Posługując się pieczątką z jego danymi wystawiali fałszywe zaświadczenia o zarobkach, wyłudzając na ich podstawie telefony od dużej sieci komórkowej.
- W to całe zamieszanie wpędziło mnie jeszcze chyba to, że Andrzejów Raduńskich jest niewielu, a jeden znany z telewizji. Może dlatego pierwsze podejrzenie padło na mnie? - zastanawia się dziś Raduński. - Bez względu, czy to przypadek, czy celowe działanie, to namieszało mi nieźle w życiu. Bo jak ma czuć się człowiek, który nigdy nie był skazany za żadne wykroczenie, a dowiaduje się, że ma być rzekomo hersztem bandy oszustów?
Dla Raduńskiego cała sprawa zaczęła się latem ubiegłego roku. O tym, że szukają go organy ścigania dowiedział się, siedząc na schodach swojego domu w Mirotkach k. Skórcza.
- Zadzwoniła moja żona. Zdenerwowana, bo sąsiedzi mówili, że szuka mnie policja - wspomina Andrzej Raduński. - Z początku myślałem, że to nic poważnego. Wcześniej, jak Jackowi Kurskiemu skradziono samochód, to też do mnie dzwonili, pytając, czy czegoś nie wiadomo mi o tym.
Przeczytaj także: Pomorze: Rozprawy sądowe będą wkrótce nagrywane
Luźna atmosfera prysła, gdy kolejnym razem policjanci dodzwonili się bezpośrednio do niego.=
- Dowiedziałem się, że jestem zamieszany w jakąś wielką aferę. Zażądano, bym stawił się na przesłuchanie - relacjonuje dziennikarz.
I tak Raduński zrobił. Stawił się w komisariacie, gdzie został przesłuchany. Tam dowiedział się o oszustach, fałszywych dokumentach i o pieczątce z jego nazwiskiem.
- Zeznawałem zgodnie z prawdą. Że nie znam ludzi, nie znam sprawy. Że nigdy nawet pieczątki nie miałem, bo nie była mi potrzebna - mówi Raduński. - Kazali mi jeszcze zostawić próbki pisma.
Na tym przesłuchanie zakończono. Zeznania były przekonujące. Raduński nie usłyszał zarzutów (wtedy ani nigdy później). Z czystym sumieniem opuścił budynek policji. Twierdzi jednak, że po jego wizycie na komisariacie w Skórczu zaczęto plotkować.
- To małe środowisko, w którym jestem dobrze znany. Wystarczy magia słowa "afera" i rozpoznawalne nazwisko... Myślałem, że sprawa jest zamknięta - mówi Raduński.
Ze zdziwieniem więc odebrał wezwanie na rozprawę sądową 2 kwietnia. Przesłuchanie wyznaczono w Sądzie Rejonowym Gdańsk - Północ. - Znowu przyszło mi się stawić w sprawie, w którą zostałem wplątany przez czysty przypadek. W dodatku do przesłuchania nie doszło - opowiada.
Sprawdź także: Pomorze: Samorządowcy walczą o sądy rejonowe
Zamiast przesłuchania Raduński otrzymał wezwanie na kolejny termin rozprawy, ustalony na wczoraj - piątek, 11 maja.- Przyszedłem, powtórzyłem, co powiedziałem wcześniej, choć trudno mi było powstrzymać się od kąśliwych uwag odnośnie działań organów ścigania - mówi Raduński. - Ile razy trzeba powtarzać, że jest się niewinnym?
Prokurator Marzanna Majstrowicz, szefowa Prokuratury Rejonowej w Gdańsku Wrzeszczu, podkreśla, że na etapie postępowania sądowego to sędzia decyduje, kto będzie przesłuchiwany.
- Widocznie uznał, że zaszła taka potrzeba - tłumaczy. Natomiast sędzia Tomasz Adamski, rzecznik gdańskiego sądu, tłumaczy, że zasadą postępowania karnego jest "bezpośredniość". - Sędzia ocenia te dowody, w tym zeznania, które zostały ujawnione podczas rozprawy. Nie zawsze wystarczy odczytanie wcześniej złożonych zeznań. Tylko w szczególnych przypadkach odstępuje się od tej zasady, a stosowne postanowienie wydaje sąd.
Andrzej Raduński jest rozgoryczony postępowaniem organów ścigania. - Dla obserwatora z zewnątrz moje nerwy mogą wydawać się przesadzone. Tyle że jak już człowiek znajdzie się w takiej sytuacji, to trudno opanować emocje - mówi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?