Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowy system PlusLigi - siatkarze są "zarzynani", w czołówce płaczą, a na dole grają o "pietruchę"

Łukasz Żaguń
Fot. Karolina Misztal
Za nami runda zasadnicza PlusLigi. System bez fazy play-off ma swoje plusy, ale też sporo minusów. Przekonują się o tym też gdańszczanie.

2016 rok w polskiej siatkówce podporządkowany jest reprezentacji. Nasi kadrowicze na przełomie maja i czerwca stoczą morderczą batalię o igrzyska olimpijskie i - w co wszyscy mocno wierzą - w Rio de Janeiro w sierpniu powalczą o medal. Zrozumiałe jest zatem to, że w PlusLidze doszło do zmian jeszcze przed startem sezonu, z wyrzuceniem fazy play-off na początek. Ale czy włodarze ligi trafili w dziesiątkę wyciągając pomocną dłoń do reprezentantów? I czy to w ogóle była pomocna dłoń? Zdania na ten temat są podzielone.

- Nie wiem jak prezesi klubów, w porozumieniu z ligą i chyba też niektórymi trenerami, mogli coś takiego wymyślić. Zespoły się po prostu zarzynają. Nie mogą sobie pozwolić na żadne wpadki. Widzę, jak wygląda obecnie Mateusz Mika w Lotosie Treflu, ile musi grać Bartosz Kurek - mówił jakiś czas temu „Dziennikowi Bałtyckiemu” Wojciech Drzyzga, były reprezentant Polski, a obecnie ekspert Polsatu Sport.

Trudno się z tymi słowami nie zgodzić. Co z tego, że fazy play-off nie ma, a meczów jest nieco mniej, skoro klubowi trenerzy po prostu nie mają wyjścia. Stoją przed nimi jasne cele, więc zrozumiałe jest to, że reprezentanci nie mają u nich lekko. Są eksploatowani często do granic możliwości. W fazie zasadniczej, po której rozgrywa się play-offy, aż tak katorżnicze reguły jednak zwykle nie panują. Czy zatem faktycznie reprezentanci, w Lotosie Treflu z Mateuszem Miką na czele, mają lżej przy obecnym systemie? Raczej nie.

No i nie da się pominąć jeszcze jednego faktu. W tym sezonie, o tym, kto zagra w finale, zadecydował... jeden set. Jeden! Siatkarze PGE Skry po spotkaniu z BBTS-em Bielsko-Biała zalali się łzami. Nic dziwnego. Walka o brąz z Lotosem Treflem to jednak dla nich... porażka.

- To jest nieprawdopodobne. Jeden set może kogoś pozbawić szans na grę w finale. Robisz wszystko, by najwyższa forma zawodników przyszła na kwiecień, zaliczasz jedną małą wpadkę i co? I zostajesz z niczym! - mówi Andrea Anastasi, trener Lotosu Trefla, który już wcześniej krytykował obecny system.

Oczywiście nie sposób pominąć też pozytywnych aspektów tego systemu w PlusLidze. Meczom drużyn z czołówki tabeli towarzyszyły ogromne emocje, była dramaturgia, czyli coś, co w sporcie jest pożądane. Ale z drugiej strony, zespoły niżej notowane od pewnego momentu grały o „pietruchę”, choć nikt tego wprost nie mówił. Co za różnica, 11., 12. czy 13. miejsce? Wielkie emocje w tych spotkaniach? Zenitu na pewno nie sięgają.

Ktoś powie - łatwo jest krytykować. Jak można było zatem to inaczej rozwiązać?

- Można zrobić tak, jak to uczynili np. Włosi. Po rundzie zasadniczej należy rozdać miejsca w europejskich pucharach i to byłoby sprawiedliwe rozwiązanie, a mecze o mistrzostwo Polski rozegrać w formule turnieju 1-4 - dwa półfinały: pierwszy z czwartym i drugi z trzecim, a potem piękny finał w jednym mieście. Trzeba po prostu zostawić trochę logiki w sportowych wydarzeniach - dodaje Drzyzga.

Najważniejsze jest to, by system przyniósł korzyści kadrze. Awans do Rio to bowiem nie marzenie, a obowiązek biało-czerwonych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki