Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kompozytor Georges Nawrocki: Postanowiliśmy wydać jedyną płytę, przy której powstawaniu aktywnie współpracował Ojciec Święty

Dorota Abramowicz
Georges Nawrocki i Jean-Pierre Stora
Georges Nawrocki i Jean-Pierre Stora fot. archiwum prywatne
Uważam, że Jan Paweł II jako człowiek był olbrzymem. Dlatego bardzo bym chciał, by polskie wydanie nagrania jego wierszy wyszło w kraju. Uważam, że płyta ta ma charakter patrymonialny. To nasze dziedzictwo. Jest to jedyna płyta, przy której powstawaniu Ojciec Święty aktywnie partycypował. Spotykał się wielokrotnie z kompozytorem, analizował i akceptował poszczególne nagrania, sam wybierał aktorów, którzy mieli recytować jego wiersze. Był jej współtwórcą – mówi Geoges Nawrocki, kompozytor, architekt, nauczyciel, syn polskiego olimpijczyka Jana Nawrockiego.

Zastanawiam się, jak Pana krótko przedstawić. Polak mieszkający we Francji, kompozytor, producent muzyczny, nauczyciel, architekt?

Wiele osób, podobnie jak ja, wskutek przypadków w życiu wybiera różne drogi. A potem zaczyna to im się podobać. Tak było z nauczaniem. Ale muzyka jest tym, co robiłem od początku i tym, do czego dzisiaj wróciłem. Zacząłem komponować, mając lat trzynaście.

Od kiedy żyje Pan w Paryżu?

Od prawie pół wieku. Urodziłem się przed 67 laty w Katowicach, później mieszkałem w Zakopanem. Ojciec, Jan Nawrocki, był znanym szermierzem. Znalazł się drużynie zwycięzców, mistrzów świata, podczas zawodów w Monaco w 1939 roku. Po wybuchu wojny wracał do Polski przez Rumunię. Był też dwukrotnym olimpijczykiem (w 1948 r. w Londynie i w 1952 r. w Helsinkach), czterokrotnym mistrzem Polski, sędzią olimpijskim w Melbourne i w Rzymie. Pamiętam, jak z Australii przywiózł parę oposów. Zanim trafiły do ogrodu zoologicznego, skakały po firankach w naszym mieszkaniu.

Dużo sportu musiało być w Pana życiu.

Nie tylko szermierki. Mój dziadek, Stanisław Zubek był producentem nart. Miał przed wojną fabrykę w Zakopanem. Przed wojną jego narty, uważane za jedne z najlepszych w Polsce, kupował sam prezydent Ignacy Mościcki oraz słynni polscy zawodnicy – Helena Marusarzówna, Zofia Stopka-Olesiak, Bronisław Czech, Jan, Stanisław i Andrzej Marusarzowie i wielu innych. Po wojnie nadal wytwarzał narty, ale mógł zatrudniać tylko dwóch pracowników.

Na nartach dziadka – zwanych zubkami – jeździł też Karol Wojtyła.

Siostrą mamy była Ewelina Pęksa, malarka na szkle, której Stacje Drogi Krzyżowej zdobią wnętrza kilku kościołów w Zakopanem.

Spotkał Pan przyszłego papieża?

Jako dziecko spotkałem Karola Wojtyłę, wówczas biskupa krakowskiego trzy razy – podczas pierwszej komunii, bierzmowania oraz trzeci raz, gdy przyszedł do dziadka po narty.

Kiedy opuścił Pan Polskę?

Jako piętnastolatek wyjechałem z rodziną do Maroka w 1967 roku. Mój ojciec, który był nie tylko szermierzem, ale także lekarzem weterynarii, dostał tam pracę na kontrakcie z Polserwisu. Pełnił funkcję inspektora sanitarnego Casablanki. W Maroku nauczyłem się języka francuskiego, poszedłem tam do szkoły, zdałem maturę i w 1972 r. przyjechałem do Paryża na studia. Skończyłem architekturę, psychologię i socjologię. Dziś czuję się w pełni paryżaninem.

Nie zapomniał Pan podczas studiów o muzyce?

Ona towarzyszyła mi cały czas. Komponowałem od wyjazdu z Polski. W 1982 roku miałem szczęście poznać młodą piosenkarkę Danielle Messia. Danielle, młodsza o cztery lata ode mnie, urodziła się w Izraelu. Jej mama, Sarah, pochodziła z Polski i przetrwała warszawskie getto. Ojciec pochodził z Egiptu. Danielle miała dwa lata, gdy przyjechała do Francji. Jako młoda dziewczyna śpiewała w zespole folklorystycznym, na ulicy, aż wreszcie dołączyła do wytwórni Barclay i zaczęła zdobywać coraz większą popularność. Skomponowałem dla niej siedem piosenek, w tym „Carnaval” i najbardziej znaną „La chanson de Julia” – do dziś słuchane we Francji. Niestety, Danielle w 1985 roku u progu dużej kariery zmarła na raka. Ponieważ miałem wiele unikalnych nagrań jej piosenek, rok później wraz z Gérardem Classe, także przyjacielem Danielle, postanowiliśmy wydać pamiątkowy album „Les Mots”. Znalazły się tam także cztery moje piosenki. Ten album otrzymał w 1987 r. główną nagrodę Akademii Charlesa Crosa „in Memoriam”, którą minister kultury Francji wręczył matce Danielle. A ja już wcześniej zostałem nauczycielem.

Skąd tak nagły zwrot?

Nadal komponowałem, ale ponieważ muzyka nie przynosiła dochodów, poszedłem do pracy. Nauczycielem byłem przez 33 lata, zostałem także dyrektorem Technikum Sztuk Przemysłowych w Paryżu. Trafiali do nas też studenci po maturze, bo otworzyliśmy studia pomaturalne – Design i Film Animowany – gdzie uczył mój przyjaciel Michel Ocelot, laureat dwóch Cezarów, jeden z czołowych realizatorów filmów animowanych na świecie. Dwukrotnie (w 2009 r. i 2016 r.) otrzymałem za moją pracę Order Palm Akademickich – najstarsze, wyłącznie cywilne francuskie odznaczenie państwowe, ustanowione jako tytuł honorowy przez Napoleona. Nadawane jest wybitnym naukowcom oraz ludziom świata kultury i szkolnictwa.

Czego Pan uczył?

Architektury i historii sztuki. Na studia w mojej szkole zgłaszało się z 200 kandydatów, z których wybierałem 30 uczniów. I ci uczniowie naprawdę byli fantastyczni. Nauczanie wzięło się początkowo z potrzeby zarabiania na życie. Jako architekt uznałem, że lepsze będzie bycie nauczycielem niż walka z różnymi przepisami i ograniczeniami, związanymi z zawodem architekta. A poza tym jako nauczyciel zawsze miałem dużo wakacji, co pozwalało na zajęcie się muzyką.

Z czasem jednak nauczanie stało się także pasją. To jest całkiem możliwe, jeśli ma się – tak jak ja miałem – genialnych uczniów.

Niektórzy z nich robią dziś poważną karierę artystyczną. Są znanymi projektantami, wielu z nich zostało docenianymi architektami. Ogólnie uważam, że człowiek nie może skupiać się na jednym zainteresowaniu. Chodzę do teatru, interesuję się architekturą, sztuką, kocham podróże. I oczywiście na szczycie podium pozostaje muzyka. Od dwóch lat jestem na emeryturze. Wykorzystując fakt, iż mam więcej czasu, zwróciłem się do mojego przyjaciela, Jeana-Pierre Story, by powrócić do pewnego ważnego projektu związanego z papieżem Janem Pawłem II i jego poezją.

Kim jest Jean-Pierre Stora?

Jean-Pierre jest kompozytorem, pisał muzykę od 1962 r. Jest także adwokatem, specjalistą praw autorskich. Jego kuzynem był Guy Gilles, reżyser i scenarzysta, jeden z twórców francuskiej Nowej Fali. Jeana-Pierr'a poznałem w 1981 roku. Byłem kompozytorem komedii muzycznej, która wówczas grywana była w mniejszych salach. Spotkaliśmy się w gronie przyjaciół i szybko się zaprzyjaźniliśmy. Zaczęliśmy razem komponować. Choć wiedziałem już czego wcześniej dokonał, usłyszałem wówczas szczegółową opowieść o tym, jak Jean-Pierre Stora napisał muzykę dla polskiego papieża.

Jak do tego doszło?

W 1978 r. Karol Wojtyła został papieżem. Rok wcześniej dwóch znajomych Jeana- Pierra założyło wytwórnię płytową AB. Pomagał im jako znawca prawa autorskiego. Choć go gorąco namawiano, nie chciał wejść do spółki, która potem stała się gigantem na rynku muzycznym Francji. Znajomi z wytwórni AB, którzy pod koniec lat 70. XX w. chcieli rozszerzyć działalność, zaproponowali, by Stora pojechał do Watykanu i spytał o zgodę na wydanie homilii papieskich we Francji. Załatwił to. W Wydawnictwie Watykańskim wiedziano już, że mecenas pomagający wytwórni płytowej jest równocześnie znanym kompozytorem. Spytano go, czy nie mógłby przesłać do Watykanu kilka swoich nagrań. Zrobił to, wysyłając nagraną w 1979 r. płytę z Jean Marais i Michele Morgan „Cztery baśnie” i o rok wcześniejszą płytę „Ptak północy, ptak słońca”, na której bajkę opowiada Grace, księżna Monaco.

Spodziewał się jakiejś propozycji?

Myślę, że nie miał większej nadziei. Minął miesiąc, gdy w domu Stora zadzwonił telefon.

Tu Watykan, Ojciec Święty wybrał pana do napisania muzyki – usłyszał w słuchawce.

Szok!

Myślał, że to żart. Powiedział, że jest zajęty i oddzwoni za pięć minut. Zanotował numer, zadzwonił. To był Watykan. Jean-Pierre dowiedział się, że ma skomponować podkład muzyczny do czytanych przez znanych aktorów wierszy Karola Wojtyły.

Skąd wziął się pomysł wydania płyt z poezją papieża?

Był to czas, gdy polski papież nie był jeszcze dobrze poznany.

Watykan postanowił pokazać światu różne twarze Ojca Świętego. Po raz pierwszy na stolicy Piotrowej zasiadł papież humanista, poeta, autor sztuk teatralnych. Papież zainteresowany sztuką, literaturą, kościołem.

Postanowiono przetłumaczyć wiersze papieża na język angielski, włoski, francuski, słoweński.

Jak potoczyła się współpraca Pańskiego Przyjaciela z Ojcem Świętym?

Jean Pierre poleciał do Watykanu. Podczas pierwszego spotkania z Janem Pawłem II Jean Pierre Stora powiedział:

– Bardzo się cieszę z propozycji Ojca Świętego, ale mam dwa warunki. – Jakie? – zapytał papież. – Po pierwsze, nie będę pisał muzyki religijnej, bo dużo lepiej ode mnie robił to inny kompozytor, Jan Sebastian. Ojciec Święty roześmiał się i spytał o drugi warunek. – Nie będę też pisał polskich melodii, bo od tego jest lepszy.... Stora zawiesił głos, a papież dopowiedział: – Fryderyk!

I tak papież już podczas pierwszego spotkania zaproponował, by Stora napisał muzykę do 90 wierszy. Jean Pierre został kilkanaście dni w Watykanie. Codziennie spotykał się z Aleksandrą Kurczab, zaprzyjaźnioną z papieżem aktorka polską, która tłumaczyła wiersze Karola Wojtyły na język włoski i wstępnie dla Jeana Pierra na francuski. Podczas kolejnego spotkania z Janem Pawłem II kompozytor zaproponował, by najpierw wydać jedną trzecią tychże wierszy. Wybrał te, które go najbardziej inspirowały i uzgodnił wybór 29 wierszy. Potem Jean Pierre Stora wrócił do Paryża. Skontaktował się z aranżerem Jaquesa Brela, Francois Rauberem, który pracował m.in. przy jego jedenastej płycie „Człowiek z La Manczy” i poprosił go o aranżację i prowadzenie orkiestry.

Papież miał jakieś uwagi do muzyki Story?

Jean-Pierre zdobył jego pełna aprobatę. Kompozytor przywoził do Watykanu kolejne utwory i pokazywał je papieżowi. Stora zaproponował Ojcu Świętemu, by część nagrań miała podkład melodyjny, a część rytmiczny, na co papież się zgodził. Wszystkie kompozycje nagrywano w Paryżu, a głosy czytające poezję – w Rzymie. Okładkę płyty zaprojektowała artystka włoska Dina Belotti. Płyta wyszła jesienią 1979 r. Wydano także tzw. kuferek, dawany w prezencie określonym osobom na Boże Narodzenie, w którym był dwa tomiki poezji Karola Wojtyły, przetłumaczone na język włoski, oraz kaseta z nagraniem. Wiersze Karola Wojtyły interpretowali słynni aktorzy. Podczas Festiwalu Sztuki Religijnej w Cannes w listopadzie 1979 r. odbył się koncert z udziałem Orkiestry Lazurowego Wybrzeża. Wiersze papieża czytali żona Felliniego – Gulietta Masina – i wielki aktor teatru włoskiego w tamtych latach Romolo Valli, dyrektor Festiwalu Dwóch Światów w Spoleto.

Nie pamiętam, by taka płyta pojawiła się w Polsce.

Bo się nie pojawiła ze względów politycznych. Ojciec Święty bardzo chciał, by powstała wersja polska. Zaprosił w tym celu osobiście Gustawa Holoubka, który jesienią 1979 r. przyjechał do Watykanu. Nie było jednak wówczas możliwości, by za czasów komunistycznych wydać w Polsce tę płytę. Idąc ponad trzy dekady temu do pracy w szkole obiecałem przyjacielowi, że kiedy będę na emeryturze, wrócimy do współpracy. I tak stało się przed dwoma laty. W październiku 2018 r. zaproponowałem powrót do papieskiego projektu i wydanie na nowo polskiej płyty z poezją Karola Wojtyły oraz nowe wydanie wersji francuskiej tej płyty. Od tej pory jesteśmy w stałym kontakcie. Sprawa wymagała załatwienia wielu formalności .Podczas wcześniejszego nagrywania nie doszło do zarejestrowania praw autorskich. Skontaktowaliśmy się z Watykanem, potem z Wydawnictwem Świętego Stanisława w Krakowie, należącym do Archidiecezji Krakowskiej. Ks. Zygmunt Kosowski, dyrektor wydawnictwa, podpisał w styczniu ubiegłego roku wszystkie dokumenty. Złożyliśmy je w ZAiKS-ie.

Udało się?

Płyta wyszła we Francji 8 maja, ale ze względu na epidemię koronawirusa nagranie jest dostępne tylko w Internecie. Jesienią pojawi się już w normalnej sprzedaży. Teraz szukamy wydawcy płyty w Polsce.

Dlaczego poświęcił Pan ostatnie dwa lata papieskiej poezji?

Od początku wydanie tej płyty było moim pomysłem.

Mam duże przywiązanie do Jana Pawła II. Jako Polakowi z pochodzenia imponuje mi papież-Polak, jedna z najważniejszych postaci XX wieku. Uważam, że jako człowiek był olbrzymem.

– Dlatego bardzo bym chciał, by polskie wydanie jego wierszy wyszło w kraju. Muszę zaznaczyć, że nie mam w tym żadnego osobistego interesu – ze sprzedaży tych płyt nie dostanę ani grosza. Robię to też z przyjaźni dla Jean-Pierra i dla Jana Pawła II. Uważam, że płyta ta ma charakter patrymonialny. To nasze dziedzictwo.

– Jest to jedyna płyta, przy której powstawaniu Ojciec Święty aktywnie partycypował. Spotykał się wielokrotnie z kompozytorem, analizował i akceptował poszczególne nagrania, sam wybierał aktorów, którzy mieli recytować jego wiersze. Był jej współtwórcą.

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki