Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomnik Lecha Kaczyńskiego w Gdańsku budzi kontrowersje

Redakcja
Czy w Gdańsku powinien stanąć pomnik Lecha Kaczyńskiego i czy pomniki w ogóle mają sens we współczesnym świecie - mówi Jacek Friedrich w rozmowie z Ryszardą Wojciechowską.

Czy Polacy to pomnikomaniacy? Bo gdzie nie spojrzeć, wszędzie spiż i beton.
Nie wydaje mi się. Jeżdżąc po Europie, obserwuję też w innych krajach skłonność do stawiania pomników, na przykład w tak dojrzałej demokracji, jaką jest Wielka Brytania. W Glasgow tylko na jednym placu stoi ich aż 13 - więc pomnikomania to nie jest tylko nasza cecha. Nie wiem zresztą, czy to dobre słowo. Potrzeba upamiętniania to jedna z najgłębszych potrzeb człowieka. Oczywiście czasem w tym dążeniu przekraczamy miarę.

Czytaj także: Posłowie PiS chcą budowy w Gdańsku pomnika Lecha Kaczyńskiego

Mamy więc z tym problem. Ostatnio pomorscy posłowie Prawa i Sprawiedliwości stwierdzili, że w Gdańsku powinien stanąć pomnik Lecha Kaczyńskiego. No i zaczęło się. W kuluarach wrze.
W czasach komuny problem z pomnikami polegał na tym, że większość z nich była nam narzucana. I potem trzeba je było, jak samą komunę, obalać. Były też oczywiście pomniki neutralne. Bo czy, na przykład, Maria Konopnicka mogła budzić kontrowersje? A dzisiaj stawia się takie, które powstają z głębokiej potrzeby jakiejś części społeczeństwa. No i wtedy budzą się emocje. Tak jak w przypadku pomnika Lecha Kaczyńskiego.

Na forach internetowych gorące komentarze. Jedni pomnika chcą, inni w łagodniejszej formie kpią w stylu - najlepiej postawić go w miejscu Neptuna albo w Gruzji.
A co się działo wokół pochówku Lecha Kaczyńskiego na Wawelu? Dla jednych to było jak najbardziej odpowiednie miejsce dla prezydenta, który zginął w tak tragicznych okolicznościach. Dla innych Wawel był całkowicie niestosowny. W takiej sytuacji znalezienie złotego środka nie jest możliwe. Dlatego sądzę, że jakiej by nie zaproponowano formy pomnika, to on i tak będzie budzić protesty. Bo w przypadku upamiętniania takich postaci najważniejszy jest przekaz, a nie forma. I to przekaz rozgrzewa dyskusję do czerwoności.

Dr Jacek Friedrich jest historykiem sztuki. Fot. Tomasz Bołt

A to, jak będzie taki pomnik wyglądać, nie będzie budzić emocji?
Często forma obchodzi tylko artystów, wąską grupę ludzi zainteresowanych sztuką czy kulturą wizualną. Przypominam sobie spór wokół niedawnego, ale bardzo sensownie przemyślanego projektu, który miał upamiętnić ofiary katastrofy smoleńskiej w Warszawie. Chodzi o ten projekt z dyskretnymi słupami światła na Krakowskim Przedmieściu. W żaden sposób nie naruszałby on przestrzeni historycznej tego placu ani wartości architektonicznych czy estetycznych. Ale mimo to pomysł został natychmiast "odstrzelony" przez politycznych przeciwników PiS. Nikt nie dyskutował o formie...

Czytaj również: Skórcz, pow. starogardzki: Pierwszy pomnik Lecha Kaczyńskiego

Przez politycznych przeciwników PiS, czyli przez kogo?
Przede wszystkim przez wywodzące się z PO władze stolicy, które nagle - przepraszam, że tak mówię ironicznie i złośliwie - ale właśnie w przypadku tego pomnika i tego miejsca zaczęły się wykazywać niebywałą troską o wartości przestrzenne, zabytkowe i architektoniczne miasta. Projekt upadł. Od początku zresztą ta strona politycznego sporu robiła wszystko, by pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej nie stanął na Krakowskim Przedmieściu. Angażowały się w to, mniej lub bardziej wyraźnie, nawet najwyższe autorytety.
Naprawdę to Pana dziwi?
"Odstrzelenie" tego pomnika na Krakowskim Przedmieściu jest dla mnie niezrozumiałe. Przecież to była straszna katastrofa, którą upamiętniono by w każdym kraju. W Tallinie jest pomnik ofiar promu, który zatonął kilkanaście lat temu. Znajduje się w eksponowanym miejscu zabytkowego miasta, u podnóża murów obronnych. Ogromny, przestrzenny. I nikt tam nie miał wątpliwości, że po takiej katastrofie potrzebą społeczną jest powstanie takiego pomnika. Zresztą pomnik tych samych ofiar jest również w Sztokholmie (nawiasem mówiąc, autorstwa polskiego twórcy, Mirosława Bałki). I nikomu nie przyszłoby do głowy się na to oburzać. A w Polsce okazuje się, że stosowne upamiętnienie blisko stu ofiar katastrofy lotniczej, w tym prezydenta państwa, napotyka na nieprzezwyciężone przeszkody. Być może nie byłoby dziś tej rozległej potrzeby stawiania pomników Lecha Kaczyńskiego czy ofiar smoleńskich, gdyby ten pomnik stanął w Warszawie, w miejscu historycznie najbardziej zrozumiałym. To oczywiście tylko przypuszczenie, empirycznie tego nie sprawdzimy. Przepraszam, że tak dużo mówię na ten temat, ale mnie to porusza jako obywatela. Ale także jako człowieka, który obserwuje zagospodarowanie przestrzeni publicznej. Wybór tego miejsca, jakim jest Krakowskie Przedmieście, był w pewnym sensie naturalny. Bo tam przychodziły tłumy oddawać cześć ofiarom. Kiedy słyszałem argumenty przeciwników pomnika smoleńskiego, że jest już pomnik na Powązkach, więc czemu oni jeszcze się miotają i czego jeszcze chcą, to czułem, że ktoś tu udaje głupiego.

Czytaj także: Sopot. Chcą pomnika Lecha Kaczyńskiego (wideo)

To dlatego, że nie postawiono pomnika na Krakowskim Przedmieściu, pojawił się pomysł z pomnikiem w Gdańsku?
Wśród części społeczeństwa, niekoniecznie tylko wśród wyborców PiS, może występować takie przekorne myślenie, że skoro oni w Warszawie nie chcą nam dać tego pomnika, to my teraz będziemy je stawiać wszędzie, w Pcimiu, Kartuzach, przy kościele, przy ratuszu. Nie daliście nam pomnika, którego chcieliśmy, to my sobie postawimy własny. Oczywiście, tego się nie da sprawdzić, ale taka interpretacja nie jest wykluczona.

My, jeśli już upamiętniamy, to najchętniej stawiamy człowieka na cokole, i to najlepiej z brązu.
Skoro teraz każda parafia, każdy powiat i każde koło PiS chce mieć własny pomnik Lecha Kaczyńskiego, pary prezydenckiej czy ofiar smoleńskich, jeżeli to się tak rozpierzchło i tych pomników mają być dziesiątki, to siłą rzeczy, jakość ich będzie zdecydowanie gorsza. Pomnik w Warszawie, w eksponowanym miejscu, przyciągnąłby wybitnych artystów. Te rozlokowane na prowincji, jak można się spodziewać, będą na ogół na niskim poziomie artystycznym. I prawdopodobnie pomysł na gdański pomnik Lecha Kaczyńskiego skończy się, jak pani mówi, statuą.
Były prezydent stanie jak żywy.
Tak było i jest z pomnikami Papieża Jana Pawła II. Papież też ma wyglądać jak żywy. I jeśli rzeźbiarz był z talentem, to da się jeszcze na to patrzeć. Ale jeśli bez, to wychodzą karykatury, urągające wielkości upamiętnianej postaci. Jednak w takich przypadkach na wartość plastyczną mało kto jest wrażliwy. Chodzi o to, żeby stanęło. Lech Kaczyński z brązu, jak żywy, mojego entuzjazmu budzić nie może. Bo ta statuaryczna, posągowa sztuka jest na ogół nędzna. Przypadków udanych pomników, które powstały w ostatnich 20-30 latach w Polsce, jest niewiele. Jednym z nich jest pomnik kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Statuaryczny, ale udany, poważny, stosowny (nawiasem mówiąc, jego autorem jest Andrzej Renes, ten sam, który dla gdańskiego kościoła Mariackiego stworzył ostatnio dzieło bardzo szpetne). Jednak wiele tych statuarycznych pomysłów zahacza o groteskę, niezależnie od politycznych aspektów. Ale to jest taka nasza skłonność do tego, że musi być "statuja" - jak śpiewała kiedyś Irena Kwiatkowska. Spiż, brąz, ogromne rozmiary i wtedy się dopiero podoba. W Krakowie jest taka "statuja", pomnik Piotra Skargi - okrutnie obrzydliwy. To jest jakiś rodzaj plagi estetycznej.

Mógłby Pan jeszcze wymienić inne brzydkie pomniki?
Oczywiście mógłbym, ale wróćmy do pomnika Lecha Kaczyńskiego. Siła rażenia jest w tym przypadku większa niż gdybyśmy mówili, na przykład, o pomniku Bolesława Faca. Wtedy dyskusji by nie było. A teraz jest, ze względu na kontekst polityczny. I nikt się od tego nie oderwie.

Czytaj także: Kwidzyn: Błąd na tablicy Marii i Lecha Kaczyńskich

Pan nie miałby nic przeciwko pomnikowi Lecha Kaczyńskiego w Gdańsku?
Nie, nie miałbym. Doskonale rozumiem potrzebę upamiętnienia byłego prezydenta w Trójmieście, z którym był przez znaczną część swojego życia związany. Więc pytania w rodzaju "niby dlaczego tutaj stawiać pomnik?" są niezrozumiałe. Mniej zasłużonym stawiano. Abstrahuję od oceny Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta. Ale pomyślmy o jego działalności opozycyjnej z czasów PRL. To trochę tak jak z Lechem Wałęsą. Negatywnie oceniam jego prezydenturę, ale to nie znaczy, że nie doceniam go za to, co robił w latach 70. i 80. Trzeba być bardzo zacietrzewionym, żeby nie umieć rozłączyć tych dwóch rzeczy.

Ale pomnik Lecha Kaczyńskiego to także gra polityczna PiS.
Uważam, że Lechowi Kaczyńskiemu należy się upamiętnienie. I rozumiem też doskonale PiS, które chce upiec polityczną pieczeń. Tak samo zrobiłaby każda inna partia. Nie oszukujmy się. Mogę oczywiście stwierdzić, że takie polityczne wykorzystywanie nie jest ładne. Ale to byłoby z mojej strony naiwne. 90 procent pomników, które powstają na świecie, ma w mniejszym lub większym stopniu przekaz polityczny i polityczne uwarunkowania. Nawet jeżeli będzie to przykładowy Bolesław Fac, o którym wcześniej mówiliśmy. Gdyby jego pomnik miał stanąć, to pojawiłby się jakiś polityczny kontekst czy aluzja.
Chce Pan powiedzieć, że każdego da się odbrązowić? Że zawsze się znajdzie coś w każdym życiorysie?
Może się znaleźć. Nie mówię, że musi. A to jakaś wypowiedź, a to był, na przykład, antysemitą albo homofobem - tak tylko strzelam, oczywiście. Albo że w młodości nasikał do kropielnicy. Różne wątpliwości mogą się pojawić - i poważne, i groteskowe. A do tego jest jeszcze jedna kwestia - akceptacja upamiętnianej postaci czy wydarzenia wcale nie musi oznaczać akceptacji pomnika. Proszę sobie przypomnieć pomnik Małego Powstańca w Warszawie. Większość Polaków szanuje powstańczy mit. Ale już pokazanie dziecka w hełmie, z karabinem jako symbol tego powstania budzi ogromne kontrowersje. Z kolei wielki pomnik Powstańców Warszawy, także w Warszawie, to obraza smaku estetycznego. Chociaż ja sam jestem pełen podziwu dla bohaterstwa powstańców i właściwie od dziecka żyłem tym mitem. A jednak obu pomników nie akceptuję. Oczywiście doskonale rozumiem tych, dla których forma czy jakość artystyczna jest sprawą drugorzędną, ale dla mnie forma jest również niebywale ważna. Cóż, taki mam zawód... Na przykład, szanując Jana Pawła II, mogę patrzeć ze zgrozą na jego niektóre pomniki. A równocześnie czując odrazę do brutalnego instalowania w Polsce tak zwanej władzy ludowej, mogę z zainteresowaniem patrzeć jako na dzieło sztuki na pomnik, który tym "ubekom" postawił na Podhalu Władysław Hasior. Forma zresztą też często budzi szerokie dyskusje, ale tak się dzieje zazwyczaj wtedy, gdy artysta proponuje formę trudną, czasem piękną, ale niezrozumiałą dla większości odbiorców. Tak było z genialnym projektem Oskara Hansena dla Auschwitz. Ale więźniowie obozu oczekiwali formy tradycyjnej, właśnie statuarycznej.

Czytaj również: Gdańsk: Zamiast alei Zwycięstwa - aleja Anny Walentynowicz?

I co jest w takiej sytuacji ważniejsze?
Z pewnością emocje więźniów, ale przecież chcielibyśmy, żeby ważne dla nas pomniki były też wybitnymi dziełami sztuki. Niełatwo to pogodzić. Więc widzi pani, jakie to są różnorodne emocje związane z przedmiotem i sposobem upamiętnienia. Różne kontrowersje się tu krzyżują. I rozeznanie się w tym, co w dyskusjach jest szczerą emocją, co rzeczywistą ochroną przestrzeni zabytkowej czy estetyki miasta, a co polityczną manipulacją, nie zawsze jest łatwe do rozstrzygnięcia.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki