Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Największa wpadka tego roku

Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
Należę do tej grupy Polaków, których awantura związana z lekami nie dotknęła. Nie wiem, czy stanowimy większość, ale z pewnością jesteśmy szczęściarzami. W całym tym bałaganie trudno się rozeznać, choć nie ma cienia wątpliwości, że to rząd ponosi całą odpowiedzialność za to, co się dzieje.

Takiej wpadki ekipa PO chyba jeszcze nie miała. Wszelkie tłumaczenia brzmią żałośnie i przypominają usprawiedliwienia pierwszoklasisty, który nie odrobił lekcji.

Trudno obwiniać za to ministra Arłukowicza. Jest nowy, miał mało czasu, może nawet celowo wpuszczono go na pole minowe. Zawiodła cała organizacja państwa. Przedsięwzięcie wydaje się pozornie dość proste, bo cóż to za problem zmienić zasady refundacji leków, ich listę i kilka innych związanych z tym spraw. To jednak tylko pozory.

Bo po pierwsze - w sprawę zaangażowanych jest wiele podmiotów, których interesy mogą na nowych rozwiązaniach ucierpieć lub przeciwnie - mogą stać się kurą znoszącą złote jaja. Chodzi tu o koncerny farmaceutyczne, które są bogate, stać ich na najlepszych prawników i negocjatorów, są bezwzględne i mają bardzo jasno sprecyzowane, wąskie cele - pieniądze. Interesem rządu i NFZ jest zaoszczędzenie pieniędzy. Cel także prosty, ale z konieczności nieco zakamuflowany, żeby nie drażnić opinii publicznej, podejrzewającej, że chodzi o oszczędności kosztem pacjentów. Rząd, niestety, nie dysponuje tak dobrze opłacanymi specjalistami i jego pozycja w negocjacjach z farmaceutycznym biznesem nie jest najlepsza.

Po drugie - sprawa jest wrażliwa społecznie, bo dotyczy chorych, nie tylko tych niedomagających obecnie, ale i przyszłych - czyli, de facto, każdego z nas. Dotyka też interesów ważnych grup zawodowych: lekarzy i aptekarzy, którzy - broniąc się i opierając zmianom - mogą wszystkim mocno naszkodzić. Nie do uniknięcia jest więc związany z nią rozgłos i pewność, że każde potknięcie będzie ujawnione i poddane powszechnej krytyce.

Po trzecie - problem jest skomplikowany organizacyjnie. I tu, obawiam się, tkwi sedno sprawy. Okazało się, że nikt nie przygotował jego wdrożenia. Od strony procedur, technologii informatycznych, przeszkolenia wszystkich zaangażowanych. Nie zadano sobie pytania, kto co ma robić. A jeśli je zadano, to odpowiedziano sobie na nie błędnie.

Nie ma przecież także cienia wątpliwości, że obciążanie dodatkowymi obowiązkami lekarzy jest nonsensem. Oni naprawdę powinni leczyć - od pilnowania ładu powinna być profesjonalna administracja medyczna, której prawie nie ma. Nawet jeśli jest prawdą, że te dodatkowe obowiązki lekarzy nie są nadmierne, to ktoś wcześniej powinien zadbać o to, by im to wytłumaczyć, przekonać, nauczyć.

Zabrakło menedżera tego całego przedsięwzięcia. To wina rządu, w szczególności poprzedniego ministra zdrowia. Zarządzanie projektami to dziś odrębna gałąź zarządzania. Bardzo przydatna, wręcz konieczna - nie tylko w biznesie, również w administracji publicznej. Nikt na górze o tym nie wiedział?
Sporą stratę wizerunkową poniósł premier - strasząc lekarzy sankcjami, postawił się na równi z Ludwikiem Dornem, który chciał ich wysłać "w kamasze".

Nieco złośliwie można powiedzieć, że "afera" refundacyjna przyniosła korzyść tylko mediom - jest o czym pisać i mówić w martwym zazwyczaj okresie poświątecznym.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki