Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Każdy w życiu gra, tylko jedni robią to zawodowo, a inni prywatnie

Ryszarda Wojciechowska
Tomasz Bołt
Nie chce być medialnym produktem. Mówi, że go to brzydzi. Po roli w „Jesteś Bogiem” usunął się w cień. Ostatnio Marcin Kowalczyk wyszedł z cienia dla filmu „Anatomia zła” Jacka Bromskiego

Jest Pan wybredny w wybieraniu ról?
Niektórym tak się może wydawać. Ja to nazywam komfortem. Przyjmuję tylko takie role, które mnie interesują. Zgadzam się jedynie na te filmy, które są w stanie mnie rozpalić.

Dużym wyzwaniem była rola w filmie Jacka Bromskiego „Anatomia zła”?
Wyzwaniem było zmieścić się w takim kinie, które proponuje Jacek Bromski. Bo ja całkiem inaczej patrzę na kino. Przyjmując od niego zaproszenie, w pewnym sensie dopasowałem się do jego spojrzenia na rzeczywistość i do jego poczucia humoru. Chociaż różnimy się pod tym względem skrajnie. Inne rzeczy nas śmieszą, co innego chcemy pokazać, a co innego ukryć przed widzem.

Najpierw Pan odmówił zagrania.
Na początku miałem wątpliwości, czy ja z tym swoim spojrzeniem na kino dam radę być dla Jacka nie tyle dobrym partnerem, co narzędziem na planie. Bo mnie zależy na całym filmie, a nie tylko na zrobieniu roli. Ale Jacek ostatecznie mnie przekonał. Jeśli widzę, że jest szansa na kino autorskie, że reżyser chce coś od siebie powiedzieć, to taki film mnie przyciąga. Wcześniej zagrałem w „Hardkor Disko” Krzysztofa Skoniecznego, niedawno skończyłem zdjęcia do „Helu” Pawła Tarasiewicza i w każdym z tych filmów znalazł się problem, który moim zdaniem, warto pokazać, czyli chęć uporządkowania takich spraw jak dobro i zło, naiwność i wyrachowanie. W przypadku „Hardkor Disko” i „Helu” mamy do czynienia z filmową prowokacją, intelektualną i emocjonalną. „Anatomia zła” to raczej moralitet. A opowiadanie o moralności jest dla mnie zawsze interesujące.

W „Anatomii zła” gra Pan byłego żołnierza, który wrócił z misji w Afganistanie. Przeszedł Pan wcześniej jakieś szkolenie?

Lubię poświęcać dużo czasu na przygotowania do roli. Ale jeszcze bardziej lubię tę rolę przegadać. Jacek w pewnym sensie uciekał od tego. Udało mi się jednak załatwić strzelnicę, żeby móc obyć się z bronią, poćwiczyć. Bo to nadaje wiarygodności postaci, którą gram. Dla tego chłopaka, choć to strasznie brzmi, karabin był przecież narzędziem pracy. Trudność polegała też na tym, że ja prywatnie mam ogromny wstręt do broni palnej i potrzebowałem znacznie więcej czasu, żeby się przemóc. Ale i tak do końca zdjęć czułem dyskomfort, grając z bronią.

Pana bohater wraca z misji, podczas której zabił trzech cywili. Wraca pewnie ze stresem pourazowym.
To było trudne do pokazania. Bo z jednej strony mamy do czynienia z wyparciem. Tak funkcjonuje wiele osób, które czują wewnętrzne rozdarcie, ale nie próbują się ze sobą rozliczyć, tylko cały wysiłek wkładają w to, żeby przedstawić problem tak, aby móc dalej spokojnie i wygodnie żyć. Większość z nas też nie potrafi tak żyć, żeby siebie nie okłamywać. Mój bohater wraca z wojny i czuje się ofiarą tylko dlatego, że wykonał rozkaz i pociągnął za spust. Nie ma wyrzutów sumienia. Bo tak jest w wojsku szkolony, żeby nie mieć wyrzutów sumienia. Mechanizm prowadzenia konfliktów polega na tym, że tę odpowiedzialność się maskuje albo zrzuca na kogoś innego. Ten, który strzela, wykonuje rozkaz. Ten, który wydaje rozkaz, nie pociąga przecież za spust. W związku z tym nie ma winnych i możemy się dalej zabijać.

Przyglądał się Pan na planie „Anatomii...” pracy Krzysztofa Stroińskiego.
Krzysztof Stroiński pracuje zupełnie inaczej niż ja. I to było pewne utrudnienie dla nas obu.

Dwóch indywidualistów?
Każdy z nas jest indywidualistą. Ale Krzysztof woli przygotować się do roli w domu. Więc nie chce próbować na planie. A ja głównie lubię pracować na próbach. Nie chcę odgrywać tych samych melodii, których się już wcześniej nauczyłem od partnera. Bo to mi się wydaje fałszywe. Krzysztof jest mistrzem, więc w jego przypadku nie ma fałszu. Ja tylko mogę przyznać, że tak jak on nie potrafię pracować. Nie szliśmy na kompromis, tylko staraliśmy się nie utrudniać sobie życia na planie.

Krzysztofa Stroińskiego można podziwiać nie tylko za role, ale też za dystans do tej całej celebry. Pan również po „Jesteś Bogiem” mógłby już odcinać kupony, a jednak trzyma się z dala od medialnego zgiełku.
Nie ma w tym nic dziwnego. Mam wrażenie, że poruszamy się w świecie stereotypów. Że o młodych myśli się jak o naiwnych, nieświadomych i próżnych ludziach. Ale tak samo stary jak i młody potrafi się świetnie w tych „dolegliwościach” wykazać. A celebryctwo? Tu nie ma nawet o czym rozmawiać. To chyba jasne i czytelne dla większości, że ja chcę robić tylko filmy, i tyle.

Przepraszam, mówi Pan tak, jakby się z Afganistanu urwał. Ale obserwuję młodych i widzę, jakie mają parcie na szkło, na bywanie, na okładki. A Pan prosi o nierobienie zdjęć podczas rozmowy, bo czuje się zażenowany.

Pragnienie bycia w centrum uwagi nie zależy od wieku. Albo to człowiek ma, albo nie. Ja nie mam. Często jestem zakłopotany tym, że ktoś mi robi zdjęcia. Niektórych dziennikarzy czy fotoreporterów to nawet drażni. Pytają: co to ma być? Sugerują, żebym zmienił zawód. Ale ja nie pozwolę na to, żeby mi ktoś dyktował, co mam robić i jak się zachować. Staram się takie zachowania, jak się da, przyjmować z humorem. Bo przecież my wszyscy jesteśmy aktorami. Każdy w życiu gra, tylko jedni robią to zawodowo, traktując czasami aktorstwo jak zabawę, a inni używają aktorstwa w życiu prywatnym do oszukiwania lub kokietowania.

To za co Pan lubi ten zawód, skoro nie chodzi w nim o sukces, pieniądze i sławę? Przecież to jednak ciężki kawałek chleba.
Za co lubię ten ciężki kawałek chleba? Za to, że jest fantastycznym narzędziem, które pozwala mi coś kreować. Odkąd pamiętam, zawsze chciałem robić filmy. Raz jako operator, innym razem jako reżyser czy wreszcie jako aktor. Skończyło się na szkole aktorskiej i na tym, że gram. Ale jeżeli mi w życiu wystarczy czasu i znajdę takie możliwości, to chciałbym też rozwijać się w innych filmowych dziedzinach. Aktorstwo człowiekowi z takim nastawieniem do życia jak moje pozwala przyglądać się światu i pracować na sobie. To właśnie wydaje mi się atrakcyjne.

Nagrody, między innymi za role „Magika” w „Jesteś Bogiem” czy Marcina w „Hardkor Disko”, nie rozpuściły Pana?
Kto wie? Cały czas staram się siebie obserwować i dużo od siebie wymagać. Ale moje znienawidzone pytanie, które często słyszę od dziennikarzy, brzmi tak: czy woda sodowa nie uderzyła mi do głowy. To szalenie krępujące słyszeć od kogoś, czy mu nie odbiło.

Ale może pytają tak w trosce.
Na pewno. Po każdym sukcesie jest dużo takich zatroskanych wujek i cioć, gotowych służyć złotymi radami. Ale daję sobie jakoś radę sam.

Jest Pan bardzo surowy dla siebie?
Jestem potwornie krytyczny wobec siebie. Ale z tego też czerpię siłę. Lubię tak długo pracować, aż sam uznam, że jest dobrze. Na planie „Anatomii zła” dziwiło mnie to, że Jacek był zadowolony niemal z każdego, pierwszego dubla. Tymczasem ja chciałem jeszcze popracować nad sceną. Ale te nasze różne spojrzenia na efekt, na to, co wiarygodne i co niewiarygodne, były ciekawe. Lepszej konfrontacji nie mógłbym sobie wymarzyć. Czasem jednak trafia się na ludzi, którzy myślą w bardzo podobny sposób. Tak było podczas pracy przy filmie „Jesteś Bogiem” Leszka Dawida. I tamte spotkania były w większym stopniu pracą zespołową, strzelaniem do jednej bramki. Nie było solistów, tylko stanowiliśmy drużynę. A „Anatomia zła” to głównie soliści. Fascynujące było wytrzymać to i film dokończyć.

Z filmu wynika, że zło jest w każdym.
Zgadzam się z tym, że jesteśmy nie tyle źli, co słabi. Moralność to komfort, na który możemy sobie pozwolić. Bo tak naprawdę od naszej siły i warunków zewnętrznych zależy to, czy damy sobie radę. Chociaż nasza siła też nie jest tak do końca od nas zależna. To nie my zdecydowaliśmy o tym, w jakiej rodzinie przyszliśmy na świat, co nas kształtuje, jakimi się będziemy stawać ludźmi. Kiedy mnie pytają, w czym wobec tego jest nadzieja, zawsze odpowiadam: - W pracy nad sobą. Zacznijmy od siebie naprawę świata.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki