Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdynia do przeglądu: Raz, dwa, trzy, do kontroli przystąp ty! [FELIETON]

Zygmunt Zmuda-Trzebiatowski
Nikt nie lubi być kontrolowany. Pytania, wątpliwości, tłumaczenia, wyjaśnienia - kolejne źródło niepokoju i stresu. Nie można by bez tego? Można, ale wtedy wcale nie jest lepiej. Kiedyś, przed laty, jako komendant obozów czy zimowisk, bardzo stresowałem się kontrolami czy wizytacjami, które najeżdżały mnie całymi hordami. Dziś patrzę na to inaczej, jako na okazję do sprawdzenia czy wszystko działa, jak powinno i czy o niczym nie zapomnieliśmy. Po merytorycznej kontroli czuję się dobrze, bo wiem, jak jest – to daje duży komfort. Podobnie zresztą jest z komisjami rewizyjnymi. Jako członek takiej, wizytując różne formy wypoczynku dla dzieciaków, zawsze starałem się, by nasze uwagi były pomocne organizatorom, czegoś uczyły i podpowiadały, jak zrobić lepiej. Podsumowując – kontrola wspiera i pozwala działać lepiej.

W Gdyni robi się wszystko, by kontrola w wydaniu komisji rewizyjnej była fikcją. Kontrola, którą realizują koledzy z tej samej opcji politycznej co prezydent, której zakres wcześniej ustalają i podczas której są bardziej petentami niż kontrolującymi, jest niezbyt stresująca i pewnie miła, ale niczego pozytywnego nie przynosi, poza wynikiem oczywiście. Ona ZAWSZE i Z DEFINICJI potwierdza, że WSZYSTKO JEST w absolutnym PORZĄDKU. I to jest unikalny gdyński wkład w praktykę samorządności. Nie tylko SAMI RZĄDZIMY (bo tak zdefiniowano to pojęcie w mieście z morza i marzeń), ale i SAMI SIEBIE KONTROLUJEMY.

Od 1998 roku szefami komisji rewizyjnej byli Jacek Milewski, Marek Łucyk, Stanisław Borski oraz Sebastian Jędrzejewski – wszyscy z opcji prezydenckiej. Gdy uświadomimy sobie, że dwóch z nich miało pewne… hmmm… kłopoty z prawem, w wyniku których przestali być radnymi, a trzecim, który złamał ustawę antykorupcyjną, interesowało się CBA, sprawa nabiera dodatkowego smaczku. W gdyńskim modelu rolą komisji rewizyjnej jest kontrolowanie, by radni opozycji niespecjalnie mogli coś skontrolować. Przypomniała ostatnio – i dobrze - tę oczywistą oczywistość Bryza, bulwersując się zjawiskami, do których już w Gdyni przywykliśmy.

Natomiast coś nieoczywistego, choć od kilku lat możliwego do realizacji, wdrożył i zastosował z kolei radny Trojanowicz. Uznając, że na zadawane pytania dostaje niekoniecznie wiarygodne odpowiedzi, skorzystał z procedury kontroli radnego i zrealizował ją w Gdyńskim Centrum Kultury. I wprawdzie dokumentów, które chciał zobaczyć, nikt mu nie pokazał, ale nie dlatego, że ktoś mu odmówił, tylko dlatego, że nikt nie mógł ich odnaleźć. Być może dlatego, że one w ogóle nie istnieją, jak podejrzewał pan radny. Pani wiceprezydent Gruszecka – Spychała twierdzi co innego, czemu zatem nie można ich znaleźć i pokazać? Wielka to tajemnica, którą może zajmie się prokuratura.

Może w GCK jest wielki bałagan, może harcują tam gryzonie i likwidują co cenniejsze dokumenty księgowe, a może nigdy ich nie było – jedno jest pewne: to właśnie kontrola pozwala to sobie uświadomić. To kontrola może pomóc w tym, by pewne procedury załatwiać jednak prawidłowo, a dokumenty – posiadać. Ta kontrola może zmobilizować do tego, by pytania o przepływ naszych pieniędzy nie zawisały w próżni. Pytanie, czy komuś na tym - poza kontrolującym oczywiście – zależy?

Gratulując radnemu Trojanowiczowi konsekwencji i uporu w poszukiwaniu trudno dostępnych informacji, które powinny być łatwo dostępne, mam takie ciche marzenie, by większe grono radnych, zamiast przejmować się bezradnością Komisji Rewizyjnej, chciało poszczególne kwestie kontrolować: przychodzić, zadawać pytania, przeglądać dokumenty źródłowe, porównywać lewą stronę z prawą. Tak – to męczące i czasochłonne. Tak – co do zasady to powinno wyglądać zupełnie inaczej. Ale jesteśmy w mieście zarządzanym tak a nie inaczej – tu nikt nie sprawi, by było wam wygodnie czy przyjemnie. Będzie dokładnie odwrotnie, co czyni taką misje jeszcze ważniejszą. Wszak stal hartuje się w ogniu, jak mówi Pismo.

*A ponadto uważam, że Polanka Redłowska nie powinna być sprzedana i powinna być ogólnodostępna, oddawanie kortów deweloperowi to koszmarny błąd, a urzędnicy powinni mówić prawdę.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki