Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr Jacek Friedrich: Muzeum terroru i oporu lat wojny

rozm. Jarosław Zalesiński
28.01.2017 gdansk ,  muzeum ii wojny swiatowej - dni otwarte. wystawa stala. fot. karolina misztal/polska press/dziennik baltycki
28.01.2017 gdansk , muzeum ii wojny swiatowej - dni otwarte. wystawa stala. fot. karolina misztal/polska press/dziennik baltycki Fot. Karolina Misztal
- Nie odniosłem wrażenia, że Muzeum II Wojny Światowej snuje jakąś jednostronną narrację - mówi w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim" dr Jacek Friedrich, dyrektor Muzeum Miasta Gdyni.

W opowieści, jaką buduje wystawa Muzeum II Wojny Światowej, ważny wydaje mi się już sam początek, czyli schodzenie zwiedzających w dół, pod ziemię.
Architektoniczne rozwiązania są dla tej wystawy niezwykle ważne i bardzo pozytywnie ją wyróżniają. Pomimo wymownego symbolu, jakim jest zejście do podziemi, zwiedzający nie ma tu poczucia klaustrofobicznego zamknięcia, które towarzyszy wielu z wcześniejszych polskich wystaw narracyjnych. Całość opiera się na wyrazistej osi nawiązującej do przebiegu jednej z historycznych ulic Wiadrowni. To naprawdę świetne rozwiązanie, z wielu względów. Bardzo dobrze organizuje przestrzennie ekspozycję. Ta „ulica” jest jak gdyby kręgosłupem ekspozycji. W każdym momencie widz wie, gdzie się znajduje. Może wejść z tej ulicy do którejś z sal tematycznych, potem wrócić i np. odpocząć albo „przełączyć się” do innej opowieści.

Czyli wystawa jest, zażartuję, ergonomiczna.
Tak. Ale ta „ulica” ma jeszcze jedną zaletę. Tworzy ona wysoką przestrzeń, otwartą od góry na światło dzienne. To istotne, bo daje widzowi psychiczny odpoczynek, co jest bardzo ważne przy tak trudnej tematyce.

Tylko czy ta przestrzenna oś zastępuje oś chronologiczną? Bo wystawa, poza początkiem i końcem, nie trzyma się chronologii.
Elementarna chronologia jest czymś bardzo przydatnym dla widza i jakieś ramy chronologiczne jednak w tej wystawie stworzono. Ale konsekwentne ich utrzymanie byłoby chyba niemożliwe. Pokazywanie takich tematów jak „opór” albo „terror”, rozbitych na poszczególne lata, byłoby trudne, bo przecież terror był stosowany przez wszystkie lata wojny. Jeśli czegoś mi brak, to może nieco szerszego spojrzenia na wydarzenia wojenne w Azji czy na Pacyfiku.

Trzeba by na to drugie 5 tysięcy metrów.
No właśnie. Ale jak na Muzeum II Wojny Światowej perspektywa wystawy jest może trochę zbyt europejska - choć to zapewne nieuniknione. Wracając do chronologii: gdyby próbowano zachować ją w całej wystawie, to jej układ byłby zaburzony, dlatego że powracałyby te same tematy, problemy i zjawiska, tutaj, tam i jeszcze w innym czasie i miejscu. Zastosowane chronologiczno-problemowe ujęcie ma, według mnie, uzasadnienie. Można by się tylko zastanawiać, dlaczego np. terror jest zasygnalizowany wielkim napisem, a inne tematy w taki sposób sygnalizowane nie są. Być może tymi napisami „terror” i „opór” chciano wyróżnić problemy najważniejsze.

Rzeczywiście są tu najważniejsze?
O te dwie perspektywy, terroru i oporu, toczy się właśnie spór wokół Muzeum II Wojny. Jedni uważają, że należy pokazywać przede wszystkim militarne zmagania, czyli „opór”, a inni - że akcent powinien być położony na „terrorze”, czyli cierpieniach ludności cywilnej. Ten spór zawiązał się nie tylko wokół gdańskiego muzeum, ale wokół historii wojen w ogóle. Nie wykluczam, że to z tego powodu autorzy wystawy zdecydowali się oba te wątki, oporu i terroru, tak wyraźnie wyróżnić.

Wystawa najbardziej oddziałuje chyba jednak nie przez swój układ tematyczny, tylko niesamowitą liczbę autentycznych eksponatów.
Zdecydowanie tak jest. Ja w ogóle sceptycznie podchodzę do tak zwanych wystaw narracyjnych, w których najważniejsza jest opowieść, którą można kreować, używając dowolnych obiektów, także rekonstrukcji, kopii czy projekcji.

Projekcji zwłaszcza.
Nowoczesne narzędzia są oczywiście przydatne, by opowieść o historii jakoś dopełnić. Niektóre zagadnienia pewnie nawet wymagają takiej formy prezentacji. Szczęśliwie w gdańskiej ekspozycji nie widzę jednak jakiegoś zachłyśnięcia się tego rodzaju możliwościami. Chociaż muszę przyznać, że niektóre makiety i rekonstrukcje nie wydają mi się tu potrzebne.

Makieciki samolotów i okrętów?
One mają jeszcze jakiś walor informacyjny, ale rzeczywiście dobra archiwalna fotografia byłaby może lepsza niż makieta. Nad tym można by dyskutować, tak jak nad makietą jednej z bitew Września 1939 r., moim zdaniem, zupełnie tu niepotrzebnej. Ale to drobiazgi. O sile tej wystawy decyduje masa autentycznych eksponatów, które absorbują uwagę widza. Tych eksponatów w żadnym innym miejscu nie moglibyśmy obejrzeć. Multimedia nie mają takiego waloru. A poza tym - tak szybko się starzeją, że za pięć czy dziesięć lat każdy użytkownik komputera będzie miał zainstalowane oprogramowanie dziesięć razy nowocześniejsze niż to, jakim dzisiaj dysponują muzea.

A autentycznego eksponatu nie wyświetli sobie na monitorze.
Autentyczny eksponat uruchamia wyobraźnię, co pozwala oglądającemu zbliżyć się do historii. Dzięki temu widz nie będzie tak powierzchownie historii poznawał. Będzie wiedział, że ktoś nosił ten mundur, że przedmioty z Katynia czy z Jedwabnego pochodzą właśnie stamtąd i daje im potężną moc oddziaływania. Według mojego głębokiego przekonania, po czasie fascynacji multimedialnymi błyskotkami przyszedł czas, by wracać do konkretności przedmiotów. Przeszłość możemy dzisiaj poznawać na sto sposobów, ale kontakt z oryginałem jest nie do zastąpienia. Guzik wydobyty przy ekshumacji w Katyniu ma zupełnie inną siłę wyrazu niż nawet najlepsza cyfrowa rekonstrukcja tego wydarzenia.

Sala z pamiątkami z Katynia to dla mnie jeden z tych najbardziej wstrząsających momentów wystawy.
Właśnie dlatego, że oddziałuje autentyzmem eksponatów. Innym takim miejscem, które zrobiło na mnie duże wrażenie, poza tą salą katyńską, była salka z maszyną szyfrującą Enigma. Poza tym, że sam eksponat jest autentykiem, liczy się także to, że napisy na ścianie, jakby szyfry, zmieniają się zależnie od tego, pod jakim patrzy się na nie kątem, tak jak na „trójwymiarowych” pocztówkach. Odnosi się wrażenie, że te szyfry jakby migają nam przed oczami, zmieniają się jak w gigantycznej maszynie szyfrowej.

Wiele jest takich robiących duże wrażenie elementów, choćby rekonstrukcja przedwojennej ulicy warszawskiej.
Wrażenie robi choćby to, że ta ulica została odtworzona w skali niewiele mniejszej niż realna. Tego rodzaju rekonstrukcje często mają disneylandowy charakter, ale w tym przypadku tak nie jest. Pewnie dlatego, że bardzo ładnie została tu zgaszona gama barwna. Nie mamy wrażenia, że to jakiś hiperrealizm w skali 1:1.

Powtórzę: wiele jest takich bardzo efektownych elementów wystawy. Czy jako całość jest ona integralna?
Wystawę zbudowaną na zasadzie segmentów tematycznych siłą rzeczy zawsze łatwiej przeformułować. Bez trudu mogę sobie np. wyobrazić, że początkowe sale, w których o narodzinach reżimów totalitarnych opowiada się poprzez propagandowe plakaty i inne przedmioty, można by usunąć i wstawić coś innego.

No nie, bo pewnego bardzo ważnego ogniwa w tej opowieści wtedy by zabrakło. Wystawa o tym właśnie jako całość opowiada: jak od pewnych zbrodniczych idei przechodzono do zbrodniczych czynów.
Pan mówi o tym od strony narracyjnej, ja mówiłem jedynie od strony ekspozycyjnej, przestrzennej czy plastycznej. To oczywiste, że od strony narracyjnej o wiele trudniej byłoby cokolwiek zmieniać.

A byłoby to zasadne? Pytam o to w wiadomym kontekście.
Kontekście sporu o program muzeum, mam tego świadomość. Moim zdaniem, pomysł, jaki miał prof. Machcewicz i jego zespół, skutecznie wypełnia właśnie te cele, o których mówi minister Gliński.

Które? Bo mówił o kilku.
Stawiany przed Muzeum II Wojny Światowej cel, żeby przez tę wystawę przebiła się polska narracja, żeby nie została przytłumiona. Według mnie, o wiele skuteczniejsze jest pokazanie polskiego wątku w kontekście światowym, w siatce pojęciowej, którą ma w głowie Belg czy Grek, który przyjedzie do Gdańska i będzie zwiedzał to muzeum. Taki Grek obejrzy np. salę ilustrującą działania partyzanckie, przypomni sobie, jak to wyglądało w jego kraju...

I dowie się, że w Polsce funkcjonowało całe państwo podziemne. Zobaczy wtedy, czym się to między sobą różniło, i powie sobie: o kurczę, to oni mieli nie tylko oddziały partyzantów, ale całe państwo podziemne. Jeślibyśmy natomiast stworzyli zaściankowe muzeum, a chyba w tym kierunku chciałby je poprowadzić pan minister Gliński, to poza Polakami nikogo to nie zainteresuje.

Trochę może tak.
Ale co z tego zrozumie widz z zagranicy, jeśli będzie to spoza jego siatki pojęciowej? Cel, którym jest pokazanie polskiej perspektywy poprzez kilka wybranych punktowo najważniejszych wątków: Września 1939 r., Enigmy...

Polskich lotników, o których wiele się tu opowiada.
I tak dalej. Tych pięć czy sześć tematów ma szansę zapaść w pamięć. Zagraniczny turysta wyjdzie z tego muzeum z przekonaniem, że ci Polacy naprawdę czegoś w tamtych latach doświadczyli, i rzeczy strasznych, i wzniosłych. Ta wystawa pokazuje, że wojna jest połączeniem cierpienia i heroizmu, a nie tylko jednym albo tylko drugim. Ci, którzy oczekiwaliby patriotycznej tromtadracji, moim zdaniem, kompletnie chybiają celu. Każda wojna to przede wszystkim potworne cierpienia, to jest przecież oczywiste, ale z drugiej strony narracja wyłącznie martyrologiczna nie pokazywałaby prawdy o wojnie. Wojna to także niesamowite akty ludzkiego heroizmu.

Terror i opór łączą się w jedną wojenną rzeczywistość?

I ta równowaga jest bardzo dobrze w tej wystawie zachowana. Nie odniosłem wrażenia, że Muzeum II Wojny Światowej snuje jakąś jednostronną narrację. Przeciwnie - wydaje mi się ona bardzo dobrze wyważona. Co mówię jako człowiek o tradycyjno-konserwatywnych przekonaniach. Również z takiej perspektywy rozróba wokół muzeum wydawać się może absurdalna. I, co więcej, przeciwskuteczna. Wystawa w obecnym kształcie o wiele lepiej realizuje ten polityczny cel, jaki jest przed nią przez ministra Glińskiego stawiany, niż wystawa, którą przerobiono by tak, że 90 proc. poświęcono by polskim opowieściom.

Rozmawiał Jarosław Zalesiński

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki