Bo ile kobiet w latach pięćdziesiątych myślało o motocyklu. Chyba że w kontekście chłopaka lub męża. Z panią Elfrydą było inaczej, ale zanim się ze mną spotkała, chciała... udusić swoją synową Lidię Demps. Bo pani Elfryda nie chciała o tym mówić do gazety, a kiedy dowiedziała się, że synowa umówiła nas na spotkanie, była przerażona. Potem było już z górki...
- Było nas siedmioro rodzeństwa - wspomina pani Elfryda. Odbierając dowód osobisty, dowiedziała się, że... nie ma takiego imienia jak Elfriede, więc urzędnik ochrzcił ją imieniem Alfreda. - Tak po wojnie było z wieloma gdańszczanami. Ja urodziłam się w Oliwie, mieszkaliśmy przy dzisiejszej ulicy Czyżewskiego, potem przy Obrońców Westerplatte - mówi pani Elfryda, która wróciła do polskiej pisowni swojego imienia.
- Moim pierwszym językiem był niemiecki, więc łatwo nie było. Ani w szkole, ani w dorosłym życiu - wspomina. A motory? To miała być miła, młodzieńcza przygoda, Ale nie tylko.
- Moja koleżanka, dziś pamiętam tylko jej nazwisko: Wittstock - namówiła mnie na to, by zrobić prawo jazdy na motor - mówi Elfryda Demps.
Z takim papierem miało być łatwiej o lepszą pracę. Zdała za pierwszym razem, co już było ewenementem, bo... nie potrafiła jeździć na rowerze.
- Na ten kurs zgłosiłam się do ówczesnej Ligi Przyjaciół Żołnierza.
Liga Przyjaciół Żołnierza powstała w 1950 roku jako organizacja paramilitarna, która działała w systemie obrony cywilnej kraju. W 1962 r. została przekształcona w Ligę Obrony Kraju.
- Pamiętam, że po raz pierwszy wsiadłam na motor na placu Zebrań Ludowych, a jak już zdałam, to poczułam się wspaniale, bo nie wierzyłam, że to będzie takie łatwe - mówi 80-letnia dziś motocyklistka z Gdańska.
Bardzo chciałam się ścigać
I zaczęła jeździć, a LPŻ była z niej tak zadowolona, że zaproponowała pani Elfrydzie prowadzenie kursów. - Zaczęłam szkolić młodzież, chociaż sama nie czułam się jeszcze za mocna - mówi.
Ta moc też przyszła szybko, bo w LPŻ założono w 1956 roku motocyklową sekcję kobiet. Elfryda Demps była w niej jedną z trzech pierwszych zawodniczek.
- Pamiętam, że oprócz mnie były jeszcze dwie koleżanki Jadwiga Kosela i Emilia z Sopotu, której nazwiska już, niestety, nie pamiętam. Twórcą tej sekcji był pułkownik Szwedyk. - Pierwsze jazdy były na Willisie wspomina Elfryda Demps. Potem wsiadłam na SHL i WFM.
Panie od razu rzucono na głęboką wodę, bo zgłoszono je do rajdów. Najpierw mniejszych po Trójmieście, później dłuższych i trudniejszych. To wymagało od niej ambicji.
- Nie dało się inaczej. Bez ambicji nic się w życiu nie osiągnie - mówi Elfryda Demps. I wie, co mówi, bo w rajdach motocyklowych ambicja potrzebna była bardzo. Pani Elfryda wiedziała, że nie wszystko wie o motorach, choć właśnie ambicja kazała jej nie być gorszą od mężczyzn, których w LPŻ było znacznie więcej.
- Gdybym nie poznała dobrze silnika, całego motoru, to nie mogłabym startować w rajdach, a bardzo chciałam się ścigać. To było coś - wspomina.
Z mężczyznami trudno wygrać
Przeglądając olbrzymią stertę starych, pożółkłych dyplomów pani Elfrydy, można dojść do wniosku, że w latach 50. i 60. uczestnictwo kobiet w rajdach motocyklowych wcale nie było ewenementem. Patrolowe mistrzostwa Wybrzeża, Uniwersalny Rajd Kobiet, Rajd Motocyklowo-Turystyczny, Mistrzostwo okręgu Gdańskiego w 1956 w klasie 125 ccm - to pamiątki po startach i sukcesach Elfrydy Demps.
- Pewnie że nie, przecież nie jeździłam sama, ale mężczyzn było znacznie więcej - mówi dziś. Z mężczyznami trudno było wygrać, ale nie chodziło tylko o to. Najważniejszy był start, a potem ślad, że się taki rajd ukończyło. A łatwo nie było.
- Jak jechałam w rajdzie do Lenino, to musieli mnie z błota wyciągać, utknęłam w nim do połowy kół mojego motocykla. Ale rajd ukończyłam. Satysfakcja była - wspomina Elfryda Demps. Strach? Też był obecny w jej motocyklowej karierze. Ale nie chodziło o to, że coś się może stać, wypadnie z trasy, nabawi się kontuzji czy rozbije motor. Po prostu nie chciała zawieść.
- Raz się bałam. Kiedy startowałam w rajdzie koło Zakopanego - mówi dawna motocyklistka. Wtedy była straszna burza, a wiadomo, jak wygląda burza w Tatrach. Pioruny i grzmoty, o wiele mocniejsze niż nad morzem. Myślałam, że nie dojadę, ale się udało. Potem nigdy już takiej burzy nie przeżyłam - dodaje.
Jakby nie patrzeć i nie wspominać, to pani Elfryda twierdzi, że jednak jazda na motocyklu to raczej męski sport. - Jak patrzę w telewizji i widzę, że dziewczyna wsiada na motocykl żużlowy i kręci te kółka na torze, to ciarki mnie przechodzą - mówi. Ale ja ją rozumiem, przecież też byłam młoda...
Elfryda Demps na motocyklu ścigała się przez pięć lat, od 1956 do 1961. - Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, to przestałam jeździć. Kariera? Eee tam, kariera. Ale muszę powiedzieć, że to była fajna przygoda. No i Lidka, moja synowa, teraz mi o niej przypomniała. Bo z rodziny jestem dumna. A "Dziennik Bałtycki" kilka lat temu nawet napisał o moim wnuku - Krzysztofie, który sportowo strzela. To po ojcu, Wojtku, który jest leśnikiem.
Motocykl SHL i WFM
To polska marka produkowana w latach 1938-1970. Motocykle te najpierw były produkowane w Hucie Ludwików, potem w zakładach Polmo w Kielcach. Pierwszy tej marki motocykl powstał w 1939 roku, a model został opracowany przez inż. Rafała Ekielskiego. W 1954 roku Warszawska Fabryka Motocykli wypuściła na rynek pierwszy swój motocykl. Produkowano je do 1966 roku.
[email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?