Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klemens Gniech: A jednak sie opłaciło

red.
Prezentujemy niepublikowany dotąd list byłego dyrektora Stoczni Gdańskiej, zmarłego przed dwoma laty Klemensa Gniecha. Jego refleksje dotyczące Solidarności oraz przyszłości stoczni...

powstały cztery lata temu, w 25 rocznicę Sierpnia 80, ale nadal pozostają aktualne.

Zostałem oficjalnie zaproszony na obchody 25-lecia Solidarności - za co organizatorom serdecznie dziękuję. Po raz pierwszy cała Europa uczestnicząc z nami w uroczystościach, solidarnie uhonorowała nasze dokonania sprzed 25 lat. To cieszy i satysfakcjonuje. Świat uznał decydujący wkład Solidarności w dzieło upadku i likwidacji komunizmu oraz wynikające stąd przemiany polityczne na całym świecie.

W ciągu mojego pobytu na zachodzie Europy stwierdziłem, że pojęcie Solidarności staje się powszechnie przyjmowane jako określenie sposobu współżycia społeczeństwa. Coraz częściej używane jest nie tylko w mediach, ale znalazło też swoje miejsce w słowniku wszystkich ugrupowań politycznych. Przy formułowaniu nowego programu rządu niemieckiego jako czołową zasadę wymienia się "solidarność społeczną całego społeczeństwa".

Byłem po kilku latach w stoczni i byłem pod pomnikiem Poległych Stoczniowców, spotkałem się ze stoczniowcami - tymi z lat 80. oraz z tymi obecnie pracującymi w stoczni.

Przypomniał mi się rok 1980

Jak w kalejdoskopie przed moimi oczami przewinęły się wspomnienia i obrazy z tamtego okresu. Zobaczyłem przed sobą wspaniałą Stocznię Gdańską budującą 30 statków rocznie, zatrudniającą około 20 000 pracowników - największą stocznię w Europie - tętniący życiem zakład pracy. Zobaczyłem i przypomniałem sobie znakomitą, przywiązaną do swojego zakładu załogę stoczni - wspaniałych ludzi.

Tysiące strajkujących - z wielką determinacją walczących o swoje i innych racje przez ciężkie dwa tygodnie odważnych, często młodych przywódców strajku - wielu z nich nie walczyło o rozgłos - zostali anonimowi i skromni. Tych skromnych bohaterów wspominam jak najlepiej.

Byłem przy tym, jak tworzył się ten wspaniały ruch społeczny, który objął stopniowo prawie całe społeczeństwo. Obserwowałem, jak stoczniowcy, którzy wywalczyli już o pewne przywileje, rezygnowali z nich i łączyli się z innymi ludźmi, aby wspólnie z nimi walczyć również o ich sprawy, aby również walczyć razem o wyższe cele jak godność ludzka, wolność, równość i sprawiedliwość. Dziś jeszcze widzę radosne twarze ludzi, którzy wierzyli w to, że swoją walką solidarną wywalczyli dla siebie i dla całej Polski lepszą i sprawiedliwą przyszłość. W to wszyscy wierzyliśmy. Widzę grupy intelektualistów, którzy pomagali strajkującym formułować postulaty, wspominam rzetelnych, odważnych dziennikarzy, którzy informowali Polskę i świat o nas, aktorów, którzy podtrzymywali na duchu strajkujących, wreszcie Kościół z jego duchową pomocą.
Kolejne kilkanaście miesięcy - przynajmniej w stoczni - to był rok zgodnej, harmonijnej współpracy wszystkich członków załogi. Zakończył ją grudzień '81 - początek stanu wojennego, kiedy w gruzach legły na całe lata osiągnięcia Solidarności Sierpnia.

Co zobaczyłem w roku 2005?

Z czym zostałem skonfrontowany po 25 latach? Oto moje najważniejsze impresje.
Spotkałem się z wieloma pracownikami stoczni z tego okresu - bohaterami strajku sierpniowego. Większość z nich jest już na emeryturze, część z nich jeszcze pracuje i walczy o swoją stocznię i godną pozycję. Ich wielki sukces w roku 1980 stał się początkiem ich klęski życiowej.

Duża część załogi Stoczni Gdańskiej straciła pracę - duża część wegetuje na mizernych emeryturach, bez wystarczających środków do życia. Ludzie ci stoją dzisiaj na gruzach swojego dorobku życiowego i stracili wszystko.

O prawdziwych bohaterach roku 1980 zapomniano. Rozmawiałem z wieloma z nich - są rozżaleni. Nie zaproszono ich nawet na uroczystości 25-lecia - ich święta. Nikt nie pomyślał o tym, aby tym ludziom podziękować, aby zobaczyć, jak obecnie żyją?

Chciałbym tym anonimowym bohaterom przekazać wyrazy uznania i podziękowania za ich udział i postawę w sierpniu. Za to, co wywalczyli. O nich nie wolno zapomnieć.

Z przerażeniem i smutkiem patrzyłem na to, co po 25 latach zostało w stoczni, stanąłem na gruzach dzieła wysiłku i zaangażowania dziesiątków tysięcy ludzi powojennego pokolenia. Zobaczyłem piękny ongiś zakład praktycznie zrujnowany. Tam, gdzie kiedyś budowano statki, stoją martwe hale i pochylnie, rosną krzewy, trawa - a ta część stoczni, która jeszcze została i pracuje, stoi na krawędzi ostatecznego upadku. To, co stało się ze Stocznią Gdańską - stało się w okresie ostatnich lat, kiedy u władzy była już Solidarność, a ściślej mówiąc ludzie, którzy swój rodowód łączą z Solidarnością, jak na przykład bracia Kaczyńscy.

Kolejne władze nie robiły nic, aby stoczni pomóc, doprowadziły stocznię do ruiny. Zniszczono zakład, który mógłby pracować. Wyrzucono na ulicę tysiące ludzi. Spowodowano straty sięgające setek milionów.

Nasuwa się pytanie na temat winnych. Są to na pewno rządzący i władza centralna, a na pewno nie prezesi stoczni, których ostatnio skazano za drobne uchybienia.
Uratować to, co się jeszcze ratować da Stoczni Gdańskiej trzeba natychmiast pomóc - trzeba uratować istniejący milionowy majątek stoczniowy, trzeba stworzyć miejsca pracy. Widzę następującą drogę pomocy:
- Stocznię Gdańską trzeba usamodzielnić.
- Państwo musi znaleźć inwestora lub wykupić (przejąć) akcje stoczni.
Sposób, w jaki nowy rząd rozwiąże ten problem, będzie świadczył o jego wiarygodności. Trzeba cofnąć błędne decyzje i przejąć z powrotem stocznie. W Europie istnieje jeszcze cały szereg państwowych stoczni (Włochy, Francja, Hiszpania).
Nie można zbudować Europejskiego Centrum Solidarności na gruzach Stoczni Gdańskiej.

Solidarność posierpniowa

To, co zobaczyłem, napawa mnie smutkiem. Zobaczyłem grupki skłóconych ze sobą dawnych przywódców strajkowych i działaczy oskarżających siebie nawzajem, walczących ze sobą i niszczących się. Nie ma to nic wspólnego z Solidarnością roku 1980. W moim pojęciu - po tym, co zobaczyłem - Solidarność z sierpnia 1980 jest już tylko ruchem społecznym, który przeszedł do historii. A działający obecnie związek zawodowy przypadkowo ma tę samą nazwę.
Jakie może być podsumowanie? Z jednej strony jestem smutny z powodu tego, co zobaczyłem w stoczni - boleję nad losem ludzi skrzywdzonych, oczekujących jeszcze na sprawiedliwość, o którą walczyli. Z drugiej strony widzę jednak, jak pięknie kraj nasz się zmienił, że opłacało się walczyć w 1980 roku.

Życiorys

Klemens Gniech (1933-2007), były dyrektor Stoczni Gdańskiej. W grudniu 1970 r., jako inżynier wydziału K-2 był w komitecie strajkowym. W 1976 r. awansowany na dyrektora zakładu, cieszył się szacunkiem załogi. Podczas sierpniowych strajków udostępnił protestującym m.in. zakładowe drukarnie i radiowęzeł. Odwołany ze stanowiska po wprowadzeniu stanu wojennego. Przez rok nie mógł znaleźć pracy. Od 1985 r. osiadł na stałe w RFN, gdzie pracował jako ekspert stoczniowy. W 2005 r. wystąpił z sensacyjnym zeznaniem w procesie sprawców masakry w grudniu '70. Zeznał wtedy, że był świadkiem rozmowy, w której Stanisław Kociołek wyraził zgodę na użycie broni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki