Ta sprawa jest nietypowa, mieszkańca Sąpolna skazano bowiem jedynie na podstawie poszlak, mimo że nigdy nie odnaleziono ciała ofiary.
W sierpniu 1998 roku na posterunku policji w Przechlewie zjawiła się zaniepokojona matka 32-letniego Mirosława S. Jej syn nie dawał znaków życia od 10 dni. Jak mówiła kobieta, wziął koszyk i poszedł jak zwykle do pobliskiego lasu na grzyby. Ale do skupu grzybów Mirosław S. już nie dotarł. Po południu tego samego dnia widziany był w Sąpolnie i Czosnowie. Ponieważ ani zaginionego, ani jego ciała nie udało się odnaleźć, w 1999 roku postępowanie w tej sprawie zostało umorzone.
Do śledztwa policja wróciła dopiero w roku 2008. Impulsem do wznowienia dochodzenia przez policjantów z Archiwum X były ustalenia... bioenergoterapeuty z pobliskiej Płaszczycy. Twierdził on, że wahadełko wskazywało na ukrycie zwłok w zabudowaniach gospodarczych Piotra G. Policjanci dokładnie je przeszukali i nie znaleźli zwłok, ale z zeznań sąsiadów wynikało, że to Piotr G. zabił Mirosława S.
Co więcej, w stodole należącej do G. znaleziono odważnik, na którym, mimo upływu czasu, zachowały się ślady biologiczne wskazujące na to, że właśnie nim dokonano zbrodni w 1998 roku.
Sprawa miała charakter poszlakowy, a o wyroku skazującym zadecydowały w dużej mierze zeznania braci, którzy mieli pomagać Piotrowi G. w ukryciu zwłok ofiary. Oni mogli czuć się bezpiecznie, w ich przypadku przestępstwo się przedawniło.
Według ich relacji, do zbrodni miało dojść po żniwach, podczas libacji alkoholowej zorganizowanej w domu Piotra G. Między nim a Mirosławem S. już wcześniej dochodziło do rozmaitych konfliktów.
Kroplą, która przelała czarę goryczy, był... worek zboża, który Mirosław S. ukradł Piotrowi G. Piotr G. miał chwycić za metalowy odważnik i uderzyć Mirosława S. w głowę. Bracia P. przestraszyli się i uciekli. Pozostał jednak na miejscu zbrodni Waldemar Ł., który zeznał, że razem z Piotrem G. przeciągnął ciało ofiary do stodoły.
Na podwórku oskarżony miał jeszcze kopnąć wielokrotnie Mirosława S. w brzuch. W stodole, kiedy dostrzegł, że ofiara daje oznaki życia, miał - według relacji Waldemara Ł. - "pociągnąć Mirosława S. jakimś przedmiotem". Później zwłoki mężczyźni owinęli folią, drutem i wywieźli furmanką nad jezioro.
Nawet obrońcy oskarżonego nie kwestionowali, że to G. zabił Mirosława S. Ich zdaniem, jednak było to spowodowane silnym wzburzeniem, do którego przyczyniły się waśnie między sąsiadami oraz kradzież worka ze zbożem.
Postanowienie Sądu Najwyższego nie podlega zaskarżeniu. Oznacza to, że mieszkaniec Sąpolna spędzi w więzieniu jeszcze 11 lat.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?