Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ziemia Święta znaczona krwią. Marek Orłowski o trylogii "Samotny krzyżowiec" [ROZMOWA]

rozm. Marek Adamkowicz
Pisząc swoją powieść, Marek Orłowski próbował zaspokoić tęsknotę za takimi wartościami jak honor, męstwo, uczciwość
Pisząc swoją powieść, Marek Orłowski próbował zaspokoić tęsknotę za takimi wartościami jak honor, męstwo, uczciwość Ze zbiorów Marka Orłowskiego
Marek Orłowski stworzył nowego, fascynującego bohatera, Rolanda de Montferrat zwanego Czarnym Rycerzem, którego przygody wciągną nie tylko miłośników średniowiecza.

Pół żartem można powiedzieć, że napisał Pan książkę rocznicową. W tym roku mija bowiem 800 lat od spalenia na stosie Jakuba de Molay, ostatniego wielkiego mistrza zakonu templariuszy. W Pana książce Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona odgrywa istotną rolę.
Książka była zaplanowana jako powieść akcji, osadzona w realiach historycznych. Bohaterem miał być średniowieczny rycerz, a jego przygody głównym wątkiem opowieści. Wybór czasów krucjat narzucał się sam, jako że historia tamtego okresu - krótkiego, bo niespełna dwustuletniego - jest gotowym szkicem powieści przygodowej lub scenariusza filmu sensacyjnego. Wielu twórców skwapliwie to zresztą wykorzystuje, jak choćby Ridley Scott. A powód jest jasny. W dziejach Europy i Bliskiego Wschodu nieczęsto się zdarzało, by tak wiele działo się na tak niewielkim obszarze i w tak krótkim przedziale czasu. W opisywanej przeze mnie epoce zderzyły się ze sobą dwie całkiem różne kultury i dwie wielkie religie. Nie bez konsekwencji, które w pewnym sensie trwają do dziś. Kanwa do snucia opowieści typu chansons de geste, czyli starofrancuskiej "pieśni o czynie", po prostu fascynująca! Było z czego czerpać pełnymi garściami. Trudnością były kwestie wyboru z mnogości ciekawych tematów, nie zaś ich brak, a także dbałość o to, by tło, barwne samo w sobie, nie zdominowało przeżyć głównego bohatera. Właśnie wspomniani przez Pana templariusze są takim elementem historycznego sztafażu wykorzystanego w książce. Pisząc o krucjatach, nie sposób było pominąć roli, jaką odegrały zakony rycerskie w permanentnej wojnie chrześcijańsko-muzułmańskiej o panowanie w Syrii i Palestynie (dla jasności używam tu współczesnego określenia), a także fenomenu ich powstania i funkcjonowania. Mówimy przecież o zbrojnych mnichach, godzących zakonną regułę z profesją żołnierza, jak na owe czasy elitarnego.

Sięgając do historii zakonu, wykorzystał Pan związane z nim legendy, poczynając od tej, która mówi o znalezieniu skarbu pod Świątynią Jerozolimską.

Wokół historii założenia zakonu (nie pierwszego w Ziemi Świętej, ale pierwszego od początku zmilitaryzowanego) powstało tyle legend, fantastycznych baśni i klechd, że wciąż są tematem wielu książek i filmów. Przyczynili się do tego sami rycerze Templum, otaczając się nimbem tajemnicy, co pośrednio obróciło się to przeciwko nim. Templariuszom udało się postawić taką zasłonę dymną wokół swoich poczynań, że historycy do dziś się spierają, interpretując ich dzieje. Bo cóż wiemy o nich na pewno? W roku 1118 lub 1120 dziewięciu podstarzałych rycerzy (w XII w. pięćdziesiątka to już był wiek zaawansowany) zakłada zakon typu… żebraczego? To też. Policyjnego? Można i tak powiedzieć. Templariusze mieli przecież strzec przed bandytami chrześcijańskich pielgrzymów. Tyle tylko, że przez blisko dziesięć lat nie było o nich prawie nic słychać. Zapewne pilnie patrolowali drogi Królestwa Jerozolimskiego (w domyśle w dziewiątkę). Kwaterowali zaś na miejscu dawnej Świątyni Salomona. Rozkwit zakonu nastąpił z punktu widzenia historii dość nagle. I to właśnie nie daje spokoju domorosłym historykom. Oczywiście rycerze świątyni otrzymywali bogate nadania w Europie, a w szeregi zakonu wstępowali ochotnicy z rodów rycerskich i nie tylko. To samo można wprawdzie powiedzieć o szpitalnikach, a jednak właśnie templariusze do dziś rozpalają wyobraźnię i to ich kojarzy się ze skarbem Salomona, Świętym Graalem itp. Bo skąd się wzięło "nagłe bogactwo" ubogich mnichów? Czy rzeczywiście znaleźli coś w ruinach świątyni? Czy nieprzypadkowo tam właśnie zamieszkali? Opracowania historyczne pióra znanych mediewistów jak Runciman, Pernoud i wielu innych oczywiście nie zniżają się do snucia takich teorii, ale autorzy beletrystyki jak choćby Abecasis czy Palov nie mają przed tym zbytnich oporów. Czy coś lub ktoś podsunął mi pomysł? Pewnie tak, ale akurat to wydawało mi się wtedy oczywiste. No bo skoro powieść przygodowa, to czemuż by nie skarb? A jak templariusze, to oczywiście skarb świątyni, zaginiona Arka Przymierza, tajemnice i odkrycia w stylu Indiany Jonesa. Sam lubię taką tematykę, choćby z powieści Cliva Cusslera, więc nie mogłem się jej oprzeć.

Powiedzmy dla jasności, że głównym bohaterem powieści nie są templariusze, lecz Roland de Montferrat zwany Czarnym Rycerzem.
Oczywiście! To w końcu powieść przygodowa, a templariusze, Saraceni i tło historyczne są, no właśnie… tłem dla przygód rycerza Rolanda, postaci całkowicie zmyślonej, choć oczywiście posiadającej wiele wzorców w średniowiecznej literaturze. Wymienię na przykład twórczość Chretienna z Troyes, legendy arturiańskie, a także opowieści o Zawiszy Czarnym. Stąd zresztą przydomek głównego bohatera. Miejscem pochodzenia, Montferrat, (właściwie Montferrato w Piemoncie) podzielił się z nim Konrad z Monferratu, w 1187 roku obrońca Tyru, postać autentyczna i - mimo swoich zasług i talentów - mocno kontrowersyjna. Ale mój Roland jest, jak to w baśni, rycerzem bez skazy, no prawie bez skazy. Imię dla niego ściągnąłem z "Pieśni o Rolandzie", majstersztyku średniowiecznej propagandy. A skoro pieśniarzom w tamtych czasach wolno było aż tak zmyślać, (bitwa w wąwozie Roncevaux była po prostu sromotną klęską), to i ja ozdobiłem swojego bohatera cnotami nieco ponad miarę. Ale uspokajam - w następnych tomach Roland okaże się jednak zwykłym człowiekiem, niepozbawionym wad i słabości.

Przypuszczam, że niektórym czytelnikom Czarny Rycerz może się kojarzyć z Balianem z Ibelinu, bohaterem filmu "Królestwo niebieskie" Ridleya Scotta.
To zabrzmi zabawnie, ale film obejrzałem gdzieś pod koniec pisania pierwszego tomu. Pomyślałem wtedy: ktoś mi ściągnął pomysł! Ale poważnie: nie, nie obawiam się porównań, bo świadomie tworzyłem tę postać według pewnego, dość typowego szablonu, na który przecież nie mam monopolu. Usiłowałem zaspokoić podświadomą tęsknotę za zagubionymi w pędzie współczesnego życia prostymi wartościami, jak honor, męstwo, uczciwość, nieprzypadkowo kojarzonymi z rycerskim etosem. Najlepiej ujął to jeden z internetowych recenzentów, pisząc o "Samotnym krzyżowcu": "współczesny świat bardzo potrzebuje rycerzy". Temat nie jest więc nowy, można powiedzieć, oklepany, ale chyba potrzebny, kto wie, czy nie bardziej niż kiedyś. A że Roland może się kojarzyć z Balianem? - mówi się trudno. Zresztą pewnie nie bardziej niż filmowy kojarzy się z historycznym, starszym rycerzem, który do Jerozolimy pojechał w przeddzień oblężenia, żeby wywieźć stamtąd rodzinę. I już tam został, jako dowódca obrony, ubłagany przez zrozpaczonych mieszkańców. Zostawmy te wszystkie postacie, filmowe, powieściowe, historyczne samym sobie. Niech żyją własnym życiem.

Wciągająca fabuła to największy atut powieści. W sposób szczególny chciałem jednak zwrócić uwagę na opisy scen batalistycznych. Ich dynamika naprawdę robi wrażenie..
Bardzo dziękuję za tak miły komplement. Wychowałem się na Sienkiewiczu. Młodsze pokolenie może go już tak nie cenić, ale dla mnie to klasyk. Wydało mi się rzeczą słuszną poświęcić sporo miejsca opisom walk, których w tamtych czasach nie brakowało. Usiłowałem też oddać charakter średniowiecznego pola bitwy. Według relacji ówczesnych wojowników, a zachowało się ich sporo, zarówno po stronie europejskiej, jak i saraceńskiej to była jatka. I to należało w miarę realistycznie przedstawić. Na ile mi się to udało, niech ocenią czytelnicy. Taktyka, uzbrojenie, różnice i podobieństwa w sposobie prowadzenia bezpośredniego starcia są dobrze opisane przez współczesnych historyków, np. Nicolle czy Nicholson, że nie wspomnę o takich nazwiskach jak Flori czy Barber. Niemniej pouczające okazało się sięgnięcie do dwunastowiecznych źródeł arabskich, np. dzieł Usamy Ibn Munkidha. Studiowanie tych materiałów było fascynującą przygodą!

"Miecz Salomona" jest prezentowany jako pierwszy tom cyklu "Samotny krzyżowiec". Kiedy więc możemy się spodziewać kolejnej odsłony tej opowieści?
Tom drugi, "Ścieżki przeznaczenia", jest gotowy do druku. Powinien się ukazać pod koniec listopada, może nieco wcześniej. Czekam na tę chwilę niecierpliwie, bo to ogromna radość połączona ze wzruszeniem i jednocześnie obawą. Proszę pamiętać, że jestem zupełnym debiutantem. Porwałem się zaś trochę z motyką na słońce, próbując swoich sił w cyklu powieściowym, zaprojektowanym jako trylogia. Od wydania "Miecza Salomona" minęły cztery miesiące. To dość czasu na podsumowania. Kiedy jednak myślę o swojej powieści, to dochodzę do wniosku, że najchętniej napisałbym ją od początku, mam nadzieję, że lepiej…

Marek Orłowski, a właściwie Marko Szapkarow-Orłowski
Urodził się w 1958 r. w Warszawie. Jest absolwentem ASP w macedońskim Skopje. Pasjonuje się jeździectwem, sportami wodnymi i turystyką górską, ale też historią średniowiecza i zabytkową bronią. Aktywny tryb życia łączy z zamiłowaniem do czytania książek o dość eklektycznie dobranej tematyce. "Samotny krzyżowiec" rozgrywa się w czasie, gdy sułtan Saladyn zdobywa większość Królestwa Jerozolimskiego. Wielki mistrz templariuszy wysyła z sekretną misją poselstwo do Starca z Gór, wodza owianej złą sławą sekty asasynów. Wraz z braćmi zakonnymi podąża Roland de Montferrat, zwany Czarnym Rycerzem.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki