MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Kraszewski: Miś, co stracił głowę dla rocka

Red.
A. Warżawa
O swojej przygodzie z rock'n'rollem i towarzyszącym jej bezgłowym pluszaku pisze Maciej Kraszewski.

O rock and rolla ocierałem się osobiście, świadomie i nieświadomie, przez całe swoje życie. Gdy się rodziłem, w lipcu 1965 roku, na liście Billboardu rządziły trzy piosenki - "Help!" The Beatles, "Satisfaction" Rolling Stonesów oraz "California Dreamin'" The Mamas and the Papas. W Polsce rządził wówczas Gomułka, zwany Wiesławem, którego uroda przegrywała tylko z umiłowaniem rock and rolla.

Jednak ten rock and roll rozwijał się dużo szybciej niż socjalizm i powstało wówczas wiele dzisiejszych klasyków. Tych wykonawców fotografował mój osobisty ojciec - Kraszewski Stefan, fotografik. Czasami fotografował owe gwiazdy w naszym domu, przy ulicy Grunwaldzkiej w Sopocie.

I tu pojawia się mój wątek. A raczej - mój miś. Na okładce drugiej płyty Czerwonych Gitar oczy ludzkie widzą czterech wściekle przystojnych rockmanów, z których jeden - Bernard Dornowski - trzyma mojego ulubionego misia. Ten miś nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Ten miś nie wiedział wtedy, że jedenaście lat później przez rock and rolla straci głowę.

Ale po kolei...

1969

Rok festiwalu w Woodstock oznaczał dla mnie dwie ważne rzeczy. Po pierwsze - zacząłem wymawiać głoskę "R" jak rock. A po drugie - od perkusisty Czerwonych Gitar, Jurcia Skrzypczyka, otrzymałem w prezencie dwie pałeczki.
Ponieważ chytrus nie dał mi swojej perkusji, więc przy pomocy owych pałeczek, z frustracji, przemeblowałem kilku kolegów na podwórku, co skończyło się interwencją wzruszonych rodziców.
Pałeczki straciłem, ale te stracone pałeczki nie wiedziały, że za jedenaście lat wrócą do moich dłoni...

1971

Mój ojciec, wówczas fotoreporter, dostał zadanie sfotografowania wstrząsającego wydarzenia militarno-muzycznego, jakim był Festiwal Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu. W tym celu zabrał na miejsce akcji aparat fotograficzny oraz moją skromną osobę, ponieważ miał tam wystąpić wspomniany już wcześniej zespół Czerwone Gitary.

Przybywszy do hotelu Scanpol w Kołobrzegu, zostałem namówiony przez ojca do akcji zaczepnej. Zadanie polegało na podejściu do wskazanego mężczyzny w dziwnych butach na ściętym obcasie, poklepaniu go po dowolnej części organizmu celem zwrócenia uwagi i zapytaniu - tu cytuję: "Powiedz stary, gdzieś ty był?".

Zadanie wykonałem, a zapytany - Krzysztof Klenczon - wielce był wesół. Wieczorem na koncercie podobało mi się, bo po pierwsze - było głośno, po drugie - było dużo panów, wyglądających jak Czterej Pancerni, a po trzecie - mogłem po raz pierwszy, zupełnie legalnie, wydobyć kilka dźwięków z prawdziwej gitary elektrycznej.

Gitara elektryczna - symbol rock and rolla - jeszcze powróci, ale o tym później...

1978

W ramach prezentu urodzinowego otrzymałem bilet na występ brytyjskiego zespołu Slade. Koncert miał miejsce w Operze Leśnej, a ja już wtedy na ścianie wieszałem pierwsze plakaty zespołów. Kiss i Slade to były moje najwcześniejsze świadome odkrycia muzyczne. A ja, po raz pierwszy, sam poszedłem na rockowy koncert. Siedziałem w ósmym rzędzie, czyli blisko, i z osłupieniem słuchałem zapowiedzi: "Dwie ciężarówki sprzętu, dziesięć tysięcy watów nagłośnienia...". Wtedy powodowało to wytrzeszcz oczu, a dzisiaj znam ludzi, którzy połowę tej mocy mają w swoich samochodach.

Byłem zachwycony koncertem. Gdyby obok właśnie lądowało UFO, kazałbym spieprzać kosmitom.
Do domu wracałem głuchy i z niezbyt inteligentnym, za to panoramicznym uśmiechem. Ten uśmiech zbladł, kiedy okazało się, że w czasie mojej nieobecności nasz ukochany bokser - Ali zjadł całą głowę rockandrollowemu misiowi. TEMU misiowi. Z okładki Czerwonych Gitar.

Reszta misia istnieje do dziś, a ja również do dziś zastanawiam się, jakim cudem mój pies zeżarł tę głowę wraz z wielkimi szklanymi oczami, zamocowanymi na drutach...?

1979

W ostatniej klasie szkoły podstawowej zakładam na Zaspie razem z kolegami zespół punkrockowy. Tym razem pałeczkami nie lutuję kolegów, tylko bębny, na których usiłuję grać. Nasz repertuar to Sex Pistols i - rzecz jasna - Beatlesi. W tym czasie po raz pierwszy odczułem działanie magii rock and rolla.

Zanim powstał zespół, byłem chudym, pryszczatym wyrostkiem, na którego żadna panna nie zwracała uwagi. Po pierwszym publicznym koncercie na dużej przerwie nagle kilka dziewcząt zapragnęło się ze mną zaprzyjaźnić, a nawet pożyczać mi książki i takie tam. A gdy od jednej dostałem wierszyk, którego byłem głównym bohaterem, pomyślałem sobie, że gra w zespole to genialne zajęcie...

1981

Dalej gram na bębnach, tyle że już w półprofesjonalnym zespole Coxi. Jak na szesnastolatka jestem dosyć wyrośnięty, więc kolegom z zespołu - wówczas studentom ostatnich lat Politechniki Gdańskiej - nie przychodzi do głowy, że aby zabrać mnie w trasę, muszą zapytać o zgodę moich rodziców.
Powiedziałem im o tej palącej potrzebie.

Gdy już pozbierali z ziemi szczęki, grzecznie poprosili o udostępnienie im szesnastoletniego perkusisty, bez którego nie mogą wystąpić na kilku ważnych koncertach.

Pamiętam, że na występy przychodziły bardzo fajne studentki. Zwłaszcza jedną pamiętam, ponieważ dzięki niej ostatecznie przestałem wierzyć w bociana. Była starsza o sześć lat i oczywiście kochała rock and rolla.

Nauczyła mnie również pierwszego chwytu gitarowego. To był uproszczony G-dur, grany jednym palcem. Tak trafiła w mój punkt G jak "gitara". Nie da się ukryć, że znacznie łatwiej skomponować na niej piosenkę niż na perkusji.

Moja miłość do gitary przechodzi w obsesję po wzięciu do ręki gitarowego Świętego Graala - Gibsona Les Paula, będącego własnością... Bernarda Dornowskiego. Tego samego, który na okładce drugiej płyty Czerwonych Gitar trzymał mojego misia. Ślepy, rockandrollowy los sprawił, że pan Benek był w owych czasach moim sąsiadem oraz ojcem Piotra, z którym się przyjaźniłem.

1983

W pewne październikowe popołudnie, po powrocie z II Liceum Ogólnokształcącego, udałem się na spacerek z moim misiożernym psem. Pies wykonał już tak zwanego kangura i jaskółkę, i mogłem wracać. Wtedy osłupiałem.

Przez szarość zaspowego blokowiska powolutku sunęła długa, granatowa limuzyna. Nie, żeby nie było wtedy limuzyn, ale to była pierwsza limuzyna z Eltonem Johnem wewnątrz, jaką widziałem w życiu.

Nie wiem, czy bym skojarzył, gdyby facet nie miał na głowie tego hecnego kapelusza, ale synapsy zaiskrzyły i skojarzyłem, że przecież o dwudziestej w hali Olivia jest koncert. Domyśliłem się również, że nie przyjechał na Zaspę, aby podziwiać tutejszą, kosmiczną architekturę. Niespełna sześćdziesiąt metrów od mojego domu mieszkał Lech Wałęsa i właśnie jego adres usiłował w betonowym labiryncie odnaleźć kierowca Eltona.

Porwałem na ręce 45-kilowego misiożercę i pognałem do domu. Chwilę zajęło mi wytłumaczenie mojemu ojcu, kim jest Elton John. Dziesięć minut później ja i uzbrojony w sprzęt fotograficzny ojciec siedzieliśmy w kuchni u państwa Wałęsów i przez szparę w drzwiach obserwowaliśmy Lecha z Eltonem, jak rozmawiają o piłce nożnej, przymierzają kapelusze i okulary, i stwierdzają, że komuna - w przeciwieństwie do rock and rolla - jest kompletnie do dupy.

W pewnym momencie pani Danuta Wałęsowa ulitowała się i przyniosła widokówki gdańskie, celem uzyskania jakiejś powierzchni do autografów. Postanowiłem zaczaić się na Eltona pod ubikacją.
Moja cierpliwość została nagrodzona. Artysta poczuł potrzebę i ruszył na poszukiwanie toalety. A tam stałem ja, z panoramicznym uśmiechem, flamastrem i gdańską pocztówką.

Elton podpisał swoją przepustkę do toalety, dedykując mi miłość. Pocztówkę z autografem i napisem "With love" mam do dziś.

Pamiętam, że tę toaletę bardzo szybko opuścił. Mogło to mieć coś wspólnego z klaustrofobią. I pamiętam również, że nie oddał mi flamastra, który w trakcie dalszej rozmowy z Wałęsą i jego rodziną dosyć intensywnie ogryzał.

Ponieważ ślady po zębach Eltona również uważałem za coś w rodzaju autografu, więc grzecznie zaczekałem, aż mi go odda. Oddał.

Około godziny dwudziestej udałem się na koncert i zobaczyłem nieprawdopodobnej jakości show. Genialny dźwięk, genialne światła. Wałęsa pod sceną, Elton na scenie.

Jednak najmocniejsze efekty specjalne miały miejsce już po koncercie. Do busa Lecha Wałęsy, którym załapałem się na drogę powrotną do domu, jakiś zapalony fan rocka wpuścił dużo gazu łzawiącego. Myślę, że był z zespołu Police... pardon - Milice.

1987

Gram już nieźle na gitarze, komponuję, a długość moich włosów frustruje wiele kobiet. Wówczas powstaje piosenka "Only for you", która cztery lata później ukaże się na debiutanckim albumie grupy IRA jako "Twój cały świat".

W sierpniu jestem tłumaczem artystki Sabriny, która jest znana z dwóch powodów - lewego i prawego. W czasie wycieczki po gdańskiej Starówce tamtejsze Cyganki uznają ją za swoją i niemal uprowadzają.

1990

Zostaję kimś w rodzaju managera gdańskiej formacji Korba, grającej rock and rolla w stylu ZZ-Top. Po raz pierwszy przekonuję się, jak trudno jest połączyć tak zwane normalne życie z działalnością rockandrollową. I jak trudno jest się przebić. I ile trzeba się napracować, żeby zapłacić rachunki.
W dalszym ciągu uważam zespół Korba za jeden z najbardziej niedocenionych w historii polskiego rock and rolla.

Pamiętacie "Biały rower"? Ja tak. Przepraszam, ale na tej dacie muszę skończyć, ponieważ obiecałem mojemu sześcioletniemu synkowi, że mu puszczę jego ulubione DVD z koncertem.
Myślicie, że zażyczył sobie Arkę Noego? Albo Hannah Montana?

Nic z tych rzeczy. Ja i mój syn pooglądamy razem Motorhead. Przysięgam, to nie żart.
Cały czas zastanawiam się tylko, gdzie mogliby dorobić głowę mojemu rockandrollowemu misiowi...

Rówieśnicy rock and rolla

W piątkowy wieczór 16 pażdziernika, w Operze Leśniej nastąpi ogłoszenie wyników konkursu "Wspomnienia rówieśników rock'n'rolla", któremu patronuje "Polska Dziennik Bałtycki". Na razie możemy zdradzić tylko jedną informację - pozaregulaminowe wyróżnienie naszej redakcji otrzymały wspomnienia satyryka Macieja Kraszewskiego, syna znanego gdańskiego fotoreportera, Stefana Kraszewskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki