MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kaszubi zza wielkiej wody

Iwona Joć
Farma rodziny Peplinskich należy do najstarszych w okolicach Wilna
Farma rodziny Peplinskich należy do najstarszych w okolicach Wilna Ks. Zbigniew Kulwikowski/Muzeum Kaszubskie
Polacy przybywający na Kaszuby kanadyjskie w prowincji Ontario często zadają sobie pytanie, jak to możliwe, że wokoło spotykają aż tylu krajan mieszkających tutaj na stałe, a na każdym kroku występują z polska brzmiące nazwy: Wilno, Kartuzy, Hel, Bałtyk, Wadowice... Odpowiedzi należy szukać w dawnych czasach. Zresztą wcale nie zamierzchłych, a mówiąc dokładnie, w roku 1858.

W roku 1858 na pokładzie statku "Agda" dotarli do kanadyjskiego portu Renfrew Kaszubi, których z zaboru pruskiego bynajmniej nie wygnała obawa przed germanizacją czy Kulturkampfem; te zresztą nasiliły się dopiero pod koniec XIX wieku. Chcieli zarobić na chleb albo uniknąć poboru do armii. Wyjeżdżali najbiedniejsi: małorolni chłopi i robotnicy rolni. Pochodzili z powiatów kaszubskich najbardziej ubogich - bytowskiego i kościerskiego.

Po darmową ziemię

- Emigracja z Kaszub była pierwszym grupowym wychodźstwem zarobkowym z dzisiejszych ziem polskich - opowiada Kazimierz Ickiewicz, autor książki "Kaszubi w Kanadzie". - Rozpoczęła się prawie trzy dziesięciolecia po powstaniu listopadowym, ale wówczas jej rozmiary nie przekraczały stu osób rocznie.

W roku 1848 na obszar Pomorza przybyli pierwsi agenci Towarzystwa Żeglugi Morskiej z Hamburga, werbujący ochotników na wyjazd "za morze". Kaszubi decydowali się na to o tyle chętnie, że do roku 1860 podróż statkiem dla osób wyjeżdżających na stałe w celach osadniczych była bezpłatna, a na dodatek na miejscu za darmo otrzymywali działki. Każda rodzina mogła liczyć na 100 akrów (około 40,5 ha) ziemi na rodzinę, darmową krowę, narzędzia rolnicze, ziarno na siew i żywność na 18 miesięcy. Akcję tę nazwano wydzieraniem ziemi z Queen's Bush.

Agenci towarzystw odgrywali dużą rolę tylko na początku emigracji kaszubskiej. Na wyjazdy kolejnych ludzi wpływ miała korespondencja od rodziny, która za oceanem już była, utwierdzająca innych członków familii, że Ameryka jest rajem na ziemi. Później ziomkom w kraju wyprawę za ocean ułatwiał przysłany, z góry opłacony przez bliskich zza oceanu, bilet na podróż statkiem.

Według Ickiewicza, z powiatu kościerskiego do Stanów Zjednoczonych i Kanady w latach 1858-1861 przybyło 429 osób. Z bytowskiego natomiast wyjechało 1500 osób. Emigranci wypływali z Bremy albo Hamburga, by po dwóch - trzech miesiącach rejsu w trudnych warunkach dotrzeć do nowego lądu. W latach 80. XIX w. czas podróży - już nie statkami żaglowymi, a parowcami - skrócił się do 9-12 dni.
Pierwszym przystankiem na kanadyjskiej ziemi był port Quebec. Dalej Rzeką Świętego Wawrzyńca płynęli do Montrealu, a następnie w stronę Wielkich Jezior.

- Z Montrealu przez Ottawę w okolicach Renfrew, które w okresie pionierskim stanowiło punkt zborny dla kaszubskich emigrantów, prowadziły dwie drogi: wodna i lądowa - dodaje pan Kazimierz. - Większość ruszała dalej, w kierunku Opeongo Road.

Początki osadnictwa w prowincji Ontario były bardzo trudne. Farmy tworzono niemal gołymi rękoma, bez koni, których nie było. Karczowano lasy, czyszczono ziemię z kamieni. Na surowym korzeniu wyrosły pierwsze zabudowania, później skromne osady: Brudenell, Wilno, Barry's Bay i Round Lake Centre.

- Zbyt produktów - drewna, ryb i płodów rolnych - przez długi czas praktycznie nie istniał - dodaje Ickiewicz. - Sprawy życiowe były zbyt ważne, by pomyśleć o uruchomieniu w tym czasie własnej szkoły. Tym samym jedno pokolenie pozbawione zostało oświaty, stając się analfabetami (chociaż ich ojcowie bez trudu podpisywali papiery migracyjne).
Dlaczego Kaszubi wybrali akurat nieurodzajne gleby powiatu Renfrew? Może inne, lepsze i zasobniejsze ziemie były już zajęte przez Irlandczyków i Niemców? A może zatrzymał ich krajobraz obfitujący w lasy, jeziora i wzgórza, tak bardzo przypominający rodzinne strony? Ta ostatnia wersja jest bardzo prawdopodobna. Kiedy bowiem przyjrzymy się dokładniej warunkom życia na terenie ontaryjskim, zauważymy podobieństwa do warunków bytowych na Kaszubach pomorskich, gdzie ludzie przyzwyczajeni byli - i są - że zapracowanie na kawałek chleba wymaga dużego wysiłku.

Rola Kościoła

W nowo powstałych miejscowościach ogromną rolę odgrywały parafie, przy których działały stowarzyszenia i szkoły. Tu pielęgnowano pamięć o ziemi ojczystej.

Miejsce, gdzie emigranci z Pomorza rozpoczęli budowę osiedla, początkowo nazywało się Hagart Township. Dopiero w latach 80. XIX w. przybrało nazwę Wilno, za sprawą ks. Ludwika Władysława Dembskiego, rodem właśnie ze stolicy Wielkiego Księstwa Litewskiego, który objął parafię w 1880 r. Przed nim posługę kapłańską sprawowali tu księża Aleksander Michnowski, Józef Ksawery Specht i Tomasz Korbutowicz. Co ciekawe, kanadyjscy Kaszubi do dziś zabiegają o to, by w ich parafiach byli kapłani pochodzenia polskiego.

Następcą Księdza Dembskiego był ks. Bronisław Jankowski. Jego staraniem w sąsiednim Barry's Bay powstała w 1895 r. filia kościoła wileńskiego (w 1914 r. przekształcona w parafię), a rok wcześniej otwarto dwuklasową szkołę, w której nauczał polski organista. Podczas I wojny światowej placówkę tę przejęło państwo.

Główna fala emigracji Kaszubów w okolice Renfrew zakończyła się w 1898 r.
- Według informacji Hieronima Derdowskiego, w Kanadzie pod koniec XIX w. mieszkało już około 5 tysięcy rodzin kaszubskich, przede wszystkim w prowincji Ontario - mówi Ickiewicz. - Najwięcej Kaszubów przybyło tutaj z okolic Lipusza koło Kościerzyny i Parchowa niedaleko Bytowa.

W tym czasie działała już w Wilnie poczta, wewnątrz osiedla powstały liczne drogi, przeprowadzona została linia kolejowa łącząca miejscowość z Ottawą i Parry Sound, a w 1905 r. otwarto trasę kołową, dzięki której można było utrzymywać kontakty z całą Kanadą.

Kaszubi kanadyjscy dzisiaj

Po prawie stu latach względnie stabilnej egzystencji, w połowie XX stulecia, dotarli na kanadyjskie Kaszuby pierwsi turyści. Dla ustronnych dotąd okolic zaczął się nowy rozdział. Atrakcyjność otoczenia i bliskość kulturowa sprawiły, że tereny te zaczęli chętnie odwiedzać polscy emigranci przybyli do Kanady po II wojnie światowej. Budowali tu swoje domki letniskowe, założyli polski ośrodek harcerski. W połowie lat 80. ubiegłego wieku powołali do życia Polski Instytut "Kaszuby", który stawia sobie za cel "utrzymanie polskich tradycji na kanadyjskich Kaszubach i udokumentowanie historii tego regionu". Ze stowarzyszeniem tym współpracowało i współpracuje wiele organizacji na Pomorzu, między innymi Instytut Kaszubski w Gdańsku oraz Zespół Pieśni i Tańca "Kaszuby" z Kartuz.
- Fenomenem jest to, że Kaszubi w Ontario aż do czwartego pokolenia przekazywali sobie znajomość własnego języka - mówi Franciszek Kwidziński, kierownik zespołu Kaszuby z Kartuz. - W kościele modlili się po polsku, w szkole i urzędzie porozumiewali się po angielsku, ale w domu mówili zawsze po kaszubsku.

Pan Franciszek pierwszy raz przybył na kanadyjskie Kaszuby ze swoim zespołem przed kilkunastu laty.
- Pamiętam, jak wielkim przeżyciem była dla nich nasza wizyta w 1997 roku - opowiada. - Pomogliśmy im odkryć korzenie, a przy następnej bytności , w 2000 roku, podarowaliśmy wiele pamiątek, m.in. ceramikę neclowską i stroje kaszubskie, które dzisiaj są eksponowane w muzeum w Wilnie. W ubiegłym roku, na jubileusz 150-lecia emigracji Kaszubów w Kanadzie również przywieźliśmy prezenty, wśród nich kolejne cztery stroje. Przyznam, że na każdym kroku zaskakuje mnie ich kaszubszczyzna. Starsi znają bowiem takie słowa kaszubskie, które u nas już dawno temu wyszły z użycia! Na przykład na świnię mówią "buczka". To pierwsze słowo jest dla nich całkowicie obce.

Odnalezione korzenie

Kaszubi pomorscy i kanadyjscy łączność duchową czują nie tylko poprzez mową. Przede wszystkim łączą ich wspólni przodkowie. Na licznych nagrobkach najstarszych cmentarzy w Wilnie i Barry's Bay dostrzec można swojsko brzmiące - mimo angielskiej pisowni - nazwiska, chociażby "Etmański".

Wojciech Etmański od dawna wiedział, że o krewniakach mieszkających za Wielką Wodą. Kiedy jako student, w 1991 r., wyruszył spod Łączyńskiej Huty do Kanady na staż organizowany przez Międzynarodową Szkołę Zarządzania Inwentarzem Żywym, zdziwił się jak bardzo liczna jest jego rodzina w tamtych stronach. Szkolenie trwało 3 miesiące, w dwóch prowincjach: Alberta i właśnie Ontario.

- Wiedząc, że ostatnie trzy dni stażu będą dla nas wolne, zadzwoniłem na parafię w Barry's Bay, gdzie wówczas proboszczem był ks. Ambroży Pick, a pomagał mu polski duchowny ks. Marian Gołąbek, z prośbą, by skontaktowali mnie z mieszkającą tam rodziną Etmańskich - opowiada pan Wojciech. - Jakąkolwiek. Wolałem te dni spędzić na Kaszubach kanadyjskich, niż z kolegami nad wodospadem Niagara. I do końca życia nie zapomnę, kiedy parę dni później na korytarzu pensjonatu, w którym mieszkaliśmy, rozległo się wołanie miejscami zamieniające się w krzyk: "Etmański! Do ciebie".
Wybiegłem niczym oparzony z łazienki, a na korytarzu stał mężczyzna. "Jô jem Etmansczi" - usłyszałem w miłym mi języku. Tak rozpoczęła się moja znajomość z Enriciem i Shirley Etmańskimi, którzy zabrali mnie na kilka dni do siebie.

Wprawdzie wspólnych korzeni jedni Etmańscy z drugim Etmańskimi się nie doszukali (przodek pierwszego, Henryk, przybył do Kanady w 1858 r. ze Skoszewa pod Leśnem, koło Brus), ale jedna noc rozmów wystarczyła, by więzi, jakie między nimi się zrodziły, nie różniły się wiele od rodzinnych. Połączył ich przede wszystkim język kaszubski i wspólna ziemia ich przodków. Od tamtej pory kontakty, wzajemne wizyty miały miejsce nieprzerwanie. W 1994 r. kanadyjscy Etmańscy odwiedzili Wojciecha na polskich Kaszubach, a potem przywieźli ze sobą jeszcze swoje dzieci oraz Davida i Martina Shulistów. Kontaktów z przyjaciółmi zza oceanu nie przerwała śmierć Enrica trzy lata temu.

Również Wojciech jeszcze kilka razy zawitał za Wielką Wodę. Chce, by ta znajomość przetrwała. Nie tylko w jego pokoleniu. Także w pokoleniu jego dzieci i wnucząt.

Niestety, procesy cywilizacyjne, a co za tym idzie asymilacyjne, wpłynęły na przerwanie naturalnego przekazu języka kaszubskiego. Na szczęście w diasporze znaleźli się Kaszubi, którzy postanowili zachować i rozwijać własną kulturę. Powołali oni do życia organizację pozarządową Wilno Heritage Society i nawiązali żywe kontakty z działającym w Polsce Zrzeszeniem Kaszubsko-Pomorskim.

Zaowocowało to utworzeniem Muzeum Dziedzictwa Polskich Kaszubów w kanadyjskim Wilnie, corocznymi obchodami Dnia Kaszubskiego oraz kilkoma już podróżami do kraju przodków członków stowarzyszenia. Zupełnie nowym osiągnięciem Kaszubów kanadyjskich jest coniedzielna dwugodzinna audycja radiowa pod nazwą "Radio KaszŽbŽ", nadawana w lokalnej rozgłośni.

- Jesteśmy tu po to, by nie milczeć - powiedział w jednym z wywiadów David Shulist, prezes Wilno Heritage Society. - Obowiązkiem każdego Kaszuby, żyjącego gdziekolwiek na świecie: w Polsce, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, w Niemczech, Skandynawii, Irlandii, Szkocji, czy Anglii jest nie milczeć i nieustannie pamiętać o swoim dziedzictwie.

Dzisiaj w Kanadzie zamieszkuje pół miliona Polaków, z czego Kaszubi stanowią kilkadziesiąt tysięcy. To przywiązanie do korzeni, własnej tożsamości, wbrew zmianom cywilizacyjnym, ciągłości naturalnego przekazu, zachowywania zwyczajów i kultury kaszubskiej, która jest dla nich świętością, kultywuje obecnie już piąte i szóste pokolenie pierwszego transportu dużej emigracji Kaszubów do Kanady.

Ks. Rafał Grzondziel

Franciszkanin i instruktor harcerski, podczas wojny kapelan ZHP na Środkowym Wschodzie, przybył do Kanady w 1952 r., a rok później trafił do Barry's bay. Za zgodą biskupa diecezji Zpembroke założył tu, na farmie zakupionej nad jeziorem Wadsworth, Młodzieżowy Ośrodek Katolicki. Zbudował tam kaplicę i w 1953 r. odprawił pierwszą mszę świętą. W późniejszych latach wzniósł ołtarz polowy z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej. Dzięki jego staraniom została w roku 1959 oficjalnie zatwierdzona i naniesiona na mapy nazwa Kaszuby. Tutaj, w miejscu zwanym Katedrą pod Sosnami, odprawiane są w lecie niedzielne nabożeństwa przy ołtarzu polowym, przyciągające tłumy wiernych. Na tereniach Młodzieżowego Ośrodka Katolickiego rozbija swoje letnie obozy druga organizacja harcerska - ZHR.

Janusz Żurakowski

Urodził się 12 września 1914 r. w Ryżawce. Ukończył Szkołę Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie. We wrześniu 1939 roku przedostał się do Anglii i walczył w dywizjonach RAF. W roku 1942 został mianowany dowódcą "warszawskiego" Dywizjonu 316. W roku 1943 awansował do stopnia kapitana i został zastępcą dowódcy skrzydła w Northolt. Za swoje zasługi w Bitwie o Anglię oraz w walkach nad Niemcami został odznaczony polskim Krzyżem Virtuti Militari oraz trzykrotnie Krzyżem Walecznych. Pod koniec wojny został przeniesiony do Imperialnej Szkoły Pilotów Doświadczalnych w Boscombe Dawn. Jako pilot oblatywacz słynął z doskonałych akrobacji powietrznych. Pobił rekord szybkości na trasie Londyn - Kopenhaga - Londyn oraz opracował i wykonał nowe figury akrobatyczne "Zurabathic Cartwheel" oraz "Falling Leaf", które wcześniej uważane były przez teoretyków lotnictwa za zupełnie niemożliwe.

W 1952 r. wyemigrował wraz z rodziną do Kanady, gdzie podjął pracę jako pilot oblatywacz dla zakładów AVRO Canada. Testował najbardziej zaawansowany samolot lat pięćdziesiątych - CF-105 AVRO Arrow. Jako pierwszy człowiek na świecie pokonał barierę dźwięku w samolocie o prostych skrzydłach. Po likwidacji badań nad samolotem Arrow odszedł z lotnictwa i przeniósł się do Barry's Bay, gdzie wybudował ośrodek turystyczny Kartuzy Lodge. Ośrodek ten od wielu lat odgrywa ważną rolę w podtrzymywaniu polskości młodego pokolenia Polonusów.Został uznany za jednego z najlepszych pilotów wszech czasów i wpisany w poczet członków honorowych Międzynarodowego Stowarzyszenia Pilotów Doświadczalnych w Los Angeles. Zmarł w 2004 r. w Barry's Bay.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki