Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Frak, ptak i gabardyna

Irena Łaszyn
Każda rzecz, która powstaje w gdyńskiej pracowni Janusza Wiśniewskiego lub jej warszawskiej filii, przechodzi przez ręce szefa. Ale ten szyje z umiarem. Woli pisać
Każda rzecz, która powstaje w gdyńskiej pracowni Janusza Wiśniewskiego lub jej warszawskiej filii, przechodzi przez ręce szefa. Ale ten szyje z umiarem. Woli pisać Tomasz Bołt
Janusz Wiśniewski szył garnitury dla prezydenta Polski i paru premierów, dla znanych aktorów i dziennikarzy, dla polityków i biznesmenów, a teraz skroił książkę swego życia. Obnaża w niej siebie i innych, ale nazwisk nie podaje.

Krawiec napisał książkę. O krawcu. Autor nazywa się Janusz Wiśniewski. Bohater - Piotr Kowalski. Ci, którzy powieść czytali, twierdzą, że autor i bohater - to jedna i ta sama osoba. Ale Wiśniewski zapewnia: To nie jest autobiografia. I nie może zrozumieć, skąd tyle hałasu. Książka jeszcze się nie ukazała, a już pół Polski opowiada o niej z wypiekami na twarzy.

- To ile jest w Kowalskim Wiśniewskiego?
- Może dużo, może mało - odpowiada z zagadkowym uśmiechem. - Jeżeli krawiec umiejętnie wchodzi w skórę literata, to mało. Ale jeżeli tego nie potrafi, to dużo. Ocenę zostawiam innym.

Niektórzy już się w tej sprawie wypowiedzieli. Jedni - na kolanach, inni - bez znieczulenia. Tych krytycznych głosów Wiśniewski nie ukrywa. Ba, umieszcza je nawet na swojej stronie internetowej. Ot, taki na przykład: "Masz talent pisarski, ale nie masz statusu Balzaka, więc nie przystoi Ci mieć takich jak on przeżyć, a nawet jeśli się one zdarzyły, to nie ma co ich ujawniać publicznie, bo trudno je zrozumieć bez posądzenia Cię o masochizm, samouwielbienie lub egoizm.

- Żona już to pana "Życie skrojone na miarę" czytała?
- Czytała. I nic więcej nie powiem.
- Ale mieszka pan w domu?
- Od 15 lat mam cudowną kobietę i cudowne życie. Nie chcę jednak o tym mówić.
- W książce jednak pan o tym pisze. O tym, jak poznał pan drugą żonę. I jak to było z pierwszą. Wiele bliskich osób pan obnaża. Siebie zresztą też. Biedę, głód, jurną młodość…
- W książce to nie jestem ja, to Piotr Kowalski. Tam jest dużo fantazji. Fantazji starego dziadka. Ja jestem rocznik 1940, mam troje wnuków. Nie pisałem tej książki dla rozgłosu i sławy. Jestem skromnym krawcem. Krawiotką, jak mawiano z przymrużeniem oka kilkadziesiąt lat temu. I to raczej tamten zapomniany świat chciałem utrwalić. Krawieckiego środowiska nikt nie opisał. Nawet Władysław Reymont, który zanim został pisarzem i dostał literacką Nagrodę Nobla, był krawcem.

Krawiec szyje, nie plotkuje

Pracownia krawiecka w centrum Gdyni. Szyld nie rzuca się w oczy, dopisek "Kategoria S", który kiedyś przykuwał uwagę, zniknął. Kto dziś wie, co to jest kategoria S? Kto dziś wie, co to flausz, samodział, pika, gabardyna, ambasador, popelina? Kiedy smoking, a kiedy frak?

Dzwoni dziennikarz, pyta:
- Czy frak może być czerwony?
Przybiega facet, z krawatem w garści, prosi:
- Może pan zawiązać? Tatuś umarł, a sąsiedzi też nie potrafią.
Janusz Wiśniewski ma na sobie lekki strój sportowy: Granatowe spodnie, marynarkę w subtelną popielatą kratę, granatową jedwabną koszulę. Nietypowe rozwiązanie pod szyją, przypominające wykończenie polo, krawat wyklucza. Krawata więc dziś nie ma, ale ma w kieszonce piersiowej marynarki chusteczkę w kolorze koszuli.

- Czy pani wie, że niektórzy nazywają tę kieszonkę butonierką!? - kręci z dezaprobatą głową? - Czy pani wie, że 70 procent mężczyzn nie potrafi zawiązać krawata, więc w ogóle go nie rozwiązuje i nosi jakąś taką żałosną bułę pod szyją? Czy pani wie, że nawet osoby z pierwszych stron gazet nie zwracają uwagi na proporcje, na długości rękawów i spodni? Nie pamiętają, że rękaw może sięgać tylko do początku dłoni, a spodnie nie mogą robić harmonii na butach. Po tym poznaje się Polaka w Paryżu czy Londynie, że chodzi w rzeczach nieuszytych dla niego.

Ale nie wszystkie osoby z pierwszych stron gazet tak wyglądają. Niektóre doceniają krawiectwo miarowe. I często w tej pracowni bywają. A jeśli z różnych względów nie mogą tu dotrzeć, Janusz Wiśniewski sam do nich jedzie, bierze miarę. Szył więc już dla prezydentów, premierów, wojewodów, marszałków, znanych artystów i dziennikarzy. Dla kogo konkretnie - nie powie.
- Krawiec jest od szycia, a nie od plotkowania - poucza.

Raz powiedział za dużo. "Są tacy klienci, którzy nawet jeśli wychodzą z mojego zakładu w garniturze, to ja mam wrażenie, że wychodzą osobno - garnitur i on" - chlapnął. Dziennikarka skrupulatnie to odnotowała i zrobiła się afera. Stracił klienta. A więc - żadnego paplania. O! O Stevenie Seagalu, takim amerykańskim aktorze może powiedzieć. I o prałacie Henryku Jankowskim, bo był ostatnim, który zamówił u niego męską pelisę. Któż dziś wie, co to pelisa?!

A jednak w swojej książce niektórych klientów uwiecznił. Na przykład, pewnego wicepremiera, który przewodził partii ludowej i jak na chłopskiego przywódcę przystało, wybierał się właśnie z małżonką po błogosławieństwo do Rzymu. Krawiec Wiśniewski, który miał premierostwo na tę okazję ubrać, potem tę wizytę opisał.

"Z próbkami materiałów, książką miar, szpilkami i centymetrem w starej, brązowej teczce, wszedłem, po wyłożonych kafelkami schodach, do domu premierostwa. Teczka, w podobnych wypadkach, służyła mi od lat i miałem w niej solidne, wewnętrzne oparcie. Była moim talizmanem" - rozpoczął opowieść.

Nie zaszyć się na śmierć

Niemal od dziecka interesował się modą. Miał instynkt i oczy otwarte na to, w czym ludzie chodzą. Sam też nosił się ze smakiem. Porzekadło, że szewc bez butów chodzi, jego na pewno nie dotyczy. Podkreśla, że ubiór zależy od pory dnia i sytuacji, w jakiej się występuje. Trzeba wiedzieć, kiedy wystarczy garnitur klubowy, a kiedy musi być smoking.

Dużo podróżuje. Był w Indiach, Chinach, Afryce. Był w Paryżu, Londynie, Wiedniu. Wymienia te właśnie miasta, bo tam zawsze było najpiękniejsze krawiectwo. Pamięta, że dawniej do sklepów światowych marek wchodził z notesem, próbował szkicować. Stał i podpatrywał. Któregoś razu ktoś go z takiego salonu przegonił.

- Kiedyś, gdy krawców tylko na mojej ulicy było chyba z dwunastu, wspólnie uczyliśmy się jeden od drugiego - wspomina. - Człowiek nie pozjada wszystkich mądrości, musi się dzielić wiedzą, musi się rozwijać. Jeździłem na warsztaty do Łodzi, Krakowa, Warszawy. Powtarzałem kolegom, że wciąż trzeba się uczyć, nie wolno zaszyć się na śmierć.

Twierdzi, że ma instynkt. Wie, co będzie w modzie za rok. Rozmawia o tym z klientami. Wraca któryś: - Panie, pan mi trzy lata temu uszył marynarkę na jeden guzik, a to dopiero wchodzi w modę. Skąd pan wiedział? Nie wie skąd. Wiedział i - już.

Dawno dawno temu miał samodziałową marynarkę z wywatowanymi ramionami. Wąskie spodnie przed kostki, skarpetki w kolorze tęczy, zwane sing-sing i buty z ręcznie przeszywanym trzykrotnie rantem. Krawat na gumkę z "gołą babką" i samodziałowy kaszkiet wypchany z tyłu gazetą. Ówczesne władze takich jak on nazywały chuliganami i bikiniarzami. Bo politycy i biurokraci wkładali w tym czasie szarobure garnitury.

Zawsze nosił się modnie. Wiedział co i jak. Na przykład, że nieelegancko jest zapinać wszystkie guziki, a chusteczka w kieszonce piersiowej ma być w kolorze koszuli lub krawata.

- A rzeczy, które pan teraz nosi, pochodzą z pana pracowni?
- Wyłącznie. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym iść do sklepu z konfekcją.
- Ale bywa pan w świecie. Markowe salony nie kuszą? Nie korci pana, gdzieś w Mediolanie czy Paryżu, by kupić coś, co nie wyszło spod pana rąk?
- Nie. Czasem żona kupi mi jakiś pulowerek, ale garnitur - od kiedy nauczyłem się krawiectwa - musi być mój. Pomimo że bywałem u wielkich krawców. Na przykład, u Ermenegildo Zegny pod Mediolanem. Widziałem jego królestwo, dotykałem materiałów, z których szył. Ale się nie skusiłem. Piszę o tym w swojej książce.

Rozum i hormony

O książce coraz głośniej. Głównie dlatego, że niemal tyle co krawiectwa, jest w tej powieści buzujących hormonów, alkoholu i intymnych zwierzeń.
Przyznaje: Trochę prawdy w tej książce jest. Gdyby jej nie było, to nie byłaby ona taka dobra.

- Już kończy mi się życie i nie bardzo dbam o to, jak będą reagować ludzie - oświadcza niespodziewanie.
- Nie boi się pan, że ludzie zaczną panu wygrażać? Że te wszystkie Lenki, Lidki, Grażynki przybiegną do pracowni? Że wyklnie pana rodzina?
- Trochę się boję.

O Lilce: "Podeszła do drzwi i przekręciła klucz w zamku. Kiedy się odwróciła, spod niezapiętego szlafroka ukazały się jej piersi. Coś jej przeszkadzało w zdjęciu moich majtek. W końcu mój ptak jak wystrzelony z procy uderzył o brzuch."

O żonie dowódcy: "Śmiała się i płakała na przemian, a potem znowu wchodziła na mnie i widziałem jej rozwichrzone, czarne włosy i szkliste, brązowe oczy, i błyszczące czerwone usta, i sterczące sutki na krągłych piersiach".

Głos "życzliwego", ze strony internetowej: "Rozumiem reakcję Twoich bliskich i czuję, co ich boli. Ilustracją tego, co myślę o Tobie jest znana anegdota: "W trakcie aktu stworzenia Bóg powiedział do Adama: - Adamie mam dla ciebie dwie wiadomości: dobrą i złą. Dobra to ta, że za chwilę otrzymasz ode mnie w darze dwa najważniejsze organy, rozum i penisa. - A jaka jest ta zła wiadomość, panie? - Ilość krwi, jaką cię obdarzę nie wystarczy na użycie obu tych organów jednocześnie. Pisząc tę książkę, Tobie niestety...".

Przyjaciel myśli nie dokończył.
A Wiśniewski zapowiada, że szykuje kolejną powieść. O tym, dlaczego napisał tę pierwszą. I o tym, co z tego wynikło.

- A co wynikło?
- Myślałem, że gdy krawiec napisze książkę, to się niebo nade mną otworzy - wzrusza ramionami. - A ja dopiero wtedy zobaczyłem, co to znaczy. Mottem mojej drugiej książki jest więc: Łatwiej wydać przyjaciela niż książkę.
- Ale wydał ją pan w końcu.
- Po czterech latach.

Dobre nazwisko

Mówi, że ma trzy miłości w życiu: Żonę, krawiectwo i pisanie. Bez żadnej nie potrafiłby żyć. Ta książka, to jego Mount Everest. W końcu się tam wspiął.

- Wiśniewski to dobre pisarskie nazwisko.
- Tworzę jako Janusz Krawiec Wiśniewski, by nikt nie pomylił mnie z Januszem Leonem Wiśniewskim. Żeby nikt przez pomyłkę nie kupił mojej książki, myśląc, że to tamtego.

Tworzył w krawieckiej pracowni. Powieści, felietony, wiersze. Tu ma swój pisarski kącik. Swój pisarski czas. Klienci raczej nie przeszkadzają. Ci w dobrze skrojonych garniturach rzadko wpadają bez uprzedzenia. Ci "niepogoleni, zarośnięci, sinofioletowi na twarzy" przychodzą raz w tygodniu, regularnie, jak środa po wtorku.

- Próbowali częściej, ale to ja wyznaczyłem im ten rytm - tłumaczy Wiśniewski. - Jest ich przeszło piętnastu, każdy dostaje dwa złote. Nie dam rady więcej.

Klient, który właśnie otwiera drzwi, ma szaroburą marynarkę, z rękawami do końca dłoni i pumpiaste portki ściągnięte sznurkiem w pasie. Bez słowa wyciąga rękę. A Wiśniewski bez słowa sięga po miseczkę z monetami. Miseczka stoi za kontuarem.

Obok - stare krawieckie gadżety i klimatyczne zdjęcia. Ojciec Wiśniewskiego był krawcem. I stryj. A on sam zaczynał w tym fachu pół wieku temu. Klepał biedę, łatał dziury i nie jadał frutti di mare, tylko chleb ze smażoną cebulą. O tym też jest w tej książce.

- A na branie miary, na szycie, ma pan jeszcze czas?
- Każda rzecz, która powstaje w Gdyni lub w Warszawie, gdzie mamy filię, przechodzi przez moje ręce. Na każdej zostawiam swoje piętno.

Fachu się nie zapomina, sam więc też szyje. Ale z umiarem. Gdyby miał usiąść i podszywać podszewkę, byłoby to bez sensu. Wolałby w tym czasie ułożyć jakiś wiersz. Siada więc i układa. Czasem wiersze, czasem życie.

Krawiec na targach
Książka Janusza Krawca Wiśniewskiego "Życie skrojone na miarę" po raz pierwszy zostanie zaprezentowana światu jutro, tj. 25 października, podczas 12. Targów Książki w Krakowie. O godz. 15.30, przy ul. Centralnej 41 autor spotka się z czytelnikami. "Polska Dziennik Bałtycki" jest patronem tej publikacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki