Koszykarskiego Trefla nie można lekceważyć. Sopocianie mają chrapkę na pierwszą niespodziankę w Szczecinie

W poniedziałkową noc King Szczecin nie świętował w Ergo Arenie mistrzostwa Polski. Ni zgodzili się na to trener Żan Tabak i jego drużyna. Sopocianie zaprezentowali się z bardzo dobrej strony w obronie i w ataku, rozegrali najlepszy mecz w finałach i wygrali przed ponad czterema tysiącami widzów 88:84 (24:23, 21:18, 22:18, 21:25). Dzięki temu, w rywalizacji do czterech zwycięstw, przegrywają już tylko 2-3.

- Zagraliśmy kolejne bardzo trudne i wyrównane spotkanie w tej serii finałowej. Uważam, że przez 37-38 minut graliśmy bardzo dobre zawody. W ostatnich 2-3 minutach podejmowaliśmy jednak bardzo złe decyzje taktyczne - skwitował mecz Żan Tabak, chorwacki szkoleniowiec żółto-czarnych.

Chociaż wspomniana przez trenera końcówka był problematyczna, bo Trefl dał się zaskoczyć, to publiczność w Ergo Arenie oglądała ją na stojąco. Ponad cztery tysiące widzów w hali dodało skrzydeł gospodarzom.

- Podobała mi się energia, z jaką podeszliśmy do meczu. Zaczęliśmy wspólnie i to jest klucz do celu. Przeanalizujemy nagrania i będziemy gotowe na kolejne spotkanie. Myślę, że zdecydowanie są sfery, które możemy poprawić. Przygotowujemy się już do następnego meczu - mówił Aaron Best, rzucający obrońca Trefla.

Szósty mecz serii finałowej odbędzie się w czwartek, 13 czerwca 2024 roku o godz. 20 w Netto Arenie. Transmitować je będzie Polsat Sport 1. Ewentualne siódme spotkanie w Ergo Arenie zaplanowano w niedzielę, 16 czerwca 2024 roku o godz. 20. Gdyby do niego doszło, to szanse na mistrzostwo trzeba oceniać pół na pół.

- Zabrakło nam agresji, energii od początku meczu. Daliśmy gospodarzom swobodę, a mieliśmy im utrudniać grę. Za późno się przebudziliśmy. Przy tak dobrym przeciwniku, ciężko było coś zmienić. Teraz będzie się liczyła szybka regeneracja i obyśmy zakończyli to w Szczecinie - przekonywał Przemysław Żołnierewicz. Rzucający obrońca Kinga bardzo dobrze prezentuje się w ostatnich meczach. W poniedziałkowy wieczór w Ergo Arenie zdobył 23 punkty. Dostał dużo minut, bo koledzy z zespołu zawodzili.

- Nie byliśmy skoncentrowani. Próbowałem zmieniać zawodników, pobudzić drużynę na czasie. To się nie do końca udało. Oczekiwaliśmy czegoś więcej. Szukam analogii do poprzedniego sezonu. I wierzę, że zakończymy znów to w swojej hali. Czuję w kościach, że już tak słabo nie zagramy - zapewnia Arkadiusz Miłoszewski, trener szczecińskiej drużyny.

Bogatszy w sensie budżetowym i mocniejszy w sensie kadrowym King nadal jest faworytem finałów Orlenu Basketu Ligi. Nie oznacza to jednak, że żółto-czarni zamierzają się poddawać. Dwie poprzednie wizyty w hali Netto Arena nie poszły po myśli Trefla. Uskrzydleni dobrym występem u siebie mogą znów wspiąć się na wyżyny.

- Prowadziłem wiele różnych drużyn w trakcie swojej trenerskiej kariery. Każda z nich miała różną jakość i różne własne słabości. W przypadku zespołu, który mam w tej chwili, nie mogę sobie przypomnieć sytuacji w sezonie, żeby podszedł do meczu ze złym nastawieniem - wyjaśnia Żan Tabak.

Trefl zyskuje, kiedy uda mu się fizycznie zdominować rywala. Tak było w Ergo Arenie, gdzie nie radzili sobie wysocy koszykarze Kinga - Zac Cuthbertson i Morris Udeze.

- O wygranych decydują detale. Im mniej będziemy mieli straty, czy głupich fauli, tym większe będą nasze szanse. W Szczecinie musimy zagrać tak, jak ostatnio, a będziemy nadal w walce - ocenił Jarosław Zyskowski z Trefla Sopot.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!