Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kaszubi poznają XIII-wieczny skarb literatury japońskiej

MA
archiwum prywatne
Witold Bobrowski, pedagog i społecznik, przetłumaczył na język kaszubski XIII-wieczną antologię wierszy japońskich. - To nie pierwsze spotkanie obu kultur - przypomina w rozmowie z Markiem Adamkowiczem

Spróbował Pan połączyć poprzez literaturę Kaszuby i Japonię. Wydaje się, że jest to pomysł karkołomny.
Nigdze ju nic nalezesz dzys na swiece kątka, gdze be po nas Kaszebach nie beła pamiątka - mawiał poeta Hieronim Jarosz Derdowski i miał rację. Związki Kaszub z Japonią są większe niżby się na pierwszy rzut oka wydawało. Archiwalia mojej wiejskiej szkółki na Głodnicy mówią, że rok szkolny rozpoczynał się niegdyś 1 kwietnia, czyli… tak samo jak do dzisiaj w Japonii. Wzięło się to stąd, że w drugiej połowie XIX wieku, gdy Japonia gwałtownie się modernizowała korzystała m.in. z wzorów pruskich. Nie jestem pewien czy Kaszubów nie było wśród pruskich specjalistów wojskowych, którzy ówcześnie odwiedzali ten kraj. Pewne jest natomiast, że "Checz" Klubu Studenckiego "Pomorania" w Łączyńskiej Hucie latem 1980 roku odwiedził Zenno Yasushi, który właśnie zdał w Tokio maturę i wybierał się na studia do USA.

Od tego czasu przychodzą regularnie na pocztę w Strzepczu listy podpisane "krzaczkami". Innym japońsko-kaszubskim łącznikiem jest osoba prof. Alfreda Majewicza, językoznawcy-poligloty, badacza Ajnów - "japońskich Kaszubów", który w połowie lat 80. zrobił wiele zamieszania uznając kaszubski za język. Wdzięczni Kaszubi nagrodzili go za to w 1990 roku medalem im. Bernarda Chrzanowskiego "Poruszył wiatr od morza". Dopełnieniem tych związków jest Motoki Nomachi badacz kaszubszczyzny z Uniwersytetu Hokkaido w Sapporo. Nic więc dziwnego, że Kaszubi interesują się Japonią i pragną poznać jej literaturę.

Pytanie, czy poza pańskim przekładem są jeszcze inne tłumaczenia japońskich tekstów na kaszubski?
Tłumaczenie japońskich wierszy ma na koncie Stanisław Janke. W jego tomiku "Piesniodzejanié" (2003 rok) jest aż sześć wierszy współczesnych japońskich poetów. W internetowej Czetnicy (czetnica.org) znajdziemy z kolei kaszubskie tłumaczenia "Kronika ptôcha nacegôcza" i "Wasta Żaba retô Tokio" Haruki Murakami. Nie jestem więc pierwszy.

Zbiór z Ogura, który wziął Pan na translatorski warsztat, to dzieło szczególne dla kultury japońskiej.
"Ogura hyakunin isshu" - Zbiór z Ogura to dzieło wyjątkowe, skompilowane przez Fujiwara no Teika około 1235 roku w celu dość prozaicznym - oklejenia przesuwanych lekkich drzwi shoji. Miał on w ten sposób ozdobić willę w okolicy Ogura, górzystym przedmieściu Kioto. Wśród stu autorów wierszy jest dwadzieścia jeden kobiet. Zebrane w antologii wiersze waka powstawały między VII a XIII wiekiem, są pisane w stylu tanka i w pięciu linijkach mają kolejno po 5-7-5-7-7 sylab. Są więc o wiele dłuższe od późniejszej formy haiku (nazywanej też hokku), która ma tylko po 5-7-5 sylab w linijkach. Zbiór z Ogura zrobił oszałamiającą karierę i zawędrował na karty, którymi się gra na zasadzie Czarnego Piotrusia (czy młodzi jeszcze to znają?). Na jednych kartach jest cały wiersz, na innych tylko ostatnie dwie linijki. Należy je połączyć. Dynamika gry jest znacznie większa niż w kaszubskiej baśce i bardziej przypomina futbol amerykański. Można sprawdzić w internecie. Karty karuta są w każdym japońskim sklepie z pamiątkami.

Zajął się Pan tym zbiorem ze względu na jego, nazwijmy to, osobliwość?
Wybór tej antologii wierszy do tłumaczenia jest dziełem przypadku. W grudniu 2008 roku w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie odbył się przegląd amatorskich teatrów Uniwersytetów Trzeciego Wieku - "Międzypokoleniowa Twórczość Teatralna", na którym mieszana trupa teatralna Kartuski UTW razem z uczniami szkół podstawowych na Głodnicy i w Starej Hucie zdobyli wyróżnienie za spektakl oparty na motywach powieści "Życie i przygody Remusa" Aleksandra Majkowskiego. Tam właśnie kupiłem wyśmienite tłumaczenie Anny Zalewskiej z wprowadzeniem i komentarzami, zawierające wersję oryginalną zapisaną też w romaji, czyli literami łacińskimi. Później dotarłem do tłumaczeń Remigiusza Kwiatkowskiego (1913) oraz Wiesława Kotańskiego (1961).

Jest Pan tłumaczem zbioru, trudno więc nie zapytać o znajomość języka.
Moim konikiem w latach licealnych były szyfry, alfabety i znaki tajemne. Po egipskich hieroglifach i piśmie arabskim przyszła kolej na chińszczyznę. Pasjonujące było odkrywanie znaczenia poszczególnych znaków. W tamtych czasach nie można było sobie "wyguglować" słownika, gramatyki. Daleko było do konsulatu, gdzie prowadzono kursy i był dostęp do materiałów. Pracowicie przerysowywałem więc znaki z pudełka po wiecznym piórze. W końcu ktoś podarował mi chińsko-rosyjski słownik, a nawet zaprenumerowałem naczelny organ Komunistycznej Partii Chin "Żenmin Żibao", który kosztował grosze i dostarczył mi setki znaków. Kiedy urzeczony chińską kaligrafią w oknie swojego internackiego pokoju umieściłem strawestowane przeze mnie hasło z tej gazety: "Cała polska młodzież sprzeciwia się rosyjskiemu imperializmowi", zdobyłem uznanie wśród kolegów, ale też wzbudziłem niepokój dyrekcji.

Na szczęście słownik miałem tylko ja. Japońskie znaki rozszyfrowywałem na otrzymanym z Tokio folderze szkoły układania kwiatów Sogetsu Ikebana School, a wiedzę o Japonii i języku japońskim zdobywałem studiując Olgierda Budrewicza "Tokijskie ABC". Stąd poznałem pierwsze Wakarimasu ka? Hai, wakarimasu. (Czy rozumiesz? Tak, rozumiem). Skłamałbym mówiąc, że znam japoński, ale znaki kanji pochodzące z Chin są pismem obrazkowym i tutaj rysunek ognia oznacza ogień. Poezja ta częściej zapisywana jest za pomocą "pisma kobiecego" kana, będącego sylabariuszem wymyślonym dla zapisu końcówek fleksyjnych, jako że japoński i chiński to dwa zupełnie inne systemy językowe. Taki zapis daje możliwość wykorzystania homofoniczności wyrazów, jaka w japońskim występuje. Generalnie wyrazy japońskie są krótsze i europejskie języki, jako bardziej "gadatliwe", mają duże problemy z tłumaczeniem tych wierszy i zmieszczeniem się w określonej formą liczbie sylab.

Gdy dołożymy do tego fakt, że najstarsze z wierszy powstały grubo ponad tysiąc lat temu i od tego czasu nastąpiły zmiany w języku, możemy sobie wyobrazić, jakim problemem jest ich tłumaczenie. Na szczęście od dawna wiersze te opatrywane były komentarzami, które ułatwiają nam ich zrozumienie. Oczywiście cała warstwa kulturowa jest nieprzetłumaczalna. Bo jak pisać o łóżku, kiedy śpi się na podłodze, która nie jest podłogą w naszym rozumieniu, a drzwi to raczej rozsuwana ściana? Bogate komentarze, dostępność wielu tłumaczeń angielskich i rosyjskich oraz wspaniałe internetowe słowniki japońskie ułatwiały mi pracę. Nie mogłem odmówić sobie umieszczenia w książce fragmentów słowniczka japońsko-kaszubskiego tworzonego osobno przy tłumaczeniu każdego z wierszy. Mam nadzieję, że zainteresuje to kogoś z młodych do tego stopnia, że doczekamy się studentów japonistyki wśród Kaszubów.

Wspomniał Pan o tłumaczeniu pośrednim, z wykorzystaniem wcześniejszych przekładów angielskich i rosyjskich, a zatem na ile wiernie udało się oddać treść oryginału?
Jak mówił podobno Voltaire: Tłumaczenia są jak kobiety - albo piękne, albo wierne. Częstą praktyką przy przekładach poezji jest korzystanie z tzw. rybek, czyli tłumaczeń filologicznych, na podstawie jakich powstaje nowy utwór. Sztuka opiera się na niedomówieniach i wielowarstwowości przekazu. Dosłowność tłumaczenia nieraz mnie gubiła. Tutaj wielką pomocą okazały się uwagi Grzegorza Schramke, który przebywając do niedawna "na saksach" w Edynburgu zrecenzował krytycznie moją pracę i w wielu miejscach musiałem mu przyznać rację. Nie odpuściłem jednak archaicznej dziś kaszubskiej formy "czezer", użytej przez Majkowskiego w "Remusie" na określenie cesarza. Japoński cesarz, to nie cesarz w europejskim rozumieniu. Gdy przetłumaczyłem pierwsze kilkanaście wierszy miałem okazję przeczytać je przebywającemu właśnie na Kaszubach slawiście Motokiemu Nomachi. Poźniej wysłałem mu całość. Bardzo mu się podobał mój przekład i nie musiałem go długo namawiać na napisanie wstępów do książki. Dla Japończyków napisał on parę zdań o Kaszubach i ich języku, zaś po kaszubsku informację o antologii i nadziejach związanych z tym tłumaczeniem. Ufam, że popełni on jakąś głębsza analizę mojego tłumaczenia i będziemy mogli przeczytać ją na Kaszubach.

Japończyk badający Kaszubów? Dla wielu osób może to być szok!
Rok 2008, to dla nas był taki "japoński rok". Najpierw w Wielkanoc odwiedził nas Zenno Yasushi, któremu baba wielkanocna przypominała Fudżi, o czym zresztą pisał wtedy "Dziennik Bałtycki", a latem odwiedził nas na Głodnicy Motoki, mówiący i piszący po kaszubsku, i który jest dowodem na to, że Bóg kocha Kaszubów. Skoro już Japończycy badają nasz język, to musi coś w nim być. Droga Motokiego do kaszubszczyzny była dość długa. Dosłownie i w przenośni. Najpierw zaczął studiować historię azjatyckiej części ZSRR i tutaj doszedł do wniosku, że oprócz warsztatu historyka potrzebna mu jest znajomość języka rosyjskiego. I tak przez Rosję, Serbię znalazł się na slawistyce w Warszawie, będąc jednocześnie lektorem języka japońskiego. W Warszawie na zajęciach z dialektologii przypadło mu przetłumaczyć tekst kaszubski. Poszukując słownika trafił na śp. Wojciecha Kiedrowskiego, ojca-redaktora "Pomeranii", który nie tylko dostarczył mu słownik kaszubski, ale również zaraził fascynacją Kaszubami. Dociekliwość badawcza zawiodła Motokiego w ubiegłym roku do Kanady, gdzie spotkał się miejscowymi Kaszubami. Przysłał mi później zdjęcie: w koszulkach z kaszubskim gryfem zażywają z Davidem Shulistem tabakę.

Miał Pan okazję spotkać się z dr Motoki Nomachi również w Japonii?
Oprócz spotkań na Kaszubach najciekawsze było spotkanie w Tokio, gdzie przebywaliśmy na zaproszenie naszego przyjaciela Zenno Yasushi, z którym rozmawialiśmy po angielsku. Poznaliśmy dawne stolice: Kioto z cesarskim pałacem, licznymi świątyniami i z pięknym bambusowym lasem i parkiem w Ogura, oraz Nara gdzie wśród świętych jeleni zobaczyć można arcydzieła architektury japońskiej. Po podróży do Japonii, wydaje się, że niewiele jest już ciekawych miejsc na świecie do odwiedzenia. W drugim tygodniu pobytu w Japonii, gdy już nieźle opanowaliśmy z żoną jedzenie pałeczkami, spotkaliśmy się z Motokim. Wiozłem dla niego siedem tomów "Słownika Kaszubskiego" Sychty. Następnego dnia zrobiliśmy razem z jego uroczą mamą wycieczkę do Kamakura, słynnego z wysokiego na ponad trzynaście metrów posągu Wielkiego Buddy. Odwiedziliśmy przy okazji kilka świątyń i plażę nad Pacyfikiem. Mogliśmy też z nim pogadać po kaszubsku. Rację miał Derdowski pisząc, że: "Chto le kaszubsczi jazek dobrze znaje, ten z nim objechac może wszesczie kraje".

Rozmawiał Marek Adamkowicz

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki