Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomorze: Aptekarze grożą buntem

Dorota Abramowicz
Nowa ustawa ma przede wszystkim ograniczyć wydatki państwa na dopłaty do leków
Nowa ustawa ma przede wszystkim ograniczyć wydatki państwa na dopłaty do leków Grzegorz Mehring
Aptekarze nie przebierają w słowach: rozporządzenia wykonawcze do ustawy refundacyjnej zostały przygotowane wyjątkowo niechlujnie. Praktycznie obciążają one odpowiedzialnością za wszelkie prawdziwe i wyimaginowane błędy jedynie pacjentów i farmaceutów. Ci pierwsi będą mieli problem z wykupieniem leków refundowanych, ci drudzy... mogą stracić majątek.

- Dziś już bardzo rzadko zdarza się, że kierownik apteki i jej właściciel to jedna osoba - tłumaczy, prosząca o niepodawanie nazwiska, farmaceutka z Gdańska. - Jesteśmy angażowani przez duże sieci, których właściciele mieszkają na Litwie lub w Kanadzie. Podpisując umowę z NFZ na sprzedaż leków z refundacją, bierzemy na siebie ogromną odpowiedzialność finansową. Urzędnik z NFZ może np. stwierdzić, że recepta jest nieczytelna. I nie pomogą tłumaczenia, że takie recepty, wypisywane przez lekarzy z pobliskiej przychodni, odczytujemy od lat bez problemów.

Takie uznaniowe stwierdzenie urzędnika może sprawić, że na kierownika apteki zostaną nałożone kary sięgające 10 procent refundacji, wypłaconej aptece przez fundusz w ostatnim roku.
- Jaka to kwota? - zastanawia się prezes Okręgowej Izby Aptekarskiej w Gdańsku, Michał Pietrzykowski. - To zależy od obrotów apteki. Może sięgać kilkudziesięciu tysięcy, a nawet kilkuset tysięcy złotych.

Aptekarze twierdzą, że są między młotem a kowadłem. W obawie przed wysoką karą będą musieli bardzo dokładnie oglądać każdą receptę i zastanawiać się, czy urzędnik NFZ jej nie zakwestionuje. Z drugiej strony ustawa zakłada, że za nieuzasadnioną odmowę wydania leku farmaceuta płaci... 300 złotych kary.

Pomorze: Pacjenci mają kłopot w aptekach, bo lekarze źle wypisują recepty

Nowa ustawa ma przede wszystkim ograniczyć wydatki państwa na dopłaty do leków do 17 proc. budżetu NFZ. Jednak farmaceuci już zaczynają liczyć, ile będzie kosztować zatrudnienie przez fundusz dodatkowych urzędników do kontrolowania wszystkich aptek z umowami. Będą oni sprawdzać nie tylko recepty, ale także dublować działania Nadzoru Farmaceutycznego, pilnując, np. by apteka w przeciągu tygodnia zgłosiła zatrudnienie nowego pracownika. Bo jeśli nie zgłosi, to zapłaci...

- Zaczniemy utrzymywać z naszych pensji kolejnych urzędników do kontroli papierków - stwierdza gorzko kierownik apteki z Trójmiasta.

- Tak naprawdę przede wszystkim zapłaci pacjent - mówi prezes Michał Pietrzykowski z OIA w Gdańsku.
Aptekarze przygotowali już obszerną listę poprawek do postanowień ustawy. - Uwagi są miażdżące dla autorów projektu - twierdzi prezes Pietrzykowski.

Pojawiły się już głosy o zaskarżeniu ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Farmaceuci jednak nie chcą czekać na decyzję sądu - Naczelna Izba Aptekarska ostatnio stwierdziła, że w razie nieuwzględnienia przez Ministerstwo Zdrowia uwag m.in. w kwestii kar umownych, samorząd aptekarski zwróci się do podmiotów prowadzących apteki o niepodpisywanie umów z NFZ.

Gdańsk: W nocnej i świątecznej pomocy recepta może być bez zniżek

Bunt aptekarzy może paradoksalnie zwiększyć oszczędności budżetowe, zarazem ograniczając pacjentom dostęp do leków refundowanych. Zwłaszcza dla osób starszych i chorych dotarcie do nielicznych placówek, sprzedających tańsze leki może być po prostu niemożliwy.

Na razie na stronie internetowej Ministerstwa Zdrowia pojawiły się "protokoły rozbieżności" z posiedzeń komisji uzgodnieniowej, złożonej z aptekarzy i urzędników resortu. Rzecznik ministerstwa Piotr Olechno w wypowiedzi dla portalu Rynek Aptek zapewnił, że nie ma zagrożenia, aby apteki przestały sprzedawać leki refundowane i dodał, że nadal trwają prace nad przepisami wykonawczymi do ustawy.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Z mgr. farm. Maciejem Karbowiakiem, inicjatorem stworzenia Ogólnopolskiego Porozumienia Kierowników Aptek, rozmawia Dorota Abramowicz

Jeszcze przed kilkunastoma laty kierownik apteki był zarazem jej właścicielem. A teraz?
Dziś większość kierowników aptek to pracownicy najemni. W czasach, o których pani mówi, rzadko kto miał więcej niż jedną, dwie apteki. Obecnie rynek zdominowały apteki sieciowe, związane z dużymi hurtowniami farmaceutycznymi. Ocenia się, że tylko ok. 40 proc. aptek, przeważnie z mniejszych miejscowości, znajduje się poza tymi grupami. Rynek jest mocno zróżnicowany. Są apteki osiągające obroty po 25 tys. zł i o obrotach sięgających 1,2 mln zł miesięcznie.

Skąd pomysł powołania stowarzyszenia?

Jest to ruch całkowicie oddolny. Ma to być takie nasze, farmaceutyczne Porozumienie Zielonogórskie, które przeciwstawi się skutkom nowej ustawy refundacyjnej. Dołączone do niej przepisy wykonawcze stawiają nas pod ścianą.

Dlaczego?
Słyszymy - wprawdzie jesteście tylko pracownikami, ale będziecie brać odpowiedzialność finansową na równi z właścicielem. Jak pracownik może być stroną umowy? Ta ustawa według Ministerstwa Zdrowia ma być restrykcyjna i powinna zastraszyć środowisko. Przewidywane dla nas kary w wysokości nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych to prawdziwy horror.

Za co możecie być ukarani?

Chociażby za przyjęte do realizacji rzekomo nieczytelne recepty. Przy czym nikt nie uwzględnia faktu, że farmaceuta umie prawidłowo rozczytać pismo niezrozumiałe dla "człowieka z ulicy". Tajemnicą poliszynela jest, że rozporządzenia były dziełem pracowników funduszu. Do tej pory w razie zakwestionowania przez NFZ recepty trzeba było zwracać refundację. Projekt rozporządzenia dokłada do tego jeszcze po 500 złotych kary od każdej zakwestionowanej recepty. Zdarzają się kontrole, podczas których urzędnik funduszu potrafi zakwestionować nawet 60 recept. Przewiduje także dodatkową karę, która ma wynieść od 5 do 10 procent od 12 do 24 refundacji.

Czyli konkretnie, ile?
Przez pół roku apteka otrzymuje 12 refundacji, przez rok - 24. Jeśli w ciągu 6 miesięcy fundusz zapłacił np. 120 tys. zł za leki refundowane, to kierownik apteki będzie musiał zwrócić 12 tys. złotych. I to za jakąś bzdurę - przekreślenie słowa przez lekarza na recepcie, nie ten format recepty, niewyraźnie - w opinii urzędnika - napisane słowo.

Takie recepty trzeba będzie zwracać pacjentowi?
Oczywiście. W przepisach, o których mówimy, nie liczy się w ogóle interes pacjenta - został on wylany z kąpielą. Zresztą, pacjent z roku na rok coraz więcej dopłaca do leków refundowanych. Czy zauważyła pani, że w ogóle nie mówimy o kwestiach farmaceutycznych, czyli o dawce leku, jego stosowaniu, własnościach terapeutycznych, ale o prawie?

I co z tym prawem?

Apelujemy, by w razie wejścia w życie przepisów środowisko skonsolidowało się i powiedziało: "nie będziemy podpisywać umów z NFZ". To wszystko.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki