanych opowiedziało się za finansowaniem in vitro całkowicie ze środków państwowych. Tylko 12 proc. Polaków uważa, że in vitro powinno być finansowane całkowicie ze środków prywatnych przyszłych rodziców. Finansowanie zabiegów in vitro z NFZ popierają najczęściej osoby poniżej 18 roku życia oraz ankietowani powyżej 70 roku życia.

Metoda in vitro jest pełnopłatna w Polsce, w Rosji, na Ukrainie, w Rumunii, Mołdawii oraz na Litwie.
W Niemczech ubezpieczyciel pokrywa koszty pacjentkom do czterdziestego roku życia (cztery cykle zapłodnienia), w Holandii, Norwegii i Chorwacji refunduje się trzy cykle. Słowacja i Słowenia refundują po cztery cykle, Węgrzy aż pięć cykli.

W Czechach refunduje się trzy procedury: hormonalną stymulację, hodowlę i przeniesienie zarodków. Natomiast w Hiszpanii refundacja jest całkowita, choć dotyczy jedynie zabiegów przeprowadzonych w publicznych ośrodkach. W Wielkiej Brytanii o ewentualnym sfinansowaniu in vitro decyduje ubezpieczyciel.

Jedynym krajem, który całościowo i bez żadnych ograniczeń pokrywa koszt in vitro, jest Francja.

Koszt zabiegów in vitro waha się od 8 do 12 tysięcy złotych. Wiele par je powtarza i zaciąga kredyty bankowe

Rozmowę z Maciejem Kobylińskim, prezydentem Słupska, o współfinansowaniu metody in vitro przeczytasz w poniedziałkowym, papierowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego"

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki