Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niezwykła historia Karola Wargina. Bierut oklaskiwał go na stojąco

Dariusz Szreter
Uprowadzony z Moskwy do Warszawy przez własnego ojca, oficera Armii Czerwonej, a potem UB, kadet Karol Wargin grał z Holoubkiem i Polańskim, a śpiewał z Klenczonem.

Z Karolem Warginem spotkałem się po raz pierwszy, kiedy pisałem artykuł na temat Krzysztofa Klenczona. On to bowiem stanowił drugą połowę duetu Klenczon-Wargin, który w czerwcu 1962 roku wyśpiewał nagrodę na Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie. Dla Klenczona był to pierwszy krok ku wielkiej karierze. Dla Wargina - ostatnia już artystyczna przygoda.

- Byłem o pięć lat starszy od Krzyśka. Kiedy się poznaliśmy, on był jeszcze nieopierzonym młodzikiem po maturze i całkowitym amatorem. Ja miałem już wtedy za sobą lata występów jako solista w chórze, zagrałem w dwóch filmach, a bagażem życiowych doświadczeń można by obdzielić kilka osób - mówi, kiedy zasiadamy przy piwie w jego ulubionej sopockiej restauracji. Lokal - pomijając wielki plazmowy telewizor - wygląda jak przeniesiony żywcem z PRL. PRL, do którego Karol Wargin ma, jak się później okazało, ogromy sentyment.

- Zacznijmy od tego, że urodziłem się we Władywostoku. Wiesz, gdzie to jest?
- Na rosyjskim Dalekim Wschodzie, nad Pacyfikiem. I to stąd to rosyjsko brzmiące nazwisko? - domyślam się.
Jestem w błędzie. Karol Wargin, owszem, ma matkę Rosjankę, ale nazwisko ma po ojcu, Polaku.

***
Józef Wargin urodził się w 1904 roku, w okolicach Jastrzębca, w powiecie gorzowskim. Podobno rodzina przeniosła się tam jakieś sto lat wcześniej z terenów Księstwa Litewskiego. Jako 16-latek uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej, ale w niepodległej Rzeczypospolitej szczęścia jakoś nie znalazł. Wyjechał do Francji, a następnie do Belgii, gdzie pracował w kopalniach, jak dekadę później przyszły I sekretarz KC PZPR Edward Gierek. Pod koniec lat 20. odnajdujemy go jednak na Śląsku, wśród strajkujących górników. Podczas któregoś ze starć z policją jeden z funkcjonariuszy poniósł śmierć, uderzony drągiem w głowę. Uczestnikom zajść groziło wieloletnie więzienie. Wargin, który prawdopodobnie już wcześniej był członkiem lub przynajmniej sympatykiem Komunistycznej Partii Polski, dzięki pomocy "towarzyszy", z papierami na nazwisko Słomiński, uciekł do Związku Sowieckiego. Był to czas, kiedy "ojczyzna światowego komunizmu" dbała o sympatyków z innych krajów. Warginowi-Słomińskiemu umożliwiono zatem studiowanie górnictwa. W początkach lat 30. ożenił się ze studentką chemii, Jewdokią. W 1933 roku urodziła im się córka. Jednak w połowie lat 30. kolejna stalinowska czystka objęła także "nacjonalistów" z KPP i już niebawem Słomiński został zmuszony do sprawdzenia nowo nabytych kwalifikacji inżynierskich, poszukując diamentów w górach Kamczatki oraz wypłukując złoto z piasku syberyjskich rzek. Pozostawiona w Moskwie ciężarna żona, kiedy zbliżał się termin rozwiązania, wsiadła w kolej transsyberyjską i przyjechała do Władywostoku, gdzie spotkała się z mężem. I tam właśnie, w marcu 1937 roku, urodził się Karol. Jednak kiedy tylko noworodek był wystarczająco duży, wywiozła go do dziadków, do Michajłowki nad Wołgą, nieopodal Stalingradu.

***

Karol miał cztery lata, kiedy zaczęła się wojna. Wielka wojna ojczyźniana, bo to, co było przed atakiem Hitlera na ZSRR, Rosjanie traktują jako mało znaczące epizody, np. wojnę zimową z Finlandią 1939/1940. Ale dla takich jak ojciec Karola to była szansa. Dano im do wyboru: kontynuacja zsyłki lub zaciągnięcie się do armii. Józef Słomiński wybrał to drugie. Najpierw walczył z Finami, a potem, już w czasie gdy niemieckie armie parły na wschód, przerzucono go za linię frontu. Jego znajomość niemieckiego (ze szkoły), francuskiego, rosyjskiego i polskiego okazała się nieoceniona w działaniach wywiadowczych. Dużo później, w latach 60., kiedy na ekrany polskich telewizorów weszła "Stawka większa niż życie", powie Karolowi: To ja byłem prawdziwym Klossem.
W czasie wojny Karol nie miał kontaktu z ojcem. Z matką zresztą też widywał się rzadko, bo pracowała w Moskwie. Chłopcem i jego starszą siostrą opiekowały się ciocia Natasza i babcia.

Niebawem zatrzymana pod Moskwą ofensywa niemiecka ruszyła na południe, ku naftowym polom Azerbejdżanu. Droga wiodła przez Stalingrad i tam rozegrała się bitwa, która - jak się okazało - zadecydowała o losach wojny.
We wsi czuć było nadciągającą wojnę. Dzieci recytowały patriotyczne wiersze o gierojach. A potem przyszły naloty. Kiedy słyszeli warkot nadlatujących samolotów, kryli się w ziemiankach. Wprawdzie celem Luftwaffe był Stalingrad, ale co szkodziło po drodze zbombardować mijaną wioskę? Karol pamięta, jak kiedyś bomba spadła sto metrów od domu babci. Zostały głęboki lej i resztki rozwalonej chałupy. Czy ktoś wtedy zginął? Tego nie może sobie przypomnieć.

W 1944 roku, kiedy wiadomo było, że wojna ma się ku końcowi, mama zabrała Karola i siostrę do siebie, do Moskwy. Zamieszkali w komunałce na Sałtykowce, na obrzeżach metropolii, w tzw. dacznoj Moskwie. Mieli dla siebie jeden duży pokój. Kuchnia i łazienka były do wspólnego użytku z innymi lokatorami. Karol poszedł do szkoły.
Wreszcie zaczął się u nich pojawiać ojciec, ale nie zamieszkał z nimi. Miał już kogoś innego. Jego wizyty kończyły się kłótniami z matką.

***

Któregoś razu, a było to w listopadzie 1945 roku, ojciec zabrał Karola do kina. Po seansie wsiedli do pociągu, który powiózł ich w nieznanym kierunku. Ojciec ignorował jego pytania o mamę, siostrę, dom, szkołę, a pociąg jechał i jechał. Zatrzymał się dopiero w Brześciu przed polską granicą. Koczowały tam tłumy ludzi - jak się to mówiło wtedy - repatriantów. Długie oczekiwanie, biurokracja. Jak ojciec tego dokonał, że przepuszczono go z dzieckiem bez papierów? Więcej - jak to możliwe, że jemu, obywatelowi Związku Sowieckiego, oficerowi Armii Czerwonej, pozwolono nie tylko wyjechać do Polski, ale zamieszkać tam na stałe. Najwyraźniej załatwił sobie już wcześniej przydział do Polski i - jak się później okazało - zaoczny rozwód. W końcu wielu sowieckich oficerów przebierano wtedy w polskie mundury i kierowano "do pomocy" polskim towarzyszom.

W każdym razie ojciec z synem dotarli do Warszawy, gdzie najpierw zamieszkali na Pradze, w pokoju wynajętym u pewnej wdówki. To znaczy Karol w pokoju, a ojciec bardziej u wdówki. Karol poszedł do szkoły. Z nauką nie miał kłopotów, poza językiem polskim, którego wtedy nie znał ni w ząb. Uczył się go, m.in. śpiewając pieśni patriotyczne, takie jak "Rota" czy "Witaj jutrzenko majowa", wcale nie poświęconą robotniczemu Świętu Pracy 1 Maja, tylko rocznicy Konstytucji 3 maja. Dopiero potem, w następnych latach, repertuar stopniowo się zmieniał, a w "Rocie" frazę "tak nam dopomóż Bóg" zastąpiono "tak nam dopomóż lud".

W 1946 roku przeprowadzili się do Katowic, gdzie ojciec został szefem Urzędu Bezpieczeństwa. Jeszcze dziś, a co dopiero wtedy, nazwa ta budzi grozę, ale mały Karol nie zastanawiał się wówczas nad tym, czym się zajmuje jego tata. Ten epizod w jego życiorysie nie potrwał jednak długo. Józefa przeniesiono z powrotem do Warszawy, gdzie otrzymał samodzielne mieszkanie przy ulicy Parkowej, niedaleko Łazienek. Karol biegał do parku, łapał rybki w stawie i przynosił do domu. Niestety, żadna nie przetrwała, bo wyrzucała je mu macocha. Ojciec bowiem ożenił się po raz drugi, z kobietą młodszą od siebie o 18 lat. Niebawem zamieszkał z nimi też Leon, rówieśnik Karola, siostrzeniec macochy. Sierota z Wołynia. Rodziców, na jego oczach, zamordowali mu banderowcy. Ojciec Karola usynowił go, ale - nie wiedzieć czemu - dał mu swoje "sowieckie" nazwisko, Słomiński. Karol pozostał Warginem, a ojciec używał obu łącznie: Wargin-Słomiński.

Niebawem w życiu Karola nadeszła kolejna zmiana. Macocha, która była w ciąży, uznała, że inne dzieci, poza tym, które miało przyjść na świat, są jej w domu zbędne. Zresztą dla Wargina seniora szykowano już kolejny awans - miał zostać wysłany do Berlina jako attaché wojskowy. W tej sytuacji, w lutym 1947 roku, Karol i Leon trafili do Korpusu Kadetów.

***

Co to takiego Korpus Kadetów? Najkrócej można powiedzieć, że to wojskowa szkoła dla młodzieży. Korpus powstał jeszcze w 1944 roku na Lubelszczyźnie. Do wkraczającego ze wschodu polskiego wojska dołączały wojenne dzieci - sieroty i półsieroty, głodne, zdziczałe. Generał Rola-Żymierski kazał stworzyć z nich jedną grupę. Umundurowano je, skoszarowano, zorganizowano dla nich szkołę i zajęcia wojskowe. Kiedy Karol i Leon zostali oddani do korpusu, mieścił się on w Legnicy. Po roku przeniesiono ich do Warszawy na Rakowiecką, przy koszarach Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Wtedy właśnie ze szkoły postanowiono uczynić wzorową placówkę szkolno-wychowawczą.

Korpus liczył około 200 kadetów. Mieszkali w salach 20-osobowych. Pobudka o siódmej. Gimnastyka na świeżym powietrzu, bez koszul, chyba że był naprawdę silny mróz. Śniadanie, szkoła. Oprócz normalnych lekcji, mieli zajęcia z musztry, regulaminu wojskowego, terenoznawstwa, topografii, strzelectwa. A że mieli być też nową elitą - uczono ich dobrych manier, tańca, śpiewu. Karol pamięta, że kiedy z Leonem trafili do Legnicy, dostali za duże mundury i bieliznę. W jego przypadku to zresztą nic dziwnego. Nie miał wtedy jeszcze skończonych 10 lat i był najmłodszym kadetem. W Warszawie wszyscy mieli już mundury szyte na miarę.

Propagandowy film z tamtych czasów pokazywał dwuosobowy patrol kadetów, który natrafia na ulicy na bezdomnego wyrostka, palącego papierosa i włóczącego się bez celu po mieście. Zabierają go do koszar, gdzie wszyscy przyjaźnie go witają, zostaje umyty, nakarmiony, umundurowany, posłany do szkoły.

- Palenia to tam raczej nikt się nie oduczył - śmieje się Karol Wargin. - Ale idea zaopiekowania się bezdomnymi dzieciakami była szlachetna.

Chociaż do korpusu, szczególnie gdy przeniesiono go do stolicy, trafiały nie tylko sieroty, ale również dzieci prominentów, jak właśnie Karol. Czy przyszły satyryk Jan Pietrzak.
- Byliśmy w jednym plutonie. Matka Pietrzaka pracowała w "Trybunie Ludu", ojciec był oficerem. Rozpieszczony chłopak, źle mu u nas było - wspomina Wargin.

***

W korpusie ujawnił się talent artystyczny Karola. Zapisał się do chóru.

- Kiedy śpiewałem falsetem "Powiedz Jaśku mój miły, czy ci w wojsku źle było", widzowie uznali, że to przebrana dziewczyna - chwali się. - W hali Gwardii na centralnej akademii recytowałem wiersz Jana Brzechwy "Do mieszkańca Warszawy". Znasz?
- Skądże - odpowiadam.

Karol Wargin przymyka oczy i zaczyna recytować: Dobrze się nad tym zastanów, /Gdy będziesz przez miasto szedł: /Patrz - oto nowy Muranów, /Patrz - oto Trasa W-Z; /Przejdź Nowym Światem i Kruczą, /Przez lasy rusztowań idź, /Tam cię murarze nauczą, /Jak trzeba walczyć i żyć. (…) I pomyśl: po tamtych latach, /Czy znów ma uderzyć grom? /I znów burzyciele świata /Mają zniweczyć twój dom? /Dom i ulice, i miasto,/ I wszystko, co żyje w nim, /Znów stać się ma ognia pastwą? /Obrócić się w proch i dym? /W wysiłku twardym i znojnym /Nasz budujemy los - /- Nie chcemy, nie chcemy wojny! /Wołamy na cały głos. /Nie zwalniaj, nie zwalniaj kroku /I z nami do celu dąż: /Musimy walczyć o pokój! /Musimy! Niezłomnie! Wciąż!

Chwila ciszy.
- To był czas, kiedy tylko Amerykanie mieli bombę atomową. W każdej chwili mogli ją na nas zrzucić. Potem zresztą też. I jak o tym myślę, o tym Kuklińskim, który zdradził kolegów, wydał nasze plany Ameryce... Podlec, nie ma na to innego słowa.
Przygląda mi się badawczo.
- Uważasz inaczej?
- To nie było takie proste i jednoznaczne...

Wargin macha ręką: - Ech, z ciebie też prawicowiec.

W 1952 roku reżyserka Wanda Jakubowska, jedna z pupilek systemu, szykowała się do realizacji filmu o generale Karolu Świerczewskim. Akcja miała obejmować życie komunistycznego bohatera od dzieciństwa do śmierci w 1947 roku. Główną rolę powierzono Józefowi Wyszomirskiemu, ale potrzebny był ktoś do roli młodego Świerczewskiego, który jako dziecko poznawał życie robotników w Warszawie. Aktorzy podsuwali Jakubowskiej swoje dzieci, szukała też w łódzkich szkołach. Bez rezultatu. W końcu zwróciła się do Korpusu Kadetów. Na przesłuchanie oddelegowano kilku chłopców, w tym Karola. Odgrywał scenę, w której jego imiennik idzie ulicą za wozem i zbiera grudy węgla, jakie z niego spadają na wybojach. Łapie go na tym żandarm i wyzywa od złodziei, a wtedy przechodzący obok robotnik bierze chłopca w obronę.

- Ta scena wystarczyła. Wzięła mnie, chociaż miałem wtedy już 15 lat, a moja postać osiem. Ale byłem drobny - opowiada Wargin. - Przez pół roku dojeżdżałem na zdjęcia do Łodzi. Mieszkałem w najlepszych tamtejszych hotelach - Grandzie i Savoyu. Gustaw Holoubek grał Feliksa Dzierżyńskiego, ale to właściwie była rola statysty.

Film wszedł na ekrany w 1953 roku. Prapremiera odbyła się w warszawskim kinie Moskwa, z udziałem przedstawicieli najwyższych władz państwowych: prezydenta Bieruta, premiera Cyrankiewicza, marszałka Rokossowskiego. Poza tym same szychy: redaktorzy naczelni najważniejszych gazet, reżyserzy...

- Mnie się nie podobało, film był za długi, a ja grałem tylko na początku - przyznaje Karol Wargin. - Ale gdy film się wreszcie skończył, konferansjer wywołał głównych bohaterów: Wandę Jakubowską, Józefa Wyszomirskiego i Karola Wargina. A wtedy wszyscy, włącznie z Bierutem, wstali i zgotowali nam owację.

Sukces rozbudził apetyt Karola na dalsze przygody z X Muzą. I rzeczywiście niebawem dostał rolę początkującego kolarza w filmie "Zaczarowany rower", w reżyserii Silika Sternfelda. Jego kolegą ze szkolnej ławki i drużyny był tam nie kto inny jak Roman Polański. Idolem ich obu był kolarski mistrz Stanisław Popiel, grany przez Józefa Nalberczaka. W obronie jego dobrego imienia Karolek bił się nawet z innym uczniem, granym przez Bogumiła Kobielę.

***

Korpus Kadetów rozwiązano na fali odwilży w 1956 roku. Karol Wargin zdążył tam jeszcze zdać maturę. Marzyły mu się studia aktorskie, ale stanowcze weto ojca położyło kres tym planom.

- Zgubiło mnie to, że byłem za dobrym uczniem - ocenia. - Same piątki. Może jakbym miał kiepskie oceny, ojciec machnąłby ręką? A tak wiadomo było, że poradzę sobie na każdych studiach, a on chciał, żebym został inżynierem.

Wargin przyznaje, że na Politechnice Warszawskiej niezbyt się przykładał do studiów, czas poświęcając głównie na brydża. Podobnie było na Politechnice Gdańskiej, gdzie się przeniósł, by być jak najdalej od domu. Tu jednak tak zaniedbał naukę, że ojciec w pewnym momencie zaprzestał dalszego przysyłania pieniędzy. Wtedy zapisał się do dwuletniego Studium Nauczycielskiego WF (obecnie AWFiS). I tu zaczyna się najbardziej znany i najdokładniej opisany epizod życia Karola Wargina: znajomość z Krzysztofem Klenczonem, duet wokalno-instrumentalny, pokonywanie kolejnych szczebli Turnieju Młodych Talentów, aż po pamiętny finał w Szczecinie, gdzie Klenczon wpadł w oko Niebiesko-Czarnym.

- Wcześniej miałem lepszego gitarzystę, ale go wyrzucili z akademika za bójkę i musiał przerwać studia, więc wziąłem Krzyśka. Niewiele umiał, ale był uparty i dużo ćwiczył. Szczerze mówiąc, do głowy mi nie przyszło, że będzie kiedyś komponował.
Czy Wargin żałuje, że nie zrobił takiej kariery jak jego akompaniator?

- Chciałem być aktorem, ale nie piosenkarzem. Uważałem, że to niegodne mężczyzny, żeby się utrzymywać ze śpiewania. Obroniłem dyplom, ożeniłem się. Przez wiele lat pracowałem na swojej uczelni, także jako kierownik studium języków obcych, bo w międzyczasie zrobiłem magisterium z filologii rosyjskiej. Miałem swoje sukcesy, byłem mistrzem Polski nauczycieli w tenisie stołowym, dwukrotnie zdobyłem puchar prezydenta Sopotu w brydża.

Z kolegami z Korpusu Kadetów do niedawna widywał się regularnie. Wielu z nich porobiło kariery w wojsku, milicji, nawet w dyplomacji. A kadet Teodor Zubowicz został dziennikarzem telewizyjnego programu Eureka. Nie było więc problemu z preferencyjnym udostępnieniem klubu czy ośrodka wypoczynkowego na miejsce spotkań. Teraz już niemal wszyscy są na emeryturach, a wielu odeszło na zawsze.

***

W 1963 roku ojciec ustąpił wreszcie i dał Karolowi moskiewski adres matki. Wystarał się o paszport. Pojechał. Czekała na niego na dworcu. Czy można sobie wyobrazić, co czuli, widząc się po raz pierwszy od 18 lat? Mieszkała nadal na Sałtykowce, z drugim mężem, Siergiejem. Karol poznał przyrodniego brata, Wołodię, urodzonego w 1950 roku. W ogródku rozpoznawał miejsca, gdzie jako chłopak budował szałasy.

Mama była bardzo dumna z takiego dorosłego syna. Przedstawiła go znajomym, sąsiadkom, zabrała go na przedstawienie teatru Bolszoj, do galerii.

Odwiedzał ją jeszcze kilkakrotnie, nim zmarła w 1974 roku. Potem nadal jeździł do brata. Teraz już nie, bo Wołodia mieszka w miejscowości Żelieznodrożnoje, obok jednostki wojskowej, i w rejonie obowiązuje zakaz przebywania dla obcokrajowców. Kontaktują się więc e-mailowo.

Nigdy natomiast nie spotkał się z siostrą, która mieszkała w Leningradzie. Raz już byli umówieni, ale ona się nie pojawiła. Od Wołodii dowiedział się później, że nie przyjechała, bo było jej wstyd, że... jest taka stara. To strata nie do odrobienia. Siostra już też nie żyje.

***
Jeżeli chodzi o ojca, to jego kariera zakończyła się już w 1953 roku. Odkryto, że zataił kilka faktów ze swojego życiorysu, m.in. udział w wojnie z bolszewikami oraz przynależność do KPP. Z więzienia wyszedł w 1956 roku i przeszedł na emeryturę wojskową. Podobno w 1980 roku sympatyzował z Solidarnością. Mówił Karolowi, że trzeba mieć odwagę stanąć przeciwko partii. Zmarł w 1984 roku, pochowano go w Alei Zasłużonych na Powązkach.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki