Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konstanty Andrzej Kulka wystąpi wraz z Cappellą Gedanensis w nowym wspólnym projekcie [ROZMOWA]

rozm. Sławomir Czalej
Konstanty Andrzej Kulka wystąpi niedługo wraz z Cappellą Gedanensis
Konstanty Andrzej Kulka wystąpi niedługo wraz z Cappellą Gedanensis Sławomir Czalej
O swoich młodzieńczych latach w Gdańsku, polsko-niemieckich korzeniach oraz zapomnianym geniuszu skrzypiec, którego porównywano z Paganinim opowiada Konstanty Andrzej Kulka.

W tym roku mija dziesięć lat, od kiedy współpracuje Pan z Cappellą Gedanensis.
Spory okres czasu… Dla mnie to prawdziwa przyjemność spotykać ludzi, którzy są nie tylko życzliwi, ale prezentują też wysoki poziom wykonawczy. Może to co powiem, nie będzie dobre dla Cappelli, ale nie chodzi tylko o nich (śmiech)…

Podejrzewam, że chodzi o Gdańsk.
No oczywiście. Żywię wielki sentyment do miasta, gdzie się przecież urodziłem, tu się wykształciłem i tu był mój cały początek. Wygrana na konkursie w Monachium w 1966 r., a dwa lata wcześniej wyróżnienie w Genui na Międzynarodowym Konkursie im. Nicola Paganiniego. Miałem wtedy kolejno 17 i 19 lat… Znam tu wszystkie kąty. Szkoła muzyczna przy ul. Gnilnej, gdzie chodziłem...

Jeszcze wcześniej był jednak Sopot.
Tam mieściła się początkowo Państwowa Wyższa Szkoła Muzyczna, zresztą niedaleko molo. Niezapomniany rektor, prof. Roman Heising. Ale to czasy nie tylko muzyki klasycznej, ale też rodzącej się muzyki lekkiej. Przecież w szkole średniej chodził ze mną do klasy Seweryn Krajewski, który uczył się gry na skrzypcach. Tam też uczył się gry na fagocie Ryszard Poznakowski z zespołów Czerwono-Czarni, a później Trubadurzy. To wszystko stanowiło niezapomniany klimat lat 60.

Na tle epoki początków muzyki bigbitowej Cappella to przygoda raczej późna, albo inaczej młoda…

Rzeczywiście młoda, bo ja w Gdańsku mieszkałem do roku 1970. Potem przeprowadziłem się do Warszawy, ponieważ tam mieściło się jedyne w Polsce biuro pośredniczące wówczas we wszystkich kontraktach zagranicznych Pagart. Ale to, że spotkaliśmy się z Cappellą po latach, było czymś zupełnie naturalnym.

Zjechał Pan z koncertami cały świat. Pytają Pana o gdańskie korzenie?
Powiem tak: raczej jest dla nich ważne, że jestem Polakiem. Jedynie w Niemczech jest inaczej. Tam fakt, że jestem z Gdańska, jest zauważany i podkreślany. Zresztą muszę powiedzieć, że moje korzenie topół na pół Niemcy i Polska. Moja mama, babcia i prababcia, i jeszcze wstecz, to były gdańszczanki. Co ciekawe, moja prababcia znała doskonale polski, natomiast babcia tylko niemiecki. Mama - już oba te języki.

Karol Lipiński urodził się pięć lat przed trzecim rozbiorem Polski. Muzyk genialny, ale i zapomniany. To pańskie świadome działanie, żeby odkrywać na nowo artystów, o których w naszej ojczyźnie już się nie pamięta?
Powiedziałbym inaczej. Na pewno jestem polskim patriotą, ponieważ w czasie swojej kariery muzycznej otrzymałem wiele propozycji uczenia poza ojczyzną, m.in. w Heidelbergu czy Mannheimie. Otrzymałem też propozycję od znakomitego skrzypka Ruggiera Ricciego, żeby wyjechać do pracy w USA. Ale do Ameryki nie wyjechałbym za Boga. Jakoś nigdy nie polubiłem tego kraju i nie było o czym mówić.

Paganini, bo z nim porównuje się Karola Lipińskiego, odpowiadając kiedyś na pytanie, który ze skrzypków jest najlepszy na świecie, odpowiedział, że nie wie. Ale na drugim miejscu jest - wskazał - Karol Lipiński. Obaj artyści zagrali zresztą w 1818 r. dwa wspólne koncerty, występowali razem także później. O Paganinim słyszał każdy Polak, a o Lipińskim…
Nikt go nie zna! Cóż, jesteśmy takim dziwnym narodem, który nie chwali swoich, a raczej przemilcza, i nie wiadomo dlaczego. Czesi na przykład mają wydany i opracowany każdy utwór swoich - nawet poślednich - artystów. My nie! Nikomu na tym nie zależy. Tymczasem w czasach, kiedy żyli Paganini i Lipiński, istniały poważne grona ludzi twierdzących, że absolutnie lepszy od Paganiniego jest Lipiński! To były też inne style gry. Paganini grał nieco jak "szarlatan", kładąc nacisk na technikę, tymczasem Lipiński robił to bardziej spokojnie, klasycznie. W czasie pobytu w Dreźnie Karol Lipiński to była wielka postać. Oczywiście zdarzały się i kłótnie, np. z Feliksem Mendelssohnem, który chciał, żeby Lipiński przeniósł się z Drezna do Lipska, ale nikt nie podważał jego wielkości. Co jest dzisiaj niewyobrażalne - był to samouk! On u nikogo się nie uczył! Trochę podglądał ojca, który był muzykiem i prowadził jakąś małą kapelę w Radzyniu Podlaskim, i tylko tyle.

1 grudnia w kościele pomennonickim w Gdańsku odbędzie się inauguracyjny koncert, którego celem będzie przywracanie pamięci o zapomnianych polskich kompozytorach. Podczas koncertu królować będzie właśnie postać Karola Lipińskiego.
Uważałem, że postać tak wybitnego skrzypka, przedstawiciela nurtu romantyczno-wirtuozowskiego, którego osobiście uważam za lepszego od Paganiniego, będzie dobrym wstępem do przypominania wielkiego polskiego dziedzictwa narodowego. Utwory Lipińskiego są moim zdaniem nie tylko ciekawsze od kompozycji Paganiniego, ale też trudniejsze! W przeciwieństwie do sztampowego skrzypka włoskiego, nasz rodak ma bardziej rozwiniętą linię melodyczną, ciekawe pomysły harmoniczne, nawet w kompozycjach, nazwijmy je salonowo-towarzyskimi, Lipiński podoba mi się bardziej.

Paganiniemu zarzucano, że w grze na skrzypcach pomaga mu sam szatan. A niektórzy w ogóle przypisują ten rzewnie czasem brzmiący instrument samemu diabłu, który w kościele grać raczej nie powinien. No, może poza Pomorzem, gdzie w trakcie wykonywania części stałych podczas mszy św., brzmią kaszubskie diabelskie skrzypce. Ale wtedy to można, bo diabeł służy Bogu…
W ciągu czterdziestu lat mojej działalności artystycznej grałem w kościele na skrzypcach z kilkaset razy. Diabła na szczęście nie było, ale piękno zawarte w instrumencie jak najbardziej…

Skrzypce w Pana życiu to wybór świadomy?
Jeżeli można mówić o świadomym wyborze w odniesieniu do dziecka. Powiedzmy, że był to wybór półświadomy. Otóż w młodości podobno nie lubiłem dźwięku fortepianu. Być może dlatego, że moja mama grała na tym instrumencie. Lubiłem natomiast słuchać przez radio dźwięku skrzypiec. Z drugiej strony w ogóle mogłem nie zostać muzykiem, bo zacząłem się uczyć dopiero w trzeciej klasie szkoły podstawowej.

  • Konstanty Andrzej Kulka (ur. 1947 w Gdańsku) - jeden z najlepszych i najpopularniejszych polskich skrzypków. Jest profesorem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie.
  • Cappella Gedanensis działa w Gdańsku od 1981 roku, kontynuując tradycje Kapeli Rajców Miejskich. W swoim programie ma głównie (choć nie wyłącznie) arcydzieła muzyki gdańskiej. Od 1992 ma status instytucji kultury.
Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki