Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polki na Bałkanach. Myślały, że wyrywają się z PRL do raju [ZDJĘCIA]

Barbara Szczepuła
Gdy Bożena Lewandowska-Ćukteraš  opowiada o wojnie, głos jej się łamie. Uciekała z mężem z okolic Mostaru
Gdy Bożena Lewandowska-Ćukteraš opowiada o wojnie, głos jej się łamie. Uciekała z mężem z okolic Mostaru Marek Ponikowski
Dla młodych dziewczyn Jugosławia była jak raj, do którego rwały się z szarego Peerelu. Ale potem przyszła wojna i ten wymarzony raj okazał się piekłem.

Przystojni czarnowłosi chłopcy z piskiem opon podjeżdżają swymi zastavami pod kawiarniane ogródki. Spacery brzegiem morza i uliczkami Dubrownika. Bruderszafty wznoszone rakiją albo wermutem w małych knajpkach, opalone ciała, skąpe stroje i zapach przygody wypełniający powietrze…

Wakacje w Jugosławii to było marzenie o ciepłym morzu i plaży, nad którą nie zachodzi słońce, ale przede wszystkim wyrwanie się na tydzień, dwa z szarego Peerelu. Z naszej perspektywy Jugosławia wydawała się krajem zamożnym, europejskim w prawie zachodnim stylu. Półki sklepowe wypełnione towarami, otwarte do późnego wieczoru restauracje, w których Polakom przyzwyczajonym do mielonego z marchewką podawano egzotyczne potrawy z jagnięciny, ryby z ciepłego morza, kalmary i małże...

Czarne oczy pełnych temperamentu młodych mężczyzn.

Niebieskookie blondynki z Polski.

Z tej wzajemnej skłonności musiała wyniknąć jeśli nie prawda ostateczna, jak chce Miłosz, to w każdym razie coś nadzwyczajnego. Tak się przynajmniej wtedy wydawało.

***
Bożena Lewandowska nie była blondynką, ale z miejsca spodobała się Sretenowi Ćukterašowi, gdy spotkali się na wakacjach nad Adriatykiem. W 1981 roku wzięli ślub w Żninie i zaraz zabrał ją do Hercegowiny, a konkretnie do swojej małej miejscowości koło Mostaru. Mostar jest starym miastem położonym nad Neretwą, z kamiennym mostem, który może być uznany - jak w powieści Ivo Andricia - za symbol symbiozy Wschodu i Zachodu, teraźniejszości i przeszłości.

Żyli tu obok siebie Serbowie, Chorwaci i Bośniacy. Serbska wieś, w której mieszkała rodzina Sretena była jak z bajki. Zadbany dom teściowej stał w sadzie brzoskwiniowym, z pnączy wokół wejścia zwieszały się owoce kiwi, po zboczu pięła się winnica. Choć Bożena jest katoliczką, teściowa przyjęła ją przychylnie. Nie podlegało jednak dyskusji, że jeśli urodzi syna, będzie wychowywany w wierze prawosławnej. Serb musi być prawosławny. Bożena to zaakceptowała, bo dla niej przynależność do Kościoła rzymskokatolickiego też była i jest ważna. Obchodzono podwójne święta, by tradycji obu obrządków stało się zadość.

***

Wojna zaczyna się nagle.

Wojna zwykle zaczyna się nagle, nawet jeśli wszyscy się jej spodziewają. Nawet jeśli - jak u Sienkiewicza - rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastują jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia. Kobiety mają jednak gdzieś głęboko w sercu ukrytą nadzieję, że politycy się opamiętają i do wojny nie dopuszczą.

***

- Wskakujemy do auta - przypomina sobie tamte chwile Bożena. - Sreten włącza silnik i krzyczy: Mamo! Gdzie jesteś? Nie widziałaś jej? - woła do żony. - Przecież była tu przed chwilą… Wbiega do domu: może poszła do brata, już nie ma czasu szukać, wszyscy sąsiedzi już odjechali.

Mama zarzekała się, że domu nie opuści. - Tu się urodziłam, tu żyli moi rodzice i dziadkowie, leżą na miejscowym cmentarzu - przekonywała jak wszyscy starsi ludzie na całym świecie. - Nie zrobiłam nikomu nic złego. To moja ziemia!
- Ruszamy - decyduje Sreten.

Gdy Bożena Lewandowska-Ćukteraš opowiada o wojnie, głos jej się łamie. Nie chce wracać do tamtego czasu, nie ogląda filmów, nie czyta książek. Minęły już lata, a ciągle boli. To rodzaj przewlekłej choroby, która w nocy spać nie daje, a w dzień za serce nagle chwyta i łzy wyciska. Żeby nie oszaleć, stale zażywa tabletki przepisane przez lekarza.

***

Każdy naród pamięta swoich zabitych. Bośniacy robią filmy pokazujące wojnę ze swojego punktu widzenia, Serbowie ze swojego, Chorwaci ze swojego. Czy można porównywać, licytować się, kto poniósł większe ofiary? Kto wycierpiał najbardziej?
- Nie było niewinnych - mówił specjalny wysłannik ONZ ds. przestrzegania praw człowieka Tadeusz Mazowiecki, który zrezygnował ze swojej misji po masakrze w Srebrenicy. Był to gest protestu przeciw bezczynności oenzetowskiego kontyngentu.

Przypomnijmy: holenderski oddział sił pokojowych ONZ nie zareagował, kiedy bośniaccy Serbowie pod wodzą generała Radislava Krsticia zajęli miasto. Na oczach Holendrów wyłapywali bośniackich mężczyzn oraz chłopców powyżej czternastego roku życia. Z rozkazu dowódcy wojsk Serbów bośniackich generała Ratko Mladicia wymordowano około ośmiu tysięcy Bośniaków, którzy mieszkali w Srebrenicy albo szukali schronienia w strefie bezpieczeństwa ustanowionej przez Narody Zjednoczone.

***

Małgorzata pracowała w Warszawie na poczcie. W 1988 roku jej życie się odmieniło: pojechała nad Adriatyk w ramach wymiany pocztowców polskich i jugosłowiańskich. Zamiast omawiania pocztowych doświadczeń były randki, tańce, kąpiele w morzu, wyznania miłości... Powrót do jesiennej i słotnej Warszawy był smutny, Małgorzata żyła od telefonu do telefonu. Kochasz? Kiedy się zobaczymy?

Ślub był w lutym następnego roku. Nic jej w Polsce nie trzymało, leciała do Belgradu jak na skrzydłach... Mąż miał posadę na poczcie, mieszkanie, auto, ona otworzyła pracownię krawiecką, szyła nieźle, klientek nie brakowało... Żyło się o wiele lepiej niż w Polsce. Komunizm Tity wydawał się jakiś lżejszy, rozpływał się w słońcu.

***

Babcia Adrijany Jurilj była Chorwatką. Podczas drugiej wojny światowej odrzucony konkurent oskarżył ją, że jest Żydówką, trafiła do Auschwitz i w obozie spotkała młodego Polaka, z którym po wojnie osiadła w Elblągu. Ich córka Ewa jeździła w rodzinne strony mamy na wakacje i znalazła tam męża. Zamieszkali w Osijeku. W 1991 roku córka Ewy, Adrijana wyjechała z mamą do Elbląga i została u dziadków przez kilka lat, bo wybuchła wojna serbsko-chorwacka i miasto było miesiącami ostrzeliwane.

- Osijek - wyjaśnia mi Adrijana - leży trzydzieści kilometrów od Vukovaru, a Vukovar to miasto położone we wschodniej Chorwacji, tuż przy granicy serbskiej. Oprócz Chorwatów mieszkali tam Serbowie, więc miasto było jednym z punktów zapalnych.

- Gdy skończyła się wojna i wróciłam, Vukovaru nie było. Miasto wyglądało jak Warszawa po drugiej wojnie światowej. Jak Pompeje po wybuchu Wezuwiusza. Nad rzekami Babilonu siedzieliśmy i płakali, wspominając Syjon… Myślałam o kolegach ze szkoły, którzy już nie żyli, o poległych sąsiadach...

Wkrótce wyszłam za mąż za Chorwata. Co robiłeś podczas wojny? - pytałam Tomislava. Nie walczył. Jako lekarz weterynarii dostał przydział do szpitala polowego. Jego szef, też weterynarz, został schwytany i wylądował w serbskim obozie. Przekłuwano mu ręce, nacinano skórę, wybito wszystkie zęby. Od tego czasu nigdy nie był w Serbii. Boi się, że może spotkać na ulicy któregoś ze swoich oprawców. - Co bym wtedy zrobił? - zastanawia się. - Czy wytrzymałbym nerwowo?

- Nie ma pretensji do sąsiadów, do zwykłych Serbów - opowiada Adrijana - ale do liderów politycznych.
- A ja mam pretensje do mediów i do Cerkwi. To dziennikarze i popi krzewili nienawiść - dodaje stojąca obok Polka. Jesteśmy na przyjęciu w ambasadzie polskiej w Belgradzie i przyglądamy się tańczącym zespołom polonijnym.

***

Vukovar… - wzdycha Ivona Sobol-Stojanovska, popijając sok pomarańczowy. - Mieliśmy właśnie z Dobre brać ślub, suknia gotowa, goście zaproszeni, alkohol się mrozi, a pod dom podjeżdża łazik. Żołnierz przynosi wezwanie do wojska. Idą na Vukovar! Dostałam spazmów. Dobre pojechał do koszar, dostał mundur, za trzy dni mieli wyruszyć. I wtedy Pan Bóg wysłuchał moich modlitw: dowódca oddziału dostał nagle ataku cukrzycy, zrobił się bałagan, nie mogli znaleźć jakichś dokumentów więc na front wysłano innych żołnierzy.

***

Czas leczy rany. Coraz więcej Serbów przyjeżdża do Chorwacji na wakacje.

- Wracają do swoich domów w Chorwacji i odbudowują je - dodaje Walentyna Lončarić z Zagrzebia. - Chorwacja jest już w Unii Europejskiej i to okazuje się najlepszym lekarstwem na wszelkie nacjonalizmy. Ludzie się zmieniają, stają się bardziej otwarci i tolerancyjni. Ale w okolicach Vukovaru wojna jeszcze w nich tkwi, bo tam trauma była największa…
Joanna Maciejewska-Pavković uściśla, że wracają na ogół starzy Serbowie, by umrzeć na swojej ziemi. Mówi, że samochody z rejestracją belgradzką nie są w Chorwacji mile widziane. Zdarzają się afronty. Ale najważniejsze, że panuje pokój - uśmiecha się.

Pani Joanna ma męża Serba, profesora etnologii i antropologii Uniwersytetu Belgradzkiego. Poznała go w Hajnówce na Podlasiu. Pracowała w muzeum w Białymstoku i pojechała jako instruktorka na obóz studencki. Poszli całą grupą na odpust, chcąc pokazać młodemu naukowcowi z Belgradu polski folklor. Na straganie przed cerkwią Nikola kupił jej dla żartu tombakowy pierścionek.

Następnego roku przyjechał do Gdyni, gdzie mieszkali rodzice Joanny. Ojciec, Eugeniusz Maciejewski, był architektem i budował Gdynię już przed wojną, a we wrześniu 1939 roku bronił Helu. Nikola przywiózł obrączki i potwierdzone oświadczenie, że jest kawalerem. Mama Joanny była pół- Estonką, więc kolejny obcokrajowiec w rodzinie nikogo nie zdziwił, choć mama na wszelki wypadek poszła do wróżki. Niech się pani nie martwi, córka będzie szczęśliwa - usłyszała.

Ślub odbył się zimą w Białymstoku, przy dwudziestostopniowym mrozie. W podróż poślubną pojechali latem na południe, mąż pokazywał jej Jugosławię, wyjaśniał skomplikowane sprawy narodowościowe, uczył historii tych ziem. Poznawała jego krewnych, jedna siostra mieszkała w rodzinnym domu w Belej Crkwi w Banacie (kiedyś wchodzącym w skład Austro-Węgier), druga w Skopje w Macedonii. Zatrzymali się przez jakiś czas w Kosowie, gdzie mieli praktykę studenci etnologii, a stamtąd przez Czarnogórę dotarli do chorwackiego Dubrownika i statkiem popłynęli do Splitu, gdzie mieszkała trzecia siostra.

Dwa lata spędzili w Paryżu, bo Nikola zbierał materiały do doktoratu na Sorbonie. W 1967 roku Joanna wróciła z Francji w ciąży. Pracowała w bibliotece Serbskiej Akademii Nauk i opiekowała się małym Radoslavem, a mąż piął się po szczeblach kariery naukowej. Tak jak zapowiedziała wróżka, byli szczęśliwi. Aż do wojny. Joanna, która akurat miała lecieć do Polski, przepisała bilet lotniczy na Radoslava.

To uratowało go przed wcieleniem do wojska, bo był akurat w odpowiednim wieku. Ukończył w Łodzi Filmówkę. Przyszedł do ambasady polskiej w Belgradzie, by pogratulować mamie odznaczenia, które otrzymała z rąk marszałka Senatu Bogdana Borusewicza za działalność w stowarzyszeniach polonijnych, a przede wszystkim za to, że wydaje od lat pismo "Słowo Yu Polonii". Przyprowadził urodziwą żonę, Greczynkę, którą przywiózł ze stypendium w Berlinie.
- Europa się kurczy - cieszą się panie i mają nadzieję, że Serbia niebawem także znajdzie się w Unii. Marszałek Borusewicz twierdzi, że to jedyna właściwa droga.

***

Nieopodal polskiej ambasady, wśród pięknych, secesyjnych kamienic straszą ruiny kilku budynków. Zbombardowały je wiosną 1999 roku samoloty NATO, by wymusić na Belgradzie zakończenie czystek etnicznych w Kosowie i wymusić proces demokratyzacji Jugosławii.

- Nazywano to humanitarnymi działaniami! - oburzają się Polki. - Bombardowali niby tylko obiekty militarne, ale trafiali także w budynki mieszkalne i szpital.

- Chowałam się z dwojgiem małych dzieci w piwnicach i w schronach, które - dzięki Bogu - zbudowano tu jeszcze z rozkazu Tito - wspomina Ivona Sobol-Stojanovska. - Mój mąż, który był dyspozytorem transportu wodnego na Dunaju i Sawie, przez miesiąc w ogóle nie wracał do domu. Ludzie chodzili do pracy, ale ze strachem w oczach, szczególnie baliśmy się podczas przejazdu przez mosty.

- Moi chłopcy wchodzili na dach kamienicy, by zobaczyć, gdzie trafiają rakiety - dodaje pochodząca z Gdańska Małgorzata Srdić-Jasińska, która także otrzymała odznakę "Zasłużony dla Kultury Polskiej".

Biorę do ręki pismo "Słowo YU Polonii". W artykule Dagmary Luković z 2008 roku trafiam na ważną myśl: "Niewątpliwie wiele z tego, co zaszło w ostatnim dwudziestoleciu, Serbia sama sprowokowała. (…) Czy stało się to w wyniku nieudolnej polityki władz? Czy zawiniła mentalność narodu, który siebie postrzega jako naród wybrany i nie jest w stanie rozgraniczyć pamięci historycznej od teraźniejszości, ani wyleczyć się z choroby zwanej "serbski inat", którą sami Serbowie definiują jako działanie na własną szkodę. Skomplikowane? Jak wszystko w Serbii. Ale Serbia nie jest jedynym i absolutnym winowajcą, odpowiedzialnym z krwawe dwudziestolecie na Bałkanach…".

Tu nie ma niewinnych - często powtarza się tutaj to zdanie.

- Serbska waleczność odezwała się w naszych synach - dodaje pani, która przysłuchiwała się rozmowie. - Mój młodszy syn sam zgłosił się do wojska i walczył w Kosowie.

***

- Czy odnalazła się pani teściowa? - pytam Bożenę Lewandowską-Ćukteraš.
- Niestety. Wiele wskazuje na to, że zginęła już na początku konfliktu. My od tego czasu żyjemy to tu, to tam, przejściowo byliśmy nawet w obozie dla uchodźców w Polsce... Osiedliśmy w Belgradzie, mąż strasznie tęskni za domem pod Mostarem, z którego zostały tylko ruiny i za swoją winnicą na wzgórzu. Ciągle szuka ciała matki, bo chciałby ją pochować i zapalić świeczkę na jej grobie.

A ja marzyłam, że na starość będę sobie siadywać w sadzie, pod brzoskwinią...

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki