W Gdyni robi się wszystko, by kontrola w wydaniu komisji rewizyjnej była fikcją. Kontrola, którą realizują koledzy z tej samej opcji politycznej co prezydent, której zakres wcześniej ustalają i podczas której są bardziej petentami niż kontrolującymi, jest niezbyt stresująca i pewnie miła, ale niczego pozytywnego nie przynosi, poza wynikiem oczywiście. Ona ZAWSZE i Z DEFINICJI potwierdza, że WSZYSTKO JEST w absolutnym PORZĄDKU. I to jest unikalny gdyński wkład w praktykę samorządności. Nie tylko SAMI RZĄDZIMY (bo tak zdefiniowano to pojęcie w mieście z morza i marzeń), ale i SAMI SIEBIE KONTROLUJEMY.
Od 1998 roku szefami komisji rewizyjnej byli Jacek Milewski, Marek Łucyk, Stanisław Borski oraz Sebastian Jędrzejewski – wszyscy z opcji prezydenckiej. Gdy uświadomimy sobie, że dwóch z nich miało pewne… hmmm… kłopoty z prawem, w wyniku których przestali być radnymi, a trzecim, który złamał ustawę antykorupcyjną, interesowało się CBA, sprawa nabiera dodatkowego smaczku. W gdyńskim modelu rolą komisji rewizyjnej jest kontrolowanie, by radni opozycji niespecjalnie mogli coś skontrolować. Przypomniała ostatnio – i dobrze - tę oczywistą oczywistość Bryza, bulwersując się zjawiskami, do których już w Gdyni przywykliśmy.
Natomiast coś nieoczywistego, choć od kilku lat możliwego do realizacji, wdrożył i zastosował z kolei radny Trojanowicz. Uznając, że na zadawane pytania dostaje niekoniecznie wiarygodne odpowiedzi, skorzystał z procedury kontroli radnego i zrealizował ją w Gdyńskim Centrum Kultury. I wprawdzie dokumentów, które chciał zobaczyć, nikt mu nie pokazał, ale nie dlatego, że ktoś mu odmówił, tylko dlatego, że nikt nie mógł ich odnaleźć. Być może dlatego, że one w ogóle nie istnieją, jak podejrzewał pan radny. Pani wiceprezydent Gruszecka – Spychała twierdzi co innego, czemu zatem nie można ich znaleźć i pokazać? Wielka to tajemnica, którą może zajmie się prokuratura.
Może w GCK jest wielki bałagan, może harcują tam gryzonie i likwidują co cenniejsze dokumenty księgowe, a może nigdy ich nie było – jedno jest pewne: to właśnie kontrola pozwala to sobie uświadomić. To kontrola może pomóc w tym, by pewne procedury załatwiać jednak prawidłowo, a dokumenty – posiadać. Ta kontrola może zmobilizować do tego, by pytania o przepływ naszych pieniędzy nie zawisały w próżni. Pytanie, czy komuś na tym - poza kontrolującym oczywiście – zależy?
Gratulując radnemu Trojanowiczowi konsekwencji i uporu w poszukiwaniu trudno dostępnych informacji, które powinny być łatwo dostępne, mam takie ciche marzenie, by większe grono radnych, zamiast przejmować się bezradnością Komisji Rewizyjnej, chciało poszczególne kwestie kontrolować: przychodzić, zadawać pytania, przeglądać dokumenty źródłowe, porównywać lewą stronę z prawą. Tak – to męczące i czasochłonne. Tak – co do zasady to powinno wyglądać zupełnie inaczej. Ale jesteśmy w mieście zarządzanym tak a nie inaczej – tu nikt nie sprawi, by było wam wygodnie czy przyjemnie. Będzie dokładnie odwrotnie, co czyni taką misje jeszcze ważniejszą. Wszak stal hartuje się w ogniu, jak mówi Pismo.
*A ponadto uważam, że Polanka Redłowska nie powinna być sprzedana i powinna być ogólnodostępna, oddawanie kortów deweloperowi to koszmarny błąd, a urzędnicy powinni mówić prawdę.
Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?