Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kalendarium muzyki rozrywkowej: 25 lat temu Jerry Garcia wpadł w cukrzycową śpiączkę (WIDEO)

Tomasz Rozwadowski
Dokładnie ćwierć wieku temu Jerry Garcia, gitarzysta i wokalista słynnego zespołu Grateful Dead, wpadł w cukrzycową śpiączkę, z której się wybudził po trzech tygodniach. Pożył jeszcze 10 lat. Przypominamy jego postać, osiągnięcia, a zwłaszcza autodestrukcyjne wyczyny przypomina

Gdyby chcieć stworzyć ranking wielkich amerykańskich artystów rockowych najmniej popularnych w naszym kraju, Grateful Dead mogłoby chyba znaleźć się w pierwszej piątce. Na ten stan rzeczy złożyło się kilka czynników, m.in. pokutująca w Polsce jeszcze do niedawna fiksacja na punkcie brytyjskich wykonawców. Faktem jest, że zespół, działający przez pełne 30 lat - 1965-1995 - nie jest u nas odbierany tak jak w reszcie świata, jako uosobienie hipisowskiego rocka. Symbol hipisowskiego podejścia we wszystkim co najlepsze i najgorsze. A najbardziej hipisowski w całym Grateful Dead był właśnie Jerry Garcia.

Nasz cykl: Kalendarium muzyki rozrywkowej

Odwykowe perypetie

W momencie gdy zapadł w pięciodniową śpiączkę, artysta był już od dłuższego czasu w jednym z najbardziej kryzysowych okresów swojego życia. Ponad 20 lat zażywania ciężkich narkotyków, duża nadwaga i ogólne wyniszczenie organizmu sprawiły, że coraz gorzej sobie radził na koncertach i w studiu, a zespół był wielkim komercyjnym przedsięwzięciem - cała jego kariera była właściwie jedną wielką trasą koncertową, do której obsługi potrzeba było całej armii fachowców, których trzeba było opłacać i nimi zarządzać. Stąd właśnie pozostali członkowie grupy postawili w 1984 roku Jerry'emu ultimatum: albo narkotyki, albo zespół. Gitarzysta wybrał dobro zespołu i niezwłocznie się zapisał na leczenie w klinice odwykowej. W następnym roku, blisko zakończenia terapii, został jednak aresztowany w parku Golden Gate w rodzinnym San Francisco pod zarzutem posiadania narkotyków. Sąd zalecił mu uczestnictwo w kolejnej terapii.
Krótko potem znalazł się w stanie śpiączki. Po powrocie do przytomności utrzymywał, że choć nie mógł się poruszać, nie mówiąc już o nawiązywaniu kontaktu z otoczeniem, doświadczał bardzo intensywnych wizji: Główny motyw, który się najczęściej powtarzał, to przebywanie w jakimś dziwnym pojeździe, jakimś takim statku kosmicznym z przyszłości - wspominał w wywiadzie. - A kiedy już wyszedłem ze śpiączki, miałem wrażenie, że cały składam się z mnóstwa malutkich kawałeczków protoplazmy, które były połączone ze sobą perforacją jak znaczki pocztowe. Można było je odrywać od siebie po kolei!

Ostatnie dziesięć lat

Po chorobie okazało się, że Jerry musi w procesie rehabilitacji nauczyć się od nowa kilku umiejętności, które zatracił w większym lub mniejszym stopniu. Dotyczyło to także gry na gitarze - nauka przebiegła dość szybko, już pod koniec feralnego 1986 roku Garcia mógł występować i nagrywać. Jego techniki gry zmieniły się nieco, choć trudno powiedzieć, by poziom się obniżył. Pierwsze koncerty z dwoma prowadzonymi przez niego zespołami, sztandarowym Grateful Dead i bardziej kameralnym i autorskim Jerry Garcia Band, były entuzjastycznie odebrane przez fanów. Wtedy właśnie Jerry poznał Manashę Matheson, kobietę, z którą spłodził Keelin, swoją czwartą i ostatnią córkę. Aż do 1993 roku we trójkę podróżowali z zespołem i tworzyli rodzinę.

Nasz cykl: Kalendarium muzyki rozrywkowej

Abstynencja narkotykowa trwała, niestety, tylko niespełna cztery lata. W 1989 roku, podczas nagrywania albumu "Bulit to Last", Jerry powrócił do nałogu. Dwa lata później zespół znów znalazł się na krawędzi rozpadu, a kolejna poważna rozmowa zakończyła się tym razem kompletnym fiaskiem. Po spotkaniu Jerry zaprosił jednak basistę Phila Lesha, współzałożyciela Grateful Dead i bliskiego przyjaciela przez całe dorosłe życie, do swojego domu, gdzie zapowiedział, że zapisze się na kurację metadonową. Rok później pojechał z Grateful Dead na letnią trasę po USA, ale nasiliły się u niego objawy cukrzycowe, co groziło ponowną śpiączką. Odmówił pójścia do szpitala, leczył się u chińskiego mistrza akupunktury. Sytuacja zdrowotna gitarzysty się poprawiła, po raz pierwszy od lat zaczął tracić na wadze, ale zespół i tak był zmuszony przerwać tournée.
W ostatnich latach skupił się na swoim życiu osobistym - rozwiódł się z drugą żoną, z którą był od dawna w separacji, i poślubił ukochaną z połowy lat 70., Deborah Koons, żonę, trzecią i już ostatnią. Na początku 1995 roku najbliżsi zaczęli zauważać u niego objawy gwałtownego pogarszania się stanu i psychicznego, i fizycznego. O ile nałóg i choroby wcześniej zdawały się nie mieć negatywnego wpływu na jakość jego gry, to w tym okresie taki wpływ już się zaznaczył. Doszło do tego, że koledzy z zespołu musieli mu przypominać, którą kompozycję gra w danym momencie. Latem poddał się kuracji w Betty Ford Center, najsłynniejszej klinice odwykowej w Ameryce. Stamtąd po dwóch tygodniach się wypisał i przeniósł do kliniki Serenity Knolls w kalifornijskiej miejscowości Forest Knolls. Tam, 9 sierpnia 1995 roku o godz. 4.23 nad ranem odnaleziono jego zwłoki na podłodze w pokoju. Bezpośrednim powodem śmierci był atak serca. Niektórzy zaprzysięgli fani Grateful Dead twierdzą, że zmarł z uśmiechem na ustach i jabłkiem w dłoni, jednak ani rodzina, ani lekarze nie potwierdzili tej plotki.

Dusza Kalifornii

Dzień pogrzebu Jerry'ego Garcii, 12 sierpnia 1995 roku, przeszedł do historii San Francisco, z którym było związane całe życie i cała kariera artystyczna wybitnego gitarzysty. W cichej ceremonii pogrzebowej, do której nie zostały dopuszczone dwie wcześniejsze żony, nie mówiąc już o konkubinach, wzięli udział najbliższa rodzina i przyjaciele. Wśród nich, oprócz członków Grateful Dead, znalazł się m.in. Bob Dylan. Dzień później władze miasta zaprosiły mieszkańców na oficjalną ceremonię żałobną, która się odbyła na terenach do gry w polo, należących do wspomnianego już wcześniej parku Golden Gate. Zebrało się około 25 tys. żałobników. Pożegnanie godne króla! W niecały rok później połowa prochów Jerry'ego została rozsypana do wód Gangesu w Indiach, druga do Zatoki San Francisco.

Nasz cykl: Kalendarium muzyki rozrywkowej

Niby to koniec, ale od kilku lat w San Francisco jest obchodzone miejskie święto, Dzień Jerry'ego, a imieniem muzyka nazwano amfiteatr zbudowany w jego rodzinnej dzielnicy Excelsior. Tam, zawsze w lipcu, odbywa się festiwal poświęcony pamięci lidera Grateful Dead. Tak więc postać będąca ikoną amerykańskiej odmiany psychodelicznego rocka została godnie upamiętniona dla następnych pokoleń. A rozwiązany po jego śmierci zespół reaktywował się już dwukrotnie - w latach 2003-2004 i w 2009 roku - wykonując nieśmiertelne kompozycje Jerry'ego.

Warto dodać, że tryb życia Garcii nie był w Grateful Dead (nb. znaczy to Wdzięczny Nieboszczyk) zjawiskiem wyjątkowym - przedwcześnie zmarło lub tragicznie zginęło aż pięciu innych muzyków tego zespołu.

Nasz cykl: Kalendarium muzyki rozrywkowej

Trasa bez końca

Głównym powodem słabej znajomości Grateful Dead w Polsce jest koncertowa wielkość tego zespołu. Monumentalne, transowe, nieprzewidywalne muzyczne misteria mistrzów z San Francisco miały miejsce w czasach, gdy nasz kraj był na marginesie światowego życia muzycznego. Żaden z prawie 2,5 tys. koncertów Grateful Dead i przeszło tysiąca koncertów Jerry Garcia Band nie zapisał się w pamięci polskich fanów. Pozostają już tylko płyty i zapisy wideo. Tych, na szczęście, wydano całe mnóstwo. Jest z czego wybierać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki