Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

GDYNIA DO PRZEGLĄDU: Open'er czyli gdyńska mitologia. Felieton

Zygmunt Zmuda-Trzebiatowski
Open'er Festival 2023
Open'er Festival 2023 Jakub Steinborn
Jak zwykle na początku wakacji, przez Kosakowo, Gdynię, ale i całe Trójmiasto przetoczył się festiwal Opener. Jedni czekają na ten czas z nadzieją, inni – z obawami. Jednych wielobarwny tłum ludzi cieszy, innych drażni. Jedni widzą to jako okazję, inni raczej jako zagrożenie. Jedni snują opowieści o korzyściach z wielkiej imprezy, inni lamentują na temat wydatków i trudności. Dla mnie to wydarzenie neutralne – ani na nie nie czekam ani teatralnie nie wzdycham, gdy nadchodzi.

Byłem dwukrotnie: zobaczyłem, posłuchałem – wystarczy. Szanuję tych, którzy wydają duże pieniądze i pokonują duże odległości, by tu przyjechać.

Ten osobisty dystans co roku każe mi zadać sobie (a teraz i Państwu) pytanie: a może by tak wspólnie i w porozumieniu ustalić skalę kosztów i korzyści z tego przedsięwzięcia dla Gdyni i Trójmiasta? Wiem, że brak wiedzy pomaga w snuciu własnych opowieści: tym, którzy są przekonani, że ta impreza to czysty zysk, pozwala niczego nie mierzyć i nie weryfikować, podobnie jak tym, którzy uważają, że jakiekolwiek dopłacanie z miejskiego budżetu do tego projektu jest nieporozumieniem. Skoro każdy wie dobrze jak jest, to nikt nie jest zainteresowany weryfikacją swoich przekonań. Bo jak to, po latach twierdzenia, że to się opłaca, nagle miałoby się okazać, że niekoniecznie wszystkim i niekoniecznie tak bardzo? Albo odwrotnie – można by dojść do konkluzji, że to jednak obiektywnie dobry deal dla lokalnej społeczności i należy go wspierać. Wiedza utrudnia dyskusję, nieraz ją po prostu zamyka – a tego nie lubimy. Lubimy móc perorować, prowadzić spory, krytykować albo organizatorów albo tych, którzy krytykują organizatorów. Gdy się spotykamy, mamy odruch wskakiwania do okopów i ostrzeliwania się nawzajem. Pretekstem mogą być szczepionki, wybory, audycja w telewizji czy stosunek do festiwalu – ważne by dało się spektakularnie spierać czy toczyć swój wywód.

Marzy mi się sytuacja, żebyśmy potraktowali taki festiwal jak projekt biznesowy, na chłodno. Bo przecież, mimo pewnej emocjonalnej opowieści toczonej przez organizatorów Openera, dla nich to po prostu dobrze policzony projekt. Wiedzą, co działa, co przynosi korzyści i jakie, co zwraca się w dłuższej, a co w krótszej perspektywie. Umieją zaplanować wpływy i wydatki i wiedzą przy jakich parametrach to ma sens, a przy jakich już nie. My jako społeczność, tego nie wiemy – pozostają nam przekonania. Spekulujemy na temat tego, ile kto zarobił, a ile nie, dokąd poszły podatki wniesione przez tych, którzy zarabiali, opowiadamy sobie anegdoty, ile kto żądał za nocleg w tym okresie, a ile kosztowało piwo – i nadal błądzimy trochę jak pijane dzieci we mgle.

Żyjemy w świecie, gdzie wszystko jest możliwe do policzenia i chłodnego przeanalizowania. Pytanie, czy chcemy, by to się wydarzyło. Wtedy skończą się spekulacje i mitologia, a pojawi się wiedza i zweryfikowane spostrzeżenia. Mając w ręku te dane, można podjąć decyzję. Cały czas uważam, że lepiej wiedzieć niż być nieświadomym, lepiej weryfikować niż tkwić w przekonaniu, lepiej patrzeć uważnie niż tylko z rozmarzeniem lub furią.

I będzie trzeba w tej uważności zmieścić i perspektywę zachwyconego i upojonego swobodą uczestnika imprezy, ale też lokalnego przedsiębiorcy i jego zmęczonych pracowników. I opinie tych, którzy udostępniali pokoje i mieszkania. Zebrać dane od taksówkarzy i kierowców Ubera, zerknąć jak szybko napełniały się miejskie kosze na śmieci, jak bardzo oblegane były szpitalne SORy, policzyć, ile czasu więcej w korkach spędzili mieszkańcy północnych dzielnic Gdyni i Kosakowa. Popytać organizacje pozarządowe o to, co działo się na ich festiwalowych stoiskach, zobaczyć, ile osób pooznaczało się w mediach społecznościowych, jak opisali swoje wrażenia i z jakimi spotkali się reakcjami. Tych parametrów jest bardzo dużo – jestem przekonany, że można wybrać te kluczowe, zebrać twardą wiedzę i usiąść do negocjacji z organizatorem imprezy. A mitologię zostawmy Grekom i Rzymianom.

*A ponadto uważam, że Polanka Redłowska nie powinna być sprzedana, Norman Davies powinien być Honorowym Obywatelem Gdyni, a miejskie inicjatywy to też projekty.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki