Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Człuchów: Naszej szkoły nie oddamy

Beata Gliwska, Piotr Furtak
1 września ok. 400 uczniów ZST z nauczycielami przemaszerowało przez miasto, by zaprotestować przeciw podziałowi szkoły i dyskryminowaniu uczniów
1 września ok. 400 uczniów ZST z nauczycielami przemaszerowało przez miasto, by zaprotestować przeciw podziałowi szkoły i dyskryminowaniu uczniów Beata Gliwka
Próbowali przekonać starostę do swoich racji "pokojowo". Gdy to nie pomogło, wyszli na ulicę, a potem rozpoczęli strajk okupacyjny w szkole. 1 września uczniowie dali władzy lekcję pokory.

Noc spędzili, śpiąc na materacach, karimatach, ławkach, krzesłach. Na szkolnym holu albo w klasie. Rano - pobudka. Trzeba się ogarnąć i ruszyć na lekcje. Daleko nie mają, bo spali w swojej szkole. Choć zmęczeni, nie zamierzają się poddawać. Chcą pokazać lokalnej władzy, że też mają coś do powiedzenia. Starostę człuchowskiego oskarżają o dyskryminację. Zarządzili strajk okupacyjny w szkole. Noc z 2 na 3 września spędziło tu 86 uczniów. Z dnia na dzień ma ich przybywać.

Takiej reakcji na swoje decyzje człuchowski starosta Aleksander Gappa z pewnością się nie spodziewał. Rządząc powiatem nieprzerwanie od czasu jego powstania, przyzwyczaił się, że jego decyzje po prostu się wykonuje. W połowie wakacji poinformował dyrektor Zespołu Szkół Technicznych w Człuchowie Marię Marcinowską, że od nowego roku szkolnego w placówce zajdą zmiany. Pierwsze piętro szkoły zajmie liceum sportowe. Szkoła zawodowa wchodząca w skład ZST od 1 września będzie mieć zajęcia w oddalonym o 1,5 km budynku politologii, gdzie powiat wynajął pomieszczenia. Klasy technikum ZST pomieszczą się zaś na ostatnim piętrze budynku swojej szkoły. Rozwiązanie na piątkę z plusem - twierdzi starosta. Ale... okazało się kroplą, która przelała czarę goryczy, która wzbierała już od długiego czasu. A poszło o nierówne traktowanie dwóch sąsiadujących szkół. Zespół Szkół Sportowych, który powiat utworzył kilka lat temu w sąsiedztwie istniejącego od 1961 roku budynku Zespołu Szkół Technicznych, okazał się placówką bardzo dynamiczną. W miarę rozwoju zaczął połykać kolejne pomieszczenia i budynki należące wcześniej do ZST. W ubiegłym roku szkolnym "sportowa" zajęła już także parter samej siedziby budynku ZST.

- Szkoda, że już wtedy nie zaczęliśmy protestować. Pozwoliliśmy zająć część naszej szkoły i poszło dalej - mówi Arkadiusz Hrycyszyn, jeden z protestujących uczniów. - Do "sportowej" nic nie mamy. Chodzi nam tylko o szkołę, którą nam zabrali. I o nierówne traktowanie. Ta wielka hala obok szkoły była budowana dla nas. Teraz jest częścią ZSS. A my biegniemy na boisko, bo nie ma dla nas miejsca. Budynki, w których mieliśmy warsztaty - to samo. Podczas spotkania ze starostą w sierpniu tego roku nasi nauczyciele zwrócili mu uwagę, że nie mają gdzie przeprowadzić lekcji wf., bo sale są zajęte przez szkołę sportową. Potem na radzie powiatu starosta powiedział, że "jak słyszał od dyrekcji ZST, uczniowie jej szkoły nie chcą mieć wf.". Kiedy sportowa zajmowała pierwsze piętro w naszym budynku, został tam przeprowadzony generalny remont, dostali wszystko. Nasze zostały po staremu. Latami nie mogliśmy się doprosić o komputery, dostaliśmy je, kiedy "sportowa" dostała nowy sprzęt i stary mogła nam oddać. Teraz my w 200 osób mamy się zmieścić na jednym piętrze. Szkoła sportowa dla 150 osób dostała dwa piętra w naszym budynku...

Kolejny dzień protestu w ZST w Człuchowie

Zdaniem starosty, niezadowolona jest tylko garstka nauczycieli, którzy wkręcili w protest nieświadomą młodzież. Zaś wprowadzone przez niego zmiany mają tylko podnieść jakość kształcenia w ZST.

- Szkoła sportowa się rozwija i ma być przy swojej bazie i infrastrukturze sportowej. To oni pracują na miejsca pracy. Tworzą całe zabezpieczenie bursy, basenu i innych obiektów. Trzeba tylko otworzyć oczy na to, ilu ludzi musi pracować, żeby to wszystko mogło się kręcić... - mówi starosta.

Dodaje też, że szkolnictwo zawodowe będzie mieć najważniejsze miejsce w całej edukacji. Z tym że związane będzie ze szkolnictwem wyższym.

- Jeśli chcemy pozyskiwać na nie jakieś środki unijne - tu myślę o laboratoriach, czyli miejscu do praktykowania zawodu - musimy to połączyć. W pierwszym etapie, a potem docelowo zamierzamy łączyć to z Wyższą Szkołą Pedagogiczną, gdzie powstaną kierunki inżynierskie czy licencjackie. Warunki w budynku politologii są tak dobre, że nawet my sobie takich w naszych obiektach nie zafundujemy... - tłumaczy starosta.

Inaczej widzą to w ZST.

- Nasza młodzież czuje się źle, zdeptana została ich godność. Zasadnicza Szkoła Zawodowa została przesunięta do budynku zupełnie nieprzygotowanego na ich przyjęcie. Nie ma odpowiedniej liczby sal - jest pięć, gdzie mogą wejść klasy, dwie pozostałe nie mają tablic, a poza tym jak na 12 metrów kwadratowych ma wejść grupa 24 uczniów. Jest jedna sala informatyczna, w której - jak się dowiedziałam - na jednej lekcji ma być dwóch nauczycieli i dwie różne grupy. Pan starosta twierdzi, że świetnie przygotował nam warunki na ten rok, wciąż powtarzał, że są na piątkę z plusem. A rzeczywistość?

1 września blisko 400 uczniów ZST z nauczycielami przemaszerowało przez miasto, żeby zaprotestować przeciwko podziałowi szkoły i dyskryminowaniu jej uczniów. Petycję zanieśli do starostwa z okrzykami: ZST nie da się! Precz z dyskryminacją uczniów ZST! Starosta nie jest z nami! 2 września budynek politologii świecił pustkami, bo uczniowie zawodówki na zajęcia poszli... do swojej szkoły.

- Byłam o godzinie 8 w WSP, ale nie było młodzieży. Zobaczyłam za to moją salę - 12 krzeseł, stół na środku, a ma się zmieścić ponad 20 osób. Gdzie mają siedzieć - na podłodze, korytarzu? Do tego brak biurka, komputera, tablicy... - opisuje jedna z nauczycielek.

Wicedyrektor poinformowała ją, żeby sprawdziła, czy jej klasy nie ma w budynku ZST. Jak się okazało, tu na jednym piętrze zgromadzili się wszyscy - po dwie klasy w jednej sali. Tuż po godzinie 13 centrum Człuchowa na chwilę stanęło. Potworzyły się potężne korki. To młodzi ludzie przeszli znów, protestując, pod starostwo.

- Chcieliśmy, żeby ludzie nas zauważyli - mówi Artur Fierek z III klasy. - Obecnie jesteśmy spychani na drugi plan. Walczymy o swoje prawa. Chcemy to robić do skutku, dopóki nic się nie zmieni, będziemy protestować.

- Następuje eskalacja konfliktu - dodaje Dariusz Dowksza, katecheta, jeden z nauczycieli, otwarcie popierający protest uczniów. - Młodzież radykalizuje się coraz bardziej, a osobą odpowiedzialną za tę sytuację jest pan starosta, który zarządza konfliktem. Od początku proponujemy mu rozmowy. Jest grupa nauczycieli, która mogłaby w nich uczestniczyć. Sądzę, że do takich rozmów warto zaprosić również przedstawicieli uczniów i rodziców. My jesteśmy gotowi i otwarci. Starosta jest nieugięty. Oczekuje, a to jeszcze bardziej zaognia sytuację. Jeśli sam nie jest w stanie zareagować, może ktoś inny zareaguje i pomoże rozwiązać konflikt. Na razie mamy do czynienia z szeryfem, który na swoim terytorium robi, co chce, nie konsultując z nikim swoich decyzji. Tymczasem jest on przedstawicielem służby publicznej i oczekujemy, że będzie chciał z nami rozmawiać jak z partnerami. Na Osiedlu Witosa brakuje sali gimnastycznej, brakuje też sal do prowadzenia przedmiotów zawodowych: mechanicznych, budowlanych... Generalnie ten budynek nie jest przystosowany do prowadzenia jakichkolwiek zajęć.

Zdaniem nauczyciela, ani kuratorium, ani marszałek województwa, do którego zwracali się nauczyciele, do środowego południa w żaden sposób nie zareagowali. Nie było też odzewu od rzecznika praw dziecka. Nauczyciele, którzy w mniejszym stopniu byli zaangażowani w wydarzenia, także nie ukrywają rozżalenia.

- Nasze klasy były bardzo dobrze wyposażone - mówi jedna z nich. - Teraz okazuje się, że krzesła i ławki są zupełnie z innej parafii. Do sal poznoszono nam też rzeczy, które wcześniej były w tych piętro niżej.

Około godziny 17 pewne było, że uczniowie ze szkoły nie wyjdą. Rozpoczęli okupację budynku. Po raz drugi. Teraz nie było to jednak kilkanaście osób, jak podczas pierwszego dnia protestu, ale ponad 80. Maria Marcinowska, dyrektor ZST, nie ukrywała, że jest dumna ze swoich uczniów, którzy we wtorek, po rozmowie z policjantami, zdecydowali się opuścić szkołę, i zapowiedziała, że w środę nie będzie wzywała mundurowych.

- Musicie spełnić warunki pozostania w obiekcie - mówiła do swoich uczniów. - Wyznaczymy wam sale i korytarze, z których możecie korzystać. Oczywiście jutro jesteście wszyscy na lekcjach - to jeden z warunków. Cały czas będzie z wami troje nauczycieli, którzy będą się zmieniać.

Zdesperowani uczniowie nie zamierzają się poddawać.

- Będę siedziała tu do skutku - zapewnia Emilia Kałduńska. - Jeśli to będzie trwać tydzień, będę siedziała tydzień, jeżeli dłużej, mam zamiar protestować dłużej. Dam radę. Kompletnie nie przeraża mnie to, że od rana będziemy mieć zajęcia w szkole. Zdaję sobie sprawę, że z powodu protestu nie będę mogła robić tego, co mogłabym robić po szkole, ale trzeba walczyć o swoje.

Młodzi ludzie, zapytani o reakcję rodziców, odpowiadają, że mają ich pełne poparcie.

- Mama siedzi obok mnie - dodaje Emilia.
- Moja mama też się zgadza - mówi Amanda Gołębiewska, uczennica III klasy ŻH. - Trzeba walczyć o swoje. Chodzę tutaj już trzeci rok i nie zamierzam się stąd wynosić, nawet jeśli z tego powodu w sportowej będzie ciasno. Nie ma takiej opcji. Mam zamiar skończyć tę szkołę, w tym budynku, nie w innym.

Pewna odpowiedź pada również na pytanie, czym jest dla nich szkoła.

- Przede wszystkim to miejsce, w którym możemy się sporo nauczyć - odpowiada Amanda. - Dużo nas łączy. Tu są nasi znajomi, przyjaciele... Razem spędzamy sporo chwil. Do tego nauczyciele, z którymi się związaliśmy. Szkoła to od poniedziałku do piątku nasz drugi dom. Owszem, moglibyśmy machnąć ręką, pójść do domu, siąść na kanapie i nie przejmować się tym, że kolejnego dnia będziemy musieli iść do nowego budynku. Dlaczego jednak mamy się poddawać? Kto powiedział, że nic nie możemy? My tak naprawdę możemy bardzo dużo. Szkoła jest nasza - nie sportowej! Ja zapisywałam się do tej, nie do innej szkoły. Jeśli ci ze sportowej nie mogli się pomieścić, trzeba było organizować to wcześniej, a nie teraz, gdy zaczyna się rok szkolny.

Młodzi ludzie podkreślają, że kilka miesięcy temu słyszeli obietnice, że nikt z budynku przy Koszalińskiej nie będzie ich wyrzucał.

- Gdy zabierano nam parter, zapewniano, że nie stracimy więcej ani kawałka szkoły - twierdzi Emilia Kałduńska. - Pan starosta mówił, że nie ma takiej opcji. Skoro ma trzy szkoły, niech dzieli na trzy szkoły po równo.

Naszej rozmowie przysłuchuje się Renata Kałduńska, mama Emilii. Twierdzi, że jeśli tylko pozwoli jej na to praca, będzie z uczniami.

- Uważam, że to jest szkoła z tradycjami i nie powinna być przenoszona - mówi Renata Kałduńska. - Powinna być w tym budynku. Młodzież się zżyła nie tylko z kolegami i koleżankami, ale również z nauczycielami. To, że oni za chwilę opuszczą szkołę, nie oznacza, że nie będą tu wracać. To zawsze będzie jakiś sentyment. Będę z nimi, o ile tylko czas mi pozwoli. Postaram się spędzić jak najwięcej czasu z nimi. Nie boję się, że córka coś straci ze względu na protest. Tutaj są tak dobrzy nauczyciele, że nie ma takiej opcji.

W ZST uczy się blisko 470 uczniów, spośród nich 217 w technikum i 250 w szkole zawodowej. Strajkujący zapowiedzieli, że będą protestować do skutku. Starosta zapowiedział, że decyzji nie zmieni, a wobec odpowiedzialnych będą wyciągnięte konsekwencje.

- Należy się zastanowić, czy pan starosta jest na tym terenie szeryfem, imperatorem, który panuje niepodzielnie - komentuje Dowksza. - Gdyby było inaczej, problem powinien spróbować rozwiązać wspólnie z nami. My jesteśmy gotowi do rozmów...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki