Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żołnierze Księstwa Warszawskiego w Wolnym Mieście Gdańsk. Polacy w "Gibraltarze Bałtyku"

dr Andrzej Nieuważny
Z archiwum Andrzeja Nieuważnego
W życiu napoleońskiego Wolnego Miasta Gdańska swoją obecność zaznaczyli żołnierze Księstwa Warszawskiego.

Żołnierze polscy uczestniczyli w zdobyciu Gdańska w 1807 r., a potem tysiącami stacjonowali w mieście. Długo byli najliczniejszą grupą w gdańskim garnizonie. Generałowie Michał Grabowski (naturalny syn króla Stanisława Augusta Poniatowskiego) i Stanisław Wojczyński pełnili nawet funkcję komendanta placu. Między 1808 a 1812 rokiem przez Gdańsk przewijały się 5., 10. i 11. pułk piechoty oraz 6. i 9. pułk ułanów. Piszemy "przewijały się", bo część oddziałów wędrowała między Gdańskiem a innymi twierdzami. Rezerwa i część oficerów "gdańskich" pułków biła w 1809 r. Austriaków, broniąc m.in. Torunia. Ku zazdrości "uwięzionych" nad Motławą kolegów.

Jednym z powodów wędrówek Polaków była skrzecząca w Gdańsku bieda. Napoleon nie zezwolił bowiem na obciążenie miasta żywieniem polskich pułków (nie miał oporów przy Francuzach). Obciążone wojennymi wydatkami Księstwo Warszawskie nie mogło utrzymać rozbudowanej do ponad 60 tysięcy armii, której zresztą rzadko płaciło żołd. W 1810 r. w Gdańsku doszło nawet do buntu niepłatnych żołnierzy 11. pułku. Grabowski zażegnał brawurowo kryzys, stając przed szeregiem łajanych piechurów i każąc buntownikom strzelać do siebie i reszty oficerów. Strzały jednak nie padły, a jak zanotował pamiętnikarz, "żołnierze rzucili się hurmem do nóg nie tylko jenerała, ale i wszystkich oficerów, przyrzekając największą wytrwałość i posłuszeństwo".

Już po buncie, w sierpniu 1810 r., warunki służby żołnierzy mógł sprawdzić podejmowany przez (ratującego Polaków pożyczkami) gubernatora Rappa, ks. Józef Poniatowski. Mało kto wie, że morska wycieczka księcia po zatoce omal nie skończyła się niewolą na angielskim statku. Jego łódź dotarła jednak pod osłonę gdańskiej artylerii i Poniatowski ocalił wolność. Zginie pod Lipskiem, 19 października 1813 r., już jako marszałek Francji.

Nie samą wojną…
Najbarwniejszą polską grupę tworzyli artylerzyści, a zwłaszcza przybyli w kwietniu 1811 r. na czele 160 ludzi oficerowie artylerii konnej księstwa. Dołączyli oni do 120 artylerzystów pieszych; docelowo, wraz z saperami, miało być artylerzystów 500. "Konnymi" dowodził kapitan Władysław Ostrowski, "młodzieniec w pełni dorzeczny", syn prezesa Senatu Księstwa Tomasza, wychowanek Collegium Nobilium. Ostrowski miał wpływ na dobór podkomendnych i zadbał, by w Gdańsku znalazł się 17-letni podporucznik Józef Bem "skromny i do kobiet nieśmiały" (zwany "Panienką"), za to szybki do pojedynków. Wiara kapitana w wyższość konnej artylerii, a polskiej w szczególności, kazała mu nosić głowę wysoko. Tyle że Francuzów, w tym gubernatora Rappa, należało dopiero przekonać. Artylerzysta Józef Matkowski rzecz ujął we wspomnieniach krótko: "Nas, gdyśmy przyszli, miano za nulle". A "nul" to po francusku zero. Pamiętnikarz nawet nie dziwił się Francuzom, którzy "naszą artylerię, jako i nas, saperów,, lubili, ale o zdolnościach wojskowych naszych naukowych małe mieli wyobrażenie, wiedząc, że szkoły nasze jeszcze w kolebce, a doświadczenie prawie żadne". Z czasem, jak pisze Matkowski, "to nam się niespodziewanie udało, bo artyleria konna, której oprócz manewrów, które doskonale wypełniała, strzelanie na poligonie tak się udało, że przewyższyło artylerię saską i francuską, tak reputację swą ustaliła". Mógł cieszyć się ojciec Ostrowskiego: "Rad jestem, bo przy tylu różnych narodów wojskach masz sposobność uczyć się dobrze wojskowości i poznać geniusz innych narodów. Wielu jest oficerów, którzy zazdroszczą twego miejsca".

Nie samą służbą żołnierz żyje w podupadłym, ale atrakcyjnym mieście. Oficerowie bywali w teatrze, gdzie dochodziło do awantur z niemiecką widownią. "Nigdy między Niemcami a nami - wspominał Matkowski - nie było harmonii, a teatr był prawdziwym teatrem wojny. Kogo Niemcy protegowali, tego my i Francuzi wyświstywaliśmy i vice versa". Zdarzały się pojedynki i areszt. Podoficerom też nie brakło fantazji. Nie tylko, że zwiększyli ilość złotych (oficerskich) nici w podoficerskich naramiennikach, ale, mimo zakazu, w teatrze wynajęli lożę tuż obok gubernatora. Takie życie kosztowało, a że nie wszystkich było na nie stać, często fundował dowódca. Prezes Senatu łajał go w listach: "Smuci mnie to, że nie umiesz się rządzić pieniędzmi, zawsze ci funduszu brakuje, nawet i teraz, gdy gażę swą regularnie odbierasz, jeszcze na niedostatek się użalasz […]. Że zaś ci potrzebna pensja dodatkowa z mojej kasy, to mnie przekonywa, że na takową wydajesz asygnacje kobietom, żonom sierżantów". Zapowiedź wojny przerwała w 1812 r. rutynę garnizonu i sowizdrzalskie wyskoki, Gdańsk opuściły "kobiety oficerskie" zjechał zaś, 15 czerwca, sam Napoleon.

Na Rosję!

W kwietniu i maju 1811 r. cesarz przejął (zrazu częściowo) na swój żołd wzmocnione niebawem 5., 10. i 11. pułki piechoty oraz 9. pułk ułanów. Tajny zrazu dekret ogłoszono 1 stycznia 1812 r., co oznaczało też utworzenie polskiej w większości dywizji "gdańskiej"; drugą jej brygadą dowodził generał ks. Michał Radziwiłł. Pod komendą generała Charlesa-Louisa Grandjeana dywizja poszła na Rosję w składzie operującego w Kurlandii X korpusu marszałka Macdonalda. Celem była Ryga. Szczególnie zacięty był stoczony 3 stycznia 1813 r. bój odwrotowy pod Labiawą koło Królewca. Nocą z 16 na 17 stycznia wyczerpane, ale ocalone (m.in. zarekwirowaniem kożuchów od chłopów i prohibicją) oddziały Macdonalda weszły do Gdańska. "Gibraltar Bałtyku" miał teraz przetrwać rosyjskie oblężenie i na nim opierała się nadzieja Napoleona na powrót nad dolną Wisłę z odtworzoną po klęsce armią i ukaranie przechodzących na stronę Rosjan Prusaków.

Drugie oblężenie

Po siedmiu latach działa oblężnicze znów bić miały w Gdańsku. Liczącą 35,5 tys. ludzi załogę Rappa śmiało zwać można "wieżą Babel". Znaleźli się w niej oficerowie i żołnierze aż 22 państw. Przeważali Francuzi, Niemcy (Bawarczycy, Sasi, Wirtemberczycy), Włosi i Polacy, ale nie brakło Hiszpanów ani Holendrów, a nawet czarnych żołnierzy kolonialnych. Większość cudzoziemców nie kochała ani Francuzów, ani ich cesarza. Za którego jednak przyszło im bić się i umierać. Tę mniejszość stanowili zwłaszcza Polacy: 196 oficerów oraz 4071 żołnierzy.

Wielu ocalałych z Rosji, lecz wynędzniałych wojskowych chorowało. Przywleczone przez nich choroby nie oszczędziły też cywilów. Już w styczniu 1813 r. pochować trzeba było 2 tysiące trupów. "Żałoba panowała we wszystkich rodzinach, trwoga zagościła we wszystkich sercach. Pełen niegdyś życia Gdańsk zanurzył się teraz w śmiertelnej ciszy", napisze później Rapp. Gdańsk obległy wojska rosyjskie (i z czasem pruskie) generała Löwisa, a później ks. Wirtemberskiego.

Wspomagały ich bijące w Wisłoujście i Westerplatte dwa okręty angielskie. Od końca stycznia do rozejmu z 10 czerwca 1813 r. obrońcy nękali wypadami pozbawionych ciężkiej artylerii Rosjan. Ci, począwszy od 5 marca, atakowali twierdzę. Rozejm (do 24 sierpnia) to z jednej strony czas ulgi dla załogi, z drugiej zaś kryzys zaopatrzenia. Po wznowieniu walk przewaga oblegających rosła, zaś po klęsce Napoleona pod Lipskiem obrona straciła sens. Nie mógł on wrócić nad Wisłę. A zmarło już 20 tys. obrońców.

Gdy car odrzucił podpisaną 29 listopada honorową kapitulację, 24 grudnia Rapp musiał zgodzić się na niewolę francuskich obrońców. Polacy, z których 800 pochowano, mogli rozejść się do domów. Jeszcze 1 grudnia część polskich oficerów wystosowała do gubernatora rozpaczliwy apel o porzucenie negocjacji i dalszą obronę. Woleli przebić się na zachód lub zesłanie do Rosji. Wraz z upadkiem twierdzy gdańskiej znikał, wedle Mariana Kukiela, "prawdziwy wysunięty szaniec północny upadającej Europy napoleońskiej".

Oblężenie dopełniło katastrofy miasta - choroby, zwłaszcza tyfus, zabiły 5600 gdańszczan, w tym wiele dzieci. Wedle wybitnego badacza dziejów napoleońskiego Gdańska, Władysława Zajewskiego, podczas oblężenia zniszczono 112 domów w centrum, 1423 budynki na przedmieściach oraz 197 spichrzy i klasztor dominikanów. Na listę dopiszmy m.in. obserwatorium astronomiczne w Bastionie Ostroróg i menonickie domy modlitewne na Biskupiej Górce.

Znowu w Prusach

W 1817 r. przyłączony znów do Prus Gdańsk wtłoczono w administracyjny gorset zgodny z nowym prawem pruskim. Zaś zmiana granic odcięła port od tradycyjnego, polskiego zaplecza. W latach 1820-1825, gdy polityka protekcyjna Królestwa Polskiego wywoła wojnę celną z Prusami, represyjne cło na polskie zboże uderzy w gdańską gospodarkę. Dodajmy do tego angielskie "corn laws" narzucające po roku 1815 (do 1846 r.) ceny importowanemu zbożu.

Koniec Wolnego Miasta okazał się też zmierzchem politycznego znaczenia Gdańska. Francuski, teraz burboński, rezydent już w 1816 r. przeczuwał smutny los miasta, "które kiedyś było miejscem interesującym pod względem politycznym i które pod tym względem stało się niczym".

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki