Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gąszcz znaczeń i dwie lutnie

Tomasz Rozwadowski
Polska Filharmonia Bałtycka coraz wyraźniej przejmuje na siebie funkcję silnego centrum kultury w Gdańsku. Kolejnym dowodem na taki stan rzeczy było sobotnie kameralne spotkanie z poetą Tomaszem Różyckim, jego wierszami oraz wybraną przez niego na tę okazję muzyką.

Wydarzenie ma być początkiem nowego cyklu imprez literacko-muzycznych w małej sali PFB. Początek był, trzeba przyznać, obiecujący. Urodzony w 1970 r. i związany z Opolem artysta wystąpił w Gdańsku z parą lutnistów - Anną Kowalską i Antonem Birulą - wykonującymi wybrane przez niego barokowe miniatury na te instrumenty. Usłyszeliśmy muzykę piękną i najwyraźniej bliską poecie, osobiście jednak nie mogłem wyzwolić się z poczucia rozdźwięku pomiędzy słowami i nutami.

Pozornie wszystko się zgadzało - wiersze Różyckiego, podobnie jak lutniowa muzyka, kryją głębię pod pozorem przystępności. Poezja opola- nina jest elegancka, wyszlifowana, doskonała pod względem rytmicznym i bardzo łatwo prześlizgnąć się po jej powierzchni. Jeśli postaramy się o uważniejszy odbiór, a temu sprzyja odczytywanie wierszy na głos przez autora, odsłania się przepaść (zresztą przepaść, szczelina, dziura należą do jego ulubionych metafor) refleksji nad sensem ludzkiego życia, istotą miłości, sztuką poetycką.

Jeśli kojące brzmienie lutni - jednego z instrumentów najczęściej kojarzonych z poezją - przypomina poetycki świat Różyckiego, to ja osobiście tego pokrewieństwa nie potrafiłem wyczuć. "Kiedy zacząłem pisać, nie wiedziałem jeszcze,/ że każde moje słowo będzie zabierało/ po kawałku ze świata (...) Że powoli wiersze/ zastąpią mi ojczyznę, matkę, ojca,/ pierwszą miłość, drugą młodość" - mówi w odczytanym w Gdańsku wierszu "Przeciwne wiatry". Jeśli to lutnia, to odlana z ołowiu.

Ale takie było prawo bohatera spotkania w filharmonii i trudno z wyborem dyskutować. Forma, będąca skrzyżowaniem spotkania autorskiego z koncertem, była jednym i drugim po trochu, a zarazem ani jednym ani drugim do końca. Kilkunastominutowe fragmenty muzyczne, przedzielane kilkakrotnie lekturą kilku wierszy, wypełniły godzinę, po której artyści ukłonili się uprzejmie i gęsiego opuścili salę.

Zostaliśmy z pytaniami postawionymi w znakomitych wierszach, bez możliwości rozmowy z poetą. Osobiste pojawienie się autora w roli interpretatora własnych utworów rodzi chęć wymiany poglądów, podzielenia się odczuciami, w takim przypadku byłoby więc chyba lepiej, gdyby odczytań dokonał aktor. Nie byłoby wtedy niedosytu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki