Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ja liryczne w stanie wskazującym. O radości picia w życiu i wierszach Juliana Tuwima

Gabriela Pewińska
Julian Tuwim w 1942 roku w White Plains zajmował się nie tylko pisaniem "Kwiatów Polskich"
Julian Tuwim w 1942 roku w White Plains zajmował się nie tylko pisaniem "Kwiatów Polskich" Archiwum
W cyklu Sztuka Jedzenia z Tadeuszem Januszewskim, kustoszem warszawskiego Muzeum Literatury o radości picia w życiu i wierszach Juliana Tuwima rozmawia Gabriela Pewińska.

Otóż: Trzeźwy do domu nie wracam./Ty mnie zrozum, nie chcę cię zasmucić,/Lecz katorgą jest ta moja praca:/Trzeba się upić, żeby w ogóle WRÓCIĆ". Tuwim pisał bardzo piękne wiersze "alkoholowe", ale ponoć zdrowia do picia nie miał. Cierpiał na wrzody żołądka.
Jak każdy mężczyzna, zwłaszcza w pewnym wieku, lubił sobie golnąć, czym zresztą w swoim środowisku szczególnie się nie wyróżniał. Przy własnych, często uzasadnionych, kompleksach chciał grać silnego mężczyznę, alkohol ułatwiał mu sprawę. Był jednak bardzo impulsywny i wrażliwy - co widać w całej jego twórczości i biografii. Wszystkim się przejmował, a to odbijało się na jego samopoczuciu. Dlatego ani zdrowie, ani... żona pić mu nie pozwalały.

W wierszu "Sprzeczka z żoną" pisał "Lojalnie mówię do żony,/małżonko jestem wstawiony"...
Gdy w ostatnich latach życia Tuwima ktoś przychodził doń z wizytą, zapraszał gościa do gabinetu, mówiąc: "No to wypijemy!". Wtedy się rozglądał, czy żona nie patrzy i zza książek wyciągał jakąś karafkę. Ale to picie się kończyło, w jego przypadku, już w połowie kieliszka. Było to bardziej picie symboliczne. Liczyło się tylko to męskie przekonanie, że "wypijemy!".

Ponoć, gdy go wrzody męczyły, ograniczał się do wąchania kieliszków kolegów.

O tym nie słyszałem, ale, że tak było nie wykluczam, mogło to świadczyć o jego poczuciu humoru i fantazji. Bo takie "wąchanie" na serio przypomina mi raczej zachowanie nałogowca. Tuwim nałogowcem nie był. O pewnych poetach krążą uporczywe opowieści, że lubili popijać, a o innych - nie. O Tuwimie - tak, o Gałczyńskim i Broniewskim - jeszcze jak! Ale na przykład o Słonimskim - nie. Zawsze był trzeźwy i zasadniczy, choć w prasie z 1920 roku można przeczytać o pijanej bandzie pod przewodnictwem Słonimskiego i Kramsztyka, która wkroczyła na pewien bal...

W wierszach Tuwim upija się słońcem i zorzą...
Ale i wódką, z Broniewskim na przykład: "Ostro urżnęliśmy się czystą/Władek i ja./Władek jest twardym komunistą,/Gdy w czubie ma". Ale na to, co o piciu pisał, trzeba brać jednak poprawkę. Biografię od literatury należy oddzielić. To "ja liryczne", jak mówią fachowcy, nie zawsze jest utożsamiane z autorem.

I "ja liryczne", i Tuwima na pewno fascynowały modne wtedy drinki. Poświęcił im wiersz "W Barwistanie": "Wpatrzony we flakony,/Śpię dźwięcznie rozbawiony/Przedśmiertne słodkie szumy...".
Pisał: "Jak wszędzie, tak i w cechu pijackim istnieje prawica i lewica, konserwatyści i postępowcy, PPC i PPB (Partia Pijących Ciągle i Partia Pijących Bezustannie), tradycjonaliści i reformiści. Prawica pije wódkę i wino (...). Lewica poetyzuje, szuka nowych dróg, miesza trunki...". O drinkach chciał nawet napisać książkę. Skończyło się na dwóch czy trzech szkicach. Były to fascynacje czysto plastyczne.

W Paryżu w 1928 roku Tuwim napił się opalizującego aperitifu oxyghene i wprawiło go to w podły nastrój.
Alkohol potęguje uczucia, poeta sam przestrzegał przed tym. Jak ktoś pije na smutno, to gotów się po wódce powiesić. Radosny znów po wódce chce rozweselić świat.

W słynnej w dwudziestoleciu restauracji Ziemiańska był stolik z wygodną kanapą, na której zasiadali co dzień Tuwim, Lechoń, Słonimski, Iwaszkiewicz, a także wiele innych osobistości ówczesnej literatury oraz polityki z Wieniawą-Długoszowskim na czele. Po południu całe towarzystwo przenosiło się do restauracji U Wróbla na wódkę, śledzie i warszawskie flaki garnuszkowe z pulpetami. Na kolację wybierano się do Simona i Steckiego, gdzie był wybór najlepszych win.

Zastanawiam się, jak Tuwim potrafił tyle i tak różnych rzeczy napisać przy tak barwnym życiu? To świadczy o jego, mimo wszystko, ogromnej pracowitości i dyscyplinie. Twórczości, która kwalifikuje się jako mniej udana jest w jego spuściźnie niewiele. Bo, jak mówią pisarze, wielka twórczość to jest jednak 90 proc. pracy. Gałczyński twierdził, że literatura to byłaby całkiem świetna rzecz, gdyby nie "to pisanie...".

Gombrowicz z kolei zauważył, że "w Polsce łatwiej wyobrazić sobie literata bez pióra niż bez kieliszka".
Legenda lat dwudziestych chyba jest jednak zasłużona. To był rzeczywiście barwny okres i wiele czasu, zwłaszcza warszawskie środowisko, spędzało w lokalach. W listach piszą o tym na okrągło, kto kiedy kogo i gdzie zaprosił na jednego. I jak było wesoło! Tuwim większość wieczorów spędzał w teatrzyku Qui Pro Quo. Za kulisami. Wśród aktorów, z Dymszą i Mirą Zimińską-Sygietyńską na czele. Tamta atmosfera, tak radosna, stale musująca, klimat wiecznego dowcipu to wszystko wyglądało tak, jakby oni byli wiecznie na rauszu.

Lekarka zabroniła mu pić, a on ponoć się tłumaczył: "Muszę mieć kieliszek w południe, bo inaczej ze mną klapa i nie mogę pracować". Tak źle było?
Wikta Winnicka była jego lekarzem osobistym, ale i spowiednikiem. Nawet żona tyle nie widziała o Tuwimie, co ona. Myślę jednak, że ten "kieliszek w południe" to pozowanie. Miał przecież słabą głowę.

W latach gimnazjalnych usnął na studniówce.
Już w młodości ambicja go rozpierała, zapewne i w tej dziedzinie chciał być lepszy od innych i przesadził.

Do jego śmierci też podobno przyczyniły się wódka i halny...
Halny nie był wcale silny tamtego dnia, a trzy kieliszki wódki rzeczywiście wypił z kimś wcześniej. Był już wtedy w bardzo złej formie. Iwaszkiewicz zobaczył go po operacji w szpitalu, wyglądał tragicznie. Przed wojną Tuwim miał perforację żołądka i gdyby nie natychmiastowa operacja to jego życie już wtedy by się skończyło.

Smutno się zrobiło, to może coś o napisanym przez Tuwima w 1935 roku "Słowniku pijackim"?
Uważał, że "wolny, trzydziestomilionowy naród, posiadający, skromnie licząc, z pięć milionów zawołanych pijaków, powinien mieć jakiś leksykon, jakąś encyklopedię, w której zabłyszczałyby świetności mowy ojczystej, w kieliszku odbite. Pijak bywał dotychczas nietrzeźwy, wlany, zawiany, ululany, wstawiony, urżnięty - a tu dowie się nagle, że i na trzysta innych sposobów może być pijany. Golił sznapsa, trąbił gorzałkę, wcinał monopolkę -teraz będzie mógł szmarnąć ślepuchy, siec smołsko, dusić dryzelichę i szwiecować grybsbubę". Tuwim był niezwykle wyczulony na język. I gdy po wojnie wrócił do Polski, to wrócił nie tylko do znajomych, ale i do polszczyzny. Uwielbiał kolekcjonować słowa. Już jako uczeń gimnazjum. Miał niebywale wyczulone ucho i czego mu nie podpowiedziano, to sam sobie wymyślał. Koledzy też wymyślali dlań słowa, żartowali, że coś takiego kursuje w polszczyźnie. Po kielichu takie wymyślanie szło bardzo łatwo.

W "Słowniku" jest spis toastów: "Oj dana, oj dana, pijmy za zdrowie Hermana!" Jego ulubionym był "Ryms!", albo "Siup!" z dopiskiem "4 baby, osiem d...".
Gałczyński mówił to bez wielokropka... Mnóstwo tych toastów stosuje się i dziś. Są wiecznie żywe.

Internauci tworzą "Nowy słownik pijacki". Stamtąd pochodzi: "Pijmy szybciej, bo się ściemnia" albo "Od wódki głowa nie boli, tylko od zagrychy".

Co byśmy nie powiedzieli o tego rodzaju sformułowaniach, czasem są one nieco poniżej poziomu, ale rozwijają w ludziach twórczy stosunek do języka. I zapewniam panią, że chyba nie ma w Europie języka tak wygimnastykowanego jak polski.

W kwestii tematu "picie" na pewno. Pod jednym z młodzieńczych wierszy Tuwima jest adnotacja: "18 listopada 1911 roku. Byłem drugi raz w życiu pijany". Wiadomo, kiedy upił się po raz pierwszy?
Wspomnienia należy zawsze odczytywać z pewnym dystansem. Wspomnienia są po to, by ich autor ładnie siebie przedstawił. Wyraźnie po pijanemu napisał wiersz 8 stycznia 1916 roku, żeby nie było wątpliwości przy dacie umieścił informację: "7 piw + 2 likiery + wódka".

Z jakiego powodu pili poeci tamtego czasu? Z innego niż dziś?
Teoretycy już dawno wyliczyli powody, dla których ludzie piją. Piją, aby zabić czas przerażeni jego upływem. Piją, bo czas zbyt wolno płynie. Piją, aby się nie bać. Piją, bo alkohol pozwala przesuwać granice konwenansów i wolności. Artyści piją, bo odnoszą wrażenie, że alkohol wyzwala moce twórcze. Znający dobrze Tuwima Zdzisław Czermański przedstawił go w karykaturze tak, jakby sprawiał wrażenie bardziej pijanego od innych, choć w rzeczywistości tylko roznosił go temperament. Uważam, że temperament niekoniecznie musi się uzewnętrzniać w piciu. Pewien szofer powiedział mi: "Picie z umiarem to nawet w dużych ilościach nie szkodzi", ale ja takiego entuzjazmu do kieliszka nie popieram.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki