Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Likwidacja szkół i przedszkoli: Rodzice kierują się dobrem dziecka, gmina niekoniecznie

Anna Mizera-Nowicka
Likwidacje szkół budzą protesty, tak było choćby w Gdańsku
Likwidacje szkół budzą protesty, tak było choćby w Gdańsku Tomasz Bołt
Z Tomaszem Elbanowskim, prezesem Stowarzyszenia i Fundacji Rzecznik Praw Rodziców, rozmawia Anna Nowicka

Dlaczego dziś tak łatwo jest zlikwidować szkołę?
Głównie z powodu reformy minister Katarzyny Hall. Już wcześniej wiele szkół było likwidowanych przez samorządy, ale dopiero w 2009 r. minister Hall przeforsowała ustawę, która umożliwia gminom likwidację bez konsultacji z lokalną społecznością i bez możliwości blokowania decyzji samorządu przez kuratorium.

Do czego dziś się ogranicza rola kuratorium w procesie likwidacji?
Kuratorium wystawia w tej sprawie opinię. Kiedyś była ona wiążąca, dziś nie ma formalnego znaczenia. Wójt, burmistrz czy prezydent może ją zlekceważyć.

"Dla gminy taniej jest wrzucić uczniów z mniejszych szkół do większej. Ale to już nie jest szkoła, ale hurtownia oświatowa. Uczeń to numerek w dzienniku"

Dlaczego, w Pana opinii, wprowadzono ustawę, która ułatwiła likwidację szkół?
Ministerstwo Edukacji Narodowej argumentowało zmiany w ten sposób, że to właśnie władze gminne są odpowiedzialne za sieć placówek oświatowych na swoim terenie. A skoro są odpowiedzialne, to powinny mieć możliwość decydowania o ich kształcie. Ale takie myślenie jest błędne. Kontynuując ten tok rozumowania, powinniśmy zlikwidować i sanepid. Skoro restauratorzy są odpowiedzialni za jakość posiłków, to powinni sami je kontrolować.

Samorządy wykorzystały zmiany oświatowe, by na masową skalę zamykać szkoły i ciąć koszty?
W ubiegłym roku zlikwidowano aż 800 szkół, gminy przymierzają się do likwidacji kolejnych 5 tysięcy. W wielu miejscach władze lokalne rzeczywiście najchętniej pozamykałyby wszystkie szkoły publiczne.

Otrzymują Państwo wiele sygnałów o zamykanych szkołach i przedszkolach?
Tak. Ostatnio w Biskupcu rodzice podjęli strajk okupacyjny przedszkola, które ma być zamknięte, a właściwie formalnie połączone ze szkołą, choć w konsekwencji doprowadzi to pewnie do jego likwidacji. I tak się dzieje w całej Polsce. Dostaliśmy też informację od NSZZ Solidarność, że kolejnych ponad 2 tys. szkół jest zgłoszonych do likwidacji w ciągu najbliższego pół roku. Liczba tego typu sygnałów rośnie.

Uważają Państwo, że na decyzję o zamknięciu szkół powinni mieć większy wpływ rodzice?
Uważamy, że zmiany wprowadzone w 2009 roku były bardzo poważne i szkodliwe. Nikt nie pytał wtedy rodziców, czy chcą, by to tylko samorząd decydował o zamknięciu szkoły. W konsekwencji dziś rodzice coraz częściej zostają stawiani przed faktem, że szkoła ich dziecka jest zamykana, a oni nie mają żadnej instytucji odwoławczej. Mogą oczywiście w tej sprawie pisać do kuratorium, wojewody czy rzecznika praw obywatelskich, ale nie wiadomo, czy coś to zmieni. A przecież rodzice, którzy płacą podatki, są obywatelami, mają prawo wyborcze, i zapisane w konstytucji pierwszeństwo w decydowaniu o edukacji swojego dziecka, powinni mieć zagwarantowany wpływ na takie decyzje.

Mamy do czynienia z niżem demograficznym, może więc zamykanie szkół to naturalna kolej rzeczy?
Gdyby najważniejszym czynnikiem, który sprawia, że zamyka się szkoły, była demografia, to klasy nie miałyby ponad 30 uczniów. Po prostu samorządy, dzięki likwidacjom, tną koszty. Nawet szkoły, w których jest kilkuset uczniów, gdzie wszystko dobrze funkcjonuje, są dziś zamykane. Nie dlatego, że szkoła jest pusta czy na niskim poziomie. Dla gminy taniej jest wrzucić wszystkich uczniów do jeszcze większej placówki, gdzie uczy się po 2 tys. dzieci. Wtedy wprowadza się naukę na zmiany, klasy są przeładowane, a dziecko staje się numerkiem w dzienniku. Nikt nie ma szansy pochylić się nad jego uzdolnieniami czy słabościami. To nie jest już szkoła, ale hurtownia oświatowa.

Gdyby decydowali rodzice, tak by się nie działo?
Rodzice kierują się dobrem dziecka, gmina niekoniecznie. Praktyka pokazuje, że edukacja, która jest z zasady bardzo droga, to pierwsze miejsce gdzie samorząd robi oszczędności. Na poziomie ogólniejszym obywatele powinni móc się wypowiedzieć o kształcie edukacji. Do tej pory decyzje były podejmowane odgórnie przez polityków. Koncepcje zmieniały się co kadencję, wprowadzano pomysły nieakceptowane społecznie. Dlatego chcemy wystąpić z wnioskiem o referendum edukacyjne.

Gdzie na Pomorzu można złożyć swój podpis w tej sprawie?

W dużych miastach, jak Gdańsk czy Gdynia, mniejszych jak Pruszcz Gd., ale także w Baninie, Bożympolu Wielkim. Lista miejsc znajduje się na stronie rzecznikrodzicow.pl.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki