Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nieodebrany telefon i zamknięte drzwi... odszedł Paweł Huelle

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Andrzej Kasperek: Polska straciła znakomitego pisarza, znakomitego dramaturga. Jednak niedocenionego
Andrzej Kasperek: Polska straciła znakomitego pisarza, znakomitego dramaturga. Jednak niedocenionego Archiwum prywatne
- Gadaliśmy godzinami o życiu, o książkach, o polityce... Wspominaliśmy… To były spotkania przyjaciół, po prostu. Gdy 17 listopada kolega pojechał po Pawła, to on - mimo że byliśmy umówieni dzień wcześniej - nie otwierał drzwi, ani nie odbierał telefonu. Nie wiem, co się stało - Andrzej Kasperek, prozaik, nauczyciel wspomina swojego przyjaciela, Pawła Huelle. Znali się od 1977 roku.

Paweł Huelle nie żyje. I nie napisze już nic więcej…

Paweł Huelle był człowiekiem wyczerpanym, fizycznie i psychicznie. Był bardzo schorowany, w ostatnich miesiącach miałem wręcz wrażenie, że był potwornie zmęczony życiem.

To dlatego napisałeś we wspomnieniowym wpisie na Facebooku, że Paweł Huelle miał „umęczoną duszę”?

Tak. On borykał się ze swoim życiem, ze swoją samotnością. Paweł był samotny. To wszystko mu się gdzieś rozpłynęło. Życie w samotności jest nieznośne, a zwłaszcza dla artysty, szczególnie wrażliwego.

Jego Talita - zbiór opowiadań, ukazał się w 2020 roku. Trzy lata temu…

Tak, ale Paweł był też dramaturgiem, współpracował od wielu lat z Teatrem Miejskim w Gdyni. Lista jego własnych sztuk (najbardziej cenię „Kursk”)oraz adaptacji (m.in. prozy Grassa, Borchardta czy Conrada) jest bardzo długa. Miał w planach sztukę, która była zainspirowana Moralnością Pani Dulskiej. Na pewno w pracy dramaturgicznej był aktywny. Od wielu lat pracował także nad powieścią, której akcja rozgrywała się w środowisku żydowskim Wilna. I ten pomysł był mu bardzo bliski. Opowiadał mi o tej książce, o swoich pomysłach na poszczególne rozdziały. Może nie wszyscy wiedzą, ale Paweł był bardzo pedantyczny w swojej pracy. Bardzo poważnie się przygotowywał do wszystkiego, co pisał. Wertował źródła, siedział nad nimi, czytał książki, poezję, organizował swego rodzaju wyjazdy studyjne... Tak samo było przy okazji jego owej „wileńskiej powieści”. Widziałem u niego stos książek poświęconych językowi hebrajskiemu, żydowskiej społeczności w dawnej Polsce. Natomiast nie jestem w stanie powiedzieć, jak bardzo zaawansowana była praca nad tą powieścią. I czy w ostatnim czasie w ogóle coś do niej pisał.

Długo się znaliście?

Od siedemdziesiątego siódmego... Spotkaliśmy się na korytarzach Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Gdańskiego, popularnej „Humany”. Paweł był rok wyżej ode mnie, bo był też rok starszy. Chodziliśmy razem na seminaria profesor Marii Janion, wtedy jeszcze nie jako seminarzyści, tylko jako swego rodzaju wolni słuchacze… Maria Janion była dla nas jak gwiazda, niesamowita... Przyjeżdżała do Gdańska raz na miesiąc, a my biegliśmy, żeby tylko móc uczestniczyć w jej zajęciach… Okazało się wtedy, że nadajemy z Pawłem na podobnych falach. Później cała nasza grupa znajomych znalazła się pod stocznią w osiemdziesiątym roku, w sierpniu. Potem Paweł, ja i jeszcze paru innych naszych kolegów, przyjaciół znalazło się na liście założycieli Niezależnego Zrzeszenia Studentów UG. I nasza przyjaźń się trzymała, od tamtych lat. Pokazuję w tych ostatnich dniach, na swoim Facebooku, dedykacje, które Paweł napisał mi w swoich książkach. Chciałem pokazać po prostu, że ta przyjaźń nie była od wczoraj, że spotykaliśmy się regularnie... I gadaliśmy godzinami o życiu, o książkach, o polityce... Wspominaliśmy… Spotkania przyjaciół, po prostu.

Wspomniałeś, że 17 listopada mieliście się spotkać i porozmawiać o wątkach żuławskich w jego twórczości… To miało być wyjątkowe spotkanie.

Powiedziałem Pawłowi jakiś czas temu o pewnym pomyśle. Wspólnie z reżyserem Krzysztofem Kowalskim chcemy nakręcić film dokumentalny, pod roboczym tytułem „Artyści o Żuławach”. Dziś myślę, że trudno będzie taki film nakręcić bez Pawła, ale też, że trzeba będzie to zrobić, już bez niego. Bo Paweł napisał dwa wspaniałe opowiadania o Żuławach, m.in. „Stół”. Miał też parę wierszy i napisał też wstęp do mojego tomu „Mój płaski kraj” o naszym regionie. I zawsze się ciepło o Żuławach wyrażał. Zatem umówiliśmy się z Pawłem tak, że przywieziemy go, do Nowego Dworu Gdańskiego, w sercu żuławskiej depresji, że usiądziemy w gospodzie Mały Holender, w domu podcieniowym i będziemy sobie rozmawiali. A Krzysiek Kowalski to wszystko sfilmuje. Ale siedemnastego, kiedy pojechał po Pawła do Gdańska, to on, mimo że byliśmy umówieni dzień wcześniej, nie otwierał drzwi, ani nie odbierał telefonu. Nie wiem, co się stało... Stawiam w tym miejscu wielokropek... Do tego nagrania już nie dojdzie.
Pamiętam inne spotkanie, w Nowym Dworze Gdańskim, sprzed chyba dwóch dekad… Ty i Paweł Huelle w salce Żuławskiego Ośrodka Kultury. Zaprosiłeś go, by opowiedział o swojej twórczości. Był wtedy w doskonałej formie.
Paweł był wtedy jeszcze przed swoimi, największymi hitami m.in. „Listami do Hrabala”. Wtedy rzeczywiście był w wielkiej formie... Ale ostatnie lata były gorsze. Nie było zdrowia, energii życiowej, paliwa… Trudno być w jakiekolwiek formie, gdy człowiek myśli tylko, czy warto następny dzień przeżyć.

Ty w osobie Pawła Huellego straciłeś przyjaciela, a Polska wielkiego mistrza…

Polska straciła znakomitego pisarza, znakomitego dramaturga. Jednak niedocenionego. Owszem, nie wszystkie jego sztuki są znakomite, niektóre były pisane na zamówienie. Ale np. Wyspa Ostrów, adaptacja Grassa czy jego ostatnia adaptacja, która jeszcze jest na scenie Teatru Miejskiego w Gdyni, czyli Conradowskie „Jądro ciemności”, są świetne. Ale dlaczego jego sztuk, poza teatrami w Gdyni i Lublinie, nikt nie wystawiał? Nie wiem… Trzeba zwrócić uwagę, że dzieła Pawła nigdy nie było w dużych konkursach typu Nagroda Nike, Angelus itd. Miał Paszport Polityki, ale to była jedyna, większa nagroda tego rodzaju. Biorąc pod uwagę fakt, że często po kilku latach nie pamiętamy zupełnie, kto jest laureatem literackich konkursów, to jednak szkoda, że jego twórczość nie była wystarczająco dobrze doceniana. Z zupełnie niezrozumiałych dla mnie przyczyn.

Pewnie to złe słowo, ale swego czasu była „moda na Huellego”.

Czytelnicy go doceniali. Miał duże nakłady, sporo książek sprzedał. Pamiętam spotkania autorskie z Pawłem. Parę miesięcy temu byłem na jego sześćdziesięciopięcioleciu w Bałtyckim Centrum Kultury, być może było to jedno z ostatnich spotkań Pawła z czytelnikami. Był ścisk, mnóstwo ludzi przyszło, żeby go zobaczyć, posłuchać, żeby mu wyrazić swoją wdzięczność za doskonałą lekturę. Trudno było się do Pawła dostać po autograf i dedykację. Zatem kontrast mamy wyraźny: czytelnicy wiedzieli, kim był Huelle, a recenzenci często „ jechali” po nim, w nieuzasadniony sposób. Już po śmierci Pawła na łamach jednej z gazet recenzent bił się w piersi, że on po latach zrozumiał, jak niesprawiedliwy był dla jego twórczości. No dobrze, że zrozumiał, tyle tylko, że to artysta cierpi, gdy czyta niesprawiedliwą recenzję. Nie mówię, że oceny mają być pochwalne, że to mają być laurki. Ale jeśli to jest recenzja, która niesłusznie „ścina” autora, jest nie fair po prostu. I to spotykało Pawła Huelle.

Doceniamy artystów dopiero po ich śmierci? Nadal obowiązuje ta zasada?

Myślę, że wielu ludzi jednak sięgnie po literaturę Pawła Huelle. Być może też po obejrzeniu filmu, który bez Pawła, ale jednak powstanie. Kiedy dowiedziałem się, że jego już z nami nie ma, przeczytałem moje ukochane opowiadanie „Stół” z tomu „Opowiadania na czas przeprowadzki”. Paweł sam w dedykacji napisał mi, że byłem inspiracją tego dzieła. Wiadomo zatem, że mam bardzo osobisty do tego utworu. Ale... czytasz to i wiesz, że to zostanie, absolutnie zostanie. To jest znakomita, mądra, dobrze napisana literatura.

Huelle z Gdańska

Paweł Huelle, gdańszczanin, (rocznik 1957) debiutował w roku 1987 powieścią „Weiser Dawidek”. Jak twierdził w rozmowie z portalem culture.pl, nie lubił określenia „gdański pisarz” to jednak nierozłącznie związany był z rodzinnym miastem. W jednej z rozmów z Grażyną Antoniewicz z „Dziennika Bałtyckiego” wspominał swoje dzieciństwo przy ulicy Chrzanowskiego, światło gazowych latarni, uliczne kocie łby, zapach końskich furmanek jadących na sobotni targ czy jazdę na nartach po morenowych wzgórzach w czasie siarczystych zim. Jeszcze kiedy indziej mówił o morzu, które kojarzył z „ciężką harówką i znojem” rybackich załóg. Od „Weisera Dawidka” do ostatniego swojego tomu „Talita” Huelle wydał kilkanaście pozycji – powieści i opowiadań, w tym uwielbiane przez czytelników „Mercedes-Benz. Z listów do Hrabala” (2001), „Castorp” (2004), „Opowieści chłodnego morza” (2008) czy „Śpiewaj ogrody”. W latach 1994–1999 zajmował stanowisko dyrektora TVP3 Gdańsk, a o 2011 r. był dramaturgiem Teatru Miejskiego w Gdyni, który grał jego sztuki. Adaptacje jego opowiadań „Stół”, „Srebrny deszcz” wystawił Teatr Telewizji, a „Kąpielisko ostrów” Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie. Paweł Huelle zmarł 27 listopada 2023 r. w Gdańsku. - Bardzo lubię pisać ołówkiem. Wiesz dlaczego? Bo kiedy piszesz ołówkiem, dosyć szybko go wypisujesz, więc musi nadejść ten moment, kiedy wkładasz go do temperówki, czujesz jego zapach, bo ołówki pachną, on zgrzyta w tej temperówce, strużyny opadają i to jest ten moment namysłu – mówił Grażynie Antoniewicz Paweł Huelle, w grudniu trzy lata temu.Paweł Huelle, gdańszczanin, (rocznik 1957) debiutował w roku 1987 powieścią „Weiser Dawidek”. Jak twierdził w rozmowie z portalem culture.pl, nie lubił określenia „gdański pisarz” to jednak nierozłącznie związany był z rodzinnym miastem. W jednej z rozmów z Grażyną Antoniewicz z „Dziennika Bałtyckiego” wspominał swoje dzieciństwo przy ulicy Chrzanowskiego, światło gazowych latarni, uliczne kocie łby, zapach końskich furmanek jadących na sobotni targ czy jazdę na nartach po morenowych wzgórzach w czasie siarczystych zim. Jeszcze kiedy indziej mówił o morzu, które kojarzył z „ciężką harówką i znojem” rybackich załóg. Od „Weisera Dawidka” do ostatniego swojego tomu „Talita” Huelle wydał kilkanaście pozycji – powieści i opowiadań, w tym uwielbiane przez czytelników „Mercedes-Benz. Z listów do Hrabala” (2001), „Castorp” (2004), „Opowieści chłodnego morza” (2008) czy „Śpiewaj ogrody”. W latach 1994–1999 zajmował stanowisko dyrektora TVP3 Gdańsk, a o 2011 r. był dramaturgiem Teatru Miejskiego w Gdyni, który grał jego sztuki. Adaptacje jego opowiadań „Stół”, „Srebrny deszcz” wystawił Teatr Telewizji, a „Kąpielisko ostrów” Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie. Paweł Huelle zmarł 27 listopada 2023 r. w Gdańsku. - Bardzo lubię pisać ołówkiem. Wiesz dlaczego? Bo kiedy piszesz ołówkiem, dosyć szybko go wypisujesz, więc musi nadejść ten moment, kiedy wkładasz go do temperówki, czujesz jego zapach, bo ołówki pachną, on zgrzyta w tej temperówce, strużyny opadają i to jest ten moment namysłu – mówił Grażynie Antoniewicz Paweł Huelle, w grudniu trzy lata temu.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki