Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brunon Kowalski - Człowiek, który dla Unii Tczew był wszystkim

Zbigniew Brucki
Z. Brucki
Brunon Kowalski 69 z 91 przeżytych lat poświęcił Kolejowemu Klubowi Sportowemu Unia Tczew. Mówią, że Unia bez Kowalskiego, a on bez niej, nie dożyliby tak sędziwego wieku. Unia jeszcze żyje (wkrótce będzie miała 93 lata). Kowalski gdyby żył jeszcze, miałby 100 lat...

W środę minie dziewięć lat od kiedy nie ma Go wśród nas. Brunon Kowalski od 1929 r. należał do najaktywniejszych działaczy Unii. W tczewskim klubie pełnił również kierownicze funkcje. Przez kilka kadencji był członkiem prezydium i zarządu Unii, a wiele lat także kierownikiem sekcji piłki nożnej. Od 1951 do 1998 roku był gospodarzem klubu. Przez ćwierć wieku (1949-74) sędziował piłkarskie mecze (z gwizdkiem lub na linii wystąpił w 1600 spotkaniach!).

- Nie każdy działacz wpisuje się w historię - mówi o Brunonie Kowalskim Jan Stachowiak, prezes honorowy Unii. - W środowisku sportowym zapamiętywani są jedynie ci najbardziej aktywni. Do takich należał Brunon Kowalski. Miałem wielką przyjemność współpracować z nim przez ćwierć wieku (od 1966 do 1991 roku), krótko jako członek zarządu, a prawie przez 24 lata jako prezes Unii Tczew. Później, w latach 1991-1998, losy klubu również nie były nam obce.

- Kiedy miałem niespełna 15 lat, zacząłem grać w piłkę nożną w drużynie Katolickiego Zrzeszenia Młodzieży Szkolnej w Tczewie - mówił nam przed śmiercią Kowalski.

Gdy po dwóch latach zespół się rozpadł, 1 kwietnia 1929 r. 16-letni wówczas Brunon zgłosił się do Unii, w której występował do wybuchu wojny. Będąc czynnym piłkarzem, a jednocześnie właścicielem warsztatu stolarskiego, jeszcze przed wojną (panowało wówczas wysokie bezrobocie) zatrudniał u siebie 15 zawodników sekcji piłkarskiej Unii. Warsztat produkował skrzynie na bekon eksportowany do Anglii. Kiedy wybuchła wojna, Niemcy zabrali mu maszyny, więc sam musiał szukać pracy. Znalazł ją na kolei.

Jesienią 1945 r. zagrał w Unii po raz ostatni - zupełnie przypadkowo. Nie był już wtedy zawodnikiem, a kierownikiem drużyny. Po przyjeździe na mecz do Gdyni, okazało się, że w zespole Unii brakuje jedenastego zawodnika. Na prośbę kolegów zgodził się wystąpić na murawie, mimo że nie czuł się najlepiej. Unia przegrała 2:3, on strzelił jedną z bramek, lecz występ okupił trzymiesięczną chorobą.

Po zakończeniu kariery Brunon Kowalski poświęcił się działalności społecznej w Unii. Był kierownikiem drużyny, potem sekcji piłki nożnej, gospodarzem, magazynierem, członkiem zarządu klubu i do tego sędzią piłkarskim.

- Im dłużej w Unii działałem, tym więcej chciałem zrobić dla klubu - mówił niegdyś. - Miałem bardzo wyrozumiałą żonę, która godziła się na to, że większość czasu spędzałem poza domem. Czasem tylko żartowała, bym swoje łóżko przeniósł do Unii...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki