Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zatrzymanie gdyńskiego biznesmena. Ryszard Krauze, niegdyś jeden z najbogatszych Polaków, któremu nie udało się zejść z linii strzału

Dorota Abramowicz
Dorota Abramowicz
Archiwum Polska Press
Zatrzymany w czwartek przez CBA gdyński biznesmen Ryszard Ryszard Krauze jeszcze kilkanaście lat temu nazywany był "dobroczyńcą" Gdyni. Znajomość z Prezesem (bo tak nazywano Krauzego) była powodem do dumy, z szacunkiem mówiono o dotacjach na gdyński sport, szkoły, szpitale i kościoły. Dziś wielu dawnych znajomych nie chce o nim rozmawiać. Twierdzą, że nie wiedzą, co się z nim w ostatnich latach działo.

Zanim służby podjechały pod dom na Kamiennej Górze, by w świetle kamer dokonać zatrzymania biznesmena pod zarzutem przywłaszczenia pieniędzy jednej z giełdowych spółek deweloperskich, wokół Ryszarda Krauzego panowała cisza. Od kilku lat niewiele o nim pisano, a i on sam nie szukał kontaktów z mediami.

- Schował się zupełnie - słyszę od osoby znającej biznesmena.
- Zszedł z linii strzału - potwierdza Krzysztof Wójcik, autor książki "Depresja miliardera" poświęconej gdyńskiemu przedsiębiorcy, ostatni dziennikarz, który w czerwcu 2015 r. rozmawiał z Ryszardem Krauze. - W ubiegłych latach wycofał się z życia biznesowego i politycznego. Jeszcze przez jakiś czas spotykał się z ludźmi na kortach, ale i to się skończyło. Od dwóch lat przestał się tam pojawiać. A przecież tak kochał tenis i koszykówkę.

Mówi się, że ostatnio bardzo zeszczuplał. Postawił na kondycję, dużo ćwiczył. Bardzo często chodził na spacery po gdyńskim bulwarze. Nikt jednak nie rozpoznawał dawnego dobroczyńcy Gdyni w ubranym na czarno mężczyźnie,z czapką głęboko nasuniętą na czoło, w maseczce.

Biznesmen z Gdyni najbogatszy na Pomorzu

Na przełomie XX i XXI wieku Ryszard Krauze był jednym z najzamożniejszych ludzi w Polsce, a jego nazwisko nie znikało z listy tygodnika "Wprost".

Absolwent gdyńskiej "dwójki" i Politechniki Gdańskiej jeszcze przed ukończeniem 30 lat w 1984 r. wyjechał do zachodnich Niemiec i zaczął tam pracować w firmie Mole Lederwarenhandel GmbH, zajmującej się handlem wyrobami skórzanymi. Pomogła mu w tym matka, ówczesny dyrektor oddziału spedycyjnej firmy Poltrans Hamburg.

Po powrocie do kraju gdynianin zainwestował zarobione w Niemczech 35 tys. dolarów w małą komputerową firmę Prokom. Dzięki zamówieniu systemu informatycznego dla Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i późniejszych kontraktach na informatyzację Poczty Polskiej, ministerstw obrony i edukacji, NIK i KGHM, Prokom stał jedną z największych firm informatycznych w kraju.

Były to złote czasy nie tylko dla Prokomu, ale także dla Gdyni, gdzie mieściła się siedziba firmy oraz reszty Trójmiasta. Największe gwiazdy tenisa uczestniczyły w międzynarodowym turnieju tenisowym Idea Prokom Open w Sopocie. Prezes firmy przeznaczał ogromne kwoty na koszykówkę i klub Prokom Trefl Sopot (sam był wcześniej zawodnikiem Startu Gdynia i reprezentantem kraju podczas Mistrzostw Europy), sporo też zainwestował w ratowanie gdyńskiej Arki. Kiedy w 1993 r. zadłużony klub musiał oddać miastu "święty" dla kibiców stadion przy ul. Ejsmonda, dzięki Krauzemu powstały w tym miejscu jedne z najpiękniejszych w Europie korty tenisowe.

W Gdyni zawisły tabliczki z napisem "Dar firmy Prokom". Firma sponsorowała remonty szkół (w tym słynnej gdyńskiej "trójki"), oddziałów szpitalnych, kupowała drogi sprzęt medyczny, fundowała stypendia dla najzdolniejszych uczniów, szkolenia dla nauczycieli, pozwalała dzieciom z uboższych rodzin podjąć studia za granicą. Jej prezes pomagał także poza Trójmiastem - m.in..w odnowie zabytków jasnogórskich, za co został przyjęty do konfraterii paulińskiej, odkupił też w Wadowicach dom rodzinny Jana Pawła II i przekazał go archidiecezji krakowskiej. Sponsorował Międzynarodowy Festiwal im. Fryderyka Chopina i Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie.

- Robił pieniądze i się nimi dzielił - mówi Jerzy Zając, wieloletni sekretarz Urzędu Miasta Gdynia. - Kiedyś odwiedziłem go jeszcze w starym biurze przy ul. Śląskiej. Przyszli jacyś goście, poproszono mnie, bym poczekał w sali konferencyjnej. Zobaczyłem, że na parapecie leży ładnie poukładany stos kartek. Z nudów zacząłem je przeglądać. Były tam same podziękowania. Za kupno protezy dla jakiegoś dziadka. Za pomoc w uratowaniu życia i zdrowia dorosłym i dzieciom poprzez sfinansowanie operacji nogi, oka, serca. Za podarowanie komputerów, doposażenie szkoły w Nowym Sączu. Laurki,rysunki, zdjęcia. Setki wyrazów wdzięczności z całej Polski. Kiedy już wszedłem do gabinetu, spytałem, dlaczego nie mówi o tym głośno. Mógłby chociażby wspomnieć podczas jakiegoś wywiadu o działalności charytatywnej - zasugerowałem. A on odpowiedział tylko, że to sekretarki sobie te podziękowania tak układają. Teraz wszyscy o nim zapomnieli. To jest strasznie przykra sprawa.

Początek końca imperium Ryszarda Krauzego

- Początek końca imperium Ryszarda Krauzego to tajna operacja CBA w Ministerstwie Rolnictwa - pisze Krzysztof Wójcik, przypominając w "Depresji miliardera" okoliczności tzw. afery gruntowej.

Był 2007 r. Agenci CBA zaplanowali prowokację - za odrolnienie 39 hektarów pola pod Mrągowem urzędnicy ministerstwa mieli 6 lipca 2007 r. przyjąć 3 mln zł łapówki. Akcja przygotowywana miesiącami miała uderzyć bezpośrednio w ówczesnego wicepremiera Andrzeja Leppera. Urzędnicy jednak pieniędzy nie wzięli. Dlaczego?

Według narracji służb przyczyną nie była urzędnicza uczciwość, tylko przeciek. Prezes Jarosław Kaczyński ogłosił, że jego źródłem miał być szef MSWiA Janusz Kaczmarek, który rzekomo przekazał informację Ryszardowi Krauzemu, ten zaś powiadomił posła Samoobrony Leszka Woszczerowicza. A Woszczerowicz - Leppera.

Zatrzymano Janusza Kaczmarka (sąd później uznał to zatrzymanie za bezzasadne i nieprawidłowe), planowano także zatrzymanie miliardera. Nakaz wystawił ówczesny (i dzisiejszy) prokurator generalny Zbigniew Ziobro, Krauzemu zarzucono składanie fałszywych zeznań i utrudnianie śledztwa w sprawie łapówki dla Leppera.

"Krauze kilka godzin przed aresztowaniem wyjeżdża za granicę Ukrywa się w apartamentach w Berlinie, Zurychu i na Sardynii. Łącznikiem jest Wiesław Walendziak. Biznesmena ściga CBA i ABW. Służby nie powiadamiają się nawzajem o prowadzonej akcji. Walendziak ciągnie za sobą ogony tajnych agentów. Wszyscy razem wsiadają do samolotu w Warszawie i lecą do Austrii. W Wiedniu Walendziak odbiera jedynie telefon, do którego prywatnego samolotu ma się przesiąść, i leci dalej do miejsca, gdzie akurat mieszka Krauze." - czytamy w "Depresji miliardera".

Przy okazji wyborów, do jakich doszło po rozpadzie koalicji PiS-Samoobrona-LPR gdyński biznesmen został "czarnym charakterem" klipu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości. Znaleziono podobnego do niego aktora, który w filmie paląc cygara i popijając whisky, korumpuje polityka wręczając mu walizkę pełną dolarów za rządowy kontrakt. Przy okazji głośno denerwuje się, że "Ziobro i Kaczyński nie biorą".

Klip nie przekonał wówczas wyborców. Po oddaniu władzy przez PiS nakaz zatrzymania Krauzego został cofnięty.

Wtedy jeszcze Gdynia pamiętała dobre uczynki prezesa Prokomu. Kibice Arki ubierali na mecze koszulki z nadrukiem "Rysiu jesteśmy z tobą!", a na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych we wrześniu 2007 r. widzowie oklaskiwali gorąco jednego ze sponsorów - firmę Prokom. Z szacunkiem o Krauzem mówili samorządowcy, lekarze, nauczyciele, zwykli mieszkańcy.

Nagle zrobiła się pustka

Służby jednak nie przestały krążyć wokół Krauzego i jego gdyńskich powiązań. Po tym, jak jedna z gazet napisała o rzekomej sprzedaży posiadłości w Kolibkach za złotówkę, agenci pojawili się w Urzędzie Miasta. Nie pomagały tłumaczenia, że dwór nie został sprzedany, tylko wydzierżawiony, a Krauze go wyremontował, utrzymywał i dodatkowo fundował dzieciom hipoterapię. CBA zażądała wydania 20 tysięcy dokumentów, związanych z gdyńskimi inwestycjami Ryszarda Krauzego. Później magistrat policzył, że śledztwo kosztowało gdyński samorząd 200 tys. zł. na oprogramowanie komputerowe oraz nadgodziny dla urzędników.

Nic nie znaleziono, ale już wtedy atmosfera gęstniała.

- Tytuł mojej książki nie był przypadkowy - mówi autor "Depresji miliardera". - Ryszard Krauze powiedział mi kiedyś, że sytuacje, które go wówczas spotkały, każdego by powaliły. I nagle wokół niego zrobiła się pustka.

Biznesmen wycofywał się ze sponsorowania kolejnych klubów sportowych, co nie podobało się kibicom. W dodatku rozeszła się wieść, że Ryszard Krauze , który kupił od spadkobierców przedwojennych właścicieli akcje Pierwszego Polskiego Towarzystwa Kąpieli Morskich S.A, chce walczyć o zwrot przedwojennego majątku. I to całkiem sporego, obejmującego tereny na Kamiennej Górze, dawny Dom Zdrojowy, dziś Dom Marynarza oraz kilka działek w centrum Gdyni. Sprawa oparła się o sądy. W Warszawie Krauze reaktywował też Zakłady Ogrodnicze C. Ulrich, założone w 1805 roku i przejął kilkadziesiąt hektarów na Woli.

Interesy szły coraz gorzej. W 2014 r. biznesmen przestał kierować Prokomem. Boleśnie skończyły się też marzenia o zrobieniu interesu na kazachskiej ropie. Petrolinvest miał być największą porażką biznesową Ryszarda Krauzego. Zniknął z listy najbogatszych Polaków, musiał przed pięcioma laty sprzedać swoją willę w Konstancinie.

Nieoficjalnie wiadomo, że w 2018 r. stał za projektem deweloperskim w Gdyni Orłowie. Nic z tego nie wyszło. Po Gdyni krążą opowieści, że jeszcze nie rozliczył się z innymi osobami,które miały brać udział w tym projekcie.

Zaszył się w swoim gdyńskim domu.

Wszyscy się poodwracali

Dziś niewiele osób chce rozmawiać o Ryszardzie Krauze. - Dawno go nie widziałem, nie wiem, co robi, nie mam kontaktu - powtarzają.

- Trochę przykre, bo ten facet sporo dla Gdyni zrobił - mówi Tomasz Gawiński, dziennikarz tygodnika Angora. - Wszyscy się od niego poodwracali.

Od jednego z rozmówców słyszę, że Ryszard Krauze, znacznie ograniczył kontakty towarzyskie. - Nawet nie pojawił się na ślubie swojego przyjaciela - mówi. - Kompletnie się wyłączył.

W relacjach kilku osób pojawia się określenie "finansowy dołek"". -Willa na Kamiennej Górze mu została - mówią osoby znające Krauzego -. Na dwóch domach (w tym należącym kiedyś do Janusza Leksztonia) jest pieczątka komornika. Korty też nie należą do Krauzego. Już nawet nie gra w tenisa, który był jego ukochanym sportem.

Jedyną osobą, która przyznaje, że ostatnio widziała Ryszarda Krauzego, jest Jerzy Zając.

- Spotkałem się z nim w ostatnim czasie - twierdzi były sekretarz gdyńskiego magistratu. - Był w formie bardzo dobrej, pracował nad projektami biznesowymi. Nic nie wiem na temat jego ewentualnych problemów finansowych i prawnych.

Gdyński biznesmen został zatrzymany w czwartek przez CBA w swoim gdyńskim domu. W piątek prokurator postawił mu zarzut przywłaszczenia i wyprowadzenia w latach 2010-2014 ze spółki deweloperskiej kwoty ok. 92 mln zł.

Mecenas Tymon Kulczycki, reprezentujący Ryszarda Krauzego nie komentował sprawy. Zwrócił się jedynie do dziennikarzy, by nie pokazywali twarzy i nie podawali nazwiska zatrzymanego.
W sobotę, 17 października, sąd nie zgodził się na areszt dla osób zatrzymanych w śledztwie, w tym także gdyńskiego biznesmena. Według sędzi prokuratura nie przedstawiła dowodów, które uprawdopodobniałyby popełnienie przestępstwa.- - Prokuratora założyła, że ja i Prokom, który jest wehikułem inwestycyjnym, uszczupla majątek Polnordu. A de facto i Prokom, i ja ten majątek wielokrotnie zwiększaliśmy, czyli przysporzyliśmy wartości - mówił w TVN24 Ryszard Krauze.
Prokurator zapowiedział złożenie zażalenia na decyzję sądu.
- Można już publikować nazwisko i wizerunek pana Ryszarda Krauze - stwierdził w poniedziałek, 19 bm, mecenas biznesmena.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki