"Memory Fields - tu byłam" Agnieszki Korejby np. to płótna, na których najświeższa - ale niekoniecznie ostatnia - warstwa farby kryje pod spodem wiele innych, położonych wcześniej. To mapy zmieniających się wraz z artystką idei, zainteresowań, stanów ducha, być może także pragnień. Trudno je jednak uchwycić. Dla mnie to świadectwo zmian i ewolucji, motywacje za nimi stojące pozostają poza zasięgiem mojego odbioru. Podobne pytanie można zadać pracom Jarosława Flicińskiego, który jak Piet Mondrian, wypracowuje abstrakcyjne formy, precyzyjnie oddające jego myśl. Ale jakie stoi za tym pragnienie?
Czytaj także: Zapowiedź 3 edycji Grassomanii
Neon Anny Baumgart, który zawisł na ścianie GGM, został zainspirowany przełomem, jaki wniosło w świat nauki odkrycie Mikołaja Kopernika. Jego forma świadczy przede wszystkim o odwadze prezentowania nowatorskich tez, przełamywania utartych poglądów. Tęsknoty stojące za każdym z rewolucyjnych dokonań, mam wrażenie, to temat tu drugorzędny.
Najpiękniejsza i być może najbliższa tematowi wystawy jest praca Tomasza Śliwińskiego pt. "Klątwa" - krótki, niezwykle intymny film o kobiecie spodziewającej się dziecka i o cierpieniu, które się pojawia wraz z odkrytą zaraz po porodzie chorobą niemowlęcia. Co czuje matka, która nie może własną piersią nakarmić maleństwa, utrzymywanego przy życiu dzięki respiratorowi? W moim odczuciu film opowiada o pięknie macierzyństwa i o przeżyciach, jakie się pojawiają w momencie, kiedy nie może być ono w pełni realizowane. Pragnienia mają tu wyraźny głos.
Czytaj także: Stanisław Rodziński w Gdańsku
Pogłos tęsknot odnajduję także w poświęconym nicości i próżni cyklu fotografii Marcina Kalińskiego pt. "Limbo". Stawiają one w centrum uwagi człowieka, znajdującego się w stanie pustki. Postaci, np. człowiek stojący na brzegu morza czy kobieta wyłaniająca się z wodnej czeluści, kierują wzrok ku bliżej nieokreślonej dali, ku niedoścignionej perspektywie, być może za czymś podążają, czegoś bardzo pragną.
Mimo pokazania ciekawych prac wystawie zabrakło spójności i tożsamości, myśli przewodniej. Dlaczego? Zadaję to pytanie "na głos" po raz kolejny, ponieważ w gruncie rzeczy problem dotyczy, odnoszę wrażenie, wielu gdańskich festiwali. W przypadku Grassomanii powodem wydaje mi się nie do końca przemyślany "grassowski klucz" imprezy, który jakby z przymusu podyktował temat, a po drugie, także wybór tych, a nie innych twórców.
Wystawa powstała w oparciu o prace artystów, którzy podobnie jak Günter Grass (patron honorowy festiwalu) - urodzili się lub kształcili w Gdańsku, po czym opuścili miasto, rozpoczynając życie w innym miejscu. Jeśli miałoby to scalać wystawę, to trzeba powiedzieć, że jej spoiwem nie jest ani tęsknota zaproszonych artystów za Gdańskiem, ani też pragnienia, które motywują artystów do podróży i migracji. Hasło pragnień i tęsknot co najwyżej muska prace twórców, zebrane na wystawie.
Mnie tak luźne powiązanie jednak nie wystarcza, bo nic z niego dalej nie wynika. Gdyby zaprosić do udziału w wystawie artystów, których tak jak u Grassa - imię i nazwisko zaczyna się na literę "G", w ich twórczości pewnie także moglibyśmy się doszukać śladów tęsknot, mniej lub bardziej zawoalowanych...
Koncept całego festiwalu i wymowa pokazanych prac nie wydają mi się zgodne. Być może dlatego credo wydarzenia umyka, wyślizguje mi się z rąk. Pozostała we mnie tęsknota za wizją i klarownym przekazem.
Gdańska Galeria Güntera Grassa, ul. Szeroka 34/35, wt.-śr. g. 11-17, czw.- niedz. g. 11-19, wstęp wolny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?