Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Cisza" - wystawa o Gdańsku inna niż wszystkie. Karolina Misztal: Chociaż minęło pięć lat, to wciąż w obiektywie tej postaci nam brak

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Za to zdjęcie jego autorka otrzymała Grand Prix XXIII Pomorskiego Konkursu Fotografii Prasowej Gdańsk Press Photo 2019  im. Zbigniewa Kosycarza. Zwycięska fotografia została wykonana 17 stycznia 2019 r., w ogrodzie zimowym ECS. W tym jednym kadrze delikatnie i z wyczuciem ujęła chwilę, gdy przy trumnie prezydenta Pawła Adamowicza były jego żona i córki.
Za to zdjęcie jego autorka otrzymała Grand Prix XXIII Pomorskiego Konkursu Fotografii Prasowej Gdańsk Press Photo 2019 im. Zbigniewa Kosycarza. Zwycięska fotografia została wykonana 17 stycznia 2019 r., w ogrodzie zimowym ECS. W tym jednym kadrze delikatnie i z wyczuciem ujęła chwilę, gdy przy trumnie prezydenta Pawła Adamowicza były jego żona i córki. Karolina Misztal
Trzeba było opanować emocje, zmienić plany. To był ważny czas, który wymagał od nas pracy. Nie chcieliśmy przegapić niczego. Zaraz po informacji o tym, że prezydent nie żyje, pod urzędem Miasta na Nowych Ogrodach zaczęły się pojawiać pierwsze znicze. Pobiegłam tam, zrobiłam zdjęcia. Kiedy wróciłam trzy godziny później, zniczy było już całe morze - mówi Karolina Misztal-Świderska, fotoreporterka „Dziennika Bałtyckiego”, kuratorka i współautorka wystawy „Cisza”, pokazującej pierwszych sześć dni po śmierci prezydenta Gdańska

Jak wyglądałby Gdańsk, Polska, gdyby Paweł Adamowicz żył…

Paweł Adamowicz kończyłby właśnie kadencję, która została w tak brutalny sposób przerwana w styczniu 2019 roku. Myślę, że realizowałby ją w taki sposób, do jakiego przyzwyczaił nas wcześniej. Z rozmachem, wizją. Paweł Adamowicz był niewątpliwie wizjonerem, z czasem stał się także bardzo wyrazistą postacią. Znacznie bardziej charyzmatyczną niż na początku swojej prezydentury. Uważał Gdańsk za otwarte, europejskie miasto, ważną na mapie Polski metropolię. Mielibyśmy zatem politykę modernizacji infrastrukturalnej miasta, było to dla niego bardzo ważne. Z drugiej strony Paweł Adamowicz dbał o rozwój społeczny, kulturowy Gdańska. Dbał o relacje z mieszkańcami, organizacjami pozarządowymi. Oczywiście, dziś tę ostatnią kadencję Pawła Adamowicza kończą jego bliscy współpracownicy - prezydent Aleksandra Dulkiewicz wraz z zastępcami. Natomiast… Pawła Adamowicza po prostu brakuje. Mówię to jako dziennikarka, z natury przecież mająca relacje z przedstawicielami władzy na różnych poziomach. Paweł Adamowicz był na tych wszystkich wydarzeniach, które i dziś się odbywają, które i dziś fotografujemy. Mam takie poczucie, że choć minęło pięć lat, to wciąż w obiektywie tej postaci nam brak.

13 stycznia pięć lat temu na finale WOŚP w Gdańsku dyżur foto w redakcji „Dziennika Bałtyckiego” miał Piotr Hukało, który był pod sceną w momencie ataku na Pawła Adamowicza. Jednak bardzo szybko dziennikarze, którzy mieli wolne przyjechali na miejsce zdarzenia.

Bo to było zdarzenie wręcz nierzeczywiste. Finał WOŚP, Światełko do nieba, bardzo pozytywny moment, słowa Pawła Adamowicza. Chyba nikomu, w najczarniejszych snach, nie przyszło do głowy, że w takim momencie może dojść do sytuacji tak koszmarnie złej… Ja rzeczywiście nie miałam wtedy dyżuru, choć byłam w mieście, i około godziny 18 spotkałam Pawła Adamowicza, który wspierał protestujących przed sądem. Kiedy dostałam informację o ataku, w kilka sekund zabrałam sprzęt i pojechałam w okolice ulicy Bogusławskiego, gdzie znajdowała się scena. Na miejscu był „rozjazd” informacyjny, każdy chciał się dowiedzieć co się stało, zrozumieć to… Potem byłam pod szpitalem uniwersyteckim, wraz z innymi dziennikarzami. Nie pamiętam innego wydarzenia, które zgromadziłoby tak liczną grupę reporterów i fotoreporterów. Wewnątrz szpitala bliscy, przyjaciele, współpracownicy Pawła Adamowicza, którzy mieli nadzieję na dobre wiadomości, a my, na zewnątrz czekaliśmy na jakiekolwiek wiadomości… Ale w całym tym chaosie, w szoku, niedowierzaniu, trzeba było zacząć fotografować. Co zobaczyłaś przez obiektyw?To był obraz zatroskania. Sylwetki ludzkie były przygarbione, z nienaturalnymi ruchami… Widziałam Aleksandra Halla, Piotra Adamowicza, Jacka Karnowskiego. Bardzo dużo mówił wyraz twarzy Magdaleny Skorupki-Kaczmarek, współpracowniczki prezydenta Adamowicza. To były wstrząsające sceny.

Album „Cisza”, a wcześniej wystawa fotografii, zawierająca wybór zdjęć gdańskich fotoreporterów ukazujących tamten czas, moment żałoby Gdańska, to opowieść bez słów.

Przed wystawą, a książka jest jej następstwem, ustaliliśmy z przedstawicielami Muzeum Gdańska (organizator wystawy „Cisza” i wydawca albumu - red.), że nie będziemy pokazywać dnia i momentu zamachu. Zatem całość zaczyna się od momentu, kiedy ogłoszona została śmierć Pawła Adamowicza, czyli w poniedziałek 14 stycznia 2019 r., o godzinie 14, a kończy się tuż po jego pogrzebie. Przyjęliśmy za kanwę tej opowieści owych sześć dni, w czasie których zmienił się Gdańsk, zjednoczył, choć na chwilę... To był czas niepowtarzalny. Decyzja o organizacji wystawy, a potem publikacji była decyzją o upamiętnieniu. Z jednej strony samego Pawła Adamowicza, a z drugiej jednego z najważniejszych wydarzeń w historii Gdańska.

Tę atmosferę, która wtedy trwała w Gdańsku, widać na zdjęciach…

To były bardzo trudne zdjęcia. W ogóle czas był bardzo trudny, także w pracy dziennikarzy. Działo się bardzo dużo, w wielu różnych punktach miasta. Pamiętam moment, kiedy ogłoszona została informacja, że Paweł Adamowicz odszedł. Mimo wszystko, mimo że należało się takiego momentu spodziewać, ludzie do końca wierzyli, wszyscy mieliśmy nadzieję, że to się potoczy inaczej. Na tamten poniedziałek plan pracy redakcji był ułożony pod sytuację, jaka była rano. Mieliśmy relacjonować mszę w intencji zdrowia Pawła Adamowicza. A szliśmy już na mszę żałobną. Trzeba było opanować emocje, zmienić plan wydawniczy. To był ważny czas, który wymagał od nas pracy. Nie chcieliśmy przegapić niczego. Pamiętam, że zaraz po informacji o tym, że prezydent nie żyje, pod urzędem Miasta na Nowych Ogrodach zaczęły się pojawiać pierwsze znicze. Pobiegłam tam, zrobiłam zdjęcia. Kiedy wróciłam tam trzy godziny później, zniczy było już całe morze. Podobnie było przy ul. Bogusławskiego, gdzie znajdowała się scena WOŚP. Przychodzili ludzie, mieli ze sobą zdjęcia Pawła Adamowicza, rysunki dzieci, szaliki Lechii czy Wybrzeża i całe mnóstwo światełek, które wskazywały, że ludzie mają poczucie straty, żalu, że chcą pamiętać o prezydencie, o tym co się stało. Cała przestrzeń miejska mocno się zmieniała. Pojawiały się portrety Pawła Adamowicza w oknach, ktoś szedł ulicą trzymając znicz lub zdjęcie prezydenta. Rejestrowaliśmy wszystkie, postępujące bardzo szybko zmiany. Odbywały się konferencje prasowe, msze. Mało się spało, dużo fotografowało. Nie było czasu na emocje, trzeba było je wtedy, na moment, zamrozić, zamknąć.

Mówiłaś, że Gdańsk się zjednoczył, na chwilę, po śmierci Pawła Adamowicza… Politycznie nie, to zrozumiałe, ale te spory zamilkły. Robiłem wówczas rozmowy z radnymi gdańskiej Rady Miasta opozycyjnymi wobec Pawła Adamowicza. Mówili o zamordowanym prezydencie z szacunkiem...

Bo my potrafimy się jednoczyć się w dramatycznych momentach, w obliczu tragedii, bez względu na to, kto kogo popiera, jakiej partii jest zwolennikiem. Takich momentów było kilka wcześniej, na przykład Katastrofa Smoleńska. Jednoczyliśmy się w obliczu potwornej tragedii, okrutnego zdarzenia, które trudno było ogarnąć zdrowym rozsądkiem, trzeźwym umysłem. Nie ma wtedy miejsca na politykę, spory. Najważniejsze jest dobro, pamięć... Niestety, taka wspólnotowość bywa chwilowa, trwa jakiś czas, a potem wracamy do tych złych nawyków. Wracamy do kłótni, potrafimy nawet źle mówić o zmarłych. Tak chyba jesteśmy skonstruowani… Poza tym jesteśmy społeczeństwem bardzo podzielonym, mam wrażenie, że nigdy tak bardzo nie byliśmy społecznie skonfliktowani. Czułam, że warto przypominać o tym, że potrafimy być zjednoczeni, że potrafiliśmy być razem bez względu na wszystko. Temu też służyła wystawa, a potem album.

Poświęciłaś jeden z wpisów w swoich mediach społecznościowych zabójcy Pawła Adamowicza, skazanemu na dożywocie.

Ten wpis poruszył wiele osób, miałam sporo telefonów, rozmów po tym, jak go opublikowałam. Napisałam w nim, że fotografowałam Stefana Wilmonta w sądzie zawodowo w latach ubiegłych, bo on już był wcześniej karany, sądzony i skazywany. W archiwum zachowały się te zdjęcia. 13 stycznia 2019 r. nie od razu skojarzyłam, że to jest ten sam człowiek. Natomiast w swoim wpisie przyznawałam, że unikałam pracy w sądzie w czasie jego procesu, gdy był oskarżony o zabójstwo prezydenta Gdańska. Oddawałam kolegom te zlecenia. Wiedziałam, że będę bardzo przeżywać każdą rozprawę. Poszłam jednak na ogłoszenie wyroku. I było tak, jak się spodziewałam. Nie dość, że kosztowało mnie to wiele emocji, to zobaczyłam człowieka wyglądającego tak, jakby nie rozumiał sytuacji, do której doprowadził. Faceta, który starał się być swego rodzaju „aktorem pierwszoplanowym”, pokazując bezczelny, głupiutki uśmiech w momentach, kiedy odczytywano szczegóły bardzo drastyczne dla wszystkich obecnych na sali osób. Sposób jego zachowania był irytujący, druzgocący. Trudno mówić o zachowaniu jakiejkolwiek przyzwoitości, bo prawdopodobnie ten człowiek nigdy przyzwoity nie był, ale nie było w nim żadnej skruchy, żadnego szacunku dla rodziny. On się tymi rozprawami ewidentnie nakręcał, a wszystkich na sali kosztowało to ogromnie wiele nerwów. Wtedy pomyślałam, że trzeba tę jego „bajkę” zakończyć, przeciąć tę rolę, którą chciał odgrywać. Ukrócić to wszystko. Stąd m.in. mój wpis w mediach społecznościowych.

Po pięciu latach, gdy spoglądasz na swoje zdjęcia, lub innych fotoreporterów, z wystawy, albumu, może spoza nich, to znajdujesz takie, mające szczególną wymowę?

Pomysł wystawy powstał przed trzecią rocznicą śmierci Pawła Adamowicza. Jako kuratorka odpowiadałam za dobór zdjęć moich koleżanek i kolegów, a także swoje. Te fotografie już się pojawiały, regularnie można je było znaleźć w wydaniach papierowych gazet czy online na portalach. Jednak byłam bardzo zaskoczona, gdy zaczęłam je przeglądać. Poczułam się, jakbym wróciła do tamtego stycznia 2019 roku, jakbym znowu była na ulicach Gdańska z aparatem, po śmierci Pawła Adamowicza. I to poczucie było wręcz przeszywające. To utwierdziło mnie, że pomysł wystawy jest bardzo dobry, mimo że mogło się wydawać że jest jeszcze za wcześnie, że temat jest trudny, pełen emocji, wciąż bardzo żywych po zabójstwie Pawła Adamowicza. Wystawa i album to pokazały - były łzy, przemyślenia, złość… Wiem, bo kilka osób prosiło mnie, bym obejrzała z nimi tę wystawę. I wszystkie obrazy na nią się składające są ważne, dla każdego widza w jego własnej interpretacji, i dla mnie jako kuratorki i współautorki. Kilka z nich jest szczególnie ważnych. Z moich zdjęć na pewno to, z trumną prezydenta. Trudno było mi je zrobić, pamiętam, że stałam w zupełnie innym miejscu niż wszyscy fotoreporterzy. Dostrzegłam ten przeszywający, wzruszający obrazek, pomyślałam że trzeba podnieść aparat, przyłożyć do oka i wcisnąć spust. Inne, przejmujące zdjęcie to obraz Piotra Połoczańskiego. Głównym jego punktem jest dłoń ojca Pawła Adamowicza oparta na urnie z prochami jego syna. Mam na myśli także niesamowite ujęcie Michała Czacharowskiego, pokazujące tłum ludzi na Długim Targu, okolicznych uliczkach. To zdjęcie uosabia ciszę, tytułową dla wystawy, w której ludzie wtedy stali zjednoczeni. Niepowtarzalne ujęcia zrobili wówczas wszyscy reporterzy pracujący w tamtym czasie w Gdańsku. Na wystawie znalazły się zdjęcia wzruszające, emocjonalnie pobudzające.

O wystawie

Wystawa poświęcona pamięci Pawła Adamowicza, prezydenta Gdańska w latach 1998‒- 2019 czynna była od 15.01 do 28.02.2022. Zorganizowana przez Muzeum Gdańska we współpracy ze środowiskiem pomorskich fotoreporterów, dokumentowała czas żałoby w Gdańsku. Historię, często jej nieznane wątki, przybliżało ponad 60 zdjęć wykonywanych od momentu informacji o śmierci prezydenta Pawła Adamowicza do dnia uroczystości pogrzebowych. Autorami fotografii, które były prezentowane na wystawie są: Anna Bobrowska, Michał Czacharowski, Renata Dąbrowska, Marcin Gadomski, Karolina Misztal, Krzysztof Mystkowski, Mirosław Pieślak, Piotr Połoczański, Anna Rezulak i Mateusz Słodkowski. Kuratorkami wystawy były Katarzyna Kurkowska z Muzeum Gdańska i fotoreporterka Karolina Misztal.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki