Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Politolog: Kaczyński jest bezkompromisowy. Rządu mniejszościowego nie będzie

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Dr hab. Jarosław Nocoń
Dr hab. Jarosław Nocoń Przemysław Świderski
Obserwujemy ostrą grę partyjną o to, kto zachowa więcej wpływów w Zjednoczonej Prawicy. Rząd mniejszościowy PiS jest mało realny - mówi dr hab. Jarosław Nocoń, politolog z Uniwersytetu Gdańskiego.

Czy obserwujemy punkt przełomowy dla Zjednoczonej Prawicy?
Takich momentów będzie coraz więcej, nie sądzę jednak, by był to prawdziwy przełom. Wyraźnie widać, że ambicje i apetyty koalicjantów Prawa i Sprawiedliwości rosną, wraz ze zwiększaniem się ich podmiotowości w Zjednoczonej Prawicy. Ta obecna sytuacja jest moim zdaniem sprowokowana przez zamiar zmniejszenia liczby ministerstw, rekonstrukcji rządu, w której chodzi tak naprawdę o zmniejszenie wpływów Solidarnej Polski i Porozumienia. Obserwujemy ostrą grę partyjną o to, kto więcej tych wpływów zachowa, lub o większy zakres autonomii poszczególnych ugrupowań tworzących rządzącą koalicję prawicową. Jarosław Kaczyński od początku swojej kariery przyzwyczajał wszystkich, że jest ostrym graczem, który bezkompromisowo traktuje relacje z innymi politykami.

Zbigniew Ziobro i Jarosław Gowin czują, że mogą więcej niż np. w poprzedniej kadencji?
Może nadejść taki moment, że urażone ambicje koalicjantów PiS, a to zawsze odgrywa u polityków ważną rolę, doprowadzą do radykalnych rozwiązań w łonie Zjednoczonej Prawicy. W polityce jednak nadrzędnym celem, i politycy to doskonale wiedzą, jest zdobycie i utrzymanie władzy. Trudno zatem oczekiwać, że w imię ambicji czy osobistej urazy, partie będą z niej rezygnowały.

Przewidywał pan jednak, jeszcze rok temu, że będzie to trudna kadencja dla PiS...
Tak, bo obok zwyczajowego "zużywania" się partii sprawującej władzę i rosnącej pozycji koalicjantów PiS, w tle jest obecna cały czas kwestia sukcesji po Jarosławie Kaczyńskim, kto w perspektywie przejmie po nim władzę i potencjał prawicowy zagospodaruje. To właśnie ta kwestia stanowi tło sporu między premierem Morawieckim a Zbigniewem Ziobro. Dziś jednak nadrzędny interes, jakim jest utrzymanie władzy, nie pozwoli liderom na podjęcie radykalnych kroków. Potwierdza to choćby kuriozalny przykład Jarosława Gowina, który osobiście, sprzeciwiając się polityce koalicji, wyszedł z rządu, ale jego ugrupowanie już w nim zostało. Dlatego nie wiem, czy gdyby Zbigniew Ziobro zdecydował się na radykalny krok, to wszyscy posłowie jego ugrupowania poszliby za nim. Radykalne kroki będą bardziej realne, gdy zbliżać się będzie koniec kadencji i termin kolejnych wyborów.

Rząd mniejszościowy to tylko groźba PiS dla "Ziobrystów" i "Gowinowców"?

To perspektywa bardzo wątpliwa. Nawet gdyby takowy powstał, to szybko by upadł. Przy bezkompromisowości PiS i Jarosława Kaczyńskiego miałby on marne szanse, by cokolwiek przeforsować. Rząd mniejszościowy wymaga wielkiej koncyliacyjności a to ostatnia cecha o jaką podejrzewałbym lidera PiS i przedstawicieli tej partii.

Może projekt ustawy o ochronie zwierząt obliczony jest na rozbicie tzw. paktu senackiego? PSL i KO w tej sprawie się różnią przecież.
PSL jest celem PiS-u, od czasu pierwszych rządów tej partii. Ludowcy zawsze tworzyli ugrupowanie bardzo spójne, lojalne, oparte o wyraźną tożsamość i interesy. Jednak faktycznie, większość w Senacie opiera się na dwóch, trzech osobach. Z drugiej strony, w takich kalkulacjach obecna jest zapewne świadomość, że tego typu transakcja, przy potencjalnej przegranej wyborczej PiS-u w kolejnych wyborach, oznaczać będzie koniec ścieżki politycznej. Ponadto fakt, że pakt senacki tak długo się utrzymuje oznacza, że nie byłyby to dla PiS łatwe negocjacje.

Opozycja nie potrafi wykorzystać tych przepychanek w obozie rządzącym.

Bo opozycja ma ten sam problem, który leży u źródeł kryzysu koalicji rządzącej - jak być zjednoczonym, nie tracąc jednocześnie tożsamości. Opozycja na pewno chętnie zagrałaby razem, zablokowała w danej sytuacji Zjednoczoną Prawicę. Tylko pewnie zadaje sobie pytanie, jak potem podzielić się władzą? Tu pojawia się problem, wręcz kryzys demokracji - jak partykularne interesy partii przekładają się na interes państwa i obywateli, dobro ogółu, wspólnoty. PiS zdjęło już wcześniej maskę poprawności politycznej i dość bezceremonialnie obnażyło prawdziwe interesy ugrupowań politycznych. One po prostu upartyjniają państwo, bo taki jest interes ludzi, którzy partie tworzą. Dążą do władzy, także po to, by mieć określone korzyści, w tym materialne. Cele partii opozycyjnych, czy będących u władzy niczym się tu nie różnią. Natomiast trudno mi uwierzyć opozycji, skoro nie potrafi ona wypracować kompromisu między interesem państwa i poszczególnych partii, które ją tworzą. Nie wiemy, jaki ma ona pomysł na państwo, poza ideami "antypisu", obrony demokracji konsensualnej. Jak wyglądałaby ich polityka po przejęciu władzy, czy jest pomysł na naprawę kraju po rządach PiS?

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki